piątek, 26 grudnia 2014

Dodatek od Irs :)

Z okazji Świąt mam dla autorów kilka artów

Magia Świąt

 Will nie męcz Tatsu

 Czyżby Akihiro coś kombinował?
Mistle i Kira
 Matt i Luke

Znowu pod jemiołą?

 
 Ach te kocie uszka

/\__/\
\(|).(|)/

Jakby to jej wytłumaczyć

 

środa, 24 grudnia 2014

Święta

~<<YoYo>>~
- Pobudka!- krzyknęłam razem z Kirą wylewając po wiadrze wody na Matta i Luka.
Zerwali się z miejsca natychmiast, w dodatku nie wyglądali na zbyt szczęśliwych (Jakoś mnie to nie dziwi)
- Oszalałyście?!- "uprzejmie" spytał Luke.
- Nie mamy czasu, potrzebujemy was do pomocy, a nie wiedziałyśmy jak twardy macie sen.- wyjaśniła Kira.
- Postanowiłyśmy wszystko postawić na jedną kartę- uśmiechnęłam się.
- Też musiałam przeżyć jej pobudkę.-westchnęła szatynka.
- Ale po co w ogóle nas budzicie?- spytał Matt.- I dlaczego do jasne ciasnej musi to być w środku nocy?
- Otóż cały personel poleciał na swoich miotłach na zlot czarownic w Salem- zaczęłam wyjaśniać.- Czy coś takiego. Tak, czy siak nie ma ich teraz i wrócą nad ranem, oznacza to, że możemy wejść do każdego pomieszczenia i nic nam nie zrobią, a święta już jutro.
- I...?- pustka.
- Dlaczego faceci tak wolno łapią.- skomentowałam to face palmem.
- Wykorzystamy to, żeby ładnie przystroić to miejsce.- wyjaśniła za mnie Kira.
Matt i Luke zgodzili się pomóc. Dałyśmy im 3 minuty na "ogarnięcie się"i przeszliśmy do działania. Na początku trzeba było znieść wszystkie świąteczne dekoracje ze strychu. Tą część zostawiłyśmy chłopakom, bo przecież tam są pająki, a ja mam arachnofobię. W czasie penetrowania pomieszczenia ja i Kira wykorzystałyśmy okazję, weszłyśmy do kuchni i wykradłyśmy mleko i ciasteczka.
 Druga taka okazja może się już nie zdarzyć.
Po około 30 minutach wszystkie świąteczne dekoracje były na korytarzu. Zabrały one tyle miejsca, że jak ktoś nie potrafił lata to miał dość spore trudności z poruszaniem się. Ozdoby były ładne, w klasycznych kolorach świąt i w dodatku Matt zadbał o to, żeby żadna z nich nie była zepsuta.
Zaczęliśmy od przystrajania pokoi, robiliśmy to cicho, żeby nikt się nie obudził. Poszło nam to dość sprawnie. Potem wzięliśmy się za korytarze, pokoje personelu i wszystkie inne pomieszczenia. Na końcu został już tylko dach, zewnętrzna strona Akademii i ogród. Zajęło nam to trochę więcej czasu niż się spodziewaliśmy, ale w końcu na wszystkich drzewach zawisły kolorowe łańcuchy, a na dachu i ścianach lampki zawieszone przeze mnie, Kirę i Luka. Matt stał na dole i koordynował pracę. Kiedy budynek wyglądał już jak wielka choinka Luke postanowił wyczyścić komin.
Bo jak dostaniemy prezenty, jeśli św. Mikołaj nie da rady wejść przez tak brudny komin.
Wziął potrzebny sprzęt ze schowka (który też został przystrojony). Wszedł do komina i.......zaklinował się.

**Fier**
Słońce już dawno wzeszło, a mimo to jeszcze nie wyszedłem z łóżka. Co prawda ciekawił mnie fakt dlaczego cały pokój mam w ozdobach świątecznych, ale i tak stwierdziłem, że wstanę dopiero jak ktoś postanowi mnie wywalić i okaże się wystarczająco przekonywujący. Z własnej woli na tą zimnice nie wyjdę.
- Oj wyjdziesz- usłyszałem nad sobą głos Ilied. Jednak zamiast smoka nade mną stała białowłosa dziewczynka o smoczych oczach. Nie ukrywam, że zaskoczyło mnie to.
- Nauczyłam się zmieniać postać.- uśmiechnęła się widząc moją reakcję- Podoba ci się?
- Tak.
- Wstawaj, mamy Święta.- dziewczynka próbowała ściągnąć ze mnie koc.
- Ale jest zimno- Ilied mi nie odpowiedziała tylko zaczęła grzebać mi w szafie. Po chwili stała przede mną z moimi ciuchami w geście sugerującym, że mam się przebrać.
- Niech ci będzie- wziąłem ubrania wiedząc, że i tak nie wygram, a zadowolona z siebie smoczyca usiadła na biurku.
- Obchodziłeś już wcześniej Święta?- popatrzyłem na nią nieco zaskoczony.
- Kilka razy zanim babcia zmarła. Uparła się, że skoro w połowie jestem człowiekiem to powinienem je obchodzić. Ta kobieta była na tyle przekonywująca, że mój ojciec nie miał nic do gadania.- usiadłem obok smoczycy.- Na tym wzorowałaś swoją postać?- wskazałem na leżący na blacie rysunek.
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Wszystkie smoki się na kimś wzorują.
- A ty na kim?- spytała zaciekawiona.
- Nie wzorowałem się. Urodziłem się w tej postaci. Dobra, dosyć o mnie. Idziemy ubierać choinkę.
- Tak!- wykrzyczała radośnie smoczyca przybierając swoją pierwotną formę. Już mieliśmy wychodzić gdy dał się słyszeć stłumiony krzyk. Rzuciłem Ilied pytające spojrzenie.
- Luke utknął w kominie.
Parsknąłem śmiechem.
- Chodź muszę to zobaczyć.
~~~~~~~~
- Czemu Luke, nie jest mi ciebie szkoda.
- Przymknij się Fier.- usłyszałem głos chłopaka przytłumiony przez mur.
- Jak to się stało?- zapytała zaciekawiona smoczyca.
- Próbował wyczyścić komin- Matt zadawał się być zażenowany głupotom brata.
- Musimy go jakoś stamtąd wyciągnąć. Jakieś pomysły?- Kira popatrzyła na wszystkich.
- Dynamit?- pozostali spiorunowali mnie wzrokiem- Jeny. Po prostu pociągnijmy go za nogi może wylezie.
- Weźcie się pospieszcie. Co?- Luke przypomniał o swojej obecności. Nie czekając długo zabraliśmy się za wyciąganie go z komina. Niestety nie dało to zamierzonego efekt, bo wszyscy wybuchli śmiechem kiedy Ilied przypadkiem wydarła dość spory kawałek materiału ze spodni chłopaka.
- Co się tam dzieje? Ej!
- Masz dziurę na samum środku tyłka.- poinformowała go uczynnie Will nadal chichocząc.
- Co?! Wyciągnijcie mnie stąd!- Luke zaczął się rzucać, ale i tak nie mógł się wydostać. Koniec końców zlitowałem się nad nim i z pomocą kontroli nad ciemnością wywlekłem go z tego komina za co nie omieszkał mi nie podziękować. Po tym jak mnie uściskał byłem cały w sadzy. Zresztą nie tylko ja, bo chłopak rzucał się na wszystkich przy okazji brudząc. Wkurzyłem się. Prubowałem go złapać jednak był zbyt szybki. Na szczęście Luke postanowił porządnie wybrudzić Kirę. Szybko przybrałem smoczą postać i chwyciwszy chłopaka wyrzuciłem go przez okno prosto w zaspę. Dla pewności wyskoczyłem za nim i dokładnie wytarzałem go w śniegu, na koniec w nim zakopując.

**Tatsu**

Mito miał naprawdę wielkie szczęście, że upokorzenie, jakiego doznałem się opłaciło. Co prawda, nie znaleźliśmy mojego ojca, ale trafiliśmy na dość znaczący ślad i pewnie natychmiast ruszyłbym jego tropem... gdyby nie zbliżające się święta, o których przypomniałem sobie na akurat w wigilię. Musieliśmy wracać do Akademii, reszta pewnie zaczęła już przygotowania i wypadałoby im jakoś pomóc. Użyliśmy teleportu od pani dyrektor - i chwała jej za niego! Nie wiem, czy przetrwałbym próby Mita.
Kiedy pojawiliśmy się przed budynkiem szkoły, było koło południa. Ozdoby pozawieszane na budynku robiły spore wrażenie, aż zacząłem się zastanawiać, czy aby a pewno dobrze trafiliśmy. Mito gwizdnął.
-Kawał dobrej roboty.- stwierdził z uznaniem.
-Dzięki.
Odwróciliśmy się z stronę głosu. Za nami stała uśmiechnięta YoYo, a obok Matt spoglądający na coś ze zdegustowaną miną i lekkim załamaniem nerwowym. Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć, co go tak dobiło psychicznie i natychmiast zrozumiałem. Kilka metrów od nas stali pozostali uczniowie, cali pokryci sadzą i śmiejący się z Fiera i Luka, którzy szamotali się w śnieżnej zaspie. A przynajmniej tak to wyglądało i nie wiem czy chcę, wiedzieć jak do tego doszło i co oni naprawdę robią.
-Eee... Powinniśmy wiedzieć...?- zwróciłem się do niebieskowłosej i bruneta, którzy, notabene, jako jedyni nie byli brudni.
-Nie.- odpowiedział krótko Matt.
-Okej, mnie to wystarcza.- powiedział Mito, szarpiąc się ze smyczą. Aarow strasznie wyrywał się w stronę chłopaków. W końcu mój kompan nie wytrzymał i puścił uprząż, bo jakby tak nie postąpił pewnie sam wylądowałby w śniegu. Nim się obejrzeliśmy owczarek skoczył na Fiera i począł zawzięcie oczyszczać jego twarz z sadzy za pomocą języka. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem zwracając tym na siebie uwagę Will. Najpierw wyglądała na zdziwioną moim widokiem, lecz nie trwało to długo.
-Tatsuyo Otsuka...- zaczęła grobowym tonem i już wiedziałem, że mam przerąbane.
-Will.- zawtórowałem jej, uśmiechając się przy tym przymilnie i mając nadzieję, że nie zechce się mścić, za zostawianie ją na dość długo bez słowa wyjaśnienia.
Podeszła do nas żwawym krokiem, patrząc mi wyzywająco w oczy, co wyglądało dość komicznie zwłaszcza, że jest ode mnie niższa i wymamrotała przez zaciśnięte zęby:
-Są święta, więc ci odpuszczę, ale lepiej się przygotuj, bo dwudziestego siódmego grudnia zacznie się rzeźnia.
-F-fajnie.
-Przepraszam, że przerywam tę rodzinną kłótnię,- Do naszej milutkiej rozmowy wtrąciła się Mistle.- ale jeśli chcemy wyrobić się przed pierwszą gwiazdką, powinniśmy wziąć się do roboty.
Przytaknąłem bardzo ochoczo, dziękując jej w duchu za ratunek.
Szybko podzieliliśmy się zadaniami i rozpoczęliśmy przygotowania do wigilii.  

**Ilied**
Po tym jak wszyscy się już ogarnęli po ataku Luka i rozdzieliliśmy zadania w końcu razem z Fierem mieliśmy się zabrać za przystrajanie choinki. Chłopak miał przynieść ozdoby więc musiałam poczekać kolo drzewka.
- Przydała by się nam jemioła- stwierdziła w pewnym momencie Kira
- Co to jemioła?
- To taka roślina. Na święta się ją wiesza pod sufitem i jak dwie osoby pod nią staną to muszą się pocałować.
Już miałam pytać co to całowanie, ale Will przesłała mi mentalnie scenę z filmu przedstawiającą właśnie całujące się osoby. Jak tylko wizja się skończyła wrócił Fier z ozdobami. Uradowana zaczęłam skakać. Gdy chłopak odstawił karton doskoczyłam do niego i przypadkiem uderzyłam w coś ogonem.
-Ilied!- krzyk Fiera zmieszał się z donośnym trzaskiem bitego szkła. Odruchowo się cofnęłam nie wiedząc czego bardziej się bać smoka czy trzasku za mną.
- Zostały tam jeszcze jakieś ozdoby?-zapytał Matt.
- Nie. To był ostatni karton- Fier zabrał się za szukanie ocalałych ozdób- To nie ma sensu. Za dużo tego.
- I co teraz?- odezwała się zaniepokojona Will.
- Po prostu kopnę się w tą zimnice na miasto i kupię to co trzeba.
- Idę z tobą- rzuciłam szybko.
- Ilied...- Kira chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.
- Tutaj tylko coś niszczę, a tak przynajmniej na spokojne większość uszykujecie.
- Jesteś smokiem nie możesz się tak pokazać w mieście.
Nie czekając na kolejny argument po prostu przybrałam ludzką  postać. Wszyscy prócz Fiera oniemieli.
- No dobra.- szatynka skapitulowała- To załatwcie przy okazji jemiołę, a my posprzątamy.
***
Wyskoczyliśmy z portalu na skraju jakiegoś parku. Fier nauczony ostrożności pierwsze co zrobił to uważnie się rozejrzał czy nikt nas nie zauważył.
- Daj rękę, nie chcę cię zgubić.- chłopak się uśmiechnął. Pierwszy raz byłam poza Akademią więc wolałam go posłuchać. Chwyciłam jego dłoń i wyszliśmy z parku. Byłam w szoku. Otaczały nas wielkie budynki i wszędzie kręcili się ludzie. Ziemie pokrywało coś twardego po czym poruszały się takie dziwne rzeczy na kołach z ludźmi w środku.
- Co to jest?- spytałam pokazując na poruszające się rzeczy.
- Ciszej- brat nachylił się do mnie nerwowo się rozglądając- Te maszyny to samochody. Ludzie używają ich, żeby szybciej się dostać do innego miejsca, a to po czym jeżdżą to droga. Pytaj myślami o takie rzeczy. Lepiej nie zwracajmy na siebie uwagi. Białe włosy i tak wystarczająco rzucają się w oczy.- jak na potwierdzenie jego słów przechodząca obok kobieta zmierzyła nas wzrokiem.- Chodź- chłopak pociągnął mnie za sobą.
- Dokąd idziemy?
- Załatwić to co may do załatwienia i zmywamy się stąd- Fier cały czas parł do przodu.
Czemu jesteś taki nerwowy?- spytałam myślą. Chłopak gwałtownie stanął i popatrzył mi prosto w oczy. Westchnął.
- Po prostu nie raz narobiłem sobie kłopotów przez zwracanie na siebie uwagi albo wygadanie komuś kim jestem.
Więc dlatego się tak odizolowujesz od reszty?- Fier popatrzył na mnie zdziwiony- Nie myśl sobie, że tego nie zauważyłam. Za dobrze cię znam.
- O wiele za dobrze- chłopak uśmiechnął się do mnie i złapawszy mnie w pasie przyciągnął do siebie- Chodźmy.
Zaskoczył mnie jego gest, ale posłuchałam. Koniec końców i tak zrezygnował z trzymania mnie w tali, bo przyciągało to wzrok z byt wielu osób.W końcu weszliśmy do centrum handlowego o którym wcześniej opowiedział mi po drodze Fier.
- Chodź, załatwmy co mamy do załatwienia i się stąd zmywajmy.- popatrzyłam na niego naburmuszona- Przyjdziemy tu kiedyś na spokojnie, obiecuję.- chłopak się uśmiechnął. Usłyszałam fragment rozmowy stojących niedaleko kobiet. Mimo, że szeptały doskonale je słyszałam.
-Widzisz tą dwójkę. To jakaś patologia, żeby chodzić z tak młodą dziewczynką.
- Coś takiego jest przecież karalne! Powinnyśmy to zgłosić...
Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń rzuciłam się Fierowi na szyję.
- Dziękuje, braciszku!- zaskoczony chłopak się zachwiał, ale za to kobiety oniemiały.- Wiesz co? Dziwne by było gdyby ktoś przypadkiem wziął nas za parę.- powiedziałam widząc pytające spojrzenie brata. Fier szybko zrozumiał o co chodziło, a moje słowa skuteczne uciszyły plotkary. Chwyciłam chłopaka za rękę i zaczęłam ciągnąć go w jakimś kierunku byle oddalić się od gapiów. Nie przeszliśmy parę kroków, a Fier mnie podniósł i z szerokim uśmiechem na twarzy posadził mnie sobie na ramionach.
- Tak bardziej przypominamy rodzeństwo, co nie?- usłyszałam jego myśl- Nieźle zagrane, ale trochę zbyt duże widowisko.
- Ale lepsze to niż tłumaczenie się policji?- chłopak przytknął.
- Kupmy te ozdoby i się zbierajmy. Zbyt duży tłum jak na mnie.
Znaleźliśmy już trochę bombek, ale nadal to było za mało jak na ten wielki świerk który mieliśmy przystroić. I tak musieliśmy przerwać przygotowania bo oboje byliśmy głodni, co nie było dziwne w momencie jak od rana nic nie jedliśmy.
- Usiądź przy jakimś wolnym stoliku, a załatwię coś do zjedzenia.- powiedział Fier.
Martwił mnie trochę fakt, że jedyny wolny stolik był daleko od kasy do której poszedł chłopak. Usiadłam i czekałam, aż wróci. W pewnym momencie dosiadł się do mnie jakiś obcy facet.
- Co taka śliczna dziewczynka tutaj sama robi?- zapytał chłopak. Odruchowo się od niego odsunęłam jednak stolik stał przy ścianie i nie bardzo miałam jak uciec.
- Siedzę- zaalarmowałam Fiera
- Pozwól, że ci potowarzyszę. Ktoś by mógł przecież zaatakować kogoś takiego jak ty?- facet złapał dłonią moją brodę i przyciągnął mnie do siebie.
- Łapy precz od mojej siostry- za chłopakiem pojawił się Fier. Nie tyle co zaskoczony, co wystraszony koleś mnie puścił. Od smoka biła dziwna władcza aura. Sama się odruchowo odsunęłam. Fier tylko stał z wbitym wzrokiem w chłopaka i miną mówiącą: "Spadaj, albo wytrę twoimi trzewiami podłogę". Spanikowany facet rzucił się do ucieczki. Mój brat tylko odprowadził go wzrokiem. Jak tylko tamten zniknął mu z oczu Fier zwrócił się do mnie, a ta dziwna aura zaczęła znikać.
- Wszystko w porządku?- brat usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Tak- oparłam się o niego. Po tej władczej aurze nie było już śladu. Chwilę później kelnerka przyniosła nam po tortilli i kubku gorącej czekolady. Bez słowa zjedliśmy i poszliśmy kupić resztę ozdób na choinkę. Po drodzę do parku z którego mieliśmy wrócić do Akademii jakiś dzieciak próbował ukraść Fierowi portfel. Smok jednak błyskawicznie chwycił rękę sięgającą przedmiotu. Zaskoczony chłopiec próbował się wyrwać jednak smoczy uścisk był zbyt silny.
- Pość mnie!
- Puszczę jak mi powiesz dlaczego chciałeś mnie okraść.
- Puszczaj!
- Odpowiedz!- warknął Fier. Dzieciak zamilkł uparcie wpatrując się w ziemie. Szybko poinformowałam Fiera, że chłopak ma trudną sytuację w rodzinie. Smok wcisnął zaskoczonemu dzieciakowi banknot.
- Kup coś fajnego sobie i swojej siostrze- Fier się uśmiechnął i poczochrał oszołomionemu chłopcu włosy. Zostawiliśmy tak tego dzieciaka i wróciliśmy do Akademii.

~*~Mistle~*~
Kira zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie dołączył do mnie Mito oraz Tatsu. Dowiedziałam się, że mam gotować. Nigdy nie byłam w tym zbyt dobra. Właściwie, gdy kiedyś piekłam ciasto to zapomniałam dodać mąki, gdy gotowałam zupę, zapomniałam o niej i... No, nie trudno się domyślić co się z nią stało.
Kira zebrała się i poszła ogarnąć, gdyż jej ciuchy ciągle jeszcze nosiły ślady sadzy. Ja tymczasem podeszłam do książki kucharskiej, gdzie zaznaczone były niektóre przepisy. Przyjrzałam im się. "Karp z migdałami", "Barszcz czerwony" i inne tego typu, które brzmiały na dość skomplikowane.
- Chłopaki, mam nadzieję, że umiecie gotować - mruknęłam.
***
Ja, totalne beztalencie kucharskie, oraz Mito zostaliśmy zostawieni sami sobie. Żadne z nas nie miało pojęcia co robić, a ciągłe pytanie Tatsu "Co teraz?" stawało się denerwujące. Blondyn jakoś sobie radził, więc postanowił zająć się czymś trudnym - karpiem. Bez nas, gdyż bardziej mu przeszkadzaliśmy niż pomagaliśmy. Ostatecznie przydzielił nam jedno z najprostszych zadań, a my nadal nie potrafiliśmy zrobić nic sensownego. W końcu jednak zebraliśmy się i zaczęliśmy.
- Dwie szklanki mąki - przeczytał Mito.
Nasza współpraca polegała na tym, że chłopak czytał co jest potrzebne, a ja to przynosiłam. Na razie szło dobrze.
Wrzuciłam biały proszek do miski i poszłam po wodę. Dolałam odpowiednią ilość.
- Zacznij to mieszać - powiedziałam. - A ja pójdę po jajka.
- Okay - usłyszałam w odpowiedzi.
Mito podłączył mikser do prądu i włożył go do miski.
- Mito, nie powinieneś... - jednak chłopak nie posłuchał i włączył urządzenie.
Obłoczek mąki wzniósł się w powietrze, brudząc bruneta. Chłopak szybko wyłączył mikser i kichnął. Zachichotałam cicho, widząc jego zaskoczone spojrzenie.
- Mogłaś mnie ostrzec - mruknął.
- Próbowałam - odparłam.
Chłopak przetarł oczy rękoma przez co na jego twarzy powstały białe smugi. Zaśmiałam się na ten widok.
- Takie to śmieszne? - zapytał Mito.
Wziął garść mąki i sypnął nią we mnie. Zakaszlałam i usłyszałam jego chichot. Rozejrzałam się. Złapałam szklankę i napełniłam ją proszkiem. Mito był ode mnie wyższy, więc wzbiłam się w powietrze i wysypałam mu ją we włosy.
- Co wy robicie?! - usłyszeliśmy zaskoczonego Tatsu.
Mito złapał mnie za nogę i ściągnął na ziemię. Wysypał mi na włosy mąkę prosto z pudełka.
- Ej! - zawołałam, próbując jakoś uciec. Bezskutecznie.
Postanowiłam więc odpowiedzieć atakiem. W szale bitewnym nawet nie zauważyliśmy, gdy Tatsu oberwał i przerwał swoje wysiłki. W końcu usiadł z daleka od nas i nawet nie patrzył na kuchnię.
- Tatsu ma focha - stwierdziłam.
Mito obejrzał się na niego, przestając sypać mąką.
- Co? - zapytał zaskoczony.
Zmierzyłam bruneta wzrokiem. Wyglądał naprawdę dziwnie. Zachichotałam.
- Tatsu ma focha - powtórzyłam.

<<Matt>>
- Przebrałeś się już? - zapytałem, po raz n-ty pukając do drzwi pokoju mojego brata.
- Prawie! - padła odpowiedź.
Westchnąłem. W ramach protestu Luke postanowił zamknąć się w pokoju i udawać, że się przebiera. W tej chwili do szczęścia brakowało mi tylko tego...
Musiałem wymyślić jakiś sposób, żeby wyciągnąć go z pokoju. tylko co skłoniłoby go do takiego wysiłku?
- Cześć, Matt! - usłyszałem z końca korytarza.
Odpowiedź po prostu sama do mnie przyszła.
- Kira! - zawołałem. - Jak miło cię widzieć!
Usłyszałem jakieś poruszenie w pokoju mojego brata. Kilka sekund później drzwi jego pokoju stanęły otworem i na korytarzu pojawił się Luke.
- Hej! - krzyknął.
Szatynka podeszła do nas.
- Nie widzieliście gdzieś Yo? - zapytała. - Miałyśmy budować fort, ale nie mogę jej znaleźć.
Blondynowi zabłysły oczy.
- Ja też chcę! - zawołał.
***
- Aniołek! - zawołała niebieskowłosa, podziwiając swoje dzieło.
- Yo! Pomóż mi trochę! Zobacz ile oni już mają! - zawołała Kira.
Faktycznie, fort dziewczyn miał jakieś 10 cm wysokości, a nasz sięgał nam już do kolan.
- Pomogę im, bo nigdy tego nie skończą - mruknąłem, patrząc jak obie zaczęły robić aniołki ze śniegu, zamiast budować.
- Co? Zostawiasz mnie tu samego? - zapytał Luke, udając obrażonego.
- Jak widać - odparłem.
Po kilkunastu minutach obie budowle były gotowe. Nasz miał pełno strategicznych miejsc, przystosowanych do jednoczesnego rzucania śnieżek i bycia chronionym przed atakami blondyna. Wszędzie porozkładane było pełno śnieżek, mimo że ogłoszone było zawieszenie broni. Wcale nie mieliśmy zamiaru rozpętać żadnej bitwy, ale znając Luke'a postanowiliśmy się przygotować na wszystko.

~~*Kira*~~
Fort Luke'a znajdował się pod ścianą Akademii, a nasz w pobliżu kilku drzew, co okazało się kiepskim pomysłem. Blondyn przy pierwszej okazji użył swojej mocy, Przyspieszył, i uwiesił się na gałęzi drzewa, pod którym stała Yo, zrzucając na nią cały śnieg. Dziewczyna pisnęła i zaczęła krzyczeć, że Luke jest idiotą, co potwierdził Matt. Luke zaczął się śmiać i w ciągu sekundy znalazł się w swoim forcie. Niebieskowłosa użyła Podmiany i zmieniła ciuchy na suche. Ja tymczasem złapałam pierwszą lepszą śnieżkę i w ramach zemsty rzuciłam ją w blondyna. Rozbiła się na jego głowie, co wywołało śmiech po naszej stronie.
Tym właśnie sposobem rozpętała się bitwa na śnieżki.
***
Złapałam za śnieżkę i wychyliłam się z boku jednej ze ścian fortu. Zobaczyłam Luke'a i rzuciłam w niego śnieżką. Obok mnie atakowali go także Yo i Matt. Złapałam kolejną śnieżkę i wychyliłam się ponownie. Tym razem w moje ramię trafiła śnieżka. Usłyszałam tryumfalny okrzyk blondyna i odpłaciłam mu się tym samym.
Nagle znalazłam się pomiędzy naszymi fortami, sama nie wiem kiedy. Usłyszałam śmiech Luke'a i poczułam jego ramiona oplatające się wokół mojej talii.
- Żywa tarcza! - krzyknął ze śmiechem.
- Nie! Nie strzelajcie! - krzyknęłam, również się śmiejąc. - Puść mnie!
W naszą stronę poszybowały śnieżki, ale na szczęście żadna nie trafiła.
- Matt! Jak tak możesz! Pomóż mi, a nie... - zaczęłam, ale przerwała mi śnieżka, która przeleciała tuż obok mojej głowy. - Yo! Ty też przeciwko mnie?!
- Kira, przejdź na ciemną stronę mocy! - powiedział Luke. - Czyli na moją!
Śnieżki zaczęły mnie trafiać.
- Dobra!
Luke przeniósł nas do jego fortu i walka rozpoczęła się na nowo.

**Will** 
Ja i Akihiro zostaliśmy oddelegowani do nakrycia stołu. Gdy to usłyszałam odtańczyłam w duchu taniec radości. Przecież to nie może być trudne! Już wcześniej ustaliliśmy, że wigilia odbędzie się w jednym z większych pokoi, który wyglądem przypominał salon. W tym samym miejscu obchodziliśmy także urodziny Kiry... chyba powinniśmy wymyślić jakąś zmyślną nazwę dla tego pomieszczenia!
-Akihiro, pójdę do kuchni po talerze i te inne pierdoły.- oznajmiłam.- Zajmiesz się obrusami?
-Taa, jasne.- burknął.
-S-spoko.- jęknęłam. Włos mi się zjeżył na karku... czyli jego aura nadal tak źle na mnie działa.
Dotarcie do kuchni nie zajęło mi wiele czasu, aczkolwiek zajęłoby jeszcze mniej gdyby nie dorwał mnie Matt.
-Stało się coś?- zapytałam. Wyglądał na podekscytowanego. W złym tego słowa znaczeniu...
-Fier i Ilied kupili jemiołę.- oznajmił. I w sumie tyle było z naszej konwersacji, bo resztę wyczytałam sobie z jego głowy. Uśmiechnęłam się asymetrycznie.
-Nie ma sprawy.- odparłam, po czym ruszyłam w dalszą drogę.
Kiedy weszłam do kuchni zastałam tam... ostry burdel. Tak, ostry burdel, to najlepiej oddaje wygląd pomieszczenia, jak i przebywających w nim osób. Mistle próbowała wytrząsnąć z włosów mąkę, kątem oka zerkając na Mita, który z kolei stał nad głową fochniętego Tatsu i najwyraźniej próbował go nakłonić do powrotu do gotowania. Szybko połączyłam fakty i wcale nie potrzebna mi była do tego telepatia.
Westchnęłam.
-Tatsu, chodź.- powiedziałam, niczym do małego dziecka, które obraziło się, bo nie dostało lizaka.
-Nie!- pisnął.
-No, chodź.- powtórzyłam. Schyliłam się, żeby złapać go za nadgarstek i pociągnęłam do góry. Nie bez oporów, ale wstał.
-Nie będę z nimi pracował!- ponownie pisnął, pokazując palcem na Mita i Mistle.
-Oczywiście, że nie będziesz.- zgodziłam się.- Weźmiemy teraz talerze, szklanki i sztućce i pójdziemy do Akihiro, dobrze?- mówiłam powoli, żeby dokładnie zrozumiał, co mam na myśli.
-Yhym.- pokiwał głową, raz po raz pociągając nosem.
Co wyście mu zrobili z psychiką?, zapytałam telepatycznie. Niedoszli kucharze wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym uśmiechnęli się niewinnie.
Szybko wzięliśmy potrzebne rzeczy, pomagając sobie przy tym moją telepatią. Wychodząc przypomniałam sobie o czymś niezwykle ważnym i zawołałam do bruneta:
-Mito, skombinujesz mi zdalnie sterowany helikopter?
-Pewnie!... Ale po co ci?
Dzięki!- zawołałam, bez udzielenia odpowiedzi i wyszłam w ślad za blondynem.

~*~*~*~ Mito ~*~*~*~
No, więc zostałem sam z roześmianą Mistle, przez co też zaczełem się śmiać.
-Co cię tak bawi? Nadal mam mąkę w włosach?- spytała się.
-Już nie masz... ale zaraz będziesz miała!- zakomunikowałem. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni bluzy całe opakowanie mąki i wysypałem je na nią.
-Więc tak się bawimy? Pożałujesz tego!
Nawet nie zauważyłem, kiedy oberwałem roztopioną czekoladą, którą chwilę temu zajmował się Tatsu. Z włosów zaczęła spływać mi na oczy. To zagranie było definitywnie nie fair! Ale jakie słodkie...
-Pyszna czekolada, wiesz?- Oblizałem z czekolady palca.
-Powiedzmy, że ci wierzę.- mruknęła z przekąsem.- Kocham czekoladę. Szkoda, że zmarnowałam ją w taki sposób... Mogłam patrzeć, za co się chwytam, żebyw ciebie rzucić.
-Jak chcesz to podzielę się posiłkiem.- Uśmiechnąłem się, pukając palcem w polik, po którym również spływała czekolada.
-Pff! Ty zawsze tylko o jednym!- oburzyła się.
-Oj tam... przesadzasz.- rzuciłem cynicznie i już wiedziałem, że posunąłem się o krok za daleko. Nie zdążyłem zarejestrować, czym dokładnie oberwałem, ale czymś na pewno, przez co przewróciłem się i zemdlałem.
 ~*~*~*~ 
Otworzyłem oczy i ujrzałem światło. Bardzo jasne światło. Dobrze by było mieć tu jakieś okulary przeciwsłoneczne... które wisiały na mojej białej, okropnej koszuli. Czekaj, czekaj. Jakiej koszuli?! Przecież ja nie mam żadnych koszul w swojej szafie! Co tu się dzieje?
-Nic się nie dzieje.- Kobiecy głos się odezwał za mną.- A teraz wstań, młody chłopcze.
Młody chłopcze? Czy ktoś ze mnie robi żarty? Na pewno Tatsu wymyślił to, aby się na mnie odegrać. I jak znam życie to Will mu pomagała! Swoją drogą, czy ja nie miałem jej narysować zdalniesterowanego helikoptera?
-Łatwo się dekoncentrujesz.- stwierdziła ta sama osoba.
Odwróciłem się i ujrzałem przed sobą kobietę uderzająco podobną do tej z książek mojej siostry. Jak ta postać się nazywała...? Pani Świąt? Tak, chyba tak. Miała taką długą, czerwoną suknię z ozdobami świątecznymi...
-Mniejsza z tym.- Machnęła ręką.- Muszę z tobą porozmawiać. Jak tak dalej pójdzie to przez ciebie wszyscy się pokłócą i nici z gwiazdki. A ja mam już dość problemów z innymi ludźmi, którzy nie chcą obchodzić stworzonych przeze mnie świąt. Więc - ja mówię, ty słuchasz. Zrozumieliśmy się?
Pokiwałem tylko głową, nie bardzo będąc w stanie coś powiedzieć. Czym i przede wszystkim, jak mocno przywaliła mi Mistle, że zebrało mi się na takie halucynacje?
-No, więc...- zaczęła tłumaczyć mi jak mam się zachowywać (zupełnie jak jakiemuś dzieciakowi), a potem nawet podrzuciła mi pomysł na prezent dla pewnej osoby.- Więc mam rozumieć, że wszystko zrozumiałeś i nie wywiniesz żadnego numeru?
-Ma się rozumieć.- odpowiedziałem.
-To dobrze. A! Prawie bym zapomniała... to, co ci powiedziałam, ma zostać między nami. Mam nadzieję że nikomu tego nie powiesz.
Niech się pani nie martwi, nie przyznam się do takich omamów nawet pod groźbą śmierci.
-A teraz zamknij oczy, ponieważ nie chcemy, żeby ktoś w kuchni bardziej się przez ciebie wystraszył, nie? Żegnaj!
~*~*~*~
Dziwnie się czułem. Ktoś, tak przynajmniej uważam, robi mi masaż serca łącznie z wdechami ratunkowymi... ewentualnie mnie gwałci, ale wolę nawet tak nie myśleć. Zerwałem się do siadu, gwałtownie łapiąc powietrze. Gdyby nie refleks Mistle, pewnie zderzylibyśmy się głowami, a tak zdążyła się w porę odsunąć. Szybko połączyłem fakty i spojrzałem na nią pytająco, rozsiadając się wygodniej na pokrytej mąką podłodze.
-To... zostaje między nami!- zadecydowała tak władczym tonem, że aż nie śmiałem się nie zgodzić. W takich chwilach była przerażająca.- A teraz wracamy do pracy! Przez poprzednie wygłupy straciliśmy jedynego członka ekipy, który miał pojęcie o gotowaniu.
-Spokojnie, mamy przecież książkę kucharską z ilustracjami.- powiedziałem, wstając.- Załatw mi kredki i wszystko da się narysować.

>>*Luke*<<
Po skończonej bitwie poszliśmy się przebrać. Pomyślałem że sprawdzę jak idzie innym. Skierowałem się więc do kuchni. I to co tam zobaczyłem całkowicie przerosło moje oczekiwania.
Cała kuchnia była brudna. Wszędzie pełno było mąki i innych składników, które znaleźć się powinny w daniach wigilijnych. Obok Mistle stała Kira i pomagała jej wytrzepać mąkę do końca z ciuchów i włosów. Mito, również cały w białym proszku, ścierał z twarzy czekoladę. Obok Will kucała obok opartego o ścianę Tatsu, który najwyraźniej przeżywał jakieś okropne załamanie nerwowe, cały się trząsł i nie bardzo mógł wydusić z siebie cokolwiek sensownego. Jakby tego było mało za blatem siedziała ukryta Yo, która ukradkiem zwinęła skądś jeszcze trochę czekolady i właśnie konsumowała swoją zdobycz.
Przechyliłem się nad blatem tak, że moja głowa znalazła się nad dziewczyną.
- Podziel się, albo powiem reszcie, że tu jesteś - zażądałem.
Niebieskowłosa podskoczyła zaskoczona i spojrzała na mnie. Ułamała rządek czekolady i podała mi go.
- Proszę - mruknęła.
- Dziękuję - zawołałem z szerokim uśmiechem i stanąłem normalnie.
Zdecydowałem się dowiedzieć co tu się stało, a przynajmniej dlaczego Mito jest tak słodko udekorowany. Podszedłem więc do niego.
- Hej - zawołałem z uśmiechem. - Co ci się stało w twarz? - zapytałem zaczepnie.
- Najpierw ty mi powiedz co jest nie tak z twoją - odparł chłopak.
- No weź - powiedziałem. - Kto cię tak przystroił?
- Nie twój interes - odparł.
Westchnąłem. Rozejrzałem się i spostrzegłem Kirę, która chichotała. Widocznie rozbawiło ją coś co powiedziała Mistle.
Nagle doznałem olśnienia. Przecież Mistle miała gotować razem z Mitem i Tatsu! A skoro Otsuka trząsł się pod ścianą...
- Czym tak zdenerwowałeś Mistle? - zapytałem i wyszczerzyłem się do chłopaka.
- Dlaczego sądzisz, że to ona? - odpowiedział pytaniem.
- To moja błyskotliwa dedukcja - odparłem lekko zniecierpliwiony. - Więc? Palnąłeś jakąś głupotę?
Chłopak już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, gdy przerwał nam krzyk Mistle.
- Mito, narysowałeś już jakieś jedzenie?! - zawołała.
- Właśnie się za to zabieram! - odparł, po czym spojrzał na mnie. - Cóż, jak słyszysz, obowiązki wzywają.
Po czym ruszył w stronę stołu.
- I tak się dowiem! - zawołałem za nim.

*~*Tatsu*~*
Zasiedliśmy do kolacji wigilijnej, gdy na niebie pokazała się pierwsza gwiazda. A przynajmniej planowaliśmy tak zrobić, jednak szare chmury pokrywające niebo uniemożliwiły nam zobaczenie jakichkolwiek gwiazd, więc trzeba było poradzić sobie w inny sposób i to jeszcze taki, aby nie sprawić Ilied zawodu - ona najbardziej wyczekiwała gwiazdki. Przeprowadziliśmy małe głosowanie i ostatecznie stanęło na ubraniu Fiera w zapasowe, złote lampki choinkowe, działające na baterię i wypędzenie go na zewnątrz, żeby trochę polatał po niebie.
-Ale dlaczego ja?- zapytał, niezbyt zadowolony z takiego obrotu spraw.
-Ponieważ jesteś jej kochanym, słodkim braciszkiem.- YoYo uśmiechnęła się uroczo.
-Tylko pamiętaj, żeby nie przesadzać z tym zmienianiem położenia. Gwiazdy zazwyczaj się nie ruszają.- pouczyłem go, choć zapewne sam o tym doskonale wiedział. Potem wywaliliśmy go za drzwi i ruszyliśmy w drogę powrotną do salonu, gdzie Luke i Kira zabawiali Ilied.
Nigdzie nie widziałem Will i Mita. I bynajmniej nie byłem tym faktem zachwycony.
Jeśli znowu będę musiał przechodzić załamanie nerwowe, to chyba pójdę się pociąć.

**Will** 
-Masz to, o co prosiłam?- zapytałam Mita półgłosem. Ten skinął w odpowiedzi głowa i wyjął z reklamówki zdalnie sterowany helikopter.
-Ale nadal nie wiem, do czego on ci potrzebny.- powiedział. Był lekko zaniepokojony moim dziwnym zachowaniem i w duchu rozważał, czy aby nie planuję czegoś, za co i jemu się oberwie. Parsknęłam śmiechem.
-Jedyne, co nam grozi to gniew Kiry.- zapewniłam. Wyciągnęłam z obszernej kieszeni bluzy gałązkę jemioły na sznurku i przywiązałam ją do jednej z podpórek helikoptera.- Poproszę pilota.
-Trzymaj.
-Dzięki.- Szybko zapoznałam się z obsługą urządzenia, żeby przypadkiem nie pomylić klawiszy.- Patrz i podziwiaj.
Sterowane przeze mnie urządzenie wzniosło się do góry i powoli wleciało do pomieszczenia, w którym obecnie przebywała jedynie młoda smoczyca, Kira i Luke. Ilied siedziała na parapecie, tęsknym wzrokiem wpatrując się w niebo.
-Nic się nie bój, mała.- Chłopak próbował ją jakoś pocieszyć.- Zobaczysz, jeszcze chwilka i gwiazdka się pojawi. Prawdę mówię, Kira?
-Jasne.- przytaknęła. Ona jako pierwsza usłyszała buczenie, wywoływane przez helikopter i odwróciła głowę w jego stronę.- Co to jest?
-Jemioła!- pisnęła Ilied.- I zatrzymała się nad wami!- dodała jeszcze bardziej ucieszona. Kira i Luke najpierw spojrzeli w górę, potem na siebie nawzajem.- No dalej! Przecież taka tradycja!
Chyba jeszcze nigdy nie byłam z siebie taka zadowolona, pomyślałam i przybiliśmy z Mitem piątkę.

~*~Mistle~*~
Wyszłam ze swojego pokoju z zamiarem znalezienia czegoś do picia, najlepiej gorącej czekolady. Uwielbiałam czekoladę, a że na dworze padał śnieg, to była to świetna okazja. Przechodziłam korytarzem, gdy nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Obróciłam się i zobaczyłam za sobą zamyślonego Matta ze słuchawkami na uszach.
- Matt? - zapytałam.
Chłopak nie odpowiedział, najwyraźniej nawet mnie nie usłyszał. Kiepsko wyglądał. Szedł przygarbiony. Wydawał się być... szary. To chyba było najlepsze określenie. Wiedziałam, że dużo czasu spędzała z nim Kira, ja za bardzo go nie znałam, ale mimo to zmartwiłam się. Podeszłam do niego i stuknęłam go w ramię. Podskoczył zaskoczony i spojrzał na mnie. Zsunął słuchawki.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Jasne - odparł Matt. - A co?
- Nic. Tak pytam. Nie jesteś z resztą?
- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Chciałam zrobić sobie gorącą czekoladę - wyjaśniłam.
- Jasne - mruknął. - Ja już pójdę.
Nie czekając na moją odpowiedź założył słuchawki i ruszył w przeciwnym kierunku. Westchnęłam.
***
Jak to możliwe, że w całej kuchni nigdzie nie ma żadnej czekolady ani mleka? Przeszukałam już chyba wszystkie szafki. Wygląda na to, że wszystko poszło na nasze nieudane eksperymenty kulinarne.
Westchnęłam zrezygnowana. Więc pozostało mi już tylko poprzestać na herbacie.

>>*Luke*<<
Spojrzałem zaskoczony na helikopter nade mną i Kirą. Poczułem się dziwnie widząc przyczepioną do niego jemiołę. Spojrzałem na szatynkę stojącą obok mnie i zauważyłem rumieniec na jej policzkach. Na moich prawdopodobnie był podobny.
- Patrzcie, pierwsza gwiazdka!! - krzyknęła nagle Ilied, przyklejając się do okna. - Kiedy...
Ale dalej jej już nie słuchałem. Miałem takie dziwne uczucie, że albo teraz, albo nigdy. Zauważyłem w drzwiach Will, która przybijała Mitowi piątkę. Więc to ich sprawka...
Jednakże nie zastanawiając się nas tym długo pochyliłem się i pocałowałem Kirę.
***
- CO?! - usłyszałem wrzask YoYo.
Odsunąłem się od Kiry i Przyspieszyłem. Wyrwałem Will kontroler i pojawiłem się przed szatynką. Mito gdzieś zniknął. Czas wrócił do normy.
- Masz ochotę się zemścić? - zapytałem z uśmiechem, pokazując dziewczynie kontroler.
Kira przez chwilę była zaskoczona, po czym spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Jasne - odpowiedziała uśmiechem.

<<Matt>>
Wyszedłem z pokoju przy pierwszej okazji. Kiepsko się czułem. Nie chciałem psuć reszcie świąt. Jakoś nie potrafiłem cieszyć się z tego wszystkiego. Nie czułem magii świąt ani nic podobnego. Od zawsze gwiazdka kojarzyła mi się z czymś okropnym - zadbać o to, żeby Luke miał święta, odwiedzić rodzinę, której nawet nie znam i której nic nie obchodzę, ale udają że jest inaczej. Niezręczny moment przy łamaniu się opłatkiem gdy nie wiadomo nawet jak osoba obok ciebie się nazywa. Nie, święta są zdecydowanie nie dla mnie.
Poszedłem do pokoju i wyciągnąłem moje szare słuchawki. Podpiąłem je do MP3, którą dostałem na urodziny od mojego brata. Wybrałem pierwszy lepszy utwór i ruszyłem na spacer po korytarzach. Nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. Miałem potrzebę ruchu.

~~*Kira*~~
Luke złapał mnie za rękę i pociągnął na korytarz. Złapałam zaskoczone spojrzenie Yo, ale nie zdążyłam na nie zareagować.
- Gdzie my biegniemy? - zapytałam po chwili.
- Do stołówki - odparł chłopak z uśmiechem.
Niedługo później znaleźliśmy się przed drzwiami. W środku zauważyłam Mistle i Mita. Brunetka siedziała na blacie bufetu, o który opierał się chłopak. W rękach miała jakiś parujący napój, który powoli piła. Mito tymczasem rysował coś w swoim szkicowniku, czemu przyglądała się dziewczyna.
- Gotowa? - zapytał Luke.
- Jasne - mruknęłam i zachichotałam. - Aż się boję, co Mistle nam za to zrobi.
- To zemsta - mruknął chłopak. - Zwalimy na Will. Tylko na niej nikt się jeszcze nie zemścił.
Zaśmiałam się.
- Genialny plan. Ty jej to mówisz.
- Dlaczego ja? - zapytał, udając obrażonego. - To ciebie bardziej lubi!
- Ale ty umiesz szybciej uciekać! - odparłam.
Luke przez chwilę się zastanawiał.
- No w sumie racja - przyznał w końcu z uśmiechem. - Zaczynaj!
- Dobra, dobra - powiedziałam.
Wcisnęłam odpowiedni guzik, a Luke przytrzymał drzwi. Helikopter bez problemu wleciał do stołówki. Mistle usłyszała go prawie od razu. Spojrzała na niego w momencie, gdy się nad nimi zatrzymał. Mito zauważył go zaraz po niej.
Zachichotałam, widząc ich minę.

~<<YoYo>>~
Ruszyłam za Kirą i Lukiem.
Czułam, że poleje się krew, szkoda tylko, że nie wzięłam kamery i popcornu. Kiedy dogoniłam Kirę i Strusia Pędziwiatra akcja już trwała, jemioła zawisła między głowami Mistle i Mita i.......znów włączyła się pauza. Nie ruszali się dobre 5 minut. Już miałam ochotę z nudów zacząć pisać testament, kiedy pojawił się James. Szepnęłam mu polecenie na ucho, a on poleciał nawet nie chcąc niczego w zamian. Widocznie uprzykrzanie ludziom życia mu wystarczy, jesteśmy tacy podobni. James rozpędził się i odbił się od pleców Mistle w taki sposób, że dziewczyna musiała się pochylić.
Tak o to jej usta zetknęły się z ustami Mita.
- Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.-rzucił James w stronę bruneta.
Nastała cisza, sądząc wyrazach twarzy zgromadzonych tym razem wszyscy zrozumieli co "zwierzę" powiedziało.
Ten spokój nie trwał jednak długo, twarz Mistle przybrała kolor pomidora czy raczej papryczki chilli i dziewczyna ruszyła w pogoń za kotem.
-Cieszcie się, gdyby nie ja wy bylibyście teraz ścigani.-Rzuciłam w stronę Kiry i Luka.- Mimo wszystko lepiej już stąd chodźmy.

**Fier**
Nie podobał mi się ten pomysł z lampkami, ale ostatecznie i tak wkurzony na YoYo wszyłem na dwór. Wkurzyłem się na nią za tego "kochanego braciszka", co nie zmieniało faktu, ze dziewczyna miała racje. Po prostu włączyłem lampki i wzbiłem się w powietrze. Gdy znalazłem się na odpowiedniej wysokości zacząłem zataczać małe kręgi na niebie. Okazało się to bardzo złym pomysłem bo zakręciło mi się w głowie i jeszcze trochę, a został bym "spadającą gwiazdką". Po prostu zawisłem w powietrzu, co osobiście uważam za najnudniejszy ze sposobów latania. Na szczęście nie musiałem tak trwać długo.
- PIERWSZA GWIAZDKA!- usłyszałem mentalny krzyk rozradowanej smoczycy. Chwile później Will dala mi znać, że mogę już wrócić. Nie czekając dłużej po prostu złożyłem skrzydła. Wbrew pozorom spadanie jest bardzo odprężające. Zachciało mi się spać przez co za późno rozłożyłem skrzydła i runąłem w zaspę. Całe szczęście, że smocze łuski są twarde, bo zgniotłem kilka lampek. Musiałem się szybko pozbierać bo Ilied już mnie szukała. Wbiegłem do Akademii i lampki wrzuciłem do szafy, a sam pobiegłem do pomieszczenia gdzie zebrali się wszyscy. Całe szczęście, że smoczyca była zajęta zaciąganiem na "Luke" marudnego Matta. Wedle niej wszyscy musieli na wigilii być i koniec. A młodemu smokowi się nie odmawia.

**Ilied**
Po tym jak zobaczyłam gwiazdkę zaczęłam zbierać wszystkich na wigilie. W końcu sami mówili, że trzeba zacząć wraz z pierwszą gwiazdką. Najwięcej problemów było z Mattem, ale ostatecznie udało mi się go tam zaciągnąć. Fier po drodze też się znalazł. Zaczęłam wszystkim zakładać czapki Mikołajów. Akihiro od razu zerwał przedmiot z głowy.
- Nie będę nosił tego czegoś!- chłopak cisnął czapką która momentalnie się zapaliła w choinkę. Drzewko również zaczęło palić. Tatsu momentalnie wpadł w panikę i znowu się załamał. Nikt nie wiedział co robić. Tylko Fier okazał się przytomny i ugasił swoja mocą choinkę.
- Kontroluj się- warknął- Nie kontrolujesz, ani mocy, ani siebie.
Znów poczułam od brata tą dziwną aurę, chociaż nie była tak silna jak wtedy w centrum handlowym. Akihiro tylko zmierzył się z Fierem wzrokiem.

piątek, 5 grudnia 2014

Łapiemy świętego Mikołaja!

<<Matt>>
- Czego chcesz pasożycie... - powiedziałem nie otwierając oczu.
Luke potrząsał mną, aby mnie obudzić, a dzisiaj miałem zamiar się wyspać. Nie trudno zgadnąć, że nie byłem zbyt szczęśliwy.
- Wiesz który dzisiaj jest? - zapytał zadowolony, że się odezwałem.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek.
- Dlaczego budzisz mnie o tak nieludzkiej godzinie...? - zapytałem, gdy moim oczom ukazała się 4:52.
- Jak to dlaczego! - zawołał, raniąc moje uszy. - Który dzisiaj jest?!
- Piąty... - mruknąłem. - A co to ma do tego?
- Jutro Mikołajki! - krzyknął. - Musimy złapać Mikołaja!
- Co? Po co ci mikołaj?! - zapytałem, budząc się na dobre.
- Jak to po co? Po cukierki!
Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Nie piszę się na to - powiedziałem i opadłem na poduszkę.
Luke zrzucił ze mnie kołdrę.
- Piszesz!
Blondyn złapał za mój materac i zrzucił mnie razem z nim z łóżka.
- Ty to sprzątasz... - mruknąłem, układając się wygodnie na podłodze.
Usłyszałem westchnienie.
- Sam tego chciałeś...
Brat złapał mnie za kostkę i zaczął ciągnąć razem z materacem na korytarz.

>>*Luke*<<
Moje argumenty okazały się na tyle przekonywujące, że już po 6 minutach Matt był gotowy. Oznaczało to, że jeszcze przed piątą obudzimy Kirę! Ruszyliśmy w stronę jej pokoju.
- Właściwie to po co mamy wstać tak wcześnie? Mikołaj przychodzi dopiero jutro w nocy... - zapytał brunet.
- Jak to po co! - krzyknąłem. - Musimy się dobrze przygotować!
Matt już więcej o nic nie pytał.
Dotarliśmy pod drzwi i załomotałem w nie.
- Kira! Wstawaj! - krzyknąłem.
- Czy ty wiesz która jest godzina?! - usłyszałem w odpowiedzi.
- Wiem! Ale musimy złapać świętego Mikołaja!
- To go sobie łapcie!
- Musisz nam pomóc! - spróbowałem znów.
- Nic nie muszę! Daj mi spać! - odkrzyknęła.
- Jak go złapiemy to będziemy mieć pełno czekolady! - krzyknąłem, wiedząc, że Kira ją wprost uwielbia.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Przekonałeś mnie!
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich szatynka w piżamie i szlafroku, rozczesująca włosy.
- Będę gotowa za pięć minut! - dodała.

~~*Kira*~~
Ledwo skończyłam mówić, a otworzyły się drzwi sąsiedniego pokoju. Wyszła z nich Mistle, z miną mówiącą, że zabije tych, którzy ją obudzili.
- Czy wy wiecie która jest godzina? - zapytała powoli.
- No ale święty Mikołaj! - zawołał Luke.
- A co ma do godziny święty Mikołaj?
- Czekoladę - dodałam.
Mistle najwyraźniej nic nie zrozumiała z naszej wypowiedzi.
- Nie zabijcie się. I bądźcie ciszej. Mam zamiar jeszcze pospać - oznajmiła i wróciła do pokoju.
***
Gdy tylko się ubrałam, co zajęło jednak trochę więcej niż przewidywałam, spotkałam się z chłopakami w stołówce. Jedli śniadanie. Luke coś opowiadał, lecz gdy tylko mnie zobaczył, zamilkł i wskazał na bufet.
- Weź sobie śniadanie - powiedział. - I będziemy mogli zacząć.
Nie do końca wiedziałam co mieliśmy rozpocząć, ale byłam głodna, więc posłuchałam. Znalazłam jakieś tosty i dżem i wróciłam do stolika.
- Więc? - zapytałam siadając.
- Plan jest taki - powiedział konspiracyjnym szeptem Luke, czym wywołał mój śmiech - cicho mi tam! Ja tu plan wyjaśniam! Zostawimy wszystkich buty na dole przed wejściem. Na wszelki wypadek umieścimy w kominku obok pułapkę. My się ukryjemy w szafie. Będziemy w nocy zmieniać warty - oznajmił.
- Myślałem że wymyślisz coś lepszego - stwierdził Matt. - Zwykle jesteś bardziej kreatywny!
- No ale co mam tu wymyślać? Im prostszy plan tym lepszy! - zawołał.
- Przemyśl go jeszcze - mruknął Matt.

**Fier**
- O czym gadacie?- spytałem pojawiając się za chłopakami i Kirą.
- Fier, jak ty?- spytała zaskoczona szatynka.
- Ostatnio wyczaiłem, że mogę zmieniać się w cień. Fajnie, nie?-nic nie powiedzieli, więc po prostu usiadłem obok Matta.
- Co ty tutaj robisz o tej godzinie?- spytał chłopak
- Mógłbym was spytać o to samo- powiedziałem zabierając czarnowłosemu kanapkę.
- Ej, to moje!- chłopak próbował odzyskać jedzenie.
- Już nie- wziąłem gryza- To o czym tak dyskutujecie?
- Będziemy łapać Mikołaja- wyszczerzył się Luke.
- Czasami święta nie są dopiero za parę tygodni?- zapytałem.
- Pokręciło ci się- poinformowała mnie uczynnie Kira- Jutro są Mikołajki. Na noc stawia się buty koło drzwi, a rano są w nich...
- SŁODYCZE!- wykrzyknął entuzjastycznie blondyn.
- Które przynosi Mikołaj. I to właśnie jego chce złapać Luke- dokończył Matt.
- Co tylko ja? Wy też go łapiecie- oburzył się chłopak.
- Zmusiłeś mnie do tego
- Wcale nie
- Właśnie, że tak
- Nie
- Tak
Obserwowałem kłócących się braci jedząc. Jak już skończyłem kanapkę czarnowłosego spojrzałem w talerz Luka. Naczynie momentalnie znikło. Nieco zaskoczony przeniosłem wzrok na chłopaka.
- Wara od mojego jedzenia. Zrób sobie swoje- warknął.
- Nie chce mi się- powiedziałem biorąc czyiś kubek- Fu! Koto nie słodzi herbaty?- usłyszałem ciche śmiechy Luka i Kiry. Matt tylko patrzył na mnie z politowaniem.

**Ilied**
- I widzisz wyszło ci bokiem podjadanie- powiedziałam wskakując Fier'owii na ramie.
- Mówi ta która zjadła mi całą paczkę Pocky i potem bolał ją brzuch- brat popatrzył na mnie naburmuszony.
- Skąd mogłam wiedzieć, że tak się stanie?
- Już dobrze, nie kłóćcie się- powiedziała Kira, chcąc nie dopuścić do kolejnej kłótni.
- To on zaczął- oburzyłam się.
- Wcale nie
- Właśnie, że tak!
- Dajcie już spokój, co?-  przerwał nam Matt. Prychnęłam i poszłam sobie wziąć coś do jedzenia. Fier zrobił to samo. Kiedy już siedzieliśmy Luke nas zapytał:
- To łapiecie razem z nami Mikołaja?
- A zjemy go potem?- zapytałam. Fier wybuchł śmiechem, a Matt przejechał ręką po twarzy mrucząc coś pod nosem.
- Nie, Ilied- powiedział smok, gdy przestał się śmiać- Złapiemy Mikołaja, żeby nam dał więcej dobrych rzeczy do jedzenia.- przekręciłam łepek na bok nie do końca łapiąc o co chodzi z tym całym Mikołajem.
- A co jeśli go nie złapiemy?- zapytałam w końcu.
- Będziemy polować na gwiazdora- wyszczerzył się Luke.
-  O nie. Do tego mnie nie zmusisz- Matt poinformował brata.
- Ale no weź. Będzie fajnie!

~~Will~~
Wślizgnęłam się cichutko do stołówki, od razu zauważając przyjaciół. Oni raczej nie zwrócili na mnie uwagi, ale ja wiedziałam o ich obecności jeszcze zanim weszłam. Postanowiłam trochę rzadziej blokować umysł, a ich myśli usłyszałabym nawet na drugim końcu Akademii. Moje śniadanie polegało na herbacie ziołowej i herbatnikach, toteż przygotowanie go nie zajęło mi dużo czasu i już po chwili przysiadłam się do rozmawiających.
-A ja tam nie wierzę w  świętego Mikołaja.- powiedziałam na przywitanie.
-Hm? Dlaczego?- zainteresował się Luke. W jego mniemaniu niewierzenie w Mikołaja było awykonalne i właśnie zastanawiał się jaki okrutny człowiek mnie wychowywał. Uśmiechnęłam  się cierpko.
Trzeba było jednak blokować umysł., pomyślałam.
-Normalnie.- Wzruszyłam ramionami.- Wierzę, że Mikołaj, później ogłoszony świętym żył dawno, dawno temu, ale nie wmówicie mi, że pulchny dziadek z bujną brodą lata po świecie saniami, przyodziany w czerwony kubraczek.- Na koniec mojego wywodu ugryzłam kawałek ciastka i popiłam gorącym napojem.
-W takim razie chodź z nami na misję to się przekonasz!- rozkazał Luke. Chyba pojechałam mu po ambicjach. Cóż, przynajmniej wiadomo kto wymyślał ten chory plan.
-Mogę iść. Nie mam nic do roboty.- zgodziłam się.- Ale i tak sądzę, że jedyne, co tej nocy złapiemy, to przeziębienie.- stwierdziłam, kierując wzrok w stronę okna. Pogoda na zewnątrz była raczej bura, nie wspominając o zimnym wietrze.
-Ciekawe, czy w tym roku spadnie śnieg.- Kira postanowiła zmienić temat.
-Wszystko na to wskazuje.- zgodził się Fier.
-A co to śnieg?- zapytała Ilied.
Zaczęłyśmy z Kirą i Fierem tłumaczyć jej, o co dokładnie chodzi, podczas gdy Luke zadręczał brata kolejnymi szczegółami swojego genialnego planu.

~*~Mistle~*~
Gdy weszłam do stołówki przywitała mnie grupka osób dyskutujących na temat świętego Mikołaja. Nie żebym jakoś bardzo w to wierzyła, nie obchodziłam jego święta dopóki nie poznałam Kiry. Chociaż nawet wtedy bardziej chodziło o czekoladę niż o istotę tych świąt. Nie sądziłam że ktokolwiek jeszcze w to wierzy.
Zgarnęłam płatki z mlekiem i przysiadłam się.
- Biorąc pod uwagę, że to plan Luke'a to jestem szczerze zdumiona, że jeszcze nic nie zniszczyliście ani nie zrobiliście sobie krzywdy - stwierdziłam, zabierając się za śniadanie.
- Mówi się dzień dobry, a nie krytykuje od rana - odparł przekornie blondyn.
Pochwyciłam wdzięczne spojrzenie Matta. Widocznie właśnie uwolniłam go od wysłuchiwania planów brata.
- Pewnie byłabym milsza, gdybyście o piątej rano mnie nie obudzili - odparłam.
- Zgaduję, że mogliśmy być cichsi - powiedziała Kira z przepraszającym uśmiechem, nie pozwalając nam kontynuować.
Luke strzelił focha i więcej na mnie nie spojrzał, więc do wyjaśniania mi jego genialnego planu przystąpili pozostali.
***
Około godziny szesnastej zaczęło się ściemniać i wtedy też zaczęliśmy przygotowania. Fier rozpalił ogień w każdym kominku, aby Mikołaj na pewno wszedł do odpowiedniego miejsca. Standardowo towarzyszyła mu Ilied. Kira z Will poszły załatwić buty od każdego (w sumie nie dziwiłam się temu wyborowi, były chyba najbardziej neutralne i stanowiły najmniejsze ryzyko wszczęcia kłótni, a poza tym Will mogła załatwić buty Tatsu, a Kira te YoYo). Ja razem z braćmi zaczęliśmy wszystko szykować. Ostatecznie za radą brata, Luke zgodził się przenieść całą imprezę do jednego z pokoi na piętrze. Uznali że w holu jest mało miejsc do ukrycia się i mieli rację. Na wypadek gdyby Mikołaj uciekał, miejsce, które wybrali było oddzielone od wyjścia całym labiryntem schodów i korytarzy. Matt wykorzystał swoje umiejętności i zaczął wzmacniać podłogę w szafie, do której wszyscy mieliśmy wejść (nie powiem, napawało mnie to przerażeniem, nie wyobrażałam sobie siebie tak blisko Luka chociaż przez pięć minut, co dopiero przez cały wieczór), a Luke szykował jakąś pułapkę. Udało mi się wymigać i zajęłam zaszczytne miejsce obok okna, podpierając ścianę. Zaczęłam też myśleć jak się wykpić z siedzenia z ferajną w szafie tak, aby nikt się nie obraził.

<<Matt>>
Nie każdy miał ochotę siedzieć w szafie, ale siła argumentów Luke'a zwykle wygrywała. Może nie były całkowicie poprawne, ze względu na to, że prawie nikt oprócz niego nie wierzył w Mikołaja, ale Ilied bardzo chciała dostać cukierki, a z nią nikt się nie kłócił. Raczej nie mieli serca powiedzieć jej, że nie wierzą w świętego.
Wzmocniłem dno największej szafy jaką znaleźliśmy deskami, ale nie było gwarancji, że wytrzymają nasz ciężar. W sumie to nawet nie wierzyłem że się nie zawali, ale więcej zrobić się nie dało. Szafa nie prezentowała się zbyt dobrze, było jasne że mimo wszystko będzie ciasno, ale cóż zrobić.
- Jak długo jeszcze musimy czekać? - zapytał ze znudzeniem Fier.
- Dopóki nie przyjdzie Mikołaj - odparł Luke.
- A kiedy przyjdzie Mikołaj?
- W nocy - rzucił blondyn.
- W nocy to znaczy o której? - dociekał chłopak.
- Nie wiem o której! - nie wytrzymał mój brat.
Blondyn zmierzył Fiera zabójczym spojrzeniem, ale Kira postanowiła nie dopuścić do dalszego rozwoju kłótni.
- Luke, chodźmy po coś do picia i jedzenia, nie wiadomo jak długo będziemy tu siedzieć - powiedziała, łapiąc chłopaka za ramię i wyciągając z pokoju.
Odetchnąłem z ulgą, widząc, że wojna jednak nie wybuchnie.

~~*Kira*~~
- Uspokoiłeś się już? - zapytałam, gdy minęliśmy kilka korytarzy.
- Yhm.
- Postaraj się nie kłócić. Jak tak dalej pójdzie to nie wytrzymacie razem w jednej szafie - powiedziałam.
Zachciało mi się śmiać, gdy pomyślałam o tym co mogłoby się stać, ale z drugiej strony mogli sobie zrobić krzywdę, więc lepiej było nie ryzykować.
Szliśmy przez chwilę w ciszy, jednak Luke zbyt długo nie wytrzymał.
- Kira? - zapytał. - Wierzysz w Mikołaja?
Wzruszyłam ramionami.
- Od małego wszyscy mówili mi że Mikołaj nie istnieje - mruknęłam. - Ale chciałabym żeby istniał.
Doszliśmy do stołówki. Chłopak cicho uchylił drzwi i rozejrzał się.
- Poczekaj tu - mruknął.
Mrugnęłam, a on stał obok mnie. Odskoczyłam wystraszona.
Luke zachichotał.
- Czyżbyś się wystraszyła?
- Nie rób tak więcej! - warknęłam.
- Dobra, dobra. Kucharki nie ma. Można wchodzić - powiedział.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Luke szedł za mną i dalej chichotał. Przeszłam przez salę i weszłam do kuchni. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że mają całkiem spory zapas krwiożerczej galaretki. Poza tym nie było zbyt wiele, zwłaszcza jadalnych rzeczy.
- Znajdź tu coś czym się nie otrujemy - mruknęłam i podeszłam do najbliższej szafki.
- Przecież rano jeszcze było wszystko normalne - odparł Luke.
- No ale już nie jest.
Otworzyłam szafkę i szybkim ruchem ją zamknęłam. Zapleśniałe kanapki, którym chyba wyrosły już nogi prawie się na mnie wysypały. Ohydztwo.
Na następnej półce znalazłam kilka kartonów soku i butelkę wody mineralnej. Zgarnęłam je i położyłam na stole, obok kilku owoców Luke'a.

>>*Luke*<<
Po kilku godzinach siedzenia w szafie zegar wybił północ, a nasze zapasy dramatycznie się skurczyły. Jakieś pół godziny wcześniej Mistle zasnęła oparta o Kirę, a Kira o mnie, więc starałem się za bardzo nie ruszać. Fier grał z Ilied w jakąś grę, bo bardzo chciała dotrwać do spotkania z Mikołajem, a Will chyba drzemała oparta o jedną ze ścian, ale nie byłem pewny, bo nie widziałem jej dokładnie. Matt po drugiej stronie bawił się kulkami z metalu, formując z nich różne kształty. Chyba nie chciał zasnąć, żeby się upewnić, czy się nie pobiję z Fierem.
Sięgnąłem po butelkę wody i wziąłem łyka. Miałem nadzieję, że to mnie trochę orzeźwi.
Spojrzałem przez szparę między drzwiami. Wciąż pokój był pusty. Już miałem się odsunąć, gdy nagle drzwi stanęły otworem. Zobaczyłem wielki worek, na tyle duży żeby zasłaniał swojego właściciela.
- Wstawajcie - szepnąłem, potrząsając ramieniem Kiry.
- C-co? - zapytała zaspana.
- Mikołaj!
Ilied podskoczyła i podleciała do drzwi, otwierając je. Ruszyła w stronę worka, a Fier zaraz za nią. Ja Przyspieszyłem i złapałem za worek przybysza. Pozostali też się zerwali.
Postać szarpnęła worek, ale go nie puściłem. Zanim się zorientowałem Mikołaj zniknął, a ja zostałem z workiem w ręce.
- Widziałam go! - usłyszałem radosny pisk Ilied.
Smoczyca zaczęła opisywać Fierowi mężczyznę. Pozostali zgromadzili się obok mnie. Otworzyłem worek i moim oczom ukazała się... Nicość. Worek był pusty.
- Jak to możliwe?! - zapytałem.
- Chyba byliśmy ostatni - mruknął Matt. - Zobaczcie.
Nasze buty były pełne cukierków i czekolad. Uśmiechnąłem się.
- Jak dla mnie może być - stwierdziłem.