czwartek, 25 września 2014

Zostałem elemętem czyjegoś cospleyu- czyli relacja z Copernicon'u

**Fier**
Razem z dyrektorką i jej watahą zostałem przeniesiony do jakiegoś lochu.
- Dobra, to co mnie czeka?
- Dowiesz się rano- babka mruknęła wpychając mnie do jednej z cel. Po chwil kobiet nie było. Sprawdziłem drzwi. Zamknięte. Potraktowałem je ogniem i ciemnością, a nawet próbowałem je wyważyć moim smoczym cielskiem. Nawet nie były zadrapane. Cokolwiek dyrektorka planuje dobrze wie jak sprawić bym się na to zgodził po dobroci. Wszystkie smoki boją się niewoli i są w stanie zrobić byle się z niej wyrwać.

Nad ranem wyczułem zapach przypominający ten jaki mają łowcy smoków, ale inny. Odruchowo przybrałem smoczą postać. Do celi podeszła dyrektorka z jakąś dziewczyną
- Witaj Fier. To moja wnuczka Diaspro
- Pachnie łowcą- zmierzyłem wzrokiem dziewczynę
- Moja matka nim jest, ale ja nie
- Po co ją tu przyprowadziłaś?- wbiłem wzrok w dyrektorkę. Nie podobało mi się to wszystko
- Diaspro jedzie na Copernicon w poszukiwaniu dzieciaków z nad przyrodzonymi zdolnościami.- widząc moje pytające spojrzenie dodała- Copernicon to festiwal o tematyce fantasty, gier, literatury odbywający się w Toruniu.
- I co ja mam do tego?- odpowiedzi udzieliła mi wnuczka dyrektorki
- Będziesz robił za element mojego cosplayu smoczego jeźdźca. Jesteś na tyle mały, że się wszędzie zmieścisz.
- Nie mam innego wyjścia?
- Zamiast jechać tam na trzy dni możesz siedzieć tu przez tydzień- powiedziała kobieta
- Dobra to kiedy to?
- Dzisiaj, tak za godzinę zaczyna się akredytacja. Myślisz, że dlaczego się tak ubrałam?- dziewczyna wskazała na swój strój który wyglądał jak zbroja.
- Z początku miałem cię za łowcę
- Skończ z tym gadaniem, musimy już iść nie chcę później godzinami stać w kolejce
Zostałem wypuszczony z celi dałem się osiodłać.
- To konieczne?- spytałem widząc uzdę. Mina dyrektorki mówiła sama przez się. Dałem sobie założyć przedmiot i z Diaspro na grzbiecie skoczyliśmy przez portal.
Znaleźliśmy w Plantach w pobliżu Collegium Minus, przynajmniej tak nazwała to miejsce dziewczyna. Niedaleko mieściło się również Collegium Maius gdzie niedługo miała zacząć się akredytacja i tam właśnie się udaliśmy. Czułem się nieswojo. Mijaliśmy dużo ludzi którzy mi się przyglądali. Nie przywykłem do przebywania między nimi w tej postaci. Zakup wejściówek przeszedł dość sprawnie (Diaspro prowadziła jeden z wykładów dlatego mogła to zrobić przed czasem). Dalej dzień przebiegał spokojnie. Dziewczyna zabierała mnie na rożne wykłady (głowie o tematyce fantasty) podczas przejść pomiędzy poszczególnymi budynkami zaczepiali nas ludzi chcąc zrobić sobie z nami zięcia. Nawet napadła nas spora grupka dzieciaków które koniecznie musiały mieć zdjęcie na smoczym grzbiecie. Zjeżdżały mi po skrzydłach, a  nawet huśtały się na ogonie. Nie przeszkadzało mi to, dzieciaki są nawet fajne. Zresztą nie tylko nas zaczepiano. Inni cospleyowcy też byli fotografowani. Późnym wieczorem poszliśmy na nocleg. W pokoju hotelowy dojrzałem kilka małych otarć na ramionach- efekt przeciskania się przez drzwi, ale i tak najbardziej zaskoczyło mnie pytanie Diaspro
- I co podobało się?
- Bardzo. Szczerze jak mam dostawać takie kary to będę częściej rozrabiać- dziewczyna zachichotała
- Lepiej nie. Miałbyś o wiele gorzej gdyby nie fakt, że telefon od babci odebrałam ja, a nie moja matka. W przeciwieństwie do niej lubię was smoki i jestem przeciwna polowaniu na was. Głównie dlatego namówiłam babcie, żeby wysłała cię "jako element cosplayu" ze mną na Copernicon.
- Dzięki.
- Tylko masz udawać, że to była nie wiadomo jaka katorga bo inaczej wpadnę.- zaśmiałem się
- O ile darujesz sobie tą uzdę to umowa stoi- skinęła głową- Na co idziemy jutro?- dziewczyna rzuciła mi informator.
- Wybierz sobie coś. Tylko pamiętaj, ze o 15 mamy cosplaye

Następnego dnia chodziliśmy według planu Diaspro (nie byłem wstanie sobie nic wybrać prócz warsztatów rysunku). W pewnym momencie usłyszałem za sobą pisk
- SMOK! Aisling, błagam zrób mi z nim zięcie! Proszę!- białowłosa dziewczyna potrząsała swoją zielonooką siostrą bliźniaczką. Za nimi stało dwóch chłopaków. Czarnowłosy patrzył na laskę robiącą hałas pobłażliwie, a drugi którego można by wsiąść za mojego brata wyglądał na załamanego. Chwile później bliźniaczki stały koło mnie. Aisling wyglądała na zażenowaną, ale zrobiła swojej energicznej siostrze to zdjęcie ze mną.
- Irs, wiem, że uwielbiasz smoki, ale spóźnimy się na wykład- zielonooka bezskutecznie próbowała odciągnąć zafascynowaną siostrę.- Shin przestań się śmiać! Byście się obaj ruszyli!
- Twoja dziewczyna Ren. Weź ją ogarnij- białowłosy rzucił koledze wściekle spojrzenie i przerzucił sobie rzeczoną pannę przez ramię. Okazało się, że razem z Diaspro idziemy na ten sam wykład co ta wesoła gromadka. Tak więc całą prezentacje Irs gapiła się na mnie, a jej chłopak wyraźnie chciał mi zrobić krzywdę. Akurat tak  wyszło, że na rysunek szlem akurat z Renem. I tu pojawił się problem. Mianowicie zajęcia odbywały się w piwnicy jednego z budynków, a klatka schodowa była na tyle wąska, że nawet ja z moją drobną smoczą posturą nie mogłem tam zejść.
- Posłuchaj. Dobrze wiem, że możesz się zmienić w człowieka. Zrób to teraz puki nikt nas nie widzi.- spojrzałem na niego podejrzliwie- Fier, kurcze, scen nie rób
- Skąd znasz moje imię?
- Raz, wejściówka. Dwa jesteśmy kuzynostwem. Zaraz niech zgadnę, straciłeś pamięć?
- Tak jakby- zmieniłem się w człowieka
- Spoko, to u nas rodzinne. A teraz rusz się albo się spóźnimy.
Po warsztatach chciałem z nim jeszcze pogadać, ale od razu pojawiła się Diaspro i zaciągnęła mnie na cosplay. Wygraliśmy. Następne w planie były stoiska. Tu znów musiałem zmienić się w człowieka. Zanim to zrobiłem (trzeba było się gdzieś schować) dziewczyna zdążyła kupić kilka tomów Kuroshitsuji. Sam wziąłem parę przypinek i mały zapasik Pocki.
Niedziela minęła spokojnie. Wykłady, turniej gier, itp. Trochę byłem zły, że nie spotkaliśmy Rena i jego wesołej paczki z Irs na czele. Diaspro później mi powiedziała, że na wejściówki mieli na sobotę więc dzisiaj może ich nie być. Po piątej wróciliśmy do Akademii. Dziewczyna zdała dyrektorce sprawozdanie i powiedziała, że pokręci się jeszcze po szkole. Zaprowadziłem Diaspro do mojego pokoju.
- Przyznaj się. szukanie dzieciaków to była jedna wielka ściema
- Dobra przejrzałeś mnie.- dziewczyna rzuciła mi moje "konwentowe zdobycze"- W przyszłym roku też jedziesz?
- No pewnie
- To jesteśmy umówieni. To lecę. Wpadnę jeszcze kiedyś. Do zobaczenia
- Cześć
Dziewczyna zniknęła w portalu.

środa, 24 września 2014

Smacznego

~*~Mistle~*~
Kira poszła do stołówki licząc na cud - coś normalnego na śniadanie. Ja tymczasem zajęłam się sprzątaniem mojego pokoju. Niewiele zostało z jego poprzedniego wyglądu, ale nie miałam zbyt wiele rzeczy, więc nie mogło mi to zająć zbyt wiele czasu. Najważniejsze rzeczy przetrwały włamanie Ilied, pozostałe musiałam wyrzucić. Większości nie było mi szkoda, w końcu to tylko kilka podartych koszulek.
Uporałam się z tym w końcu i postanowiłam także coś zjeść. Udałam się więc w stronę kuchni. Minęłam kilka korytarzy, gdy nagle usłyszałam z głośników głos dyrektorki:
- Mito Izumi proszony do gabinetu dyrektorki.
W mojej głowie powstało pytanie co tym razem zrobił, jednak nie przejęłam się tym. Nie mój problem.
Pchnęłam drzwi i weszłam do obszernej sali zwanej stołówką. Automatycznie zrobiłam unik przed zieloną masą lecącą w moją stronę. Przeszłam przez salę i stanęłam przy długim stole zastawionym najróżniejszymi produktami. Udało mi się znaleźć całkiem normalnie wyglądający chleb i coś do obkładu. Zajęłam miejsce przy stole i zaczęłam jeść.

** Ilied**
- Głodna jestem- powiedziałam Will, która uczyła  mnie telepatii i ruszyłam w stronę stołówki.  Dziewczyna wytłumaczyła mi już dlaczego ta siwa pani zabrała gdzieś Fier'a i to moja wina. Będę musiała go przeprosić jak wróci. Teraz jednak muszę napełnić mój brzuszek. W stołówce zastałam cały stół pełny jedzenia. Ścigałam sobie stamtąd duży kawał mięsa i przysiadłam obok Mistle.
- Smacznego- powiedziałam zabierając się do jedzenia

~*~Mistle~*~
- Smacznego - odparłam.
Smoczyca najwyraźniej nawet mnie nie usłyszała. Zbyt pochłaniało ją jedzenie. Po zaledwie minucie jej talerz był pusty. Równie szybko zabrała się o stołu i wyszła.
Westchnęłam.
Nie miałam siły kończyć jedzenia. Coś było ze mną ewidentnie nie tak. Czułam się słaba. było mi zimno, nie chciało mi się jeść, po zaledwie kilku krokach kręciło mi się w głowie. Doszłam do drzwi. Przed moimi oczami migotały czarne plamki. Zachwiałam się i oparłam o ścianę. Powoli osunęłam się po niej na ziemię. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Powoli je otworzyłam. Wstałam i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Stwierdziłam, że muszę się zdrzemnąć. Porządnie.

wtorek, 23 września 2014

Dla chcącego nic trudnego!

Położyłam się na łóżku i włączyłam muzykę,  potrzebowałam chwili na odpoczynek i zorientowanie się w sytuacji. Wszędzie na około panował bałagan (powstały w wyniku przejścia małego białego tornada) i to przerażająco duży, podczas całego mojego życia nie musiałam sprzątać czegoś takiego. Na razie próbowałam zignorować  moje rzeczy na podłodze, poprzewracane meble i  różnokolorowe ślady łap  małego smoka (Ilied  nastąpiła na paletę pełną farb), trochę trudniej było to zrobić z brakiem jednej klamki w drzwiach, ale dla chcącego nic trudnego. Po dziesięciu minutach zebrałam się na odwagę, wstałam i w końcu wzięłam w rękę ołówek , po chwili *podmieniając* go na w mopa. Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się na oścież,  a ja zauważyłam zarys jakiejś postaci, która przemieszczała się wielką prędkością i w dodatku wyrwała mi mopa z ręki. Zanim się obejrzałam pokój był już czysty, a wybawcą, który uwolnił mnie od sprzątania okazał się Luke. Rzuciłam mu się na szyję co chwilę dziękując, po czym zniknął. Wreszcie mogłam wrócić do czynności zaczętej przed przejściem tornada. Zamknęłam drzwi, pogłośniłam muzykę i podleciałam pod sufit. Jeszcze raz przemyślałam jak wszystko ma wyglądać, po czym przyzwałam szklankę wody, pędzle i farby do siebie. Zaczęłam malować rozgwieżdżone nocne niebo na suficie. Już zawsze gdy się położę będę mieć ten piękny widok przed oczami.
Uwielbiam malować, czuję się wtedy jak w innej przestrzeni, nie docierają tam do mnie żadne dźwięki, a czas płynie szybciej. Nie mogę się z niej wyrwać, dopóki nie skończę pracy, co prawda może się to zdarzyć, ale tylko w wyjątkowym wypadku, więc do zobaczenia za kilka godzin.:D

sobota, 20 września 2014

To tego... krzyżyk na drogę. Miło było cię poznać i pozdrów Fiera jak go spotkasz,

**Will**
Luke posprzątał mój pokój. Muszę mu podziękować, szkoda tylko, że zrobił to bez mojej wiedzy. Tu są rzeczy tajne przez poufne!
- Jakie rzeczy?- zapytała telepatycznie smoczyca. Nie zdziwiłam się. Normalny człowiek pewnie dobrowolnie zgłosiłby się do psychiatry, ale dla mnie słyszenie głosów było jedną z tych normalniejszych rzeczy. Nie byłam pewna czy Ilied rozumie po ludzku, więc odezwałam się do niej, tak jak ona do mnie.
- Nie ważne. Lepiej zacznę cię uczyć. Pracownicy szkoły nie lubią jak się grzebie w ich głowach. Wiem z własnego doświadczenia.
Mogę nauczyć ją tego co sama umiem, na przykład blokowania umysłu, ale moje pojęcie o smokach wynosi... zero. Przydałby mi się teraz Fier, naprawdę. Szkoda, że dyrektorka go zgarnęła. Swoją drogą mam nadzieję, że jeszcze żyje, bo wątpię, żeby ktokolwiek w tej Akademii wiedział jak zaopiekować się dorastającym smokiem.

**Tatsu**
Właśnie opuściłem stołówkę. Żywy, czysty i bez połamanych kości. Tak, grunt to mieć dobre relacje z kucharką.
-Tatsu!- Mito podbiegł do mnie i przywalił mi w plecy "po kumpelsku". Szkoda, że zabolało. 
-Obecny.
-Śmieszne.- fuknął. Właśnie miałem zapytać, czemu zaszczyca mnie rozmową, kiedy on sam się odezwał.- Nudzi mi się. Pomyślałem, że cię znajdę i trochę posiedzę ci na głowie.
-Miło mi.- westchnąłem.
-Chociaż nie sądziłem, że będziesz tak po prostu snuł się po korytarzach. Myślałem, że będziesz z Will.
-Uczy smoka telepatii. Orientujesz się co robią Luke i Matt?- zapytałem z czystej ciekawości. Po naszej ostatniej przygodzie w lesie nie zbiera mi się na podobne przygody, ale trochę integracji nie zaszkodzi.
-Widziałem ich na korytarzu razem z Mistle i Kirą. A Fier?
-Dyrka go zgarnęła. Nie pamiętasz?
-Ano, racja.- zamyślił się.- Ciekawe, czy chłopak jeszcze żyje. Czyli została nam YoYo. Widziałeś ją w ogóle?
-Nie odkąd wróciliśmy.- odpowiedziałem. Chociaż nie było wielkiej tajemnicy. Niebieskowłosa pewnie siedzi w pokoju ze swoim kotem.
-Mito Izumi, proszony do gabinetu dyrektorki.- opanowany, lekko zniekształcony przez mikrofon głos, wydobył się z głośników umieszczonych na ścianie pod sufitem. Swoją drogą, nie wiedziałem, że w ogóle mamy tu takie coś.

*~*Mito*~*
-Ale ja nic nie zrobiłem!- zaprotestowałem. Gdybym coś zrobił pewnie bym się tym chwalił. No chyba, że lunatykowałem dzisiaj w nocy i przez przypadek zbiłem jej jakąś wazę, ale to mało prawdopodobne.
-Powiedziałam, do gabinetu.- powtórzyła i głos ucichł.
-No co za świat!
-Ja tam się zastanawiam, jak ona cię słyszała, że mogła odpowiedzieć.- powiedział Tatsu.- To tego... krzyżyk na drogę. Miło było cię poznać i pozdrów Fiera jak go spotkasz, bay!- dodał. Już odwrócił się, żeby uciec, jednak zdążyłem złapać go za koszulkę.
-Nie ma mowy, idziesz ze mną!
*~*~*
Kiedy wszedłem do gabinetu (oczywiście, ciągnąc za sobą Tatsuyę), zobaczyłem tam nie tylko dyrektor Gertrudę, siedzącą przy swoim biurku, ale również pewną czarnowłosą małą mendę. Przez chwilę wlepiałem gały w młodszą siostrę nie bardzo ogarniając, co właściwie się tu dzieje i jak ona dostała się do Akademii. I w ogóle po co?!
-Co ona tu robi?- zapytałem nad wyraz spokojnie, przenosząc wzrok na dyrektorkę.
-Emilia ma do ciebie sprawę, więc pomogłam jej się tu dostać.- wyjaśniła zwięźle i wróciła do przeglądania dokumentów.
-A i owszem.- zgodziła się czarnowłosa.- Nie martw się, nie zamierzam tu zostawać.- poinformowała na wstępie, chociaż w to akurat nie śmiałem wątpić. Pewnie urządziła wielką imprezę, kiedy wyniosłem się z domu i przede wszystkim szkoły. Co z tego, że w innych klasach, to wciąż była ta sama szkoła.- Chodzi o to, że wyjeżdżamy z rodzicami w góry i ktoś musiałby zająć się Arowem.- Pokazała na owczarka, którego wcześniej nie zauważyłem. Nic dziwnego, schował się pod stołem.- Ja byłam przeciwna temu pomysłowi, ale doskonale wiesz, że on z nikim obcym nie zostanie, a zabrać go ze sobą nie możemy.
-Czy trzymanie zwierząt w Akademii nie jest przypadkiem zabronione?- wtrącił się Tatsu.
-Trzymamy już Fiera i jego smoczycę.- wzruszyłem ramionami.
-To było wredne...
-Pani dyrektor?- Emi uśmiechnęła się słodziutko do dyrki.
-Jak nie będzie sprawiał problemów to może zostać.- Kobieta również odpowiedziała jej uśmiechem. Do zapamiętania: Starsze panie lubią pokemony. 

niedziela, 14 września 2014

To się naprawi!

~~*Kira*~~
Stanęłam w drzwiach mojego pokoju i oparłam się o framugę. Powiodłam wzrokiem po pobojowisku, które z niego zostało i westchnęłam. Zrobiłam kilka kroków w stronę łóżka i uklękłam pomiędzy porozrzucanymi rzeczami. Zaczęłam zbierać porozrzucane przedmioty, aż mów wzrok spoczął na pewnym metalowym kawałku. Ostrożnie wzięłam do ręki resztki małej metalowej ozdóbki, która zwykle stała na moim biurku. Kiedyś dostałam ją od cioci. Przedstawiała uśmiechnięte serduszko złożone z kilku blaszek. Miało płaskie nogi, dzięki którym bez problemu mogło ustać. Teraz niestety znajdowało się w dwóch częściach na mojej dłoni. Widocznie Ilied musiała przypadkowo go zepsuć. Westchnęłam. Sięgnęłam po śmietnik. Przysunęłam go bliżej i ostatni raz spojrzałam na figurkę. Już miałam ją wyrzucić, gdy przerwał mi głos Matta:
- Co to? - zapytał.
Podskoczyłam zaskoczona i odwróciłam się w jego stronę. Stał w drzwiach i przyglądał się resztkom mojego pokoju.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć... Miałaś otwarte drzwi... - zaczął się tłumaczyć.
- Nie szkodzi - machnęłam ręką. - Ilied musiała jakoś wyrwać je z zawiasów. Mógłbyś pomóc mi je ustawić? Są dla mnie za ciężkie - skrzywiłam się.
- Jasne - mruknął i po chwili drzwi znajdowały się już na swoim miejscu.
- Dzięki.
- Więc może powiesz mi co to jest? - ponowił pytanie.

>>Matt<<
- To... Stara ozdóbka - odparła Kira. - Teraz jest zepsuta...
Mrugnąłem i części figurki wyleciały dziewczynie z rąk i zatrzymały się pomiędzy nami, na wysokości twarzy dziewczyny. W mojej głowie pojawił się obraz pamiątki, gdy była jeszcze w jednym kawałku. Skierowałem tę myśl na metal, który zaczął się odpowiednio formować i łączyć. Zaledwie kilka sekund później serduszko znów było całe. Poruszyło się w powietrzu i trafiło do rąk Kiry. Dziewczyna przez chwilę stała zaskoczona, ale prawie od razu się opanowała.
- Dzięki - uśmiechnęła się promiennie.
Podeszła do szafki i ustawiła na niej przedmiot, Przynajmniej do czegoś co kiedyś było szafką. Teraz nie było w niej drzwiczek. Chociaż może inaczej - z kilku małych drzwiczek zostały jedne, ledwo wiszące. Posłałem jej pytające spojrzenie, a ona w odpowiedzi dała mi kolejny uśmiech.
- To się naprawi! - stwierdziła.
Postawiła kolejny krok i pod jej butem usłyszałem szelest jakichś papierów, na które dziewczyna w ogóle nie zwróciła uwagi. Podeszła do okna i zaśmiała się. Szybkim ruchem je otworzyła. Szyba okazała się cała, tak samo jak firanki.
- Luke, co ty tu robisz? - zawołała ze śmiechem.
- Bardzo zabawne! - usłyszałem głos brata i stanąłem za Kirą, chcąc zorientować się w sytuacji.

<<*Luke*>>
- Pomóż mi tu wejść, to pomogę ci w sprzątaniu! - zawołałem.
- To ma mnie jakoś przekupić, czy jak? - zapytała szatynka z uśmiechem, ale złapała mnie za rękę i zaparła się nogami o ścianę.
Także druga dłoń zacisnęła się wokół mego nadgarstka. Zorientowałem się, że to Matt. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, zostałem pociągnięty w górę i po chwili wisiałem już na oknie, w połowie w pokoju Kiry, w połowie na zewnątrz. Usłyszałem śmiech dziewczyny, gdy męczyłem się z wejściem do środka.
- To wcale nie takie łatwe! - krzyknąłem.
- Jak dla kogo! - odparła. - Ja umiem latać!
Znów zachichotała, a Matt postanowił się nade mną zlitować. Złapał mnie za tył kurtki i wciągnął do pokoju.
- Dzięki - mruknąłem. - Ale mogłeś to zrobić szybciej.
- Mogłem, ale wtedy ominęłaby mnie przyjemność oglądania twoich wysiłków - uśmiechnął się. - Więc może teraz raczysz nam wytłumaczyć co takiego robiłeś za oknem?
Wyszczerzyłem się i przeczesałem dłonią włosy.
- Bo... Używałem moich mocy i posprzątałem mój pokój, a potem twój - spojrzałem na bruneta - potem Will, Tatsu, YoYo, Mita, a potem poszedłem do Mistle, ale ona nie chciała, żebym jej pomagał, trochę ją podenerwowałem i jakoś tak wyszło, że zmieniła się w jakiegoś ogromnego faceta i wyrzuciła mnie za okno.
Gdy skończyłem relację spojrzałem na twarz mojego brata, która wyrażała politowanie. Potem przeniosłem wzrok na Kirę. Szatynka spojrzała na mnie, a po chwili wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- P-pamiętam - wydusiła między salwami śmiechu - gdy kiedy Mistle była mała denerwował ją taki chłopak. Zmieniła się wtedy w jakiegoś zapaśnika i dała mu nieźle popalić - uśmiechnęła się. - Nie używała tej postaci od kilku lat. Musiałeś ładnie ją zdenerwować, że aż tak się... - znów przerwała chichocząc, ale tym razem nie była w stanie wydusić z siebie nic sensownego.
Westchnąłem, domyślając się, że szatynka tak szybko się nie ogarnie, więc rozejrzałem się wokół. Przyspieszyłem.

~~*Kira*~~
Matt wyglądał na z lekka zdołowanego. Prawdopodobnie w tej chwili nie był w stanie uwierzyć, że są rodziną.
Na tę myśl dostałam kolejnego napadu śmiechu. Luke w tym czasie chyba doszedł do wniosku, że raczej nic sensownego nie powiem, bo nagle zniknął. Poczułam na twarzy powiew wiatru. Na chwilę przestałam się śmiać. Zobaczyłam blondyna po drugiej stronie mojego pokoju, który był już czysty. Uśmiechnął się do mnie, a ja dostałam kolejnego napadu śmiechu i usiadłam na pościelonym przez chłopaka łóżku.
- A co z pokojem Fiera? - zapytał Matt.
Luke machnął ręką.
- Niech sobie sam sprząta! To jego smok nas tak załatwił.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam spoglądać w sufit. Spokojnie, wdech i wydech, nie śmiej się...
- Ja już się dość napracowałem! - dodał blondyn.
Poczułam, ze ktoś położył się obok mnie. Spojrzałam na Luka. Uśmiechnął się do mnie.
- Nieźle ci idzie to sprzątanie! - stwierdziłam.
-Taa - mruknął. - To całkiem zabawne. Gdy przyspieszam, wszyscy wokół nagle zaczynają się poruszać w zwolnionym tempie. Chcesz zobaczyć?
- Jasne! - zawołałam. - Ale jak chcesz mi to pokazać?
- Luke... - usłyszałam ostrzegawczy głos Matta, ale blondyn nie zwrócił na niego uwagi.
Chłopak wstał z łóżka i pociągnął mnie za sobą. Nagle znalazłam się na jego plecach. Musiał przyspieszyć.
- Luke! Naprawdę, to nie jest dobry... - zaczął brunet, ale jego głos jakby nagle się rozmył.
Blondyn biegł, w normalnym tempie, ale wszystko wokół nas stało się niesamowicie powolne. Rozglądałam się oczarowana. Luke wybiegł na korytarz. Zobaczyłam tam Mistle, która jakby zamarła w pół kroku.
- Jak ci się podoba? - zapytał chłopak.
- Wow - odparłam tylko, wywołując śmiech u chłopaka.

<<Matt>>
Nie zdążyłem dokończyć zdania, gdyż Kira oraz mój brat nagle zniknęli.  Wybiegłem na korytarz i prawie wpadłem na Mistle.
- W którą stronę pobiegł? - zapytałem.
Brunetka od razu załapała o co mi chodzi.
- Tam - skinęła głową w stronę korytarza po lewej. - Błagam cię, powiedz mi, że Luke nie miał na plecach Kiry...
Jedno spojrzenie wystarczyło jej, żeby poznać odpowiedź.
- Gdzie? - zapytała.
- Żebym to ja wiedział...
Ruszyliśmy razem korytarzem, po drodze wpadając na Mita.
- Widziałeś gdzieś może Luka? - zapytałem.
Chłopak zmierzył mnie spokojnym spojrzeniem.
- Może - odparł. - A co?
Niemal mogłem poczuć złość Mistle, która najwyraźniej była gotowa skoczyć chłopakowi do gardła. Zanim zdążyła się odezwać, odpowiedziałem:
- Pobiegł gdzieś.
Nagle mignęła mi w korytarzu jakaś postać. Poczułem powiew wiatru na twarzy,
Zerwałem się do biegu, Mistle tuż za mną. Znałem mojego brata i wiedziałem, że byłby w stanie nawet przebiec się z Kirą po dachu. Liczyłem tylko na to, że przypadkiem jej gdzieś nie "zgubi".

>>*Luke*<<
Przebiegłem po ścianie, odwracając się pod kątem 90 stopni do podłogi, co szatynka skomentowała zdziwionym "Och!". Przebiegłem przez korytarz. W pewnym momencie minąłem Matta z Mistle. Obok nich stał Mito. Nie wyglądali na szczęśliwych.
- Mamy kłopoty - mruknąłem.
- I to jakie - odparła Kira, patrząc na brunetkę.
Także się odwróciłem i dojrzałem wściekłość Mistle. Odwróciłem się i ledwo zrobiłem zakręt, unikając bliższego spotkania ze ścianą. Nie przewidziałem jednak jednego.
Sprzątaczka.
Chwilę temu myła podłogę akurat w tym miejscu! Chociaż kobiety już tu nie było, to podłoga była mokra. Poskutkowało to tym, że poślizgnąłem się i upadłem twarzą do ziemi.
Świat wrócił do normy. Usłyszałem kroki gdzieś za nami. Podniosłem twarz z kafelków.
- Nic ci nie jest? - zapytałem szatynkę, która wylądowała na moich plecach.
- Nie - odparła, po czym usiadła na podłodze obok mnie. - A tobie?
Pozbierałem się i spojrzałem na dziewczynę.
- Tylko kilka siniaków - uśmiechnąłem się łobuzersko.
Kira odwzajemniła uśmiech i wstała.
- Cześć Mistle! - zawołała, machając do nadbiegających postaci. - Posprzątałaś już pokój?
Również wstałem i spojrzałem na Matta, który ewidentnie był na mnie zły.
- Nic wam nie jest? - zapytał.
- Nic - odparła Kira.
Mistle wyglądała na równie niezadowoloną co mój brat.
- Patrz jacy sztywni - mruknąłem do Kiry, powodując uśmiech na jej twarzy. - Nie potrafią się bawić.
Brunetka tylko mruknęła coś wściekle, po czym złapała szatynkę za ramię i pociągnęła w kierunku ich pokoi.
- To na razie! - zawołała jeszcze dziewczyna, po czym zniknęła za zakrętem.
Matt podszedł do mnie i uderzył mnie otwartą dłonią w tył głowy, nie za mocno, ale tak żebym poczuł.
- Mogłeś ją zabić! - spojrzał na mnie z wyrzutem. - Jak byś się z tego wytłumaczył? Nie wiesz co by się stało, gdybyś to ty się przewrócił na nią!
- Ale nic jej nie jest - uciąłem.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę mojego pokoju.

~~~*~~~
Kira: Czy widzicie jakie to jest długie? xD Czuję się dumna.
Skye: Ja też. Nigdy chyba jeszcze nie napisałam tyle na raz xD Chociaż mogłabym się przyzwyczaić do takich rozdziałów.
Kira:  Ja też ^^ Ale mam nadzieję, że teraz to miejsce trochę odżyje. Myślę, że nie na darmo było tyle męczenia się z bombą, co? ;)

czwartek, 11 września 2014

Małe, białe coś

**Fier**
Upewniłem się, że jestem sam i nikogo nie ma na korytarzu (zresztą kto by po nocach łaził), po czym wyciągnąłem z pod łóżka jajo które znalazłem w lesie. Było jedynie trochę cieplejsze niż wcześniej. Otoczyłem przedmiot zaklęciem ognia, które miało utrzymywać odpowiednią temperaturę. W sumie smocze jaja w dogodnych warunkach są wstanie leżeć nawet kilka wieków nim wyklują się z nich młode. Jednak im szybciej tym lepiej. Dlatego to robię.
Położyłem przedmiot na biurku i wskoczyłem do łóżka. To był długi dzień.

***
Z rozmyślań wyrwał mnie pisk i chrobot. Dźwięki powtórzyły się kilka razy, a potem rozległ się chrzęst pękającej skorupy. Spojrzałem na jajo. Z jego powierzchni sterczały dwa białe kolce wokół których skorupa była popękana. Mimowolnie zachichotałem. Młode przebiło się rogami, co oznaczało, że może mieć mały problem z wydostaniem się. Jajo zaczęło się niebezpiecznie chwiać i zanim zdążyłem je złapać spadło na podłogę. Uderzenie wyzwoliło młodego gada, który nieporadnie wstał, spojrzał na mnie z zaciekawieniem swoimi błękitnymi oczami i poczłapał w moja stronę potykając się o własne skrzydła.
-Jeść- usłyszałem w swojej głowie nie do końca ukształtowaną myśl której towarzyszyło uczucie głodu.
- Już ci daję- poklepałem stworka po głowie i sięgnąłem do szafki gdzie trzymałem swoje zapasy. Połowę tego co miałem dałem smoczkowi. W kilka sekund wszystko zniknęło.
- Jeszcze- kolejna myśl potwierdziła założenie, że gad jest telepatą.
- Niestety musisz poczekać do rana- młode popatrzyło mi w oczy i zrozumiawszy, że nic więcej nie dostanie zabrało się do badania mojego pokoju. Ja natomiast sprzątnąłem skorupy i zająłem się obserwowaniem niezdarnego smoczka.

***
Kiedy wstałem rano, ku mojej zgrozie młodego smoka nie było, tak samo jak jedzenia które miało być moim śniadaniem. Wybiegłem z pokoju i na dzień dobry spotkałem Luka.
- Hej Fier. Mamy wszyscy stawić się u dyrektorki.
- Co się stało?
- Nie wiem. Po prostu mamy tam wszyscy przyjść. A poza tym ktoś zdemolował pokój Tatsu, kiedy ten był na śniadaniu
- Czekaj. Która godzina
- A ja wiem- chłopak wzruszył ramionami- Coś koło południa.
Westchnąłem. Ja i moje poczucie czasu...

***
W gabinecie dyrki zastaliśmy totalną demolkę. Nic nie było na swoim miejscu (i domyślam się nawet czyja to robota). Obok dyrektorki stała kucharka i obie były nieźle wkurzone.
- Jak już zauważyliście ktoś zdemolował mój gabinet.- kobieta siłą zmuszała się do zachowania spokoju- Kuchnia również została zdemolowana, ponad to znikło z niej praktycznie całe jedzenie.- Gertrude zmierzyła wszystkich wzrokiem- Przyznać się! Kto to zrobił?!
Wszyscy zaprzeczyli
- Mój pokój też został zdemolowany- poskarżył się Tatsu. W odpowiedzi dyrektorka posłała mu zabójcze spojrzenie.
- Skoro nikt się nie przyznaje, macie złapać sprawce. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale macie go złapać. A teraz, Wynocha!
Wybiegliśmy z gabinetu i rozdzieliliśmy się aby znaleźć rozrabiakę. A raczej musiałem znaleźć go ja zanim zrobi to ktoś inny. Nie minęło nawet kilka minut, a usłyszeliśmy Will.
- Widziałam to, widziałam!- wszyscy zbiegli się wokół niej
- Mów, co to było.- Mito potrząsnął dziewczyną
- Eee... To było.... Małe... białe... coś- ten opis mnie rozwalił- Biegło w stronę naszych pokoi
- Co?!- powiedzieliśmy hurem i pobiegliśmy do swoich pokoi. Znaczy oni pobiegli. Ja pędziłem prosto korytarzem szukając śladów smoka. Krzyki i inne niezbyt pozytywne wyrażenia YoYo, Matta, Luka i Mitta oznaczały, ze ich pokoje zostały już zaatakowane. Byłem szybciej od pozostałych więc z rozpędu wpadłem do pokoju Kiry. Zdemolowany. Mistele również. Został Will i to właśnie tam zastałem mojego uciekiniera, a konkretniej dostrzegłem koniec jego ogona znikający za oknem.

** Małe, białe coś**
Wewnątrz jaja wcale nie było źle. Było mi ciepło, wygodnie i nie byłam głodna. Ale ostatnio zrobiło się tam dość ciasno. Więc postanowiłam się wydostać. Drapanie skorupy nie dawało zbytnich efektów bo przede wszystkim przeszkadzały mi w tym moje własne skrzydła. Zaczęłam się szamotać. W pewnym momencie moje rogi się zablokowały. Jeszcze bardziej się kręciłam. Nagle pojawiła się dziwna nie ważkość i byłam wolna. Wyszłam spod skorup i od razu nadepnęłam sobie na skrzydło. Usłyszałam stłumiony chichot. Spojrzałam na siedzącego niedaleko mnie chłopaka. Nie wyglądał jak smok, ale pachniał łudząco podobnie.
-  Jeść- mruknęłam. Kolega dał mi jedzenia. Szybko wszystko zjadłam.- Jeszcze
- Niestety musisz poczekać do rana- kłamca. Dobrze wiem, że ma tam jeszcze trochę jedzenia, ale najwyraźniej nie chciał się dzielić resztą więc zabrałam się za oglądanie miejsca w którym się znalazłam.

***
Obeszłam wszystkie zakamarki z pięć razy i zaczęło mi się nudzić. Na zabawę z Fier'em też nie miałam co liczyć. Koleś zasnął i nie chciało mi się go budzić. Za to dobrałam się mu do szafy ^,..,^ Jedzenie które tam miał napełniło mój brzuszek i sprawiło, że zrobiłam się senna. Spałam do wschodu słońca i kierowana głodem poszłam szukać czegoś do jedzenia. Większość drzwi było zamkniętych, ale w końcu udało mi się dostać do jakiegoś pokoju. Nic ciekawego tam nie znalazłam , a patrzyłam wszędzie. Poszłam dalej. Po jakimś czasie znów trafiłam na otwarte pomieszczenie. Je również dokładnie przeszukałam i też nie było tam niczego jadalnego. Znowu się trochę poszwendałam i w końcu trafiłam na miejsce gdzie było dużo jedzenia *.* i takie dziwne zielone coś. Bądź co bądź najadłam się do syta i poszłam dalej zwiedzać budynek. Kiedy wychodziłam z jednego z otwartych pomieszczeń ktoś mnie zauważył, ale zdążyłam uciec. Przeszukałam jeszcze kilka pokoi. Gdy byłam w ostatnim wyczułam zbliżającego się Fier'a. Wyskoczyłam przez okno. Latanie nie bardzo mi szło, ale leciałam. Nagle coś chwyciło mnie za skrzydła i zmusiło do ich złożenia. Był to fioletowy smok. Trochę się wystraszyłam, ale okazało się, że to był Fier. Dmuchnął mi obłoczkiem dymu w pyszczek. Kiedy byliśmy już na ziemi przybrał ludzką postać, a ja przysiadłam mu na ramieniu. Przybiegło do nas kilka osób.
- Złapałeś to- ucieszyła się brunetka. Ja jej dam "to"!
- Taa... Przepraszam was za to zamieszanie, to ja ją  tu sprowadziłem- Fier był trochę zdenerwowany
- Jak to "sprowadziłeś tu ją"?- zdziwił się blondyn
- Kojarzysz to jajo które przyniosłem z lasu. Ona była w środku- wskazał na mnie. Wszyscy mieli mieszane uczucia poza jedną dziewczyną która bardzo chciała zrobić krzywdę mojemu smoczemu bratu.
-To jak ona się wabi?- zapytała błękitnowłosa. Fier chwilę się zastanawiał
- Ilied- zamruczałam. Spodobało mi się to imię.- Przepraszam was za to wszystko- ciągnął dalej- Biorę na siebie całą odpowiedzialność za to co zrobiła.
- Dobrze- nie wiadomo skąd pojawiła się siwa kobieta w towarzystwie kilku innych- Smocze pisklę jest na waszej głowie. Macie ją tak wychować, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. A ty Fier idziesz z nami.- poczułam jak wszystkie mięśnie chłopaka się napinają. Zwrócił się do swoich znajomych
- Przez kilka najbliższych dni będzie dużo jadła i spała. I Will nauczyła byś korzystać ją z telepatii?- dziewczyna skinęła głową- Ilied zostań z nimi, dobrze- niechętnie zeskoczyłam z ramienia brata, a on ruszył w stronę kobiet i zniknął razem z nimi.

wtorek, 9 września 2014

Ratujmy Akademię! #6

**Fier**
Po tym jak z Tatsu, Mito i Will uzgodniliśmy, że trzeba znaleźć i ściągnąć tu pozostałych poszedłem się chociaż zdrzemnąć. Naprawdę trudno jest się wyspać jak wszystko dookoła próbuje cie zeżreć -.- Więc godzinka snu mi się należy, co nie? Mniejsza o to. Kiedy w końcu wstałem okazało się, że pozostali znaleźli gdzieś Matta i Luka. W czasie krótkiej narady zgłosiłem się na ochotnika który miał ściągnąć Kire i Mistle. Pozostawała jedna kwestia: jak się do nich dostać. Padł pomysł by Mito narysował kolejny portal, ale to czy trafił bym w odpowiednie miejsce zależało tylko od głupiego fuksa, więc to odpadało. Jedynym wyjściem była dyrektorka. Wszyscy się zgodziliśmy, że jeżeli chodzi o ratowanie Akademii to babka się zgodzi. Po drodze do gabinetu natknęliśmy się na sprzątaczkę, która o dziwo nie próbowała nas zamordować.

***

-Czego chcecie?- mruknęła Gertrude wyglądając z nad sterty papierów.
- Mamy dla pani ofertę nie do odrzucenia- zaczął Tatsu
- Do rzeczy.
- My ściągniemy Kirę i Mistle aby rozbroiły swoją część bomby.- kontynuował Matt
- A pani załatwia transport do nich i z powrotem do Akademii- dokończył Luke. Kobieta zastanawiała się chwile.
- Zgoda. Tylko, że jest jedno "ale". Polecieć może tylko jedno z was tu obecnych jeżeli macie wrócić tu z dziewczynami. Telereporter który wam dam może przenieść maksymalnie trzy osoby naraz. Rozumiecie?- wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Ja polecę- wystąpiłem przed szereg, a dyrektorka powiedziała mi jak używać urządzenia które miało mnie zabrać do dziewczyn i przestrzegła, że jak je zgubie to mnie zatłucze. Pożegnałem się z wszystkimi i wskoczyłem do portalu.
Wyrzuciło nie przed domem Kiry. Przez otwarte okno szybko się dostałem do jej pokoju. Dziewczyna akurat leżała z poduszką na głowie.
- Hej Kira- na moje słowa dziewczyna tak gwałtownie się zerwała, że z wrażenia zleciała z łóżka.


~~*Kira*~~
Syknęłam z bólu, gdy moje kolano zetknęło się z ziemią.
- Czego? - zapytałam, przyciągając nogę do klatki piersiowej, mając nadzieję, że ból szybko minie.
- W Akademii jest bomba - odparł prosto.
- Fajnie. A po co wam ja?
Fier westchnął.

***

Gdy chłopak opowiadał, przenieśliśmy się do kuchni, gdzie zaparzyłam nam herbatę. Podałam mu ją do stołu. Smok sięgnął po cukierniczkę i posłodził napój. Jego styl wypowiedzi był dość minimalistyczny, więc nie zajęło mu to nawet pięciu minut.
- Dlatego musisz przylecieć przeciąć ten kabelek - zakończył.
- Chętnie, ale nie wiem czy wiesz, jest pierwsza w nocy - stwierdziłam, spoglądając na zegarek.
- Co? Przecież kiedy tu przychodziłem... - Fier nie dokończył, gdy zobaczył jak ciemno było na dworze. - Dobra. To co teraz?
- Nie wiem jak ty, ale ja pójdę spać - mruknęłam. - Ostatnio za bardzo się nie wysypiam. Zasnę jeszcze po drodze. Jak chcesz możesz przenocować u mnie. Kanapa jest wolna - powiedziałam, uśmiechając się lekko na widok jego miny. - Odwiedzimy Mistle jutro. Tymczasem... Poradzisz sobie jakoś, nie? Dobranoc.
Wstałam od stołu i zabrałam ze sobą herbatę. Ruszyłam w stronę mojego pokoju.
- Dobranoc - usłyszałam cichy głos Fiera z kuchni.
Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się na łóżku. Nie miałam zamiaru się spieszyć. Mamy jeszcze czas.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko.
Och, tęskniłam za Akademią.

***

Wstałam i ubrałam się około szóstej. Nie mogłam dospać. Weszłam do salonu i zobaczyłam Fiera rozwalonego na kanapie i stoliku, przykrytego kocem... Chyba było mu niewygodnie. Weszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie, starając się nie obudzić chłopaka.


** Fier**

Zbudził mnie smakowity zapach. Zwlekłem się z kanapy i rozciągając się powędrowałem do kuchni.
- Co pichcisz?- zerknąłem dziewczynie przez ramie.
- Naleśniki- spojrzałem na nią pytająco- Tylko mi nie mów, że nigdy nie jadłeś czegoś takiego.
- No wiesz, smoki przywiązują małą wagę do gotowania, a mało co z rzeczy które gotowała nasza kucharka było jadalne.
- W takim razie próbuj- Kira wcisnęła mi talerz. Muszę przyznać, że nawet dobre są te naleśniki. Tym bardziej jak się je posmaruje czymś słodkim. Po śniadaniu poszliśmy do Mistle. Kiedy ją spotkaliśmy akurat wychodziła z domu.
- Kira? Fier? Co wy tu robicie?
- Zabieram was z powrotem do Akademii- wyszczerzyłem się
- Ktoś podłożył tam bombę i aby ją rozbroić każdy z uczniów musi przeciąć swoją mocą jeden z kabli. Mamy czas do 9 września, wystarczająco dużo by móc oprowadzić Fiera po mieście.- Kira puściła przyjaciółce oko. Zanim zdążyłem zaprotestować dziewczyny zaciągnęły mnie na miasto. Cały dzień zszedł nam na łażeniu głównie po sklepach, co dla mnie było torturą. Wieczorem gdy już skończyła się moja rola jako tragarza wróciliśmy w końcu do Akademii. Na miejscu już całą paczką przeprowadziliśmy dziewczyny do bomby, a one poczyniły honory. Akademia została uratowana. W nagrodę kucharka upiekła nam ogromny tort, a my bawiliśmy się do samego rana. Przynajmniej oni ja zwinąłem się trochę wcześniej, musiałem coś sprawdzić.

poniedziałek, 8 września 2014

Ratujmy Akademię #5

Już od dwóch miesiąca jeżdżę po różnych miejscach, odkrywam jak to jest znów żyć  "normalnie", próbuję wpasować się do otoczenia, nie jest to z byt komfortowe, ale da się przyzwyczaić (chyba). Oczywiście nie zrezygnowałam całkowicie z używania moich mocy, przecież jeszcze nie zwariowałam (ale chyba jestem blisko), tylko używam ich z umiarem, żeby nikt nie zauważył ( co znaczy, że gdy jestem w moim pokoju leżę pod sufitem i wszystko lata na około mnie jak sobie zażyczę). Mimo pięknego otoczenia nie czułam się tu za dobrze, czy to spacerując po plaży, górach, murach gotyckiego akademiku, czy nawet w mieście. Ludzie wszędzie byli bardzo mili, ale tak średnio mnie rozumieli, rozmawiałam z nimi, ale raczej trzymałam się na uboczu. Oni nie byli tacy jak ja, nie potrafili, nie chcieli, ani nawet nie próbowali mnie zrozumieć. Zewsząd słyszałam pytania na temat moich niebieskich włosów oraz kolorowych soczewek. Już sam fakt, że niektórzy traktowali to jak jakąś przewlekłą chorobę sprawiał, że myślałam o nich jak o ignorantach bez wyobraźni albo inaczej ludziach "ograniczonych".
-Brakuje mi....kogoś ko mnie zrozumie. -Powiedziałam już na głos i mnie olśniło.-Brakuje mi Akademii..-dodałam już półszeptem.
Usłyszałam nerwowe pofukiwanie Jamesa oraz trzaski, które świadczą o tym, że próbuje się do mnie dobić "waląc" łapą w drzwi od szafy oraz przypomnieć o swoim istnieniu. Tak, zamknęłam się w szafie, tak, siedzę tu już od 2 godzin, tak, James się wkurzył. No fakt on jest jedyną "osobą"w promieniu wielu, wielu kilometrów, która mnie rozumie i zna o wiele lepiej niż każdy inny. Trudno się dziwić, w końcu jest ze mną od moich narodzin. Normalny kot nie żyłby tak długu, wszystko dlatego, ze on nie jest normalny. W przeszłości był człowiekiem, nasze rodziny były jak jedna, wiec wychowywaliśmy się razem. On był ode mnie o rok starszy i posługiwał się inna magia, ale nie przeszkadzało to nam, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Potem nastal czas "Czarnej Klątwy", dla niego było to cięższe niż dla mnie, gdyż w jego przypadku klątwa dosięgnęła go bezpośrednio, a mnie tylko "drasnęła". Na początku był zupełnie dzikim wilkiem, znalazłam go w środku lasu po długim poszukiwaniu i użyłam jednego z zaklęć z Wielkiej Księgi znalezionej w rodzinnej bibliotece. Nie udało mi się zdjąć klątwy całkowicie, nie byłam dostatecznie mądra i doświadczona, na szczęście w jego przypadku była to jedna z najsłabszych, dlatego zdołałam przywrócić mu świadomość i na dodatek zamieniłam w kota (nie wiem czemu nie psa), tylko czasami, ale rzadko odzyskuje postać wilka. Po mojej klątwie zostały tylko tatuaże i włosy, które podczas jej trwania  były czerwone, a po jej zdjęciu nie odzyskały dawnego koloru i zrobiły się niebieskie.
-Przestań o tym myśleć i mnie wpuść.- Powiedział James.
Tak, jedna z jego mocy to czytanie w myślach. Wpuściłam go, a on usiadł obok mnie. Skąd tam tyle miejsca?
-Czyli chcesz tam wrócić?-Zapytał po chwili milczenia.
-Tak, ale nie mam jak.
-Mogę spróbować nas tam przenieść.
Nagle wskoczył na półkę i zaczął kreślić po niej jakiś znak łapą. Po chwili uśmiechnął się i zdążył szepnąć "teleportacja", zanim wessała nas czarna dziura.
Wylądowałam na środku korytarza , nie było to mile, ani tym bardziej miękkie lądowanie. Siedziałam klnąc w duchu na moj obolaly tylek, gdy uslyczalam glosy, ktoś rozmawial. Wstalam i pedem ruszylam w strone glosow. W koncu ich ujrzałam.
-Witajcie ludzie!-przywitałam się, niektórzy kiwnęli mi głową, ale za to wszyscy patrzyli smutnym wzrokiem na jeden obiekt, to była bomba.
Opowiedzieli mi co się dzieje, a ja przerwałam jeden z kabelków swoja mocą dokładnie tak, jak mnie poinstruowali.

^^^^^^^^
OMEDETO GOZAIMASU! Czy jak to się tam pisał, nie ważne XD
Sto lat Akademio!

piątek, 5 września 2014

Ratujmy Akademię! #4

>>Matt<<
Przyglądałem się znudzony trzem metalowym kulką, kręcących się nad moją dłonią. Co chwilę zmieniałem je w inne kształty - litery, cyfry, przedmioty... Ledwo trafiliśmy z bratem do Akademii, to wszyscy się z niej wynieśli. Nie rozumieliśmy tego. To miejsce wydawało nam się genialne, tymczasem prawie wszyscy je kompletnie olali, a razem z nim Kirę, czyli jedyną osobę, która próbowała utrzymać to miejsce przy życiu.
Pokręciłem głową. Nie dziwiłem się ostatniemu wybuchowi dziewczyny i przemowie jaką walnęła. Miałem nadzieję, że trafiła do pozostałych - mnie osobiście przekonała. Cóż, szatynce należą się pochwały za próby ratowania Akademii, nowym, w tym nam, wyrazy współczucia, że nie zdążymy zaznać wszystkich wspaniałości tego miejsca, a tym co olali wszystko tutaj... Nieważne, lepiej nie robić sobie wrogów na start. Chociaż, to już chyba bez znaczenia. Wszyscy już chyba się stąd wynieśli.
Ze złością złączyłem kule w jedną dużą i przeniosłem wzrok na okno. Padał deszcz. Niebo płacze, jak to zwykła mówić moja babcia. Płacze nad Akademią pomyślałem.

<<*Luke*>>
Przemknąłem z prędkością światła po labiryncie korytarzy i zatrzymałem się przed moim pokojem. Kolejny raz. Nudziłem się. Nie wiem, myślałem, że Akademia Niezwykłości będzie jakaś... Niezwykła? Tymczasem gdy tu przyszliśmy to nie zastaliśmy prawie nikogo. Dwie żywe osoby - pozostali nas olali. Zresztą, nie tylko nas. Całą Akademię! Kirę! Fiera!
Westchnąłem. Oparłem się niedbale o ścianę. Przemowa, jaką walnęła szatynka była naprawdę... Nie podejrzewałem jej o coś takiego. Z drugiej strony miała prawo się wkurzyć. Wszyscy niby mają czas, ale podczas jej nieobecności nikt nic nie zrobił.
Przebiegłem kolejne kółko. To stało się nudne już kilka godzin temu, ale nie miałem nic lepszego do roboty. Nawet denerwowanie Matta nie było teraz zabawne.
Postanowiłem zmienić trasę. Obiegłem zupełnie inne korytarze, aż dotarłem do pokoju Kiry. Miałem nadzieję ją tam zastać. Była pierwszą osobą, którą tutaj poznaliśmy i obiecała nam pomoc w razie potrzeby. Niestety, już ponad tydzień temu wyjechała i nie zanosiło się, żeby miała wracać.
Cicho zapukałem, mając nadzieję, że jednak zmieniła zdanie i jeszcze raz spróbuje uratować to miejsce.
Odpowiedziała mi cisza. Chociaż... Niezupełnie. Usłyszałem ciche pikanie. Dochodziło z końca korytarza. Podszedłem tam i zobaczyłem wielki mechanizm przyczepiony do ściany. Czy to... Bomba?!
Z prędkością światła dobiegłem do pokoju Matta. Zatrzymałem się przed nim i zanim zdążył mnie opieprzyć, krzyknąłem:
- Bomba! W Akademii! Ktoś chce nas wysadzić!
- Co? - zapytał brunet. - Gdzie?
- Obok pokoju Kiry!
Matthew rzucił się biegiem. Był niezwykle szybki, ale ze mną nie miał szans. Jego metalowa kulka wciąż za nim leciała.
Chwilę później staliśmy przed machiną.
- Mamy czas do 9 września - powiedział mój brat. - żeby ją rozbroić, każdy musi przeciąć jeden przewód używając swojej mocy. Cztery już przecięto - mruknął. - Równie dobrze my możemy zrobić to teraz.
Jego kula zmieniła się w piłę i przecięła przewód jak masło.
- Goto... - zaczął, ale mu przerwałem.
- Moja kolej - uśmiechnąłem się.

czwartek, 4 września 2014

Ratujmy Akademię! #3

**Fier**
Latałem sobie w smoczej postaci nad lasami. Jakiś czas temu dołączyłem do mieszkających tu smoków, ale i tak czasami myślami wracam do Akademii. W sumie tu nie jest aż tak źle... Co ja się oszukuje. Jest FATALNIE. Wszystkie starsze gady ( poza najstarszą smoczycą ) szczerze za mną nie przepadają, a wszystkie samce z chęcią by mnie pożarły. Całe szczęście, że na drodze stała im smocza matka, no... wszystkim prócz jednemu... Ten czarny gad miał za nic jej zdanie, przynajmniej dopóki go nie widziała.
Nagle za mną rozległ się potężny ryk.
-Błagam tylko nie on.- odwróciłem się i oczywiście ujrzałem za sobą znajomą czarną sylwetkę, która zbliżała się do mnie. Smok zaryczał kolejny raz. Odpowiedziałem mu tym samym, ale jego głos i tak był głośniejszy od mojego. Gad podleciał bliżej, żebym mógł dobrze zobaczyć, że jest ode mnie 3 razy zwiększy, a potem zionął w moją stronę ciekłym złotem. Uniknąłem jego ataku. Przeciwnik zaatakował szponami i paszczą, kilka razy zionął. Zniżyłem lot i posłałem w jego stronę ognistą kulę. Zauważyłem coś kontem oka. Jak tylko odwróciłem wzrok smok strącił mnie ogonem. Udało mi się wymanewrować i odbijając się od ziemi wyskoczyłem w niebo. Czarny gad zrobił to samo. Po chwil znów zmagałem się z nim w powietrzu. Udało mi się podziurawić część jego skrzydła, ale nic mi to nie dało. Siła kolejnego ciosu przeciwnika sprawiła, że zmieniłem się w człowieka i spadałem. Skończył bym pewnie jako naleśnik gdyby nie pochwyciła mnie wielka biała łapa. Smocza matka serią ryków dała do zrozumienia czarnemu smokowi, ze ma mi dać spokój. Trudno mi dokładnie przetłumaczyć ich dialog. Bądź co bądź mojemu prześladowcy się wyraźnie to nie spodobało, ale odleciał. Najstarsza samica zabrała mnie do swego gniazda.
- Nic ci nie jest?- spytała się mnie oczywiście posługując się smoczym językiem.
- Jestem cały- odpowiedziałem jej również po smoczemu
- Długo to ty chyba tutaj nie pociągniesz.
- Wiem.

- Chcesz wrócić do Akademii?
- Możesz mnie tam wysłać?-
spytałem z nadzieją w głosie. Uśmiechnęła się i otworzyła portal.
- Leć. Z pewnością będzie ci tam lepiej niż tutaj.
- Dziękuje... Za wszystko...- wskoczyłem do portalu.

***

Już po chwili stałem koło Tatsu, Mito i Will. Na ścianie obok nich zauważyłem bombę.
- Co tu się dzieje?- spytałem, a oni tylko patrzyli na mnie jak na porąbańca. Dopiero po chwili połapałem się, że powiedziałem to po smoczemu, czyli oni usłyszeli zestaw ryków z domieszką czegoś co brzmieniem przypominało słowa.
- Co tu się dzieje?- powtórzyłem pytanie w normalnym języku.
- Ktoś podłożył bombę w Akademii- powiedział Mito wskazując przedmiot przyczepiony do ściany.
- I aby ją wyłączyć każdy z nas musi za pomocą swojej mocy przeciąć przewód- Tatsu poprawił okulary. - - -Mamy czas do 9 września- dodała Will. Nie czekając na nic przeciąłem kolejny kabelek.
- Czyli teraz musimy znaleźć resztę. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru wracać tam skąd właśnie wróciłem.

środa, 3 września 2014

Ratujmy Akademię! #2

~~*Kira*~~
Upadłam na ziemię, przyciągając lewe kolano do klatki piersiowej. Ból promieniował z niego na całą nogę. Poślizgnęłam się i z rozpędu uderzyłam chwilę wcześniej kolanem w kant betonowego słupa. Niezbyt przyjemne doświadczenie.
Po kilkunastu sekundach podniosłam się z ziemi i oparłam o ścianę. Ciężko oddychałam. Zebrałam się w sobie i oderwałam od ściany. Kulejąc, ruszyłam w stronę mieszkania.

***

Przyjrzałam się ogromnemu siniakowi i opuchliźnie. Moje kolano miało chyba wszystkie kolory oznaczające, że coś niedobrego się z nim stało - zaczynając od fioletowo-różowego, przez śliwkowy, do szaro-zielonego. Westchnęłam. Bez dwóch zdań - stłuczenie.
Wstałam, ignorując ból i nie zadając sobie trudu opatrzenia kolana. Jakoś udało mi się dojść do łóżka. Rzuciłam się na nie ciężko i pogrążyłam w myślach.
Minął już dobry tydzień, jak nie więcej, od kiedy odeszłam z Akademii. Wciąż irytowała mnie myśl o tym jak wszyscy ją zostawili. Wymigiwali się brakiem czasu i innymi takimi. Rzadko można było ich spotkać, jeszcze rzadziej rozmawialiśmy. Gdy prosiłam ich, aby poświęcili Akademii trochę czasu udawali, że nie słyszą. Przynajmniej niektórzy.
Nie, nie ma już co ratować. Nawet jeśli nam się uda, atmosfera już nigdy nie będzie taka sama jak na początku - każdy miał mnóstwo pomysłów, którymi chętnie się dzielił, często rozmawialiśmy i się widywaliśmy...
Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Musiałam czymś zająć myśli. Nie chciałam końca, ale nie sądziłam, żeby cokolwiek dało się jeszcze zrobić.


~*~Mistle~*~
Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę. W powietrzu dało się wyczuć zapach jesieni, musiał więc być i deszcz. I to nie byle jaki. Ulewa jakich mało.
Nawet niebo płacze z powodu Akademii pomyślałam.
Przemoczona do suchej nitki, weszłam do pierwszej lepszej kafejki. Zajęłam miejsce przy oknie i zamówiłam herbatę. Zdjęłam bluzę i powiesiłam ją na grzejniku, żeby szybciej wyschła.
Za szybą cały świat był szary i ponury. Chodniki zmieniły się w rzeki, ludzie pochowali się w domach. Nawet zwierzęta gdzieś zniknęły.
Kelnerka postawiła przede mną parujący napój. Podziękowałam cicho i owinęłam dłonie wokół kubka, próbując się ugrzać. Po chwili podniosłam herbatę do ust i upiłam mały łyk. Nie lubiłam pić tak ciepłych napojów, ale tym razem zrobiłam wyjątek, aby się rozgrzać. Przyjemne ciepło w żołądku było wystarczającą nagrodą, bym przestała dbać o poparzony język.
Znów przypomniała mi się Akademia. Rozumiałam złość Kiry - poświęciła temu miejscu tyle czasu, a my je kompletnie zignorowaliśmy. Sama pewnie zareagowałabym podobnie.
Spojrzałam za okno, zastanawiając się czy jeszcze kiedyś tam wrócimy i czy znów będzie tak jak dawniej. Chciałbym, aby tak się stało, jednak zdawałam sobie sprawę, że szanse są niewielkie.

wtorek, 2 września 2014

Ratujmy Akademię!

*~*Will*~*
Leżałam znudzona na łóżku. W piżamie. Było południe, a ja nawet się nie przebrałam, bo po co. Mam pewność, że nikt tu nie wejdzie, no może sprzątaczka, ale jej zdanie na mój temat mało mnie obchodzi. Wszyscy gdzieś zniknęli... Tatsu goni za swoim tatusiem, a reszta? Diabli wiedzą. Mito coś tam wspominał, że chce odwiedzić rodzinę, ale nic więcej nie wiem. Przypomniały mi się słowa Kiry. Zanim odeszła powiedziała, że to miejsce umiera. Może miała rację? Wcale jej się nie dziwię, że się wkurzyła.
Ech... rozmyślania nie wychodzą mi na dobre.,  pomyślałam, zwlekając się z wyra i wygrzebując jakiś ciuchy z szafy. Uwaga, uwaga. Panie i panowie, Will po raz pierwszy od tygodnia opuści swój pokój! Tamtararatatam~!
Niczym cień przemieszczałam się po kolejnych korytarzach. Nie miałam żadnego konkretnego celu, więc tylko chodziłam. Usłyszałam cichy szloch. Zdumiona przywarłam do ściany i wyjrzałam zza jej rogu. To była sprzątaczka. Łzy spływały jej po twarzy i mieszały się z woda do mycia podłogi.
Majestatyczne., zironizowałam, choć byłam naprawdę zdumiona. Czyli, że ta kobieta naprawdę za nami tęskniła? What the fuck? Co się stało z tym światem?
Poza myślami jej, kucharki i najwyraźniej pani dyrektorki, usłyszałam jeszcze czyjeś. I wybitnie mi się to nie podobało. Poszłam ich śladem aż moim oczom ukazała się bomba. Moje źrenice się powiększyły.
Co, kurde?!
Już chciałam podbiec i spróbować ją rozbroić, kiedy... znalazłam się w zupełnie innym miejscu. Gdzieś daleko, jak sądzę, bo brodziłam glanami w śniegu. Chciałam wrócić... tylko, jak wrócić?

*~*Tatsu*~*
-Tatsuyo Otsuka!- wrzasnęła Will, zdzielając mnie pięścią po głowie. Odwróciłem się zdezorientowany, a moja dłoń odruchowo zaczęła pocierać obolałe miejsce.
-Co? Czemu mnie bijesz?- zapytałem zdezorientowany. Skąd ona się tu w ogóle wzięła, wydawało mi się, że wyjaśniliśmy sobie, że Ojciec jest moim wrogiem i sam chcę się nim zająć. Na początku wakacji wróciłem do mojego domu rodzinnego, ale okazał się pusty. Od tamtej pory śledztwo wrze, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, właśnie wpadłem na ważny trop, a ta pojawia się znikąd i bije mnie po głowie. Co to za zachowanie jest?!
-Zostaw swojego starego w spokoju i chodź!- Pociągnęła mnie za rękę, chcąc odciągnąć mnie od mapy kontynentu azjatyckiego, lecz ja wyrwałem dłoń z jej uścisku.
-Gdzie? I co się stało, dziwnie się zachowujesz.- spojrzałem na nią podejrzliwie. Ostatnio była taka zdenerwowana tuż przed dostaniem się do Akademii. Może cierpi na nadwrażliwość?
-Ja ci dam nadwrażliwość.- Zacisnęła rękę w pięść, ale nic z nią nie zrobiła.- Też byłbyś zdenerwowany, gdybyś wiedział, że dziewiątego września Akademia wyleci w powietrze!
-Dziewiątego?- Spojrzałem na kalendarz zawieszony na ścianie. Cholera, już pierwszy września?! Ale szybko ten czas leci...- To czemu my tu jeszcze stoimy? Przenieś nas do Akademii!
-N-nie mogę! Wyrzuciło mnie z niej, kiedy dowiedziałam się o bombie, nie wiem gdzie jest budynek To w innym wymiarze!
Zdumiony zobaczyłem łzy w jej oczach. Aż tak jej zależało na tym miejscu? Jakby nie patrzeć stało się naszym jedynym domem. Zamyśliłem się. Kto jeszcze, poza samą dyrektorką może nam pomóc dostać się do Akademii?
-Reszta ludzi też gdzieś zniknęła.- mówiła dalej.- Ostatnią osobą, którą widziałam była Kira... Możliwe, że wszyscy gdzieś powyjeżdżali, albo coś... nie wiem.
Powyjeżdżali... to by znaczyło, że są w domach... Oczywiście, o ile nic im się nie stało. Właściwie, mało wiem o poszczególnych uczniach, ale może...
-Zbieraj się.- powiedziałem do Will i szybko wrzuciłem do torby rzeczy, które miałem ze sobą.
-Ale gdzie? Nie możesz tak urywać myśli w połowie i liczyć, że cokolwiek zrozumiem.- fuknęła z wyrzutem.
Nie czytaj mi w myślach.
-Dobra, dobra.- burknęła.- Więc gdzie? I przede wszystkim czym?
-Zobaczysz.- rzuciłem tylko i zaprowadziłem ją na tyły domu, do garażu. Chociaż posiadłość wyglądała na opuszczoną od dawna, prawdopodobnie zaraz po naszym odejściu, wszystko nadal było sprawne i zdatne do użytku. Tylko ogród trochę zarósł. Otworzyłem drzwi. W sporym, obecnie prawie pustym pomieszczeniu stał czarny motor. Widocznie Ojciec nie zabrał go ze sobą, bo bał się, że zrobiłem z nim coś, co może mu zaszkodzić. Śmieszne. Schowałem torbę do bagażnika, nie była duża, więc spokojnie się zmieściła.
-Ja prowadzę.
-Nawet nie wiesz dokąd.- zaprzeczyłem, zdejmując kluczyk do silnika z gwoździa, na którym wisiał, po czym usiadłem. Czarnowłosa wzruszyła ramionami i zajęła miejsce za mną. Objęła mnie w pasie i po chwili ruszyliśmy.

~~Mito~~
W pokoju panował mrok, rozpraszany jedynie przez światło monitora. Pod ścianami stały stoły laboratoryjne po brzegi zapełnione probówkami oraz innym laboratoryjnym badziewiem, którego nazwy nawet nie znałem, a, o ironio, używałem ich całkiem często ostatnimi czasy. Po środku stał metalowy stół, na którym leżał owczarek niemiecki o czarnej sierści. Na razie eksperyment przebiegał bez zarzutów i zwierzę tkwiło w stanie podobnym do paraliżu.
Nagle drzwi umiejscowione na szczycie schodów, otworzyły się i do piwnicy wpadł strumień światła z przedpokoju.
-Mito, mama woła na kolację!- zawołała trzynastoletnia dziewczyna o czarnych oczach i kruczych włosach- takich samych, jak moje.- Tak w ogóle, co robisz?- zapytała schodząc po schodach w dół. Wnerwiony odłożyłem probówkę z zielono podobnym czymś na stojak i zapaliłem światło.
-Powiedz jej, że zaraz przyjdę i spieprzaj, mały pasożycie! Ile razy mówiłem, że masz nie wchodzić do mojej pracowni.
-Siedzisz w piwnicy.- sprostowała. Gwoli wyjaśnienia, ta poczwara to moja młodsza siostra Emi.- Znowu zabiłeś nam psa?!- krzyknęła, widząc Arow'a, owego psa, przypiętego do stołu. Natychmiast podbiegła i odpięła pasy, lecz on nadal się nie ruszał.
-Żyje. To tylko tymczasowe działanie trucizny.
-Czego?!
-Uszu się nie myło?
Małe sprostowanie, nigdy w życiu nie zabiłem żadnego psa. Ale obiekty do eksperymentu są mi potrzebne, nie?
-Nienawidzę cię! Wracaj już do tej swojej Akademii!- zawołała, wybiegając na korytarz i rąbiąc przy tym drzwiami. W tym momencie Arow podniósł się, otrzepał i ziewnął ostentacyjnie. Nie myśleliście chyba, że nie przygotowałem antidotum?
-Chodź, psie, dostaniesz żarcie.- rzuciłem i zacząłem wspinać się po schodach do wyjścia. Owczarek zaszczekał, zamerdał ogonem i pobiegł za mną.
Właściwie nie zdążyłem dojść do kuchni, kiedy usłyszałem dzwonek drzwi. Westchnąłem. No, jak już stoję na korytarzu...
-Otworzę!- zawołałem i szarpnąłem za klamkę.- Kto i czeg... E? Będzie burdel.- mruknąłem sam do siebie, po czym zwróciłem się do gości.- Jesteście ostatnimi ludźmi, których się spodziewałem.- wyszczerzyłem się do Will i Tatsu.
-Chodź! Jesteś nam potrzebny!- zawołała Will, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc gdzieś na zewnątrz. Złapałem się framugi.
-Hola, hola. A gdzie powitanie?- zironizowałem.
-Musimy wrócić do Akademii. Teraz.- Tatsu miał poważną minę.
*~*~*~*
Zaprosiłem ich do siebie i tam, w zaciszu mojego oblepionego rysunkami pokoju, opowiedzieli mi co się stało.
-Więc to tak.-westchnąłem i zacząłem szkicować portal. Skoro za pierwszym razem właśnie tak dostałem się do Akademii, to czemu by nie spróbować jeszcze raz?- I mówisz, że każde z nas ma przeciąć jeden przewód?    
-Było ich dziewięć... tak mi się wydaje.- Will wzruszyła ramionami.
-Dowiemy się na miejscu.- dodał blondyn.

*~*Will*~*
Portal wyrzucił nas w tym samym korytarzu, w którym umieszczona była bomba. Przypadek? Na sto procent. Wnioskuję po ogłupiałej minie Mito. Współczuję jego rodzinie, naprawdę. Chociaż, może już przyzwyczaili się do jego ciągłego znikania z domu, bez pożegnania, na nie wiadomo ile.
Przerwanie trzech z dziewięciu kabelków poszło sprawnie. Sęk w tym, że reszty z nich nie mogliśmy nawet dotknąć. Wydawały się niezniszczalne, odporne na nasze moce. Może faktycznie każdy uczeń może przeciąć tylko jeden... w takim wypadku, od reszty zależy, czy uratujemy szkołę, czy nie.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Aaaaaaaaaaaaaaaa. beeeeeeeeeeeee. ceeeeeeeeeeeee. Sto lat Akademio! ~ Will *nieźle zamulona, zachowuje się jak na haju*
Jakoś się napisało. Tak samo z siebie ~ Bella