sobota, 13 czerwca 2015

Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów?

~~Celestia~~
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam do łazienki. Wyjęłam z szafki kilka jasnych pasemek i wpięłam je we włosy, związałam w wysoką kitkę, po czym wyjęłam soczewki i je również założyłam. Wyszłam z łazienki i odłożyłam okulary na biurko, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam krótkie czarne spodenki, białą bluzkę na krótki rękaw i po chwili zastanowienia także lekką czarną kurtkę sięgającą mi do połowy talii(nie ma to jak brak pomysłu opisu-dop.aut.). Wrzuciłam portfel do kieszeni i wyszłam z pokoju.
Po drodze na nikogo się nie natknęłam, co było mi nawet na rękę. Przynajmniej nie mam teraz odpytki z mojej rozmowy telefonicznej. Wyszłam z Akademii i kiedy przechodziłam przez portal poczułam, że ktoś mnie obserwuje, ale było już za późno - zostałam wchłonięta przez wir.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Luna!
Po chwili coś, a może raczej ktoś, zwalił mnie z nóg. Po burzy czerwonych włosów rozpoznałam, że była to Itani.
-Zarąbiście ciebie znowu zobaczyć, moja droga! - zawołała. - I wreszcie Tenshi będzie miał kogo przytulić.
Parsknęłam z rozbawieniem. Odkąd pamiętam ten chłopak kochał po prostu przytulać się do każdej dziewczyny, nie ważne, czy wolna czy zajęta. Tenshi powiedział, że to wszystko przez to, że nigdy nie miał siostry, więc na zmianę przytula się do mnie lub do Itani. Ewentualnie do swojej obecnej dziewczyny.
Itani odsunęła się, tylko po to, żeby teraz właśnie Tenshi mnie zabił w swoim uścisku.
O ile Itani była delikatna i drobna (a i tak jest śmiertelnie niebezpieczna), to Tenshi był wysoki, umięśniony i ładnie opalony. Fioletowe włosy miał związane w kitkę, a magentowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
-Miło cię znowu zobaczyć, Luna. W końcu możemy się o coś założyć!
Zaśmiałam się i pokiwałam głową.
-O co tym razem?
-Hmm...Kto więcej wypije najgorszego drinka Shadowa?
-Nie, to już było. - odpowiedziałam. - A tak w ogóle to gdzie ten denerwujący osobnik jest?
-Nadal jest związany na krześle. - wyszczerzyła się Itani.
Pokręciłam głową, a czerwonowłosa wskazała Shadowa.
Ma tylko jedną zaletę. Jest przystojny.
Delikatne rysy twarzy, czarne oczy i półdługie blond włosy. Dziewczyny się za nim uganiają, i z tego, co zauważyłam, nie tylko one.
Może przesadzam z tym, że to jego jedyna zaleta, ale na dłuższą metę tak to wygląda. Denerwuje wszystkich dookoła, robi głupie żarty, brak mu instynktu samozachowawczego, zachowuje się jak dziecko. Ale z drugiej strony to właśnie Shadow - jeżeli będzie zachowywał się inaczej, trzeba zacząć podejrzewać o jakąś podmianę. Jemu inna osobowość po prostu nie pasuje.
Właśnie blondyn siedział zakneblowany i związany na krześle. Uśmiechnęłam się wrednie i wyjęłam aparat.
-Będzie kiedyś z tego niezły szantaż. A myślał, że nigdy nie da się związać!
Reszta się zaśmiała, tylko Shadow wyglądał na wielce oburzonego stwierdzeniem. Rany, jak ja za nimi tęskniłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wyszłam z klubu, machając wszystkim na pożegnanie. To był zdecydowanie męczący dzień.
Było już ciemno, kiedy szłam główną ulicą. Przechodząc koło wąskiej uliczki usłyszałam pojękiwania. I śmiech. Zmarszczyłam brwi i po cichu weszłam do zaułka.
Dwóch facetów właśnie znęcało się nad trzecim gościem. Biedak był cały we krwi. Wściekłam się.
No jak tak można słabszego atakować!
Podeszłam do nich od tyłu, po czym podcięłam jednemu nogi, a drugiego zdzieliłam pięścią przez łeb. Leżącego kopnęłam odpowiednio w skroń, po chwili drugiego też pozbawiłam przytomności. Podeszłam do tamtego gościa i spytałam:
-Nic ci nie jest?
Podałam mu rękę, ten ją przyjął i uśmiechnął się nieco przerażająco.
-O tak, teraz tak...
I po chwili poczułam mocne uderzenie w głowę. Przed oczami mi pociemniało, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak tamten gościu mówił:
-No to zobaczymy, co ta lala nam powie o swoich znajomych z mocami...

~*~Kira~*~
Gdy Celestia nie pojawiła się drugi dzień z rzędu, postanowiliśmy jej poszukać. Master widział jak wchodziła do jakiegoś portalu, ale nie wiedział dokąd on prowadził. Zresztą, nie mieliśmy pojęcia jak jej szukać.
Na szczęście, Master postanowił nas oświecić. Mam nadzieję, że rozumiecie, że to "szczęście" wcale takie szczęśliwe nie było.
Ninja zwinął skądś teleport i zabrał ze sobą mnie, Luke'a i Matta. Mieliśmy iść do miasta, szukać Celestii.
Niestety, zamiast do miasta trafiliśmy na... Syberię? Islandię? Nie byłam pewna. Wiedziałam tylko jedno - jeśli skądś nie wytrzasnę czegoś cieplejszego niż moja koszulka z krótkim rękawem, to zaraz zamarznę. Śnieg do kolan, a my ubrani na lato...
- Ups... - mruknął Master. - Chyba coś nie pykło.
- Ch-chyba? - zapytałam, cała się trzęsąc.
Bracia, ubrani podobnie do mnie, wyglądali na delikatnie mówiąc niezadowolonych.

$$Master$$
Spojrzałem na przemarzniętą Kirę. Jako jedyna miała na sobie krótki rękaw. Cała się trzęsła. Przeniosłem wzrok na braci, którzy, gdyby mogli, pewnie by mnie teraz dusili. Na szczęście, obecność Kiry ich od tego powstrzymała.
- Nie chciałem? - rzuciłem.
Wszystkim było już BARDZO zimno, a my zamiast się ruszyć, staliśmy na środku jakiegoś zaśnieżonego pola.
Zdjąłem kurtkę i zarzuciłem ją na Kirę.
- A teraz idziemy na południe! - zarządziłem.
- Dlaczego akurat tam? - zapytał Matt.
- Bo na południu jest ciepło.
W tym momencie chyba naprawdę było im ciężko powstrzymać się przed zabiciem mnie.
~~*~~
Po Jakichś trzydziestu minutach znalazłem jaskinię, w której się schroniliśmy. Bracia rozpalili ognisko i skupili się na ogrzewaniu siebie nawzajem i Kiry.
Gdy wszystkim było już na tyle ciepło na ile to możliwe, postanowiłem sprawdzić co się kryje w głębi jaskini (tak, wiem, genialny plan, zwłaszcza że siedzieliśmy w niej już jakiś czas).
Kira chciała mi towarzyszyć. Nie obchodziło mnie dlaczego. Zgodziłem się, głównie po to żeby wkurzyć Luke'a, chociaż topór wojenny już zakopaliśmy.
Szliśmy rozmawiając o planach na wydostanie się z tej śnieżnej pustyni. Nic nie przychodziło mi do głowy, ale Kira za żadne skarby nie chciała przyznać, że jej też.
W pewnym momencie gdzieś nad nami rozległ się pisk i nagle z sufitu coś spadło. Prosto w ręce szatynki.
W pierwszym odruchu chciałem to coś strząsnąć, ale uprzedził mnie pisk Kiry.
- Jaki słodziak!
No, takiej to jej jeszcze nie słyszałem.
Podszedłem do niej i przyjrzałem się stworzonu na jej rękach. Była to okrągła, biała kupka kłaków z dużymi oczami i językiem wysuniętym z uchylonego pyszczka. Bez problemu mieścił się na rękach dziewczyny.
Kira podrapała go za długim, miękkim uchem, a on w odpowiedzi zamruczał i oblizał jej twarz.
- Właśnie znalazłaś legendarnego Poro - rzuciłem, przypominając sobie nazwę stworka. - Podono świetni z nich obrońcy. Chociaż nie potrafię sobie wyobrazić tego tutaj w roli psa obronnego...
Nie byłem pewny czy dziewczyna usłyszała moje słowa, całkowicie pochłonięta nowym przyjacielem.
- Master, możemy go zatrzymać?
Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Po co jej to? Już miałem powiedzieć "nie", gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy. Takiej minki nie powstydziłby się nawet Puszek ze Shreka.
- Yyy... - nie byłem w stanie odmówić. - Zapytaj Matta.
Strzeliłem mentalnego facepalma, ale może chociaż brunet będzie w stanie jej przemówić do rozumu.

>>*Luke*<<
- Matt! - krzyk Kiry rozległ się echem po jaskini.
Dziewczyna podbiegła do ogniska, niosąc na rękach coś białego.
- Co... - zaczął, ale przeszkodziło mu kolejne pytanie.
- Możemy go zatrzymać?
W tym momencie zorientowałem się, że to co niosła, to było jakieś zwierzątko.
Tylko nie to.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Matt na pewno się na to nie zgodzi. Znam go dobrze.
Spojrzałem an nich i dostrzegłem na twarzy Matta dziwny wyraz, jakby... Niezdecydowanie?
- Ugh... Mi to obojętne - rzucił w końcu.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Odpowiedział mi przepraszającym.
- Luke! - usłyszałem.
Och, nie. To koniec.
- Mogę go zatrzymać?
Jeśli powiem że tak, to będę musiał jej z nim pomagać. Zresztą, na co jej zwierzątko? A jeśli się nie zgodzę...
Przełknąłem ślinę. Zwierzątko zamruczało, gdy szatynka podrapała je za uchem.
- Zobacz jaki słodziak! - dodała.
Spojrzałem na Kirę. Miała BARDZO proszącą minkę. Miała minkę, której nie potrafiłem powiedzieć nie, nie bojąc się o konsekwencje.
Przełknąłem ślinę. To była prawdopodobnie najważniejsza decyzja w moim życiu.
- Ja... - zacząłem, a ona, jeśli to możliwe, zrobiła się jeszcze bardziej prosząca. - Dobrze.
Widziałem tego facepalma Mastera i rozbawiony uśmiech Matta. Jednak nie zwróciłem na to uwagi. Pochłonęła ją przytulona do mnie szatynka. I stworek, którego ani na moment nie wypuszczała z rąk.
Tak. To będzie niewątpliwie ciężki czas.

~~Celestia~~
Obudziłam się. I to jest jedyna dobra dla mnie wiadomość. Reszta jest gorsza.
Było mi niemiłosiernie zimno, a ponadto ręce miałam skute w kajdany. Tyle dobrego, że ubrania miałam jeszcze w miarę całe...Ale co z tego, skoro ubrałam się jak na lato? Ech...
Rozejrzałam się po moim więzieniu. Było, o ironio, pomalowane na zielono. Zero mebli. Jedynie co tu było to przejrzyste okno prowadzące na korytarz oraz ciemne drzwi. No i oczywiście ja i moje kajdany. Ze ścian spływała woda. Mieli tu kiepską wentylację...Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów? Chyba nie, nie mam pięknego i modnego białego ubrania z drapowaniami, potocznie zwane i znane jako kaftan bezpieczeństwa...
Nagle usłyszałam szczęk kluczy i po chwili ktoś wszedł do mojej celi.
Przede mną stanął dość niski młody mężczyzna o długich białych włosach i intensywnie zielonych oczach. Jego ubrania miały ciemny kolor. W ręku trzymał klucze, którymi aktualnie się bawił.
Podszedł do mnie i odpiął łańcuchy u góry, dzięki czemu w ten sposób nie musiał mnie rozkuwać. Cholera.
-No, lala, wreszcie się obudziłaś. Zobaczymy, co takiego nam powiesz o swoich ziomkach.
-A skąd ta myśl, że cokolwiek powiem? - zapytałam chłodno.
-Och, nie martw się, już o to zadbamy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne uderzenie. Boli, cholera. Ale nie krzyczałam. Nikogo nie wydam.
-Zacznij w końcu mówić! Ilu was jest?! Gdzie mieszkacie?!
Trzymałam buzię na kłódkę. Nic nie powiem.
Wyjął nóż. Zaczął rozcinać mi skórę na przedramionach. Nie krzyczałam, ale poczułam łzy na policzkach. Nie złamią mnie, nie zrobią tego.
-Masz ostatnią szansę, zanim zrobię ci coś gorszego...
Oplułam go.
-Nic ci nie powiem!
-Cóż, zanim cię odeślemy...
Wyjął jakąś puszkę. Otworzył ją i wysypał zawartość na moje rany. Cholera. Sól.
-Haaaa! Jasna cholera!
Łzy zaczęły spływać z nową siłą. Gwałtownie szarpnięto za łańcuchy i zostałam wręcz wywleczona z pokoju.
Nie złamią mnie. Nie złamią.

$$Master$$
Matt zajęty był naprawianiem teleportu, któremu przegrzały się jakieś kabelki czy coś (upuszczenie go w śnieg nie pomogło). Nie mogliśmy wrócić do Akademii, dopóki urządzenie nie działało.
W międzyczasie założyłem się z Lukiem o to, komu uda się oderwać uwagę Kiry od poro na więcej niż 5 minut. Chcieliśmy się jakoś rozerwać. Niestety, nie szło nam zbyt dobrze. "Słodziak" ciągle przewracał się na plecy, żądając drapania po brzuszku albo lizał ją, dając o sobie znać.
Westchnąłem.
- Luke, chyba musimy połączyć siły - mruknąłem. - Inaczej ona nigdy nawet na nas nie spojrzy.
- Chyba masz rację.
Zrezygnowani, usiedliśmy przy ognisku.
- Hej, Kira, jak go nazwiesz? - zapytałem, chcąc przełamać ciszę.
- Nie wiem. Weźmy go do Akademii i wtedy pomyślimy. Może na coś wpadnę po drodze.
To samo pytanie padło też godzinę temu. I dwie godziny temu. I trzy...
- Matt, jak ci idzie? - rzuciłem.
- Nie najgorzej. Skończę za jakieś dziesięć minut.
Pierwsza dobra wiadomość! Nareszcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz