sobota, 15 sierpnia 2015

Pantofelkiem w twarz

~~Celestia~~
Uch...Moja głowa...Boli jak diabli, a żadnych proszków nie mam...
Spróbowałam otworzyć oczy, ale światło było zbyt rażące.
-Ludzie, proszę was, wyłączcie te jupitery...
-O, obudziła się śpiąca królewna. - usłyszałam rozbawiony głos.
-Uważaj, bo ta śpiąca królewna przywali ci pantofelkiem w twarz...
Zaśmiał się, a ja podjęłam kolejną walkę, ażeby otworzyć oczy. I tym razem mi się udało. Ave ja!
Obok łóżka siedział Matt. Uśmiechał się w moją stronę, a ja spojrzałam na ręce. Całe były zabandażowane.
-No ładnie, kolejne blizny...Powinnam się już przyzwyczaić.
-Do blizn, czy do wpadania w niezłe tarapaty?
-Do jednego i drugiego.
Nagle Matt spoważniał i zapytał:
-Gdzie ty zniknęłaś na tak długo? Martwiliśmy się.
Spojrzałam na niego w szoku. Oni się o mnie martwili...?
-Kira opatrzyła cię jak mogła, bylebyś nie padła z wykrwawienia. Luke latał jak szalony po te wszystkie bandaże, opatrunki i ekwipunek medyczny jaki wpadł mu do głowy.
-Dzięki. - opuściłam głowę tak, żeby włosy zasłoniły moją twarz.
Matko jedyna, bo na pewno nie kochana, co ja im zrobiłam, że mi pomogli?
-Szkoda, że nie widziałaś Mastera, kiedy tylko wróciliśmy do Akademii.
-Chyba mnie sporo ominęło. Opowiesz mi, co się działo?

>>*Luke*<<
- Tak? - zapytałem.
- Twoi rodzice dzwonili.
Spojrzałem na dyrektorkę z widocznym niedowierzaniem. Nagle postanowili przypomnieć sobie, że mają dzieci?
- Znaleźli wam jakąś elitarną szkołę. Mają nadzieję, że niezwłocznie ich odwiedzicie, a następnie się tam przeniesiecie.
Zakląłem w myślach. Znowu? Zacisnąłem pięści. Nie mogę tak po prostu wyjechać z Akademii! Nie wiem jak Matt, ale ja mam już dość bycia grzecznym synkiem, który na każde skinienie rodziców zmienia szkołę. Myślałem, że to miała być ostatnia...
Przede mną, na biurku pojawiło się małe pudełko. Teleport.
- Chcą, żebyście ich odwiedzili jak najszybciej. Spakujecie się później.
Odwróciłem się. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju,

~~Celestia~~
-Szkoda, że nie bardzo mogę się śmiać. Z Syberii na Saharę, współczuję wam.
Matt prychnął.
-Za to ty miałaś iście przednią zabawę. Ja ci powiedziałem, co się działo, twoja kolej.
Zagryzłam lekko dolną wargę, ale przypomniało mi się, że mam jeszcze te kasety.
-Jak chcesz, to mógłbyś nawet zobaczyć, co się działo. - powiedziałam.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, do pokoju wleciał Luke. Był strasznie blady na twarzy, a przerażenie i wściekłość zawisła w powietrzu.
-Człowieku, bo pomyślę, że to ty byłeś torturowany, a nie ja. - rzuciłam, żeby jakoś rozluźnić atmosferę, choć raczej to nie podziała.
Miałam rację.
Spojrzeli tylko na mnie podejrzliwie, marszcząc brwi.
-Już nic nie mówię. - westchnęłam.

>>*Luke*<<
Nie mogę uwierzyć, że on to wszystko przyjął tak spokojnie! Nawet nie mrugnął!
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał. - I tak obaj dobrze wiemy, że odwiedzimy rodziców.
- Ale przecież tak po prostu nie zostawimy Akademii! - zaprotestowałem.
Matt posłał mi tylko  smutne spojrzenie.
- Zobaczymy.
Ugryzłem się w język. Miałem ochotę powiedzieć mu coś bardzo niemiłego. Ale był moim bratem. Nie chciałem go przepraszać. Mam swoją dumę.
Odwróciłem się. Musiałem się uspokoić. Znaleźć jakieś wyjście. Przemyśleć...
- Cześć! Jak tam? - usłyszałem znajomy głos.
Poczułem jakby moje serce spadło gdzieś w głąb brzucha. Kira. Powinienem z nią pogadać. Ale z drugiej strony, nie chciałbym jej martwić.
- Hej! - odparł Matt. - Musimy pojechać do rodziców.
Debil - przemknęło mi przez myśl.
- O, to fajnie? - bardziej zapytała niż stwierdziła. - Nigdy o nich nie mówiliście.

~~Celestia~~
Tak! Wreszcie Eve się raczyła włączyć i przyjść po mnie. Ne mówię, że było mi tu źle, ale w moim pokoju będzie mi lepiej. Nie będę się czuła tak źle, że śpię w czyimś łóżku...
Kiedy Eve wyszła na korytarz, niosąc mnie, zauważyłam Kirę, Luke'a i Matta. O ile dziewczyna była rozentuzjazmowana a Matt nieco zrezygnowany, to Luke wyglądał na wściekłego. Coś Matt wspomniał na temat ich rodziców, a humor Luke'a pogorszył się jeszcze bardziej i wyglądał tak, jakby właśnie miał trzepnąć swojego brata w łeb.
Wydaje mi się, że Luke nie jest zbyt chętny do tych odwiedzin.
- O, to fajnie? Nigdy o nich nie mówiliście.
-Luke, zamiast robić takie miny, to byś zastanowił się nad argumentami. - powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie jak na nienormalną. Westchnęłam.
-Cóż, nie wyglądasz na najszczęśliwszego, że musisz do nich jechać. Mam wrażenie, że chcesz tego uniknąć, ale nie możesz, prawda? - Luke kiwnął lekko głową. - Do tego nigdy nikomu o nich nie wspominaliście, o czym upewniła mnie Kira. Więc nie za bardzo ich lubicie, zaszli wam za skórę, czy cokolwiek. Zatem, zamiast się zapierać, to pomyśl nad jakimiś argumentami. Jakimikolwiek. Na cokolwiek. Nie wiem, o co chodzi i pewnie nie chcę wiedzieć, bo sama mam dosyć...Niemiłe doświadczenia, jeżeli chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. Nawet jeśli w to wątpię.
Eve przeszła obok nich i wniosła mnie do pokoju. Wzięła apteczkę, a ja z szafki nocnej wyjęłam proszki przeciwbólowe i zaczęłam się nimi faszerować. Nie wątpię w to, że moja noga zostanie teraz zszyta.
Po pięciu minutach robot rozwinął bandaż na mojej nodze i zaczął ją oczyszczać. Rana ciągnęła się od uda aż po kostkę. Skrzywiłam się, nie będzie to ładnie wyglądało, jak się zabliźni. Eve nawlekła nitę na igłę. No i zaczęło się zszywanie.
A ja teraz jedyne czego chciałam, to wykąpać się i położyć znowu spać.

>>*Luke*<<
Argumenty? Ta dziewczyna nie zna moich rodziców. Oni najlepiej wiedzą co jest dla nas dobre, więc nie będą nas słuchać. W końcu, osiągnięcie sukcesu w życiu jest najważniejsze, czyż nie? Każdy marzy o karierze biznesmena...
Nie miałem ochoty już z nikim gadać. Po prostu bez słowa poszedłem do pokoju.
***
- Lukie! Tęskniłam za tobą!
Mama mnie przytuliła. Odpowiedziałem tym samym. To jednak mama.
- Ale wyrosłeś!
Wzruszyłem ramionami.
Wyjechaliśmy z Akademii dwa dni po powrocie Celestii. Od tego czasu zarówno Kira jak i Matt próbowali ze mną pogadać. Nawet Master przyszedł. Oczywiście wszystko na nic.
Matt przywitał się z mamą bardziej wylewnie. Znaczy, w granicach bycia Mattem.
- Tata jeszcze jest w pracy, ale jestem pewna, że niedługo wróci.
Jak zwykle.
- Wasz pokój już na was czeka. Niedługo kolacja. Zrobiłam domową pizzę, specjalnie dla was.
- Nie jestem głodny.
Ruszyłem prosto do pokoju.

sobota, 1 sierpnia 2015

Linia Syberia-Sahara się nisko kłania, czyli wariatów dom ciąg dalszy nastąpił.

~~Celestia~~
Minęło kilka dni. Nie umiem powiedzieć ile, bo jedyne okno, jakie tu mam, prowadziło na ciemny korytarz. Co jakiś czas przychodzi do mnie ten chłopak, wyciągał z celi, kilka rundek tortur i z powrotem do celi. Za każdym razem byłam tak padnięta, że właściwie mnie wywlekano z tamtego pokoju, a zanim doczłapało się mnie do celi, mdlałam. Raany, tyle dobrego, że jestem potrzebna im żywa, a nie martwa. Co nie zmienia faktu, że wszystko mnie cholernie boli!
Ocho, przyszedł mój oprawca. I znowu od nowa...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ile razy, do cholery jasnej, mam mówić, że możesz się pieprzyć, bo i tak nic nie powiem?!
-Ile tylko zechcesz, kochana. Będziesz tu siedzieć nawet do usranej śmierci, chyba że nam powiesz wszystko, co wiesz. - powiedział bawiąc się przy tym nożem.
Pokręciłam głową. Nic nie powiem. Ot tak, z czystej złośliwości.
Uch, wygląda na to, że przejmuję cechę Shadowa - denerwowanie innych. Niedługo napiszę z tego doktorat, kurde i wyjadę do Radomia leczyć dzieci chore psychicznie.
.
..
...
Dobra, aż tak zdesperowana nie jestem.
Gościu szarpnął mnie za włosy, przybliżył miskę i zaczął mnie podtapiać. Właściwie to robi mi przysługę, w końcu nie będę taka brudna na twarzy, a zimna woda trochę mnie otrzeźwiła i lepiej się czułam.
Odkąd tutaj trafiłam, mam gorączkę, bóle serca i mięśni, trudności z oddychaniem, do tego po raz kolejny gardło mi się ściera. Zajebiście, po prostu zajebiście.

$$Master$$
Alleluja! Matt naprawił to urządzenie! Wracamy do domu!
Luke otworzył portal i poszedł przodem, zaraz za nim Kira z Poro na rękach i Matt. Zamykałem pochód.
Wyskoczyłem z portalu i zamiast zobaczyć znajomy ogród akademicki zobaczyłem...
- SAHARA?! - wydarłem się. - CZYŚ TY ZDURNIAŁ?!
Kira cofnęła się o krok, zaskoczona wybuchem, a Poro wtuliło się w jej włosy. Matt gapił się na Luke'a z mieszaniną politowania, rezygnacji i irytacji.
- Znowu żeś to rozwalił... - stwierdził, wyrywając blondynowi pudełko. - Będę musiał to naprawić.
Wciąż mierzyłem Luke'a wściekłym spojrzeniem.
- To nie moja wina! - bronił się chłopak. - Ten teleport sam tak zdecydował!
- Jasne, a ja jestem Roszpunka.
- Chłopaki, nie czas na kłótnie - wkroczyła Kira. - Lepiej poszukajmy jakiegoś miejsca, żeby się schować przed słońcem. A jeśli będziemy musieli tu nocować, to przydałoby się przynajmniej jakieś ognisko, jeśli nie chcemy zamarznąć.
Miała rację, musiałem jej to przyznać.

~*~Kira~*~
Po dość krótkim czasie spędzonym na pustyni, zaczęła mnie boleć głowa. Co chwilę miałam mroczki przed oczami i praktycznie ledwo szłam. Nie ja jedyna. Z nas wszystkich to jakoś radził sobie tylko Master. Dzielnie niósł poro i pomagał nam znajdować drogę, o ile tak można nazwać zmierzanie w tym samym kierunku i staranie się nie zacząć robić kółek.
Matt cały czas próbował naprawić teleport, ale szło mu to coraz gorzej.
W miarę jak zbliżało się południe, robiło się coraz gorzej. Szybko traciliśmy siły, byliśmy spragnieni i głodni, a schronienia nigdzie nie było widać.
Po pewnym czasie straciłam całkowicie poczucie czasu. Zresztą, praktycznie nikt oprócz Mastera nie zwracał na nic uwagi. Gdyby nie ninja, to marnie byśmy skończyli...
Nagle usłyszałam głos Mastera.
- Patrzcie!
Przed nami rozciągał się ogromny klif, rzucający ogromny cień. Ruszyliśmy w jego stronę. Wszyscy mieli już dość słońca.

~~Celestia~~
Znowu ten gość tu mi przylazł. Jakby spokoju nie mógł sobie dać, skoro i tak nic ze mnie nie wydobędzie...
-Jestem ciekaw...Jakbyś zareagowała, gdybym to ja zabił twojego chłopaka...-powiedział cicho, pewnie myśląc, że nic nie słyszę.
-Niby którego mojego chłopaka, jak to sam ująłeś? - zapytałam drwiąco.
-Shiki. - odpowiedział, zanim przemyślał całą sprawę.
Co za cham. Zatłukę go.
Nagły skok adrenaliny i przestałam czuć ból, a jedynie nieposkromioną złość i nagły przypływ siły.
Shiki był bratem bliźniakiem Tenshi'ego. Zawsze go lubiłam. A może nawet kochałam...? Był zabawny, bardziej ogarnięty od swojego brata, uroczy, miły, a jednak często sarkastyczny i wredny. Wiele razy uratował mi tyłek, a ja jego. To on znalazł mnie po tym, jak zostałam wywalona z domu na całą noc, kiedy ojciec się upił. I najwidoczniej w końcu znalazłam jego mordercę...
Wściekłość to duże niedopowiedzenie. Jednak za dużo ostatnimi czasy przeklinam, więc pominę bardziej odpowiednie słowo.
Jakimś cudem do obu dłoni pojawiły się moje sztylety. Kruk i wąż. Symbole śmierci i sprytu. Jasny gwint, kiedy ja, kurde bele, zaczęłam filozofować?! Czy jakkolwiek się to wymawia. Whatever!
Jakim cudem, tego nie wiem, ale przecięłam kajdanki i rzuciłam nożami w tego gościa. Jedno ostrze utknęło w sercu, drugie - pod pachą, przecinając jedną z żył. Jak krew trysnęła, to poleciała aż na mnie, mocno brudząc moje i tak zakrwawione resztki szmat, bo ubraniem tego nazwać już nie mogę.
Wzięłam sztylety i szybko przeszukałam trupa i zabrałam pęk kluczy. Wyszłam z pokoju.
I tutaj zaczął się mój problem - którędy, do jasnej cholery, ja mam niby stąd wyjść?!

$$Master$$
Tak! Nareszcie!
Przysięgam, nie wytrzymałbym dłużej z taką ekipą. Przyjaciele przyjaciółmi, ale co za dużo to nie zdrowo.
Matt nacisnął magiczny guziczek (oczywiście nie dał tego zrobić Luke'owi, znowu by coś zje... zepsuł. Wszyscy wskoczyliśmy do portalu. Zacisnąłem powieki, czekając aż znów stanę na twardym gruncie. Gdy poczułem ziemię pod nogami, powoli uchyliłem jedno oko.
Alleluja! Akademia!
Otworzyłem drugie oko i rozejrzałem się wokół na dobre. Akademia, a dokładniej pokój Kiry, w którym stała YoYo.

~~Celestia~~
Dobra. Zaczęłam chodzić korytarzami i zaglądałam do każdego pokoju. Jakim cudem do tej pory na nikogo nie trafiłam - nie wiem.
I tak się błąkałam, aż nie trafiłam do pokoju monitorowego.
No! Teraz mogę jakoś plan ucieczki opracować!
Podeszłam do monitorów i zaczęłam się uważnie im przyglądać, a po pięciu minutach już wiedziałam, gdzie co i jak.
Zanim wyszła, spojrzałam jeszcze na szafkę stojącą tuż obok komputera. A co mi tam.
Podeszłam do szafki i znalazłam w niej płyty. Każda była jakoś podpisana. ,,Przesłuchania", ,,Sprawy biznesowe" i tak dalej. Zabrałam wszystkie. Przynajmniej dowiem się czegoś o moim oprawcy. Co tam, że już nie żyje.
W normalnych okolicznościach pewnie byłabym przerażona faktem, że kogoś zabiłam, ale teraz to takowe okoliczności nie występują. Wyszłam z budynku.
Znacie moje szczęście, prawda?
Akurat rozległ się alarm.

~*~Kira~*~
Opowiadanie Yo co się stało trochę mi zajęło, ale było... Zabawnie.
Polubiła poro tak samo jak ja. Dość szybko osiągnięto porozumienie odnośnie jego imienia - Fuffens. Jednak nasze ochy i achy nad tym słodziakiem przerwał Matt, przypominając nam po co my właściwie polecieliśmy na Saharę! Znaczy, po co w ogóle uruchamialiśmy teleport, ta pustynia i Syberia to takie trochę faile były.
- No, więc jaki jest plan? - zapytał Master. - Tylko, błagam, niech nikt nie używa teleportów.
Chwila ciszy.
- Więc zacznijmy od wyjścia z budynku! - stwierdził z wyszczerzem Luke. - Myślę, że to będzie dobry początek.
Z racji na to, że nie mieliśmy lepszego pomysłu, po prostu wyszliśmy na zewnątrz.

~~Celestia~~
Tiaa. Moje szczęście tak bardzo.
Zaczęłam się rozglądać i w przypływie łaski z niebios znalazłam motor. Wspaniale, wiem jak zapalić i jak włączyć, ruszyć też umiem. Gorzej, że sztuka hamowania pozostawia wiele do życzenia. Ale hamulce teraz i tak nie będą przydatne.
Podeszłam. Wsiadłam. I uznałam, że włosy będą mi przeszkadzać jak cholera.
No trudno się mówi. Ale nie ma tutaj żadnego kasku, więc cały widok włosy będą mi przesłaniać.
Wyjęłam sztylet i szybkim ruchem ścięłam je dość mocno. No, trochę lepiej.
Kluczy nie ma w stacyjce. No to trzeba radzić sobie po staremu.
Odpalamy kabelkami.
Jak już to zrobiłam, dałam gaz do dechy.
O, światło reflektorów padło na mnie. Hah, jestem sławna! Odjeżdżam z wielkimi honorami!
Nawet pościg za mną dali~!
Dobra, w lewo, w prawo...Może ich zgubię...Znowu kilkukrotnie skręciłam. Boże, trzymają się jak rzep do psiego ogona!
Zmiana taktyki. Zaczęłam jechać prosto na ścianę. Nie będę skręcać. Dobrze, że dach jest nisko.
Stanęłam na siodełku i zaledwie trzy metry przed ścianą skoczyłam i turlałam się na dach. Jasny gwint, jak boli! Mało brakowało, a bym krzyknęła z bólu, ale powstrzymałam się resztami mojej silnej woli, jaka mi jeszcze pozostała.
Położyłam się płasko i spojrzałam na mój komitet gończy. Nic nie słyszałam, ale po chwili odjechali. Przynajmniej za mną idiotów wysłali, bo powinni najpierw sprawdzić, czy nie ma nigdzie moich palących się zwłok...
Dobra, chyba przestanę marudzić na moje szczęście.
Westchnęłam i otworzyłam teleport, kiedy tylko byłam pewna, że nikt mnie nie zobaczy i przeszłam przez niego. Krew zaczęła płynąć jeszcze mocniej.
Robiłam się senna. Tak bardzo chce mi się spać...
Otworzyłam drzwi do Akademii i podparłam się ściany. O matko, sprzątaczka będzie miała niezły problem z domyciem tej plamy, którą właśnie zostawiłam na podłodze...
Przede mną stanął Matt. A kiedy on tutaj wyrósł?! Kolejny ninja się znalazł?!
Byłam już tak zmęczona tym wszystkim, że upadłam. A raczej bym tak zrobiła, gdyby Matt mnie nie przytrzymał.
-Celestia, co się stało?
Tak bardzo chce mi się spać...
-Cele...
-Cel...
Nic już nie słyszę...Chcę tylko spać...
Zamknęłam oczy i odpłynęłam w przyjemną ciemność.