sobota, 27 czerwca 2015

"Normalny" dzień

Zdawało mi się, że to będzie normalny dzień, bynajmniej w miejscu takim jak to. 
Miałem racje, mimo że dziwiły mnie pewne rzeczy, np. uczniowie niechodzący na lekcje jak i krwiożercze galaretki w kuchni, na które natknąłem się przypadkiem, nie wyszły z tego cało. Najbardziej urzekły mnie jednak zajęcia prowadzone przez indywidualnego nauczyciela.
Mój poranek wyglądał tak jak zazwyczaj, czyli po przebudzeniu się wziąłem szybki prysznic, po którym udałem się do "stołówki" na "śniadanie", jednak gdy zobaczyłem tą maź na talerzu, odechciało mi się jeść. Swoje kroki skierowałem do sekretariatu, żeby zapytać o drogę do sali, w której miały się odbywać moje zajęcia. Po otrzymaniu potrzebnych informacji skierowałem się w tamtym kierunku.
~~~~~~
Gdy trafiłem w wyznaczone miejsce byłem zdziwiony, był to pokój, a w nim dwie ławki i dwa krzesła, jedno nauczycielskie, a drugie uczniowskie, była także tablica na której widniały nieudolne próby tworzenia znaków alchemicznych, a nad nią wisiał obraz przedstawiający Szatana, nie tego czerwonego człowieczka z rogami, lecz prawdziwego, wskazującego jedną ręką w górę, a drugą w dół z łacińskim podpisem "Ut supra, ita infra", czyli jak w niebiosach, tak i w piekle. Z niecierpliwością wyczekiwałem nauczyciela, aż go zobaczę i poznam.
~~~~~~ 
Po dłuższe chwili wyczekiwania przyszedł nauczyciel, jego wygląd był wręcz zbijający z nóg. Był on pół elfem o ciemnych, zdumiewająco matowych włosach. Zdziwił się jak mnie zobaczył, uprzedzono go, że uczniowie nie mają w zwyczaju chodzić na lekcje, wspomnieli mu również o tym, że jestem aniołem i że raczej mnie już niczego nadzwyczajnego nie nauczy. Pierwszym poruszonym naszym tematem był znak na tablicy, który w oczekiwaniu zdążyłem poprawić. dyskutowaliśmy o bytach wyższych, gdyż nigdy wcześniej nie miał z nimi kontaktu. Zanim się spostrzegliśmy zapadł wieczór, co oznaczało, że lekcje dawno się skończyły. Niestety.Wróciłem do swojego pokoju, zasnąłem bez problemu, nie mogąc się doczekać kolejnego dnia.

sobota, 20 czerwca 2015

Trzeba iść do przodu.

***Tatsu***

Zapukałem do drzwi i po usłyszeniu odpowiedzi wszedłem do środka. Gabinet dyrektorki ani trochę się nie zmienił - te same meble, nieciekawy kolor ścian i brązowy dywan i zawalone papierami biurko, za którym siedziała starsza kobieta w marynarce i długiej spódnicy.
-Chciałeś czegoś?- zapytała bez większych emocji, nawet na mnie nie patrząc.
Wziąłem głęboki oddech jeszcze raz zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł.
-Tak. Wypisać się z akademii.- stwierdziłem w końcu.
Razem z tymi słowami coś ze mnie uleciało. Poczułem się swobodniej i lżej niż zwykle. Prawda jest taka, że od początku się tu nie odnajdowałem. Może nie wyglądam, ale mam bardzo antyspołeczną naturę i wciąż powiększająca się liczba uczniów tylko mnie przytłaczała. Zwłaszcza, że wcześniej byłem uczony w domu. Nigdy nie uczęszczałem do szkoły, a jedyną moją rówieśnicą zawsze była Will. Właściwie... to nawet będzie mi jej brakować.
Dyrektorka oderwała wzrok od jakiegoś dokumentu zapisanego tak drobnym druczkiem, że aż dziw bierze, że nie czytała go przez lupę. Spojrzała na mnie znad okularów.
-Jesteś pewien?- To pytanie było czystą formalnością i oboje o tym wiedzieliśmy.
Skinąłem głową.
-Widzę, że już zabrałeś swoje rzeczy, więc oddaj klucz do pokoju i możesz iść.
Położyłem żądany przedmiot na jej biurku i wyszedłem, nie oglądając się.

***Will***

Poprawiłam plecak na ramionach. Nie był ciężki, bo miałam raptem cztery stroje, które nosiłam na zmianę i parę mniejszych pierdół tych potrzebnych, jak i nie. To i tak sporo. Kiedy pojawiłam się w akademii nie miałam ze sobą nic poza tym, w czym stałam.
Uśmiechnęłam się do siebie i oparłam tyłkiem o bramę główną.
Nie musiałam długo czekać. Już po chwili zobaczyłam blond czuprynę Tatsu, kiedy żwawym krokiem zmierzał w moją stronę. Ten krok przestał być taki pewny, gdy w końcu mnie zobaczył.
-Co ty tu...?- wydukał.
-Serio chciałeś pójść beze mnie?- Wygięłam usta w podkówkę, udając smutną. Nie minęła sekunda, a wyraz mojej twarzy diametralnie się zmienił.- I myślałeś, że się nie dowiem?
Westchnął.
-Will.- zaczął.- Tu jest twoje miejsce. Twój dom.
-Dom jest tam, gdzie serce twe.- odparłam, krzyżując ręce na piersiach.
Spróbował innej taktyki.
-Nie szkoda ci przyjaciół? Luka? Mistle? Kiry?
-A tobie?
Zawsze umiałam skutecznie zamknąć mu usta.
Co to za pytanie? Oczywiście, że mi szkoda. Nam obu. Akademia Niezwykłości jest rajem, ale nie można w niej spędzić całego życia. Trzeba iść do przodu. 
Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przeszłam przez bramę, a brat ruszył za mną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to.... do zobaczenia? ^^

sobota, 13 czerwca 2015

Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów?

~~Celestia~~
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam do łazienki. Wyjęłam z szafki kilka jasnych pasemek i wpięłam je we włosy, związałam w wysoką kitkę, po czym wyjęłam soczewki i je również założyłam. Wyszłam z łazienki i odłożyłam okulary na biurko, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam krótkie czarne spodenki, białą bluzkę na krótki rękaw i po chwili zastanowienia także lekką czarną kurtkę sięgającą mi do połowy talii(nie ma to jak brak pomysłu opisu-dop.aut.). Wrzuciłam portfel do kieszeni i wyszłam z pokoju.
Po drodze na nikogo się nie natknęłam, co było mi nawet na rękę. Przynajmniej nie mam teraz odpytki z mojej rozmowy telefonicznej. Wyszłam z Akademii i kiedy przechodziłam przez portal poczułam, że ktoś mnie obserwuje, ale było już za późno - zostałam wchłonięta przez wir.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Luna!
Po chwili coś, a może raczej ktoś, zwalił mnie z nóg. Po burzy czerwonych włosów rozpoznałam, że była to Itani.
-Zarąbiście ciebie znowu zobaczyć, moja droga! - zawołała. - I wreszcie Tenshi będzie miał kogo przytulić.
Parsknęłam z rozbawieniem. Odkąd pamiętam ten chłopak kochał po prostu przytulać się do każdej dziewczyny, nie ważne, czy wolna czy zajęta. Tenshi powiedział, że to wszystko przez to, że nigdy nie miał siostry, więc na zmianę przytula się do mnie lub do Itani. Ewentualnie do swojej obecnej dziewczyny.
Itani odsunęła się, tylko po to, żeby teraz właśnie Tenshi mnie zabił w swoim uścisku.
O ile Itani była delikatna i drobna (a i tak jest śmiertelnie niebezpieczna), to Tenshi był wysoki, umięśniony i ładnie opalony. Fioletowe włosy miał związane w kitkę, a magentowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
-Miło cię znowu zobaczyć, Luna. W końcu możemy się o coś założyć!
Zaśmiałam się i pokiwałam głową.
-O co tym razem?
-Hmm...Kto więcej wypije najgorszego drinka Shadowa?
-Nie, to już było. - odpowiedziałam. - A tak w ogóle to gdzie ten denerwujący osobnik jest?
-Nadal jest związany na krześle. - wyszczerzyła się Itani.
Pokręciłam głową, a czerwonowłosa wskazała Shadowa.
Ma tylko jedną zaletę. Jest przystojny.
Delikatne rysy twarzy, czarne oczy i półdługie blond włosy. Dziewczyny się za nim uganiają, i z tego, co zauważyłam, nie tylko one.
Może przesadzam z tym, że to jego jedyna zaleta, ale na dłuższą metę tak to wygląda. Denerwuje wszystkich dookoła, robi głupie żarty, brak mu instynktu samozachowawczego, zachowuje się jak dziecko. Ale z drugiej strony to właśnie Shadow - jeżeli będzie zachowywał się inaczej, trzeba zacząć podejrzewać o jakąś podmianę. Jemu inna osobowość po prostu nie pasuje.
Właśnie blondyn siedział zakneblowany i związany na krześle. Uśmiechnęłam się wrednie i wyjęłam aparat.
-Będzie kiedyś z tego niezły szantaż. A myślał, że nigdy nie da się związać!
Reszta się zaśmiała, tylko Shadow wyglądał na wielce oburzonego stwierdzeniem. Rany, jak ja za nimi tęskniłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wyszłam z klubu, machając wszystkim na pożegnanie. To był zdecydowanie męczący dzień.
Było już ciemno, kiedy szłam główną ulicą. Przechodząc koło wąskiej uliczki usłyszałam pojękiwania. I śmiech. Zmarszczyłam brwi i po cichu weszłam do zaułka.
Dwóch facetów właśnie znęcało się nad trzecim gościem. Biedak był cały we krwi. Wściekłam się.
No jak tak można słabszego atakować!
Podeszłam do nich od tyłu, po czym podcięłam jednemu nogi, a drugiego zdzieliłam pięścią przez łeb. Leżącego kopnęłam odpowiednio w skroń, po chwili drugiego też pozbawiłam przytomności. Podeszłam do tamtego gościa i spytałam:
-Nic ci nie jest?
Podałam mu rękę, ten ją przyjął i uśmiechnął się nieco przerażająco.
-O tak, teraz tak...
I po chwili poczułam mocne uderzenie w głowę. Przed oczami mi pociemniało, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak tamten gościu mówił:
-No to zobaczymy, co ta lala nam powie o swoich znajomych z mocami...

~*~Kira~*~
Gdy Celestia nie pojawiła się drugi dzień z rzędu, postanowiliśmy jej poszukać. Master widział jak wchodziła do jakiegoś portalu, ale nie wiedział dokąd on prowadził. Zresztą, nie mieliśmy pojęcia jak jej szukać.
Na szczęście, Master postanowił nas oświecić. Mam nadzieję, że rozumiecie, że to "szczęście" wcale takie szczęśliwe nie było.
Ninja zwinął skądś teleport i zabrał ze sobą mnie, Luke'a i Matta. Mieliśmy iść do miasta, szukać Celestii.
Niestety, zamiast do miasta trafiliśmy na... Syberię? Islandię? Nie byłam pewna. Wiedziałam tylko jedno - jeśli skądś nie wytrzasnę czegoś cieplejszego niż moja koszulka z krótkim rękawem, to zaraz zamarznę. Śnieg do kolan, a my ubrani na lato...
- Ups... - mruknął Master. - Chyba coś nie pykło.
- Ch-chyba? - zapytałam, cała się trzęsąc.
Bracia, ubrani podobnie do mnie, wyglądali na delikatnie mówiąc niezadowolonych.

$$Master$$
Spojrzałem na przemarzniętą Kirę. Jako jedyna miała na sobie krótki rękaw. Cała się trzęsła. Przeniosłem wzrok na braci, którzy, gdyby mogli, pewnie by mnie teraz dusili. Na szczęście, obecność Kiry ich od tego powstrzymała.
- Nie chciałem? - rzuciłem.
Wszystkim było już BARDZO zimno, a my zamiast się ruszyć, staliśmy na środku jakiegoś zaśnieżonego pola.
Zdjąłem kurtkę i zarzuciłem ją na Kirę.
- A teraz idziemy na południe! - zarządziłem.
- Dlaczego akurat tam? - zapytał Matt.
- Bo na południu jest ciepło.
W tym momencie chyba naprawdę było im ciężko powstrzymać się przed zabiciem mnie.
~~*~~
Po Jakichś trzydziestu minutach znalazłem jaskinię, w której się schroniliśmy. Bracia rozpalili ognisko i skupili się na ogrzewaniu siebie nawzajem i Kiry.
Gdy wszystkim było już na tyle ciepło na ile to możliwe, postanowiłem sprawdzić co się kryje w głębi jaskini (tak, wiem, genialny plan, zwłaszcza że siedzieliśmy w niej już jakiś czas).
Kira chciała mi towarzyszyć. Nie obchodziło mnie dlaczego. Zgodziłem się, głównie po to żeby wkurzyć Luke'a, chociaż topór wojenny już zakopaliśmy.
Szliśmy rozmawiając o planach na wydostanie się z tej śnieżnej pustyni. Nic nie przychodziło mi do głowy, ale Kira za żadne skarby nie chciała przyznać, że jej też.
W pewnym momencie gdzieś nad nami rozległ się pisk i nagle z sufitu coś spadło. Prosto w ręce szatynki.
W pierwszym odruchu chciałem to coś strząsnąć, ale uprzedził mnie pisk Kiry.
- Jaki słodziak!
No, takiej to jej jeszcze nie słyszałem.
Podszedłem do niej i przyjrzałem się stworzonu na jej rękach. Była to okrągła, biała kupka kłaków z dużymi oczami i językiem wysuniętym z uchylonego pyszczka. Bez problemu mieścił się na rękach dziewczyny.
Kira podrapała go za długim, miękkim uchem, a on w odpowiedzi zamruczał i oblizał jej twarz.
- Właśnie znalazłaś legendarnego Poro - rzuciłem, przypominając sobie nazwę stworka. - Podono świetni z nich obrońcy. Chociaż nie potrafię sobie wyobrazić tego tutaj w roli psa obronnego...
Nie byłem pewny czy dziewczyna usłyszała moje słowa, całkowicie pochłonięta nowym przyjacielem.
- Master, możemy go zatrzymać?
Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Po co jej to? Już miałem powiedzieć "nie", gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy. Takiej minki nie powstydziłby się nawet Puszek ze Shreka.
- Yyy... - nie byłem w stanie odmówić. - Zapytaj Matta.
Strzeliłem mentalnego facepalma, ale może chociaż brunet będzie w stanie jej przemówić do rozumu.

>>*Luke*<<
- Matt! - krzyk Kiry rozległ się echem po jaskini.
Dziewczyna podbiegła do ogniska, niosąc na rękach coś białego.
- Co... - zaczął, ale przeszkodziło mu kolejne pytanie.
- Możemy go zatrzymać?
W tym momencie zorientowałem się, że to co niosła, to było jakieś zwierzątko.
Tylko nie to.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Matt na pewno się na to nie zgodzi. Znam go dobrze.
Spojrzałem an nich i dostrzegłem na twarzy Matta dziwny wyraz, jakby... Niezdecydowanie?
- Ugh... Mi to obojętne - rzucił w końcu.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Odpowiedział mi przepraszającym.
- Luke! - usłyszałem.
Och, nie. To koniec.
- Mogę go zatrzymać?
Jeśli powiem że tak, to będę musiał jej z nim pomagać. Zresztą, na co jej zwierzątko? A jeśli się nie zgodzę...
Przełknąłem ślinę. Zwierzątko zamruczało, gdy szatynka podrapała je za uchem.
- Zobacz jaki słodziak! - dodała.
Spojrzałem na Kirę. Miała BARDZO proszącą minkę. Miała minkę, której nie potrafiłem powiedzieć nie, nie bojąc się o konsekwencje.
Przełknąłem ślinę. To była prawdopodobnie najważniejsza decyzja w moim życiu.
- Ja... - zacząłem, a ona, jeśli to możliwe, zrobiła się jeszcze bardziej prosząca. - Dobrze.
Widziałem tego facepalma Mastera i rozbawiony uśmiech Matta. Jednak nie zwróciłem na to uwagi. Pochłonęła ją przytulona do mnie szatynka. I stworek, którego ani na moment nie wypuszczała z rąk.
Tak. To będzie niewątpliwie ciężki czas.

~~Celestia~~
Obudziłam się. I to jest jedyna dobra dla mnie wiadomość. Reszta jest gorsza.
Było mi niemiłosiernie zimno, a ponadto ręce miałam skute w kajdany. Tyle dobrego, że ubrania miałam jeszcze w miarę całe...Ale co z tego, skoro ubrałam się jak na lato? Ech...
Rozejrzałam się po moim więzieniu. Było, o ironio, pomalowane na zielono. Zero mebli. Jedynie co tu było to przejrzyste okno prowadzące na korytarz oraz ciemne drzwi. No i oczywiście ja i moje kajdany. Ze ścian spływała woda. Mieli tu kiepską wentylację...Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów? Chyba nie, nie mam pięknego i modnego białego ubrania z drapowaniami, potocznie zwane i znane jako kaftan bezpieczeństwa...
Nagle usłyszałam szczęk kluczy i po chwili ktoś wszedł do mojej celi.
Przede mną stanął dość niski młody mężczyzna o długich białych włosach i intensywnie zielonych oczach. Jego ubrania miały ciemny kolor. W ręku trzymał klucze, którymi aktualnie się bawił.
Podszedł do mnie i odpiął łańcuchy u góry, dzięki czemu w ten sposób nie musiał mnie rozkuwać. Cholera.
-No, lala, wreszcie się obudziłaś. Zobaczymy, co takiego nam powiesz o swoich ziomkach.
-A skąd ta myśl, że cokolwiek powiem? - zapytałam chłodno.
-Och, nie martw się, już o to zadbamy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne uderzenie. Boli, cholera. Ale nie krzyczałam. Nikogo nie wydam.
-Zacznij w końcu mówić! Ilu was jest?! Gdzie mieszkacie?!
Trzymałam buzię na kłódkę. Nic nie powiem.
Wyjął nóż. Zaczął rozcinać mi skórę na przedramionach. Nie krzyczałam, ale poczułam łzy na policzkach. Nie złamią mnie, nie zrobią tego.
-Masz ostatnią szansę, zanim zrobię ci coś gorszego...
Oplułam go.
-Nic ci nie powiem!
-Cóż, zanim cię odeślemy...
Wyjął jakąś puszkę. Otworzył ją i wysypał zawartość na moje rany. Cholera. Sól.
-Haaaa! Jasna cholera!
Łzy zaczęły spływać z nową siłą. Gwałtownie szarpnięto za łańcuchy i zostałam wręcz wywleczona z pokoju.
Nie złamią mnie. Nie złamią.

$$Master$$
Matt zajęty był naprawianiem teleportu, któremu przegrzały się jakieś kabelki czy coś (upuszczenie go w śnieg nie pomogło). Nie mogliśmy wrócić do Akademii, dopóki urządzenie nie działało.
W międzyczasie założyłem się z Lukiem o to, komu uda się oderwać uwagę Kiry od poro na więcej niż 5 minut. Chcieliśmy się jakoś rozerwać. Niestety, nie szło nam zbyt dobrze. "Słodziak" ciągle przewracał się na plecy, żądając drapania po brzuszku albo lizał ją, dając o sobie znać.
Westchnąłem.
- Luke, chyba musimy połączyć siły - mruknąłem. - Inaczej ona nigdy nawet na nas nie spojrzy.
- Chyba masz rację.
Zrezygnowani, usiedliśmy przy ognisku.
- Hej, Kira, jak go nazwiesz? - zapytałem, chcąc przełamać ciszę.
- Nie wiem. Weźmy go do Akademii i wtedy pomyślimy. Może na coś wpadnę po drodze.
To samo pytanie padło też godzinę temu. I dwie godziny temu. I trzy...
- Matt, jak ci idzie? - rzuciłem.
- Nie najgorzej. Skończę za jakieś dziesięć minut.
Pierwsza dobra wiadomość! Nareszcie!

czwartek, 4 czerwca 2015

No, to jak to jest być kamieniem?

$$Master$$
Gdy rano się obudziłem, była już 9! W życiu tak długo nie spałem. Mój mistrz zwykle wstawał o 4, więc zbyt dużego wyboru nie miałem...
Postanowiłem podarować sobie na razie trening i poszedłem zjeść śniadanie. Na szczęście wiedziałem już gdzie jest stołówka, więc trafienie tam nie stanowiło problemu.
Gdy tylko otworzyłem drzwi, w moją stronę zwróciły się spojrzenia obecnych, ale Luke szybko odwrócił głowę z grymasem rozczarowania.
- Co jest? - zapytałem.
- Kiry nie ma - mruknął chłopak.
- Pewnie jeszcze śpi - dodał Matt. - Wczoraj balowaliście do późna.
- Nie przeczę - wyszczerzyłem się, mimo że nikt nie był w stanie tego zobaczyć. - Ale jak tak bardzo ci zależy, to możemy iść ją obudzić.
Zanim się zorientowałem, Luke stał w drzwiach.
- Na co czekamy? - zapytał z uśmiechem.
- Na nic! - ruszyłem biegiem.

~~Celestia~~
Obudziłam się coś koło ósmej godziny. Rozciągnęłam się jeszcze w łóżku i założyłam okulary, po czym miałam dziwne wrażenie, że stało się coś złego. Zmarszczyłam brwi. Gdyby chodziło o Tenshi’ego, Shadowa lub Itani, moich przyjaciół z, że tak to ujmę, ,,ciemnej strony’’, to już dawno by do mnie walili drzwiami i oknami.

Uznając, że to pewnie nie jest nic ważnego, wstałam z łóżka, poszłam do łazienki, odświeżyłam i ubrałam, po czym zeszłam na śniadanie. Nikogo o tej porze nie było, więc weszłam do kuchni, widząc, że nie ma kucharki i zrobiłam sobie kanapki.
Od jakiegoś czasu mnie zastanawiało, dlaczego zawsze, ale to zawsze, kiedy idę do szkolnej kuchni nigdy nie ma kucharki. Czyżbym miała jakieś dziwną aurę czy coś tak innego, że kobieta mnie po prostu unika? Nie mam pojęcia.
Powoli wszyscy się schodzili na śniadanie. Byli już wszyscy, oprócz Kiry. To dawało do myślenia.
Zjadłam kanapki, wypiłam kawę i trochę po dziewiątej kierowałam się do mojego pokoju. Jednak uczucie niepokoju mnie nie opuściło, co więcej, nawet jest silniejsze, niż rano.
Zamiast udać się do mojego pokoju, poszłam pod 18-nastkę, czyli do pokoju Kiry. Zapukałam trzy razy i zapytałam:
-Kira? Wstałaś już?
Po chwili dołączyli do mnie Master i Luke.
-Kira, szanuję twoją prywatność, ale jak mi nie odpowiesz będę zmuszona wejść. - powiedziałam, pukając, a właściwie waląc w drzwi.
-Zwykle odzywała się za pierwszym razem. - powiedział Luke.
Zmarszczyłam brwi i chwyciłam klamkę. Otworzyłam drzwi i...
-O cholera...Chłopaki, mamy problem. Poważny.
Weszłam do pokoju, zanim zostałam staranowana przez Luke'a i obeszłam Kirę dookoła. 
-Chyba Gorgona postanowiła rozpocząć zemstę. A wzięła się za Kirę, bo to ona ma książki. - zdiagnozowałam.
Spojrzałam na Luke'a.
On również wyglądał, jakby właśnie zamienił się w kamień, jednak zachowując swoje naturalne kolory. Miał otwartą buzię.

>>*Luke*<<
Minęła już godzina od kiedy wszyscy zbiegli się w pokoju Kirci, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Czułem się pusty w środku i w trakcie gdy reszta dyskutowała co teraz zrobić, siedziałem na łóżku szatynki i gapiłem się w ścianę. Tak, wiem, to do mnie nie podobne. Nawet Mito mnie próbował pocieszyć, co chyba oznaczało, że jest BARDZO źle.
Ale co ja tam wiem.
- Więc co teraz robimy? - zapytała po raz kolejny Celestia.
Znów podniósł się gwar głosów. Tym razem jednak uciszyła go Mistle.
- Czy zamienienie Meduz w kamień, tak jak zrobiłby to Perseusz nie pomogłoby? - zamilkła na chwilę. - W sumie to nie jestem pewna...
- Ja mogę ją odmienić - usłyszeliśmy głos z progu.
Uniosłem głowę, tylko po to by złapać spojrzenie nowego.
- Sora! - zawołałem.
- Mógłbym użyć alchemii - dodał anioł.
I tak oto zaczęły się powitania. Szczerze to trochę mnie wkurzyło, że zamiast pomagać wszyscy tak po prostu sobie gadają.
Ale co ja tam wiem.

;-;Sora;-;
Co prawda, jako dumny adept alchemii mogłem pomóc Kirze, ale potrzebowałbym do tego trochę czasu. Nie byłem w tym mistrzem, ale panowałem lepiej nad przyzywaniem. Najpierw musiałem jednak odwiedzić gabinet dyrektorki, zapamiętałem, że posiadała ona książki w biblioteczce za sobą, a później wrócić do mojego pokoju gdzie czekała na mnie reszta. Najpierw jednak musiałbym poprosić dyrektorkę o pozwolenie na pożyczenie jej. Co prawda nawet nie wiedziałem czego szukać, ale miałem pewne przeczucie, że znajdę tam książkę, w której znalazłbym coś pożytecznego. Nie pomyliłem się. Znalazłem książkę, dość sporą, oprawioną w skórę, z ręcznie wykaligrafowanymi literami "Uite, Ignis, Alchimia", dzieło idealne dla mnie. Podziękowałem więc dyrektorce i skierowałem się do pokoju.Dzieło opowiadało o życiu-przywoływaniu, ogniu i alchemii, czyli jedynymi działami magii, którymi się zajmuję. Niestety potrzebowałem czasu, żeby ją przeczytać. Wszyscy mnie pospieszali, ja nie mogłem na to pozwolić, naprawdę potrzebowałem czasu. Pod presją pracowało mi się gorzej.Musiałem jednak przyspieszyć, jako jedyny wiedziałem, że nie pozostało jej dużo czasu. Po pewnym czasie zauważyłem stronę na której były zaklęcia dotyczące rytuałów pomagających do przyzwania czegoś zwanego "Patriarchą". Miała to być postać wielkiego maga, miał on pomóc nam, znać wszystkie tajniki magii. Ale najpierw musiałem przygotować rytuał. potrzebowałem kilku przedmiotów, na szczęście posiadałem je przy sobie. Potrzebne było nam pióro anioła, których posiadałem mnóstwo. Język jaszczurki, których mi nie brakowało oraz włos ofiary, na szczęście Luke znalazł kilka włosów pozostawionych przez Kirę. Narysowałem więc na ścianach potrzebne znaki i wypowiedziałem potrzebne zaklęcia. Przez chwilę myślałem, że nic się nie stanie, jednak jej postać nagle się rozświetliła. Za bardzo, normalny człowiek nie mógł patrzeć na tego typu rzeczy. Po pięciu sekundach zaczęła świecić za bardzo nawet dla mnie. Kazałem wszystkim wyjść z pokoju i zostawić Kirę w środku. Zaraz po tym jak wyszliśmy światło rozbłysło, a Kira wyszła stamtąd o własnych siłach.

$$Master$$
Kirę jako tako, gdy już nie była kamieniem, widziałem może... sekundę? Nie, to chyba nawet za dużo. Luke Przyspieszył i zrobiło się ckliwie. Taaa... Pozwolicie że ja może to ominę.
Gdy więc wszyscy już się nacieszyli ożywioną Kirą, wszyscy już podziękowali Sorze i zabrano Kirę do pokoju, musiało paść najważniejsze pytanie.
- No, to jak to jest być kamieniem?
Miałem wrażenie, że z tym pytaniem wszystko wróciło do normy.
Zabraliśmy Kirę na stołówkę, bo ominęła śniadanie, a potem po prostu włóczyliśmy się znudzeni po korytarzach, starannie omijając bibliotekę.

~~Celestia~~
Włóczyłam się z resztą po korytarzach bez żadnego konkretnego celu. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to robię.
Tak serio to się zastanawiam, dlaczego reszta nie zaczęła mnie sugestywnie odcinać od siebie, w końcu nie byłam do tej pory do nikogo zbyt przyjaźnie nastawiona. Mam jednak nadzieję, że nie uważają mnie za bezduszną osobę.
Po prostu nie lubię się dzielić uczuciami z innymi.
I w tym momencie zadzwonił mój telefon.
Podeszłam do ściany i zaczęłam walić głową w mur.
-Dlaczego, dlaczego, ja się pytam, świat mnie nienawidzi aż tak bardzo, żeby on musiał do mnie dzwonić przy każdej nadarzającej się okazji!
Z miną męczennika odebrałam.
-Czego chcesz, ty draniu? - zapytałam chłodno.
-Oj kochana, nie bądź taka zimna, okay?
-Itani? Byłam pewna, że to Shadow dzwonił, choćby z tego względu, że to jego komórka. - odpowiedziałam.
-Faktycznie, komórka jest jego, ale aktualnie siedzi związany na krześle z zakneblowanymi ustami.
-Co ci tym razem zrobił, że posunęłaś się aż do związania go? - zapytałam rozbawiona.
-No cóż, próbował ze mnie żartować w sprawie nagłego ,,obcięcia'' włosów. Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że tamten gościu mi je podpalił.
-Byłaś nieostrożna. A teraz, jaką masz sprawę, że do mnie dzwonisz, bo chyba nie po to, żeby pogadać.
-Potrzebuję odreagować. Przyjdź do nas, dawno nie było całej paczki w jednym miejscu. 
-Właściwie to czemu nie? Będę za...Dwadzieścia minut.
-Spoko. I lepiej zmień co nieco wygląd, twój ojciec cię wszędzie szuka.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Czyżby nagle się odezwał jego ojcowski instynkt do chronienia potomka? Nie, to nie było to, nie po tym wszystkim, co mi zrobił.
Bezwiednie dotknęłam moich pleców, na których znajdowały się trzy szerokie blizny.
-Luna? - zapytała Itani.
-Nic mi nie jest. Będę miała zielone soczewki. Bez okularów. No i kilka pasemek. Potrwa to trochę dłużej, zanim do was dojdę, ale nie chcę, żeby mnie znaleźli.
-To do zobaczenia~! - Itani momentalnie odzyskała humor, śpiewnie kończąc rozmowę.
-Na razie. - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
Czas się zbierać.