czwartek, 28 maja 2015

Czego to nie uczą w tych szkołach dla ninja!

>>*Luke*<<
- Kirciaaaa... - szedłem za dziewczyną. - Nie idziesz znowu do miasta!
- A to niby czemu? - zdziwiła się.
Przyspieszyłem i stanąłem przed nią. Szatynka wpadła na mnie. Chciała się cofnąć, ale przytrzymałem ją, zmuszając, by spojrzała mi w oczy.
- Bo ostatnio mało nie zginęłaś - powiedziałem poważnie.
Kircia już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy przerwał nam krzyk.
- O! Tu jesteście! Szukałem was!
Niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i posłałem chłopakowi mordercze spojrzenie.
- Co tam u was? - zapytał Master.
- Wszystko w jak najlepszym porządku... Możesz już iść - mruknąłem na tyle cicho, żeby mnie nie usłyszał. Denerwowało mnie jego zachowanie w stosunku do Kiry.
- Nie mam co robić - stwierdziła za to szatynka. - Nie mam co czytać, nie mam co ze sobą zrobić.
Zachichotałem. Kira, mimo że lubiła czytać, nigdy nie przeznaczała na to całego swojego czasu.
- W takim razie musimy pójść do... - oznajmił ninja - Biblioteki!
- To my tu takie coś mamy? - zapytałem zdezorientowany.
Kircia strzeliła facepalma.
- Jasne że tak - oznajmiła. - Tylko że pilnuje jej Gorgona. raczej nie mam szans tam wejść i nie zamienić się w kamień. No, niby noszą te czapki, ale coś jej nie ufam...
- Czy ktokolwiek ufa tutaj personelowi? - zapytał Master.
- Raczej nie - odparłem szybko. - I galaretce też nie. Ona tylko wydaje się być nieszkodliwa.
- Możemy kiedyś na nią zapolować - zaproponowała z uśmiechem Kira.
- Aha... - mruknął chłopak, a ja zachichotałem. - Wiecie co jest najważniejsze w przeprowadzeniu po ninjowemu akcji takich jak włamanie do biblioteki?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz nam wyjaśnisz - rzuciłem.
- Przebranie! - oznajmił dumnie i mógłbym przysiąc, że za tą maską pojawił się szeroki uśmiech.

$$Master$$
- Jestem pewien że masz tu coś odpowiedniego – mruknąłem, przeszukując szafę Kiry.
- Przypomnij mi jeszcze raz, kiedy się zgodziłam, żebyś mi grzebał w szafie? – zapytała, unosząc jedną brew.
Posłałem jej mój promienny uśmiech, którego nie mogła zobaczyć przez maskę, ale mogła się domyślić, po oczach.

- Kiedy zgodziłaś się na mój plan – rzuciłem. – Aha!
Rzuciłem na parę siedzącą na łóżku czarne rurki dziewczyny i koszulkę, z której zrobię jej maskę.
- Masz jakąś czarną bluzę? – zapytałem.
- Nie bardzo – odparła.
- To idź przebrać spodnie – mruknąłem.

***

Gdy Kira została zaopatrzona w bluzę z kapturem Luke’a, a chłopak miał już na sobie swój komplet ciuchów, pomogłem dziewczynie związać włosy. Na szczęście, miałem styczność z długimi włosami i potrafiłem zapleść warkocz. Czego to nie uczą w tych szkołach dla ninja! Następnie założyłem im maski.
Słuchajcie. Plan jest taki…

***

- Cześć, Celes – mruknąłem, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi. Mógłbym przysiąc, że gdzieś w tle widziałem piorun. – Promiennie dziś wyglądasz.
- Czego chcesz? – zapytała podejrzliwie.
- Więc tak… - oznajmiłem, wyciągając z kieszeni listę. – 14 przenośnych kamer, 4 twoje niesamowite krótkofalówki 2.0, 1 lub 2 tablety, oczywiście z obrazem z tych kamer, jakiegoś robota, który szybko biega i jest silny i uniesie książki… Właściwie to kilka robotów i nie pogniewam się jeśli dorzucisz jeszcze jakiegoś robota na przynętę i dodatkowe kamery. A, no i ciebie – wyszczerzyłem się do niej.
W tamtej chwili mógłbym przysiąc, że zaraz zatrzaśnie mi drzwi przed nosem.

~~Celestia~~
Wiem, co myśli. Ale nie dam mu tej satysfakcji.
Zobaczyłam z tyłu Luke’a i Kirę, ubranych na czarno. Chyba wiem, w co muszę się ubrać…
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam:
-Wchodzę w to. Ale masz mi nie grzebać w szafach, sama wszystko wezmę. Wejdziecie? – zapytałam, a Master wyglądał tak, jakby mu właśnie szczęka z zaskoczenia opadła. Popatrzyłam na niego rozbawiona.
Wpuściłam ich, a sama zaczęłam grzebać w szafie. Czarne spodnie, czarny podkoszulek i czarna bluza z głębokim kapturem. Master podchodził do mnie z zamiarem zrobienia maski pewnie.
-Później, teraz sprzęt. - powiedziałam i podeszłam do kolejnej szafki przeznaczoną na moje zabawki. Otworzyłam ją i powoli wyjmowałam i kładłam na łóżko wszystkie potrzebne rzeczy.
-Czy ty tu nie masz czasem kilku bomb? - zapytał Luke.
-Bomby, pistolety, paralizatory, roboty, gazy bojowe i cała reszta...Dobra, to będzie wszystko. Eve, idziesz z nami.
Robot wyszedł ze swojego stałego miejsca przy oknie.
-Ona jest wystarczająco silna, Master, uniesie wagę 200 kilo. Co do przynęty...Dajcie mi chwilę, szybko zrobię.
Podeszłam do biurka, wyjęłam kilka narzędzi i potrzebnych materiałów. Popatrzyłam na nie chwilę i uznałam, że dobre będą w miarę duży robot, najlepiej denerwujący i szybko biegający. Jeżeli się rozwalą, to trudno.
Padło na małpę.
-Hmmm...Dajcie mi 10 minut.
I wzięłam się do roboty, nie słuchając nikogo.
Eve puściła w tle muzykę, dzięki czemu umilało mi to pracę, a reszta chyba się nieco rozluźniła.
-Dobra, już. - powiedziałam. - Nawet wgrałam wkurzające, żeby nie powiedzieć wkurwiające, oprogramowanie. Napisałam je kiedyś po kolejnej akcji mojego znajomego. On we wkurzaniu innych ma profesurę napisaną. Luke, nie tykaj tego! - krzyknęłam. - Ta bomba może wysadzić kawał Akademii, jeżeli ją gwałtowniej potrząśniesz!
Chłopak spojrzał na bombę i ją odłożył na miejsce.
-To delikatny sprzęt, człowieku...-pokręciłam głową. - No to jak, idziemy?

>>*Luke*<<
Przyspieszyłem i zwinąłem Celes trzy bomby. Mogą się przydać. Poza tym i tak nikt nie widział. Celestia pewnie się zorientuje, ale co tam.
Dziewczyna szybko się przebrała. Master dał jej znak i, gdy podeszła, zrobił maskę, a następnie wytłumaczył gdzie co rozstawić, kiedy uruchomić przynętę i pozostałe szczegóły. Zaskoczyła mnie dokładność planu wymyślonego w kilka sekund. Wydawał się całkiem profesjonalny. Jednego mi tylko brakowało w jego planie. Pójścia na żywioł.

***

Szczerze mówiąc, moim marzeniem nigdy nie było czołganie się wentylacją nad bibliotekę. Kirci najwyraźniej też nie. Było tu dość ciemno, co wywoływało u niej strach, na który nie byłem w stanie nic poradzić. Pewnie w tej chwili zazdrościła Celestii, która siedziała sobie wygodnie w jej pokoju (który już chyba na zawsze zostanie naszą bazą wypadową) i nadzorowała wszystko z kamer. Specjalne krótkofalówki 2.0, które dziewczyna stworzyła, mieliśmy przymocowane do uszu. Raz na jakiś czas ktoś się odzywał.
- Master - usłyszałem w słuchawce - teraz w lewo i będziecie już prawie na miejscu. Gdzieś w połowie korytarza powinna być kratka.
Jako że ninja szedł pierwszy, to do niego kierowane były wszystkie wskazówki.
Pomoc dziewczyny okazała się niezastąpiona, Kircia widocznie odetchnęła z ulgą, widząc światło wpadające przez otwór. Master przesunął się na drugą stronę i, nie mam pojęcia jakim cudem, obrócił się o 180 stopni, leżąc (bo cały czas się czołgaliśmy) twarzą twarz z Kirą. Ja byłem kawałek z tyłu.
- Celes, jesteśmy gotowi - powiedział.
Nagle usłyszeliśmy huk. Potem jakieś dziwne dźwięki, aż w końcu krzyk Meduzy i jej głośne kroki w korytarzu.
- Czysto.
Ninja jednym szybkim ruchem wyrzucił kratkę i wyskoczył z otworu. Po drodze na ziemię oczywiście musiał zrobić salto. Po prostu musiał się popisać. Zaraz za nim skoczyła Kircia. Ona użyła swoich mocy i zgrabnie wyhamowała przed samą ziemią. Gdy przyszła kolej na mnie, po prostu Przyspieszyłem i pojawiłem się za nimi.
- Do dzieła! - zawołałem.
Gdzieś pojawił się robot Celestii, który miał nosić wszystkie tomy. Przyspieszyłem i w czasie, gdy Kircia i Master obeszli jeden regał, ja zająłem się resztą. Nie całkiem według planu, ale było skuteczne.
Tym sposobem zwinęliśmy z biblioteki około dwustu książek fantastycznych. Jedyny problem stanowiło wyjście z pomieszczenia - nie licząc wentylacji, do której nie mieliśmy szans sięgnąć, było tylko jedno. To właśnie w nim zniknęła Meduza.
- Pospieszcie się. Ona wraca - oznajmił głos w słuchawce.
- Biegiem - oznajmił Master.
Złapał Kirę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Odrobinkę mnie to wkurzyło.
Przyspieszyłem. Czas jakby stanął w miejscu. Wziąłem Kirę na ręce i przebiegłem do jej pokoju. Postawiłem ją na ziemi.
Gdy czas znów płynął normalnie, szatynka z rozpędu na mnie wpadła. Potem, zaskoczona, rozejrzała się po swoim pokoju.
Nachyliłem się nad nią.
- Zaraz wracam - szepnąłem i cmoknąłem ją w policzek.
W podobny sposób pomogłem robotowi Celestii. Tak samo jak Masterowi, po prostu pozwoliłem poruszać się w czasie z moją prędkością.
W ciągu sekund byliśmy w naszej bazie wypadowej.

~~Celestia~~
Usiadłam przed laptopem w pokoju Kiry. Wszystkie kamery ustawiły Arachne, a małpa była na miejscu.
,,Połamałam” sobie palce i wzięłam się do roboty.
-Dobra, którędy macie zamiar wejść?
-Wentylacją. – odpowiedział Master.
Czego ci ninja nie wymyślą…Łatwiej już byłoby chociażby oknem, ale skoro chcą wentylacją…
-Spoko. Jest jedno wejście do niej tuż obok biblioteki, po prawej jakieś 10 metrów od drzwi.
Dostałam sygnał od Eve, że już jest na miejscu. Ona weszła oknem, które było otwarte. Najwidoczniej Meduza lubi świeże powietrze.
-Celes, jesteśmy. – przekazał Master.
-Jak już wejdziecie, to musicie skręcić dwa razy w lewo.
-Jasne.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-No more I’m taking this hatred from you. You make me feel dead when I’m talking to you… - nuciłam przy wyłączonym mikrofonie.
-Celes, jesteśmy gotowi. – powiedział Master, a ja wydałam komendę małpie.
Robot najpierw przebiegł przed Meduzą, pomachał jej i zaczął tańczyć, po czym wstał, pokazał środkowe palce i wykrzyczała głosem Shadowa:
-Nie złapiesz mnie, madafaka!
Ledwo się powstrzymałam przed śmiechem. Jednak po całej akcji będę musiała wywalić z robota to oprogramowanie, bo inaczej będzie wszystkich wkurzać.
Przez kamerę widziałam, że Meduza zaczęła wściekła gonić małpę. Włączyłam mikrofon i powiedziałam:
-Czysto.
I wszyscy po kolei wskakiwali do biblioteki.
Tak w ogóle muszę powiedzieć Luke’owi, jakie będą konsekwencje, jeżeli zdetonuje te bomby tam, gdzie nie trzeba. I nie zwieje mi nawet na drugi koniec świata, bo i tak go znajdę.
Wzięli, co trzeba i już mieli wychodzić…
-Wiejcie, ona wraca! – powiedziałam.
Luke natychmiast pojął sytuację i przeniósł Kirę do mnie, pocałował ją w policzek, zawrócił, przyprowadził robota, a na koniec Mastera.
-Dzięki za pomoc, Celes. – powiedział z wyszczerzem Master. Tak, na pewno się szczerzył, widać to było pomimo maski.
-Tak, tak, dozgonna wdzięczność i tak dalej…-powiedziałam znudzona. – Kira, jak już coś przeczytasz, to pożyczysz mi kilka? Książki fantasy rządzą. – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Nie, kolejna. – jęknął Luke.
-Jasne. – odpowiedziała Kira.
-Luke, możemy porozmawiać? W cztery oczy. – od razu zastrzegłam.
-Taa…-powiedział i wyszliśmy na korytarz.
-Słuchaj, możesz zatrzymać te bomby…-zaczęłam.
-Naprawdę?
-Nie przerywaj mi! Tak, naprawdę, ale jeżeli je zdetonujesz nie tam, gdzie trzeba, to cię znajdę i dogłębnie wyjaśnię, dlaczego nie powinieneś tego robić, jasne? – powiedziałam chłodno.
-Rozumiem…
-Cieszę się z tego. – powiedziałam i wróciłam do pokoju Kiry. – Zabieram laptopa i Eve i już mnie nie ma.

~*~Kira~*~
Po kilku godzinach układania książek w wieże na podłodze, a następnie budowania z nich fortu, chłopacy w końcu stwierdzili, że ich czas nadszedł i muszą iść spać. Jako że była to pierwsza w nocy, to obudzili po drodze Mistle, która nie omieszkała im wytknąć ich indolencji intelektualnej i z trzaskiem zamknąć drzwi. Jeszcze przez jakiś czas słychać było na korytarzu hałasy, ale byłam spokojna, bo stosunki chłopaków znacznie się ociepliły podczas budowy. Ja sama miałam ochotę jeszcze poczytać, ale nie miałam już siły, więc po prostu odłożyłam książki na miejsce. Przez chwilę przysłuchiwałam się hałasom, aż w końcu zdecydowałam się położyć spać. Gdy już miałam wskoczyć pod kołdrę, usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiło mnie kto mógłby tu przyjść o takiej porze, ale w sumie od kiedy mój pokój stał się "bazą wypadową" takie rzeczy miały miejsce częściej. Rozmyślania przerwało mi kolejne, bardziej natarczywe pukanie. Tym razem po prostu podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, co widzę. Dopiero gdy moje ciało przeszyło zimno i cała zesztywniałam, zrozumiałam. Uniosłam ręce przed twarz, próbując zasłonić widok, ale było za późno. Blask, który pojawił się przed moimi oczami był niczym innym, jak tylko...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, zanim nie straciłam zdolności myślenia.

środa, 27 maja 2015

Uriel- upadek

Pewnego dnia obudziłem się, to musiało kiedyś nastąpić, Bóg zesłał mnie na Ziemię, aby karać ludzi. Nie potrafiłem. Nie byłem już pod Jego władzą. Byłem wolny. Jednak zawsze gdy patrzę w lustro, przypominam sobie wszystko, to przez te skrzydła, one tworzą ze mnie potwora, "anioła". Nadal przypomina mi się rozkaz wydany przez Niego."Zniszcz niewiernych". Nie mogłem go wykonać. Ruszyłem więc w świat szukając miejsca dla mnie, usłyszałem wtedy o przybytku zwanym "Akademią Niezwykłości". Wyleciałem więc w jej poszukiwaniu, nie zważałem na zmęczenie, niepotrzebnie, po zbyt długim locie wyczerpałem całą siłę. Zacząłem spadać, nie wiem nawet kiedy, z tego co pamiętam uderzyłem w coś twardego. W chwili, kiedy się obudziłem zobaczyłem nad sobą dziurę w suficie oraz zauważyłem, że mimo braku specjalnie poważnych ran złamałem jedno z czterech skrzydeł. Ja przeżyłem, niestety. Ja sam nie mogę zginąć, jestem wieczny, ale mogę moje życie oddać za przyjaciół. W zamian za wezwanie mojej armii Bóg mnie zniszczy. Tak też trafiłem tutaj, spadając znowu na ziemię, przez sufit.
***
Tak wytłumaczyłem to jej, ona, dyrektorka spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy sięgając po coś w szufladzie biurka. Podała mi plan lekcji, który przyjąłem z pokorą oraz klucz do pokoju numer 4, skierowała mnie również w jego kierunku. Nie było w tym nic dziwnego, ale i tak wiedziałem, że coś tu jest nie tak. Zapytałem się więc gdzie jest reszta uczniów, dyrektorka bez zastanowienia odpowiedziała, że zapewne siedzą w swoich pokojach. Możliwe,że była to prawda, ale coś i tak mi się tu nie zgadzało. Powoli wszedłem do swojego pokoju i rozejrzałem się w nim. Był idealny, przestronne cztery  ściany tylko dla mnie. pierwszą rzeczą, którą zrobiłem było namalowanie na ścianie paru znaków ochronnych, tak na wszelki wypadek. W ten sposób spędziłem cały dzień na malowaniu różnych znaków, wieczorem postanowiłem wziąć dłuższy prysznic, tak więc zrobiłem. Po przemyciu się miałem zamiar położyć się do łóżka, zauważyłem jednak, że ktoś na nim siedzi, był to ciemny blondyn o niebieskich oczach. Przedstawił się jako Lukas i prosił, żeby mówić o nim Luke. Chciał mnie poznać. Nowego ucznia Akademii Niezwykłości.

Wstępniak ninjy

Mocniej naciągnąłem kaptur na głowę. Musiałem się spieszyć. Przewaga, którą udało mi się osiągnąć, nie była wystarczająco duża. Nie byłem bezpieczny.
Skręciłem w jedną z bardziej zatłoczonych ulic, starając się wtopić w tłum. Zwolniłem i pochyliłem głowę. Tym sposobem traciłem moją przewagę, ale zyskiwałem szansę, że tak po prostu mnie miną.
Nie znałem tej okolicy, więc postanowiłem trzymać się za pierwsza lepszą parą dziewczyn, które spotkałem. Najwyraźniej były na zakupach. Nie obchodziły mnie szczególnie.
W pewnym momencie obie skręciły w jedną z mniejszych uliczek, a ja podążyłem za nimi. Zagapiłem się i nie zorientowałem w porę, że wchodzę w ślepy zaułek.
Szybko odwróciłem się z zamiarem opuszczenia tego miejsca, jednak na mojej drodze stała już piątka innych osób. Mówiąc konkretniej, pięciu ninja już na mnie czekała.
- Siema! - zawołałem, wiedząc, że teraz już nie ucieknę. - Jak tam?
- Nate - jeden z nich posłał mi mordercze spojrzenie. - Długo kazałeś nam czekać.
Kątem oka zauważyłem, że dziewczyny nadal stoją w zaułku i przyglądają nam się podejrzliwie. Może zadziałały by jako odwrócenie uwagi?
- I przyprowadziłeś nam dwie nowe zabawki! - zawołał kolejny.
Właśnie dlatego mnie gonili. Dla klanu złotego tygrysa każdy, kto nie był ninją, zostawał uznany za niższy gatunek. Byli odpowiedzialni za handel ludźmi w całej Europie. Gonili mnie, bo uratowałem cały ich poprzedni "transport". Nie mogłem pozwolić, żeby złapali też te dziewczyny.
- Nawet o tym nie myśl - warknąłem.
W ułamku sekundy w stronę bandy poszybowały shruikeny, a ja odskoczyłem.
- Zabierajcie się stąd jak tylko będziecie mieć okazję - poleciłem zszokowanym nastolatkom.
Ninja odskoczyli i rozpętała sie prawdziwa walka.
***
Zablokowałem cios i odskoczyłem. Za sobą usłyszałem krzyk. Najwyraźniej dziewczyny nie były bezpieczne. Skupiłem się jeszcze bardziej i udało mi się powalić jednego z nich. Dwójka skupiła się na dziewczynach, co bardzo ułatwiło mi zadanie. Powalenie następnych kosztowało mnie tylko kilka minut.
Gdy odwróciłem się by pomóc, jak mi się zdawało, bezbronnym istotom za mną, zamiast dwóch nastolatek, zobaczyłem jedną, która mocno obrywa w głowę i wilka. Warto dodać, że zwierze walczyło całkiem dzielnie i mocno poharatało jednego z napastników. Drugiego dokończyłem ja, a gdy się odwróciłem, na moich oczach, wilk stał się drugą dziewczyną.
Ta z kolei natychmiast podbiegła do swojej towarzyszki.
- Kira? Kira, słyszysz mnie? - zapytała spokojnie.
Nieprzytomna szatynka wydała z siebie jakieś nieokreślone mruknięcie i nic poza tym. Westchnąłem.
- Musimy ją stąd zabrać - powiedziałem, podchodząc do nich. - Oni nie będą tu wiecznie leżeć.
***
Wziąłem szatynkę na ręce, a Mistle, jak zdążyłem się już dowiedzieć, otworzyła jakiś portal. Przeszliśmy przez niego i znaleźliśmy się w ogromnym budynku.
- Witaj w Akademii Niezwykłości - mruknęła brunetka. - Do pokoju Kiry na lewo.
Podążałem za nią labiryntem korytarzy. Po jakichś kilkunastu minutach dał się słyszeć krzyk.
- Kira!
Obok nas niespodziewanie pojawił się jakiś blondyn, który nachylił się nad szatynką.
Czy ten dzień może się stać dziwniejszy?
- Ninja proszony do gabinetu dyrektorki! - rozległo się z głośników przymocowanych do sufitu.
Jednak może.
- Co jej jest? – zapytał chłopak.
- Powalił ją blask mej zajebistości – odparłem.
Blondyn rzucił mi spojrzenie, które najwyraźniej miało wyrażać najwyższą pogardę dla mojej osoby. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, wcisnąłem mu nieprzytomną szatynkę na ręce.
- Słyszałeś, wołają mnie – oznajmiłem i ruszyłem przed siebie.
***
Znalezienie gabinetu dyrektorki okazało się trudniejsze niż przewidziałem. Jednakże, po kilkudziesięciu minutach błądzenia, doszedłem do wniosku, że może warto byłoby kogoś o to zapytać. Problem polegał jednak na tym, że nikogo nie spotkałem. Na szczęście udało mi się znaleźć pomieszczenie całkiem niedługo po tymże postanowieniu.
- Dzień dobry – mruknąłem, wchodząc.
- Ach, witaj, Nathan. Czekałam na ciebie – powiedziała siwowłosa kobieta. – Oto twój numer pokoju i plan lekcji. Prawdopodobnie poznałeś już najodpowiedzialniejszą tutaj osobę, więc przygotuj się, że będzie tylko gorzej.
Miałem szczerą nadzieję, że w tym momencie nie mówiła o blondynie, którego wcześniej spotkałem. Nie wyglądał na godnego zaufania.
- Zajęcia zaczynacie za dwa miesiące, gdy tylko nauczycielki wrócą z urlopu.
Długi mają ten urlop.
- Ach, zapomniałabym. Nikt nieproszony tutaj nie wejdzie, więc jesteś bezpieczny.
- Fajnie – mruknąłem tylko, co wydało mi się bardzo głupie. Dlaczego akurat teraz musiało zabraknąć mi słów? To nie fair.
***
Okazało się, że pokój 17 znajduje się dokładnie naprzeciwko pokoju szatynki, którą spotkałem w mieście. Postanowiłem tam zajrzeć. Stanąłem w drzwiach i zapukałem. Otworzyła mi Mistle.
- Jak tam twoja koleżanka? – zapytałem.
- Obudziła się – mruknęła.
Nawet nie wiem jak to się stało, ale po krótkiej rozmowie zostałem wpuszczony do środka. Dziewczynie i chłopakowi, który siedział obok niej wyjaśniono kim jestem.
- Kira – po zakończonej historii przedstawiła się dziewczyna. – A to Luke.
- Jej chłopak – dodał blondyn.
Chciało mi się śmiać, ale uznałem to za świetny pretekst, żeby trochę go podenerwować.
- Jestem Master, ale ty, piękna, możesz mówić mi Nate – zamiast uścisnąć jej dłoń pochyliłem się tak, jakbym chciał ją ucałować, czego oczywiście zrobić nie mogłem. Nie ma to jak maska. Jednak i tak wywołało to pożądany efekt – Lukas mało się na mnie nie rzucił. Dziewczyna za to zarumieniła się i szybko zabrała dłoń.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to mieszkam w pokoju obok – mrugnąłem do niej i wyszedłem.
W drzwiach odwróciłem się jeszcze i zobaczyłem, jak usta Luke’a układają się w idealne „o”, podobnie jak te Kiry i Mistle.
Będzie zabawnie.

poniedziałek, 25 maja 2015

#KT Lustro

~~*Kira*~~
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzdłuż ściany biegły rzędu luster, wszystkie wyższe i szersze niż ktokolwiek z nas. Były w czarnych bogato zdobionych ramach. Jak w transie wszyscy ruszyli w ich stronę. Jedno z luster zdawało się mnie wołać, po prostu czułam, że mam do niego podejść. Tak też zrobiłam.
Gdy tylko znalazłam się naprzeciwko, moje odbicie także się pojawiło. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, to byłam ja, ale nie ja. Bardzo konkretne określenie, ale ciężko je zastąpić czymkolwiek innym ze względu na to, jak dobrze oddaje sytuację.
Dziewczyna w lustrze miała niebieskie włosy upięte w wysoki kucyk. Jej oczy wydawały się emitować czerwone światło. Miała ostry makijaż, którego ja nigdy bym sobie nie zrobiła - po pierwsze nie nosiłam makijażu, po drugie był zbyt mocny. Oprócz tego jej skóra była dużo bledsza niż moja, co jeszcze bardziej podkreślało jak bardzo jest umalowana. Miała na sobie krótkie spodenki i koszulkę, a oprócz tego pas, do którego przypięte były krótkie miecze. Nie były one proste. Wzdłuż ostrzy i wewnątrz znajdował się skomplikowany wzór. Rękojeść była ciemnoszara, a ostrza lśniły bielą. Wszystkie ubrania dziewczyny były czarne.
Ale najbardziej przerażający był uśmiech.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dosłownie. Jeśli widzieliście kiedyś film "Alicja w Krainie Czarów" z Johnnym Deppem i pamiętacie jak wygląda kot z Cheshire to zrozumiecie co mam na myśli.
Dziewczyna stała na tle jakiegoś starego, opuszczonego biura, które wydawało mi się dziwnie znajome. Byłam pewna, że nie ma go nigdzie w Akademii...
- Cześć - powiedziała i, o ile to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Tęskniłaś?
Nagle doznałam olśnienia. Dawno temu, zanim trafiłam do Akademii, wpadłam, w jak to mówią rodzice, złe towarzystwo. Oprócz tego, że nauczyłam się strzelać z łuku, broni palnej i walczyć moimi krótkimi mieczami, nie przyniosło mi to zbyt wiele dobrego. Raczej złe cechy i nawyki. Ale zanim się stamtąd zabrałam, co zajęło mi trochę, ze względu na próby unikania ciotki, która w tamtym czasie się mną opiekowała, poznałam pewną dziewczynę, która postanowiła zostać moją mentorką. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, widzę, że nie była ona najlepszym wzorem do naśladowania, ale wtedy wydawała mi się idealna. Miała długie włosy, zawsze pofarbowane na niebiesko i uwielbiała czarny kolor. Namówiła mnie nawet, żebym zaczęła ubierać się podobnie.
- Dawno cię nie widziałam - odparłam.
- Wiem że tęskniłaś - rzuciła tamta, przybliżając się do tafli.
- Szczerze, to miałam nadzieję, że potrwa to dłużej.
Dziewczyna nadęła policzki i odsunęła się.
- Dobra, dobra, a teraz rób miejsce! Mam zamiar tam wrócić! - zawołała. - Było mi u ciebie całkiem wygodnie...
- Wybacz, ale lubię moje ciało. Nie zamierzam się stąd ruszać - oświadczyłam, krzyżując ręce na piersi.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Twoje są martwe w środku, wiesz? - zapytała. Odpowiedziałam jej zaskoczonym spojrzeniem. - Oczy. Wypaliłaś się już. Więc zrób mi miejsce, żebym mogła na nowo rozpalić w nas ogień!
Te słowa mnie zaskoczyły.
- Niestety, nie przepadam za tym samym co ty - mruknęłam.
- Oj, weź przestań! Jesteśmy takie same! Lubimy to samo! Tylko ja jestem ta odważniejsza - przyjrzała mi się krytycznym okiem. - I ładniejsza.
- Nie masz prawa mówić, że jesteśmy takie same. Nie masz w sobie nic z człowieka!
- Robiłaś co mogłaś, żeby się przede mną ukryć, ale teraz widzisz nas w całej okazałości! - zawołała tamta.
- Możesz robić co chcesz, ale nigdy nie będę taka jak ty!
- Nie musisz - rzuciło moje odbicie. - Zawsze byłaś.
***
- Nie możesz opierać mi się całą wieczność!
- Nie będę marionetką w twojej grze! Jesteś przeszłością! Nie ma dla ciebie miejsca w przyszłości!
- Wyjdę tam, choćbym miała cię związać! Będziesz gdzieś tam, głęboko, w kostiumie ze swojego ciała, który ja założę!
- Mów co chcesz, ale dzisiaj to ja stąd wyjdę!
***
Zbliżyłam się o krok do lustra.
- Nie zrobisz mi tego! Nie odważysz się! - krzyknęła tamta.
Postąpiłam o krok do przodu.
- Założysz się?
Dziewczyna sięgnęła do paska i wyciągnęła stamtąd pistolet.
- Jeszcze krok... - zagroziła, mierząc we mnie.
"Ale co może mi zrobić odbicie w lustrze?" pomyślałam.
Nie spodziewałam się, że cokolwiek dopóki w moich uszach nie odbił się huk wystrzału, a mojego brzucha nie przeszyła fala bólu.
- Och...
Jęknęłam i złapałam się za ranę. Widziałam sączącą się z niej krew. Poczułam jak nogi się pode mną uginają i zaczęłam upadać...
- Kira!
Nagle gdzieś obok mnie znalazła się Mistle. Uklękła obok mnie.
- Co się stało? - zapytała.
Spojrzałam na mój brzuch i nagle poczułam się zupełnie inaczej. Cały ból zniknął. Nie było też ani krwi, ani rany.
- Wiem co tu się stało - powiedziała śpiewnie dziewczyna z lustra.
Przymknęłam oczy. Dlaczego tak się dzieje?
- To sprawia, że wariujesz - usłyszałam z lustra.
Dziewczyna siedziała po turecku naprzeciwko mnie i uśmiechała się.
- Nie możesz wymazać swojej przeszłości.
Stałam w naszej starej kryjówce, opuszczonym biurze. Obok mnie stała moja mentorka. Obie miałyśmy w dłoniach pistolety i ukrywałyśmy się za ścianą.
- Gotowa na dobrą zabawę? - zapytała z uśmiechem.
Skinęłam głową i odpowiedziałam jej tym samym. Uśmiech znaczył w naszym języku bardzo dużo. Zbyt dużo, żeby dało się to jakkolwiek wytłumaczyć.
Wychyliłyśmy się zza ściany. Stało tam dwóch chłopaków, którzy mierzyli też w nas. Położyłam palec na spust, gotowa pociągnąć, gdy nagle naszła mnie pewna myśl.
Jeśli to zrobię nie będzie już odwrotu.
Czy ja naprawdę chcę ich zabić?
Nie byłam w stanie strzelić. Usłyszałam kule gdzieś obok mnie, ale czas jakby zwolnił. Patrzyłam na chłopaka, a on na mnie i oboje nagle zrozumieliśmy - nie byliśmy w stanie kogokolwiek zabić. Nie pasowaliśmy tu.
Nagle rozległ się huk i chłopak padł na ziemię. Na ściany prysnęła jego krew. Zaskoczona, upuściłam pistolet.
- Kurde, Kira, coś ty sobie myślała?! - krzyknęła dziewczyna. - Chciałaś żebyśmy zginęły?!
Ale nie byłam w stanie skupić się na tym, co ona mówi. Widziałam tylko krew chłopka, spływającą powoli wzdłuż jednego z plakatów.
"Ta krew... To nie ja... Prawda? To nie ja go zabiłam..."

~*~Mistle~*~
Postać w lustrze wyglądała jakby była na haju.
Czerwone pasemka, wyglądające jakby namalowano je sprayem odcinały się na tle czarnych włosów. Na głowie miała fioletowego fullcapa. W uszach miała kolczyki w kształcie okręgów o średnicy około pięciu centymetrów, do których przyczepiła różnokolorowe pióra. O jej makijażu i reszcie ubrań już nie wspomnę. 
- Cześć Mistle! Chcesz się zabawić? - zapytała z szerokim uśmiechem. Dopiero teraz zauważyłam że na plecach ma zawieszony jakiś dziwny przedmiot. Ale cóż, różnie to bywa z takimi krzywymi lustrami.
- Nie, dzięki.
- Oj, no weź! Nie bądź taka sztywna! Chociaż raz się trochę rozerwij!
Usłyszałam jakiś jęk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak szatynka upada na ziemię.
- Kira!
Podbiegłam do niej kompletnie zapominając o lustrze. Uklękłam obok.
- Co się stało? - zapytałam, przyglądając się dziewczynie.
Trochę zdezorientowana rozejrzała się wokół i w końcu znów spojrzała na mnie.
- Nic takiego - mruknęła.
Pomogłam jej wstać i razem odeszłyśmy od luster. 

>>*Luke*<<
W lustrze zobaczyłem... innego siebie. Miałem na sobie kolorowe ubrania, żółtą podkoszulkę i czerwono-pomarańczowe szorty. Na plecach przyczepioną miałem wyrzutnię rakiet. Chłopak za to celował właśnie z AWP do jakichś ludzi w oddali. Cały świat za nim miał dziwne kolory - zielone niebo, różowe drzewa, czerwona trawa, itd.
- Haha! Cześć, mały! Miło cię widzieć! Wręcz wystrzałowo! - postać w lustrze zaśmiała się z własnego żartu. - Kapujesz? - wskazał na snajperkę.
- Niestety -  mruknąłem.
- Hah! - zawołał. - Wiedziałem że się dogadamy! W końcu jesteśmy tacy sami! To to ja a ja to ty!
- Czyli ja to ja? - zapytałem.
- Nie - odparł. - Ja to ja.
- A ty to ty.
- Ja to ja.
- Rozumiem - odparłem. Doskonale wiedziałem, co miał na myśli. - Chociaż nie powiedziałbym, że jesteśmy tacy sami.
Chłopak. Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić. Po chwili jednak rozchmurzył się i sięgnął po wyrzutnię rakiet.
- Sprawdźmy - powiedział.
Machnął ręką i obraz zamigotał. Po kilku sekundach, lustro było jakby prawdziwe. Widziałem siebie, widziałem innych, stojących plecami do mnie, zapatrzonych w swoje odbicia. Jednakże, coś było nie tak. W moich dłoniach pojawiła się wyrzutnia rakiet, którą przed chwilą trzymał chłopak. Gdy spojrzałem w dół, okazało się, że ja także ją mam. Luke z lustra uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się i zaczął mierzyć wyrzutnią w... Kirę.
Po chwili, kompletnie nie kontrolując co robię, powtórzyłem gest chłopaka. Z lustra dobiegł mnie huk. Chciałem krzyczeć i ostrzec szatynkę, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a nie byłem w stanie się poruszyć. Sam nie wiem kiedy, nacisnąłem spust. Zamknąłem oczy. Po chwili dobiegł mnie głośny dźwięk i krzyk Kiry. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją leżącą na ziemi.
- Widzisz? Jesteśmy tacy sami - postać w lustrze znów się uśmiechnęła, po czym zamigotała i zniknęła. Rama została pusta, a ja poczułem, że znów mogę się ruszać.
- Kira! - zawołałem i pobiegłem w jej stronę.

<<Matt>>
- Siemka! - zawołał chłopak z lustra.
Może i był do mnie podobny, ale... Prawie w ogóle. Miał czerwone włosy, a także soczewki, sprawiające, że posiadał złote tęczówki, a zamiast źrenic cienki pasek. Upodabniało to jego oczy do kocich. Miał na sobie żółtą, fluorescencyjną koszulkę i jasne jeansy z czerwonym paskiem. Za nim zatknięta była jakaś broń.
- Ale z ciebie sztywniak, Mattie! - dorzucił. - W ogóle nie wykorzystujesz swojego potencjału! Masz w sobie mnie, a ty tak po prostu mnie ignorujesz! Jak możesz być taki nijaki?
- Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu - rzuciłem.
- Popatrz na siebie! Co ty robisz ze swoim życiem? Nie możesz wiecznie kryć się w cieniu swojego brata! Jego też kiedyś zabraknie! Gdyby zależało to ode mnie, to stałoby się to nawet szybciej niż później...
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Mimo że Luke nie był wzorowym bratem, to nie pozwoliłbym go zabić.
- No już, nie udawaj takiego świętego! Dobrze wiesz, że on potrafi być utrapieniem!
- Nie przeczę - odparłem. - Nie zmienia to faktu, że jest moim młodszym bratem i nie ważne co zrobi, zawsze nim będzie i zawszę będę go chronił.
- Durna odpowiedzialność starszego - mruknął chłopak. - Tylko tego nauczyli cię rodzice! Nie masz może ochoty wreszcie się od tego uwolnić? Od wiecznego poczucia obowiązku?
- Nie - stwierdziłem. - Jego ktoś musi pilnować. Równie dobrze to mogę być ja.
Odwróciłem się i zacząłem odchodzić.
- Czekaj! Gdzie idziesz? Znowu kryć się w cieniu braciszka? - zawołał. - Wracaj tu! To nie koniec!
Włożyłem ręce w kieszenie i więcej już go nie słuchałem.

~~Celestia~~
W lustrze zobaczyłam…Siebie. Ale jednocześnie to nie byłam ja. W odbiciu nie miałam grzywki, cera była bardzo blada, oczy były czerwone i dziwnie wesołe, a uśmiech szeroki i psychiczny. Wzdrygnęłam się.
No niby to ja, a jednak nie!
-Co jest, Yumi? - odezwało (?) się odbicie. - Chyba się mnie nie boisz, co~? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Po prostu uśmiechasz się w taki sposób, że aż można uznać, że jesteś szalona i powinni cię w psychiatryku zamknąć. - powiedziałam, poprawiając okulary.
-No weź~! W końcu jestem częścią twojej duszy! Ranisz mnie.
-Nie kłam.
-Też racja ^^. A teraz powiedz mi: czemu trzymasz z tymi ludźmi. - ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem.
-Daj spokój, to tylko tak na chwilę...
-Ale ty już się do nich w miarę przyzwyczaiłaś! Pewnie udają jak reszta. Pamiętasz? Chociażby ten psycholog. Niby chciał pomóc, a tylko pogorszył sytuację. Prawie do psychiatryka nas wysłał! Zapomniałaś o naszej nienawiści do ludzi? Za to, że nie obchodzi ich nic prócz własnej wygody i nic innego ich nie obchodzi? - Uff, wreszcie zakończyła swoją tyradę, po czym skądś wytrzasnęła kosę i zaczęła nią ciąć niewidzialne osoby. Przyglądałam się temu z politowaniem.
Rozejrzałam się dookoła. Każdy był zajęty swoimi odbiciami, pewnie oni również widzą swoje inne ,,opcje". Fajnie, przynajmniej mnie nie usłyszą.
-Wiesz co? Jednak mam z ludźmi coś wspólnego. Dbam wyłącznie o siebie!
Odwróciłam się od lustra, a po chwili część moich robotów wyszła z kieszeni i zakryły lustro, w pewnym sensie zamykając ,,drugą'' Yumi.
Poczułam dotknięcie na ramieniu. Zrzuciłam brutalnie rękę osobnika, który postanowił mi ją położyć i odwróciłam się. To był Luke.
-Nie dotykaj mnie. - wysyczałam.
Z mojej kieszeni nagle zaczęła lecieć muzyka. Włożyłam rękę i wyjęłam małego ptaka, który poderwał się z mojej dłoni i zaczął krążyć pod sufitem wokół pokoju.
-And I've lost, who I am. And I can't understand, why my heart is so broken...
Wszyscy wlepili spojrzenia w robota. Był moim pierwszym, jaki zbudowałam. Prędzej go zniszczę, niż komuś oddam.
-Who I am...From the start...Take me home, to my heart.
Zaśpiewał, krążąc nad moją głową.
-There's the light, there's the sun...
Robot usiadł na mojej dłoni i przestał ,,śpiewać''.
Schowałam go do kieszeni.
Chciałam już po prostu wrócić do pokoju i zamknąć się tam na cztery spusty, żeby wszyscy dali mi święty spokój.

~<<YoYo>>~
Spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic niezwykłego, po prostu...ja.
Nie rozumiem...czemu tu stoi zwykłe lustro, podeszłam i oparłam dłonie o jego taflę. Nagle usłyszałam trzask, odgłos tuczonego szkła, a przede mną pojawiła się dziewczyna bardzo podobna do mnie, tyle, że o zielonych oczach i czerwonych włosach, w dłoniach trzymała sztylety.
-BU!- Usłyszałam.
-Co ty tu robisz, przecież nie jesteś mną, więc co robisz w lustrze?
-Hahahaha, ty naprawdę nie jarzysz co?- Powiedziała dziewczyna wyraźnie rozbawiona.- Ty mnie nie znasz, lecz ja znam ciebie, jestem tam, w tobie.- wskazała bronią w moim kierunku.- zazwyczaj siedzą tam próbujesz mnie zwalczać, ale wreszcie jestem wolna.
-Czy to znaczy, że jak teraz odejdę to Ty także znikniesz?
- O nie, nie, nie, nie.- Dziewczyna spoważniałą.- Tak łatwo to nie ma. Ja nigdy nie zniknę, zaakceptuj to.
-Ok, miło było, ale na jakoś tak odechciało mi się na ciebie patrzeć, uściskałabym cię na pożegnanie, ale cóż jesteś w lustrze- Uśmiechnęłam się i obróciłam na pięcie.- Papa!
-To się jeszcze okażę.
Wreszcie poczułam co znaczy "wbić komuś nóż w plecy", a właściwie to sztylet, nie miłe uczucie, a właściwie to straszny ból. Upadłam.
-HAHAHHAHAHAHA!.-Usłyszałam śmiech rodem zakładu zamkniętego.

~~*Kira*~~
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się. Znów byłam w moim pokoju. Czy to możliwe że to był tylko sen?
Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju. Kierowałam się w stronę stołówki. Gdy tylko tam trafiłam, zorientowałam się, że pozostali już tam są. Dosiadłam się. Przy stole panowała iście grobowa atmosfera. Nikt się nie odzywał ani nic nie jadł.
- Hej - mruknęłam. - Też śniła wam się...
- Komnata? - dokończył Luke. - Tak.
Westchnęłam. 

sobota, 23 maja 2015

#KT Ene due rike fake?

~~Celestia~~
Drzwi jednak nie były zamknięte, ale trochę ciężko się je otwierało. W komnacie było ciemno, więc wyjęłam z kieszeni komórkę i oświetliłam najbliższą ścianę. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam...Kontakt! Żarówki w takim miejscu to chyba niecodzienność, chociażby ze względu na to, co było na samym początku, w pierwszej komnacie...Ale co ja będę marudzić, nie ma co wybrzydzać. Nawet to lepiej, dzięki temu nie musimy używać komórek do oświetlania. Włączyłam światło i...
-Ale jaja. - powiedziałam rozbawiona.
Znaleźliśmy się w pokoju, który przypomina trochę ten gabinet ochrony z monitorami i tak dalej. Podeszłam bliżej i włączyłam monitory. Działa!
-Mamy podgląd na całe, że tak to ujmę, podziemia Akademii. - powiedziałam i jestem pewna, że w tym momencie zaświeciły mi się oczy z zafascynowania.
-A tak by the way...Gdzie jest Ilied? - zapytała Kira.
Rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, smoczycy nigdzie nie było. Wzruszyłam ramionami.
-Mało osób potrafi wytrzymać moje towarzystwo. - powiedziałam. - Ale nie sądzę, żeby to było powodem braku Ilied.

>>*Luke*<<
- Wooow - mruknąłem, rozglądając się. - Nieźle.
Pełno monitorów, pełna profeska. Podszedłem do jednego ze stołów i zacząłem obserwować podziemia.
Gdy inni zajęli się zastanawianiem, gdzie może być Ilied, ja sprawdzałem po kolei stanowiska.
- Tu są! - krzyknąłem.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Kto? - zapytała Kira.
- No, pozostali - odparłem. - Z wyjątkiem Fiera.
Tym sposobem wszyscy zaczęli przyglądać się obrazowi. Temat Fiera i Ilied odszedł na dalszy plan, zastąpiony przez ważniejszy - gdzie teraz mamy iść?

~~*Kira*~~
- Powinniśmy jakoś postarać się z nimi spotkać - stwierdziłam. - Może oni wiedzą, co się stało z Fierem i Ilied.
- Tylko którędy mamy iść?
Faktycznie, do tego pokoju prowadziło wiele korytarzy. Nie było gwarancji, że wybierzemy ten właściwy.
- Ymm... Ene due rike fake? - zapytał z uśmiechem Luke.
- Postaram się to jakoś rozszyfrować - oznajmiła Celestia. - Dajcie mi chwilę.
Mito w tym czasie stał gdzieś w tle, najwyraźniej znudzony. Luke tymczasem wyglądał jakby wpadł na jakiś głupi pomysł i zastanawiał się czy dobrym pomysłem jej wprowadzenie go w życie.
- Nawet nic nie próbuj - zgasiłam jego zapał. - Nie mamy czasu na wkurzanie siebie nawzajem.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, gdy przerwał mu okrzyk Celestii:
- Mam!
Wskazała palcem jedno z wyjść.
- To tam!
Wszyscy ruszyliśmy w tamtą stronę.

~~Celestia~~
Wyszliśmy drzwiami wskazanymi przeze mnie, za którymi znajdował się zwyczajny korytarz, taki jak w AN Głównym (brzmi to jak nazwa dworca w Toruniu XD), co mnie lekko zdziwiło po tym wszystkim, co się tu działo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Postanowiłam po drodze przejrzeć broń, która tak nagle pojawiła się w moich dłoniach stosunkowo niedawno. Były to sztylety, dokładniej sztuk sześć. Każdy z nich miał inaczej przyozdobioną rękojeść - pierwszy miał ,,owinięty'' wokół siebie wąż z czerwonym oczkiem, rękojeść była srebrna, tak samo jak wąż. Drugi z kolei miał kruka z czarnym oczkiem. Rękojeść i zwierzę były białe. Trzeci miał orła z żółtym oczkiem. Całość była czarna. Kolejny sztylet miał z kolei sowę z białym oczkiem, rękojeść i ptak były złote. Następny sztylet posiadał lisa z zielonym oczkiem, czerwień była kolorem tego ostrza. Ostatni ze sztyletów miał na sobie, o dziwo, królika. Żadne z poprzednich zwierząt nie było w końcu roślinożerne, większość była drapieżnikami. Tak czy inaczej, to zwierzę miało granatowe oczko, a reszta była pomarańczowa.
-Co jest, do cholery...-szepnęłam, marszcząc brwi.
Nagle sztylety w mojej dłoni zamieniły się w kolczyki, dokładniej we wkręty. Każdy miał inny kolor i inne oczko.
-Co jest? - zapytał Mito.
-Nic takiego, ale moje sztylety zmieniły się w kolczyki. - odpowiedziałam.
Wszyscy podeszli do mnie i spojrzeli ponad ramieniem.

~~*Kira*~~
Gdy wszyscy skończyli podziwiać kolczyki Celestii, zajęli się własnymi "prezentami".Ja dostałam łuk i kołczan pełen strzał, co całkiem mnie ustawiało, bo potrafiłam się nim posługiwać. Nie widziałam szczególnego pożytku w oglądaniu go dziesięć minut, więc po prostu zmobilizowałam resztę i zmusiłam do dalszej drogi.
W trakcie rozmawialiśmy i porównywaliśmy "prezenty".  Mniej więcej po jakiejś godzinie, chociaż ciężko powiedzieć czy byłam nawet blisko, usłyszeliśmy krzyk:
-Kira!
I tak oto spotkaliśmy pozostałych.
Po jakimś czasie, gdy wszystko zostało już opowiedziane, ruszyliśmy dalej. Dość szybko natrafiliśmy na ogromne drzwi.Wyglądały na ciężkie, ale gdy tylko do nich podeszliśmy, same się otworzyły. Spojrzeliśmy po sobie. Mistle jako pierwsza weszła do środka, ja zaraz za nią.

piątek, 22 maja 2015

#KT Zniknął? Tak po prostu?

~*~Mistle~*~
Najpierw myślałam, że Fier stroi sobie żarty, ale teraz już wiem, że po prostu mnie tu zostawił. Samą, w korytarzu. Fajnie. Nie żebym sama sobie rady dać nie mogła, wręcz przeciwnie, no ale to miłe nie było. Tak czy tak, Ostatnią rzeczą, którą teraz miałabym zrobić to siedzieć i płakać. Po prostu pozbierałam się z ziemi i zaczęłam wędrować dalej.
Szłam dość długo, a korytarz zaczynał się zmieniać. Im dalej, tym robiło się ciemniej, ściany w niektórych miejscach pękały, odpadał tynk. Robiło się chłodniej. Po jakimś czasie wszystko znów wróciło do normy. Droga znów była taka sama, nic się nie zmieniało. Straciłam poczucie czasu i ile szłam byłam w stanie określić jedynie po bólu nóg.
W pewnym momencie miałam już dość chodzenia. Byłam zmęczona. Postanowiłam na chwilę usiąść i odpocząć pod ścianą.

***

- Hej, Mistle, w porządku? - ktoś mną potrząsał.
Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam twarz Matta. Rozejrzałam się. Obok stał Tatsu. Korytarz ani trochę się nie zmienił.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam.
- Tak, tak - zapewniłam. - Co wy tu robicie?
- Szliśmy dość długo i w końcu na ciebie wpadliśmy - odparł Tatsu.
- Gdzie Fier? - zapytał Matt.
- Nie wiem. Zniknął gdzieś po drodze - mruknęłam.

<<Matt>>
Zniknął? Tak po prostu? Trzeba będzie pogadać z dyrektorką, jak tylko wrócimy...
Swoją drogą wciąż dziwnie się czułem, wiedząc, że Gertrude to tak w rzeczywistości ciotka Kiry... Z charakteru nie były ani trochę podobne, ale na tamtym obrazie były prawie identyczne.
- Wiecie może która godzina? - zapytała Mistle.
- Niestety. Mój zegarek nie działa. Nie poruszył się od dawna - odparłem.
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - oznajmił Tatsu.
Podałem Mistle rękę i pomogłem jej wstać. Potem ruszyliśmy dalej.

***

- Cicho. Słyszeliście to? - zapytałem, stając w miejscu.
Pozostali też stanęli. Po chwili znów usłyszałem. To brzmiało jak śmiech...
Dźwięki zbliżały się w naszą stronę. Tatsu był pierwszym, który zorientował się czym one są.
- Will! - zawołał.
- Tatsu? - padła odpowiedź.
Chłopak rzucił się biegiem. Spojrzałem na Mistle. Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła za nim. Ja także.
Po chwili spotkaliśmy nie tylko Will, ale także YoYo.
- W porządku? - zapytałem.
- Tak - mruknęła Will, a YoYo potwierdziła to skinieniem głowy.

~*~Mistle~*~
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - powiedziałam.
Nikt nie miał nic przeciwko, więc po prostu odwróciłam się i poszłam przed siebie. Gdzieś za mną Tatsu rozmawiał z Will, a Matt zagadywał YoYo. Czułam się taka aspołeczna w ich towarzystwie!
Postanowiłam nie zawracać sobie tym na razie głowy i skupiłam się na wypatrywaniu niebezpieczeństw. Droga jednak była na tyle monotonna, że szybko znowu zachciało mi się spać - a może to miejsce tak na mnie działało?
Po jakimś czasie usłyszałam jakiś szelest. Okazało się, że przed nami pojawił się zakręt, za którym było skrzyżowanie. Naprzeciwko nas stali pozostali.
- Kira! - zawołałam. - Wszystko u was w porządku?
I tak oto rozpoczęły się powitania i opowiadania.

sobota, 16 maja 2015

#KT To tylko ty

♦♥♦Ilied♦♥♦

Poczułam czyjąś dłoń na grzbiecie. Bez mniejszego zastanowienia przytuliłam się do Kiry.
- Ilied wszystko w porządku?
- Nie zbliżaj się do mnie! - syknęłam na podchodzącą Celestie.
- Spokojnie. - Kira próbowała mnie ogarnąć.
- Nie będę spokojna! - fuknęłam.
- Fier, Ilied nam panikuje. Nie wiemy jak ją uspokoić. - Cels mówiła do krótkofalówki.
- Zasłońcie jej czymś oczy. To powinno złagodzić nieco sytuacje. I uważajcie, żeby was przypadkiem nie dziabła.
Zanim zdarzyłam cokolwiek zrobić, otoczyła mnie ciemność. Czułam na twarzy dotyk materiału. Fier miał rajcę uspokoiłam się trochę.

~~Celestia~~
Jestem ciekawa, ilu już ludzi doprowadziłam do tego, że nawet nie chcieli mnie widzieć na oczy.
To, że Ilied jest smokiem nie zmienia postaci rzeczy.
Z kieszeni wyszedł pająk i drasnął mnie w szyję. Mocno, muszę dodać.
Ale dzięki temu przynajmniej otrzeźwiałam z tego mode’a szaleńca. No co ja wam na to poradzę, że czasem tak już mam?!
Kap, kap, kap.
Krew powoli spływała mi z szyi i kapała na podłogę. Kira podeszła do smoczycy i ją przytuliła. Mimo, że nie podchodziłam, to i tak Ilied krzyknęła, że mam się nie zbliżać. Westchnęłam, po czym wyjęłam krótkofalówkę.
-Fier, Ilied nam panikuje, nie wiemy, jak ją uspokoić.
-Zasłońcie jej czymś oczy. To powinno złagodzić nieco sytuacje. I uważajcie, żeby was przypadkiem nie dziabła.
Spojrzałam błagalnie na Kirę, a ta zrozumiała, o co chodzi.
-A tak w ogóle jak to się stało? – dopytywał Fier.
-Włączył mi się tryb szaleńca, to wszystko. – odpowiedziałam, jakby to było coś zwyczajnego.
-Acha…To na razie.
-Pa.
Schowałam krótkofalówkę do kieszeni i rozejrzałam się dookoła.
-Hej, Celestia, krew ci leci…-powiedziała cicho Kira.
Zerknęłam na dziewczynę, po czym szybko dotknęłam szyi. Faktycznie, zapomniałam o tym…Już pół bluzki miałam zakrwawioną.
Wyjęłam z kieszeni gazę i bandaż, po czym opatrzyłam moje nacięcie. Tak właściwie obeszłoby się i bez tego, ale nie chcę innych straszyć bardziej, niż to zamierzone w ogóle było.
Ponownie rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że pojawiły się kolejne drzwi.
Zmarszczyłam brwi, po czym z kieszeni wyjęłam pistolet, powoli do nich podeszłam, po czym, jak nie usłyszałam żadnego dźwięku, kopnęłam je z całej siły tak, że wyleciały z zawiasów.
Lata treningów nie poszły na marne, kurde.
Stanęłam przed drzwiami, mierzyłam pistoletem w przestrzeń. Ale nikogo tam nie było.
Za to wszędzie dookoła było tak zielono, że bardziej chyba być nie mogło.
Żywopłot po lewo, żywopłot po prawo, przede mną…
-Wygląda na to, że trafiłyśmy do labiryntu…-powiedziałam, po czym wypuściłam pająki i przeszłam przez drzwi, nadal trzymając broń w pogotowiu.

~*~Kira~*~
Podeszłam do drzwi i spojrzałam na Ilied.
- Idziesz? - zapytałam.
- Będę zaraz za tobą - odparła.
Skinęłam głową i podążyłam za Celestią, która, poruszając się w iście żółwim tempie, sprawdzała wszystkie zakamarki, jakby zaraz coś miało z nich wyskoczyć.
Gdy dokładniej przyjrzałam się temu miejscu, zorientowałam się, że nie jesteśmy już w żadnym korytarzu. Wokół nas rozpościerał się labirynt z żywopłotu, a nad nami świeciły gwiazdy. Zaskoczyło mnie to, ale pomyślałam, że najwidoczniej trafiłyśmy do jakiegoś teleportu albo czegoś, jak poprzednio.
Przypomniałam sobie wcześniejszą komnatę i jednak w duchu ucieszyłam się, że Celestia wzięła ze sobą broń i sprawdzała wszystkie możliwe kryjówki.
- Jak się czujesz? - zapytałam Ilied, która wydawała mi się blada.
- Boję się - odparła.
- Nie martw się - powiedziałam. - Nic nam nie będzie - nie byłam ani trochę pewna moich słów, ale nadrabiałam miną.
Ilied nie wydawała się przekonana, ale mój spokój, przynajmniej zewnętrzny, chyba trochę jej się udzielił.

~~Celestia~~
Szłam pierwsza. Pistolet nadal trzymałam w pogotowiu, bo nigdy nic nie wiadomo, co to za dziwadło może wyskoczyć zza rogu. 
Kira szła tuż za mną, a Ilied na samym końcu. Chyba nadal była tak jakby w szoku.
Muszę zacząć bardziej kontrolować moje zmiany nastroju, że tak to ujmę.
Nagle usłyszałam jakiś szmer w jednej ze ścieżek przed nami, po prawej stronie. Podniosłam zaciśniętą pięść, która oznaczała, żeby reszta stanęła w miejscu i podeszłam do ściany labiryntu prawie się o nią opierając i przygotowałam pistolet, po czym bardzo szybko wyszłam na ścieżkę, w której usłyszałam szmer i już prawie nacisnęłam spust, kiedy się okazało, że to był...
-To tylko ty, Luke.
-Jak to: To tylko ty? Daj spokój, mnie można opisać na różne sposoby, ale tylko? Obrażam się! - i odwrócił się do mnie tyłem.
-Prawie go zastrzeliłam, a on się focha o moje zdanie...I mówi się, że to dziewczyny są niezrozumiałe. - schowałam twarz w dłonie. Cóż, artyści chodzą swoimi drogami, ale czy Luke była artystą, to tego nie mogłam powiedzieć.
Jednak po chwili Luke z powrotem się przekręcił, powiedział ciche ,,żartowałem” i już leciał do Kiry, po czym ją podniósł i wyściskał. Mocno. Ciekawe, czy jej kości połamie.
Po chwili odłożył Kirę na ziemię, ucałował w dwa policzki i powiedział:
-Stęskniłem się Kirciu! Te kilka godzin bez ciebie to było cierpienie, utrapienie…Ten gościu nie ma poczucia humoru!
-Luke, pobawisz się w poetę kiedy indziej. – powiedział Mito.
-Spadaj, jesteś po prostu zazdrosny, że nie ma tu Mistle. – Luke pokazał język chłopakowi, a ja powstrzymałam Mito przed rzuceniem się na Wright’a.
Tuż niedaleko nas były drzwi. Nie były jakieś specjalnie duże, ale za to bogato zdobione.
-Szkoda byłoby je rozwalać, jeżeli są zamknięte...No to co? Wbijamy? - zapytałam resztę.

piątek, 15 maja 2015

#KT Nowa-stara broń

>>*Luke*<<
- Nie ma na co czekać! - zawołałem z szerokim uśmiechem. - Czas ucieka, wieczność czeka!
Mito skwitował moją wypowiedź milczeniem. Westchnąłem. Zacząłem iść przed siebie, nie widząc za bardzo innego wyjścia. Mito szedł za mną i wyglądał, jakby wciąż się fochał, że nie jest w parze z Mistle.
- Nudny jesteś - stwierdziłem.
Tym razem posłał mi mordercze spojrzenie! To znaczy, że on jednak nie ogłuchł! Jestem pełen podziwu.
Szczerze mówiąc, to w tej chwili żałowałem, że trafiłem akurat na takiego nudziarza.

***

- Prawo czy lewo... - mruknąłem.
Przed nami korytarz rozchodził się na dwie części. Obie prowadziły do innych drzwi.
- Mito, jesteś za Korwinem czy za Kaczyńskim? - zapytałem z uśmiechem.
Chłopak popatrzył na mnie jak na totalnego debila.
- Dobra, dobra! Idziemy w prawo. Nie zadzierajmy z prawem - zacząłem. Miałem w głowie jeszcze kilka pomysłów na podobne teksty, ale stwierdziłem, że Mito chyba już dość na dzisiaj wycierpiał.
Podszedłem do drzwi i otworzyłem je na całą szerokość. Spojrzałem na Mita i wyszczerzyłem się.
- Kto pierwszy ten zgarnia więcej skarbów!
I Przyspieszyłem, żeby zgarnąć przed nim chociaż połowę skrzyń z komnaty.

~*~*~*~ Mito ~*~*~*~
Lukejak to Luke, pobiegł w sam środek tej przeklętej komnaty, którą przed chwilą otworzył. Złoto klejnoty itp. upycha gdzie popadnie. Tak jak np. do skarpet, ale co mu się dziwić? Tu było wiele doskonałych rzeczy. W szczególności taki złoty łańcuszek z klejnotem w kształcie serca. Od razu się po niego schyliłem. Co najlepsze, miał wyryte na klejnocie "Mistle". Ja to mam szczęście, co nie?
- Co tak trzymasz, sztywniaku?- zapytał Luke, poruszając dziwnie brwiami.
- Nie nazywaj mnie tak.- Pomachałem naszyjnikiem przed jego twarzą.- Myślisz, że spodoba się Mistle?
- No, nie wiem? Lepiej będzie jak mi go dasz, a na pewno się nie zmarnuje.- Uśmiechnął się do mnie szyderczo.
- Na pewno by się nie zmarnował, ale wątpię, aby Kirze spodobał się naszyjnik z wyrytym imieniem mojej dziewczyny.- oznajmiłem mu.
- Jak to? Tak tam tak pisze?
- No, sam się zdziwiłem. Tu trzeba mieć szczęście, takie jakie ja mam.- zacząłem się śmiać.
- Nie skomentuję tego. A tak poza tym, może byś mi pomógł z tym?- Tym razem Luke pokazał mi ręką  po całym dobytku, który nie mam pojęcia do kogo należał, ale muszę przyznać. Gościu miał doskonały gust. Ciekawe ile żył aby uzbierać taki majątek? No chyba, że okradł największe kasyno w Las Vedas plus największy bank świata, ale to by było niemożliwe.
- Już myślałem, że mnie nie zapytasz.
- Jakże bym mógł.- powiedział ironicznie.
- Dzięki, bracie. Podaj mi plecak.- Tak, jak powiedziałem, tak też Luke uczynił.
- Co tam szukasz?- zapytał.
- Poczekasz, a zobaczysz.- Pokazałem mu język.- Mam!
- Co masz?  W tą małą torbę dla lalek barbie chcesz to wszystko pomieścić?
- No, wszystko się nie zmieści, ale dwie/czwarte powinno wejść.- oznajmiłem, za co zostałem wyśmiany.- Ech... lepiej ucz się od mistrza. Odsuń się.
Po położeniu plecaka, wypowiedziałem następujące zdanie (I to jakże bardzo mądre xD):- Torbo, otwórz się, powiększ się!- Torba powiększyła się i była wyższa ode mnie, a przecież nie jestem tak bardzo niski. Tak dla niewiedzących, mam 179 cm.
- I to rozumiem. Bierzmy się za pakowanie.- oznajmił.

~*~*~*~*~*~*~*~

- Więcej nie dam rady unieść.- powiedziałem Lukowi.
- Ja też.- odpowiedział.
- Torbo, zmniejsz się i zamknij.- I tak też torba zrobiła.- Co chcesz na obiad, Luke?

>>*Luke*<<
- Hmm... Pizza brzmi nieźle - wyszczerzyłem się.
Rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie na pokój, gdy nagle zdawało mi się, że widzę jakiś błysk. Utkwiłem w nim wzrok i upewniłem się - tam coś się świeciło!
- Czekaj - rzuciłem i upuściłem wszystko co niosłem.
- A ty co znowu? - zapytał zirytowany Mito.
Podszedłem do przedmiotu, który okazał się tak naprawdę być dźwignią, całą pokrytą dziwnymi znakami i różnymi kamieniami.
Spojrzałem na nią. Pociągnąć, czy lepiej nie?
Pociągnąć.
Tak też uczyniłem.
Gdy tylko to zrobiłem, pojawiła się oślepiająca jasność. Zasłoniłem oczy. Poczułem coś ciężkiego, co pojawiło się przy moim pasku. Kiedy tylko znów mogłem widzieć, spojrzałem co to.
- Co? - usłyszałem zdumiony głos Mita.
Sam także nie posiadałem się ze zdumienia. Przy moim pasku wisiał, w oryginalnej obudowie, mój prezent na dziesiąte urodziny - szkarłatny karambit.
Domyśliłem się, że nie tylko ja, ale także brunet za mną dostał jakiś prezent. Sięgnąłem więc po krótkofalówkę.
- Hej, wy też macie nową-starą broń? - zapytałem.
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odezwała się Kircia.
- To by tłumaczyło dlaczego mam na plecach kołczan, a obok pojawił się łuk...
Poczułem jakieś szarpnięcie i nagle pojawiłem się w jakimś ciemnym korytarzu. Za mną stał Mito.
- Aha... - mruknąłem. - Ja prowadzę! - zawołałem z wyszczerzem i ruszyłem przed siebie, nie zwracając uwagi na westchnienia bruneta.

wtorek, 5 maja 2015

#KT Pożegnanie z Akademią

♦♠♦Fier♦♠♦

Szliśmy tym przeklętym labiryntem już parę ładnych godzin. Nadal niosłem Mistle, chociaż dziewczyna deklarowała, że sama już da radę.
Przede mną korytarz, za mną korytarz. To demotywujące. Jeszcze cały czas muszę utrzymywać płomień, który jest jedynym źródłem światła.
- Postawisz mnie w końcu?
Westchnąłem, spełniając jej prośbę. Ku jej zaskoczeniu usiadłem pod jedną ze ścian i zacząłem grzebać w torbie.
- Głodna? - spytałem, wyciągając "Spaghetti w 5 minut".
- Jak ty masz zamiar to przygotować?
Wyciągnąłem butelki z wodą i metalowy kubek. Płomień przywołałem przed sobą.
Dziewczyna westchnęła, siadając obok. Ciemnością przytrzymałem kubek nad ogniem i nalałem do niego wody. Chwilę później się zagotowała. Zalałem jedzenie. Po jakichś pięciu minutach już było gotowe.
- Smacznego - mruknąłem, zaczynając jeść.

~~*Mistle*~~
Fier podał mi kubek spagetti. Nie powiem, nie było to moje ulubione danie, biorąc pod uwagę ile zawierało w sobie chemii, ale zdążyłam zgłodnieć, więc z wdzięcznością przyjęłam nawet takie jedzenie.
- Smacznego - mruknął Fier.
- Smacznego - odparłam.
Spagetti było gorące, na co chłopak kompletnie nie zważał. Nie wiedziałam czy to przez to że jest smokiem. Ja sama musiałam uważać, żeby nie poparzyć sobie języka. Jednak przyjemne uczucie ciepła w żołądku było świetną nagrodą za cierpliwość.
- Jak myślisz, jak sobie radzi reszta? - spytałam, aby przerwać ciszę.
Fier na chwilę oderwał się od jedzenia.
- Pewnie nie gorzej niż my - odparł. - Chociaż oni pewnie nie mają takiego jedzenia - uśmiechnął się.
Odpowiedziałam tym samym. Znów skupiliśmy się na jedzeniu i znów zapadła cisza.
Dojadłam spagetti do końca. Fier skończył jeść na długo przede mną.
- Idziemy? - zapytałam. - Nie musisz mnie nieść.

♦♠♦Fier♦♠♦

Nadal szliśmy tymi tunelami, szukając wyjścia. Drogę oświetlał mój płomień. Problem polegał jedynie na tym, że z jakiegoś powodu coraz trudniej było mi go kontrolować. Co chwilę migotał.
- Fier, możesz przestać się popisywać?
- Nie popisuję się! - warknąłem.
Nagle płomień zgasł. Nie byłem w stanie przywołać go ponownie.
- Fier, to nie jest śmieszne...
Sprawdziłem. Ciemność również nie reagowała na moje polecenia.
Usiadłem, osuwając się po ścianie. Było mi dziwnie słabo.
Mistle zapaliła latarkę.
- Wszystko gra?
- Tak. Zaraz mi przejdzie. - Zmrużyłem oczy, gdy skierowała światło prosto na mnie. - Może tak nie po oczach, co?
- Czemu masz czarne włosy? - Dziewczyna pochyliła się nade mną zaciekawiona. Oczywiście latarka nadal świeciła mi w twarz.
- Zielone oczy - zauważyła. - Fier, co się dzieje?
Spuściłem wzrok, po czym westchnąłem i spróbowałem wstać.
- Fier, aby na pewno wszystko gra?
- Tak. Coś zblokowało moją smoczą część. Praktycznie całkowicie. Krótko mówiąc, zmieniłem się w człowieka. Tym samym chwilowo utraciłem całkowicie moce. Żyć, nie umierać.
Uderzyłem głową w ścianę. Mimo iż zrobiłem to bardzo lekko, zakręciło mi się w głowie.
Wszystko stopniowo robiło się niewyraźne. Zdałem sobie sprawę, że zaraz stracę przytomność.

 ***

Otworzyłem oczy. Nieznany mi pokój. Kremowe ściany zwieńczone ozdobnym pasem. Nieco ciemniejszy dywan. Łóżko i biała pościel.
Gdzie ja jestem?
Jakiś szmer. Wzrokiem powędrowałem w kierunku jego źródła.
Zobaczyłem... Ojca. Sárkányoka we własnej osobie.
- Witaj w domu, synu. - powiedział.
Nie wiedziałem jak odebrać jego słowa.
- W domu? - spytałem niepewnie.
- Nie wrócisz do Akademii, tam już nie jest bezpiecznie.
Osłupiałem.
- Więc... Gdzie mam teraz mieszkać?
- Ze mną. Wrócimy do tego domku nad morzem, w którym się wychowywałeś. Co ty na to?
Parsknąłem niepohamowanym śmiechem.
- Teraz ci się przypomniałem? Teraz?
- Wersars, spokojnie. - Niewzruszony ton. Jak zawsze.
- Tak spokojnie jak ty?
- Przepraszam, wiem, nie powinienem był cię zostawiać.
- Szybko to sobie uświadomiłeś... W samą porę, brawo, tatusiu!
Milczał.
- Wiesz, co teraz powinieneś zrobić? Wynieść się. Zostaw mnie. Poradzę sobie, jak zawsze.
- Wersars, nie. Nie zostawię cię nigdy więcej. Drakari gesto ers. Pamiętasz?
- Daleko, lecz blisko.


***

Kochani!
Chciałabym podziękować Wam, czytelnikom, oraz całej ekipie bloga za niezapomniane przygody w świecie Akademii.
Z przykrością muszę się z Wami pożegnać. Z przyczyn osobistych odchodzę z AN, a wraz ze mną  w podróż wyruszają Fier i Ilied. Dokąd zaprowadzi nas droga? To dobre pytanie. O dalszych losach bohaterów poczytać możecie na moim nowym projekcie: obiectionable.
Jeszcze raz dziękuję. Z fartem!
Wasza
Irs