Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzdłuż ściany biegły rzędu luster, wszystkie wyższe i szersze niż ktokolwiek z nas. Były w czarnych bogato zdobionych ramach. Jak w transie wszyscy ruszyli w ich stronę. Jedno z luster zdawało się mnie wołać, po prostu czułam, że mam do niego podejść. Tak też zrobiłam.
Gdy tylko znalazłam się naprzeciwko, moje odbicie także się pojawiło. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, to byłam ja, ale nie ja. Bardzo konkretne określenie, ale ciężko je zastąpić czymkolwiek innym ze względu na to, jak dobrze oddaje sytuację.
Dziewczyna w lustrze miała niebieskie włosy upięte w wysoki kucyk. Jej oczy wydawały się emitować czerwone światło. Miała ostry makijaż, którego ja nigdy bym sobie nie zrobiła - po pierwsze nie nosiłam makijażu, po drugie był zbyt mocny. Oprócz tego jej skóra była dużo bledsza niż moja, co jeszcze bardziej podkreślało jak bardzo jest umalowana. Miała na sobie krótkie spodenki i koszulkę, a oprócz tego pas, do którego przypięte były krótkie miecze. Nie były one proste. Wzdłuż ostrzy i wewnątrz znajdował się skomplikowany wzór. Rękojeść była ciemnoszara, a ostrza lśniły bielą. Wszystkie ubrania dziewczyny były czarne.
Ale najbardziej przerażający był uśmiech.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dosłownie. Jeśli widzieliście kiedyś film "Alicja w Krainie Czarów" z Johnnym Deppem i pamiętacie jak wygląda kot z Cheshire to zrozumiecie co mam na myśli.
Dziewczyna stała na tle jakiegoś starego, opuszczonego biura, które wydawało mi się dziwnie znajome. Byłam pewna, że nie ma go nigdzie w Akademii...
- Cześć - powiedziała i, o ile to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Tęskniłaś?
Nagle doznałam olśnienia. Dawno temu, zanim trafiłam do Akademii, wpadłam, w jak to mówią rodzice, złe towarzystwo. Oprócz tego, że nauczyłam się strzelać z łuku, broni palnej i walczyć moimi krótkimi mieczami, nie przyniosło mi to zbyt wiele dobrego. Raczej złe cechy i nawyki. Ale zanim się stamtąd zabrałam, co zajęło mi trochę, ze względu na próby unikania ciotki, która w tamtym czasie się mną opiekowała, poznałam pewną dziewczynę, która postanowiła zostać moją mentorką. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, widzę, że nie była ona najlepszym wzorem do naśladowania, ale wtedy wydawała mi się idealna. Miała długie włosy, zawsze pofarbowane na niebiesko i uwielbiała czarny kolor. Namówiła mnie nawet, żebym zaczęła ubierać się podobnie.
- Dawno cię nie widziałam - odparłam.
- Wiem że tęskniłaś - rzuciła tamta, przybliżając się do tafli.
- Szczerze, to miałam nadzieję, że potrwa to dłużej.
Dziewczyna nadęła policzki i odsunęła się.
- Dobra, dobra, a teraz rób miejsce! Mam zamiar tam wrócić! - zawołała. - Było mi u ciebie całkiem wygodnie...
- Wybacz, ale lubię moje ciało. Nie zamierzam się stąd ruszać - oświadczyłam, krzyżując ręce na piersi.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Twoje są martwe w środku, wiesz? - zapytała. Odpowiedziałam jej zaskoczonym spojrzeniem. - Oczy. Wypaliłaś się już. Więc zrób mi miejsce, żebym mogła na nowo rozpalić w nas ogień!
Te słowa mnie zaskoczyły.
- Niestety, nie przepadam za tym samym co ty - mruknęłam.
- Oj, weź przestań! Jesteśmy takie same! Lubimy to samo! Tylko ja jestem ta odważniejsza - przyjrzała mi się krytycznym okiem. - I ładniejsza.
- Nie masz prawa mówić, że jesteśmy takie same. Nie masz w sobie nic z człowieka!
- Robiłaś co mogłaś, żeby się przede mną ukryć, ale teraz widzisz nas w całej okazałości! - zawołała tamta.
- Możesz robić co chcesz, ale nigdy nie będę taka jak ty!
- Nie musisz - rzuciło moje odbicie. - Zawsze byłaś.
***
- Nie możesz opierać mi się całą wieczność!
- Nie będę marionetką w twojej grze! Jesteś przeszłością! Nie ma dla ciebie miejsca w przyszłości!
- Wyjdę tam, choćbym miała cię związać! Będziesz gdzieś tam, głęboko, w kostiumie ze swojego ciała, który ja założę!
- Mów co chcesz, ale dzisiaj to ja stąd wyjdę!
***
Zbliżyłam się o krok do lustra.
- Nie zrobisz mi tego! Nie odważysz się! - krzyknęła tamta.
Postąpiłam o krok do przodu.
- Założysz się?
Dziewczyna sięgnęła do paska i wyciągnęła stamtąd pistolet.
- Jeszcze krok... - zagroziła, mierząc we mnie.
"Ale co może mi zrobić odbicie w lustrze?" pomyślałam.
Nie spodziewałam się, że cokolwiek dopóki w moich uszach nie odbił się huk wystrzału, a mojego brzucha nie przeszyła fala bólu.
- Och...
Jęknęłam i złapałam się za ranę. Widziałam sączącą się z niej krew. Poczułam jak nogi się pode mną uginają i zaczęłam upadać...
- Kira!
Nagle gdzieś obok mnie znalazła się Mistle. Uklękła obok mnie.
- Co się stało? - zapytała.
Spojrzałam na mój brzuch i nagle poczułam się zupełnie inaczej. Cały ból zniknął. Nie było też ani krwi, ani rany.
- Wiem co tu się stało - powiedziała śpiewnie dziewczyna z lustra.
Przymknęłam oczy. Dlaczego tak się dzieje?
- To sprawia, że wariujesz - usłyszałam z lustra.
Dziewczyna siedziała po turecku naprzeciwko mnie i uśmiechała się.
- Nie możesz wymazać swojej przeszłości.
Stałam w naszej starej kryjówce, opuszczonym biurze. Obok mnie stała moja mentorka. Obie miałyśmy w dłoniach pistolety i ukrywałyśmy się za ścianą.
- Gotowa na dobrą zabawę? - zapytała z uśmiechem.
Skinęłam głową i odpowiedziałam jej tym samym. Uśmiech znaczył w naszym języku bardzo dużo. Zbyt dużo, żeby dało się to jakkolwiek wytłumaczyć.
Wychyliłyśmy się zza ściany. Stało tam dwóch chłopaków, którzy mierzyli też w nas. Położyłam palec na spust, gotowa pociągnąć, gdy nagle naszła mnie pewna myśl.
Jeśli to zrobię nie będzie już odwrotu.
Czy ja naprawdę chcę ich zabić?
Nie byłam w stanie strzelić. Usłyszałam kule gdzieś obok mnie, ale czas jakby zwolnił. Patrzyłam na chłopaka, a on na mnie i oboje nagle zrozumieliśmy - nie byliśmy w stanie kogokolwiek zabić. Nie pasowaliśmy tu.
Nagle rozległ się huk i chłopak padł na ziemię. Na ściany prysnęła jego krew. Zaskoczona, upuściłam pistolet.
- Kurde, Kira, coś ty sobie myślała?! - krzyknęła dziewczyna. - Chciałaś żebyśmy zginęły?!
Ale nie byłam w stanie skupić się na tym, co ona mówi. Widziałam tylko krew chłopka, spływającą powoli wzdłuż jednego z plakatów.
"Ta krew... To nie ja... Prawda? To nie ja go zabiłam..."
~*~Mistle~*~
Postać w lustrze wyglądała jakby była na haju.
Czerwone pasemka, wyglądające jakby namalowano je sprayem odcinały się na tle czarnych włosów. Na głowie miała fioletowego fullcapa. W uszach miała kolczyki w kształcie okręgów o średnicy około pięciu centymetrów, do których przyczepiła różnokolorowe pióra. O jej makijażu i reszcie ubrań już nie wspomnę.
- Cześć Mistle! Chcesz się zabawić? - zapytała z szerokim uśmiechem. Dopiero teraz zauważyłam że na plecach ma zawieszony jakiś dziwny przedmiot. Ale cóż, różnie to bywa z takimi krzywymi lustrami.
- Nie, dzięki.
- Oj, no weź! Nie bądź taka sztywna! Chociaż raz się trochę rozerwij!
Usłyszałam jakiś jęk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak szatynka upada na ziemię.
- Kira!
Podbiegłam do niej kompletnie zapominając o lustrze. Uklękłam obok.
- Co się stało? - zapytałam, przyglądając się dziewczynie.
Trochę zdezorientowana rozejrzała się wokół i w końcu znów spojrzała na mnie.
- Nic takiego - mruknęła.
Pomogłam jej wstać i razem odeszłyśmy od luster.
>>*Luke*<<
W lustrze zobaczyłem... innego siebie. Miałem na sobie kolorowe ubrania, żółtą podkoszulkę i czerwono-pomarańczowe szorty. Na plecach przyczepioną miałem wyrzutnię rakiet. Chłopak za to celował właśnie z AWP do jakichś ludzi w oddali. Cały świat za nim miał dziwne kolory - zielone niebo, różowe drzewa, czerwona trawa, itd.
- Haha! Cześć, mały! Miło cię widzieć! Wręcz wystrzałowo! - postać w lustrze zaśmiała się z własnego żartu. - Kapujesz? - wskazał na snajperkę.
- Niestety - mruknąłem.
- Hah! - zawołał. - Wiedziałem że się dogadamy! W końcu jesteśmy tacy sami! To to ja a ja to ty!
- Czyli ja to ja? - zapytałem.
- Nie - odparł. - Ja to ja.
- A ty to ty.
- Ja to ja.
- Rozumiem - odparłem. Doskonale wiedziałem, co miał na myśli. - Chociaż nie powiedziałbym, że jesteśmy tacy sami.
Chłopak. Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić. Po chwili jednak rozchmurzył się i sięgnął po wyrzutnię rakiet.
- Sprawdźmy - powiedział.
Machnął ręką i obraz zamigotał. Po kilku sekundach, lustro było jakby prawdziwe. Widziałem siebie, widziałem innych, stojących plecami do mnie, zapatrzonych w swoje odbicia. Jednakże, coś było nie tak. W moich dłoniach pojawiła się wyrzutnia rakiet, którą przed chwilą trzymał chłopak. Gdy spojrzałem w dół, okazało się, że ja także ją mam. Luke z lustra uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się i zaczął mierzyć wyrzutnią w... Kirę.
Po chwili, kompletnie nie kontrolując co robię, powtórzyłem gest chłopaka. Z lustra dobiegł mnie huk. Chciałem krzyczeć i ostrzec szatynkę, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a nie byłem w stanie się poruszyć. Sam nie wiem kiedy, nacisnąłem spust. Zamknąłem oczy. Po chwili dobiegł mnie głośny dźwięk i krzyk Kiry. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją leżącą na ziemi.
- Widzisz? Jesteśmy tacy sami - postać w lustrze znów się uśmiechnęła, po czym zamigotała i zniknęła. Rama została pusta, a ja poczułem, że znów mogę się ruszać.
- Kira! - zawołałem i pobiegłem w jej stronę.
<<Matt>>
- Siemka! - zawołał chłopak z lustra.
Może i był do mnie podobny, ale... Prawie w ogóle. Miał czerwone włosy, a także soczewki, sprawiające, że posiadał złote tęczówki, a zamiast źrenic cienki pasek. Upodabniało to jego oczy do kocich. Miał na sobie żółtą, fluorescencyjną koszulkę i jasne jeansy z czerwonym paskiem. Za nim zatknięta była jakaś broń.
- Ale z ciebie sztywniak, Mattie! - dorzucił. - W ogóle nie wykorzystujesz swojego potencjału! Masz w sobie mnie, a ty tak po prostu mnie ignorujesz! Jak możesz być taki nijaki?
- Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu - rzuciłem.
- Popatrz na siebie! Co ty robisz ze swoim życiem? Nie możesz wiecznie kryć się w cieniu swojego brata! Jego też kiedyś zabraknie! Gdyby zależało to ode mnie, to stałoby się to nawet szybciej niż później...
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Mimo że Luke nie był wzorowym bratem, to nie pozwoliłbym go zabić.
- No już, nie udawaj takiego świętego! Dobrze wiesz, że on potrafi być utrapieniem!
- Nie przeczę - odparłem. - Nie zmienia to faktu, że jest moim młodszym bratem i nie ważne co zrobi, zawsze nim będzie i zawszę będę go chronił.
- Durna odpowiedzialność starszego - mruknął chłopak. - Tylko tego nauczyli cię rodzice! Nie masz może ochoty wreszcie się od tego uwolnić? Od wiecznego poczucia obowiązku?
- Nie - stwierdziłem. - Jego ktoś musi pilnować. Równie dobrze to mogę być ja.
Odwróciłem się i zacząłem odchodzić.
- Czekaj! Gdzie idziesz? Znowu kryć się w cieniu braciszka? - zawołał. - Wracaj tu! To nie koniec!
Włożyłem ręce w kieszenie i więcej już go nie słuchałem.
~~Celestia~~
W lustrze zobaczyłam…Siebie. Ale jednocześnie to nie byłam ja. W odbiciu nie miałam grzywki, cera była bardzo blada, oczy były czerwone i dziwnie wesołe, a uśmiech szeroki i psychiczny. Wzdrygnęłam się.
No niby to ja, a jednak nie!
-Co jest, Yumi? - odezwało (?) się odbicie. - Chyba się mnie nie boisz, co~? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Po prostu uśmiechasz się w taki sposób, że aż można uznać, że jesteś szalona i powinni cię w psychiatryku zamknąć. - powiedziałam, poprawiając okulary.
-No weź~! W końcu jestem częścią twojej duszy! Ranisz mnie.
-Nie kłam.
-Też racja ^^. A teraz powiedz mi: czemu trzymasz z tymi ludźmi. - ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem.
-Daj spokój, to tylko tak na chwilę...
-Ale ty już się do nich w miarę przyzwyczaiłaś! Pewnie udają jak reszta. Pamiętasz? Chociażby ten psycholog. Niby chciał pomóc, a tylko pogorszył sytuację. Prawie do psychiatryka nas wysłał! Zapomniałaś o naszej nienawiści do ludzi? Za to, że nie obchodzi ich nic prócz własnej wygody i nic innego ich nie obchodzi? - Uff, wreszcie zakończyła swoją tyradę, po czym skądś wytrzasnęła kosę i zaczęła nią ciąć niewidzialne osoby. Przyglądałam się temu z politowaniem.
Rozejrzałam się dookoła. Każdy był zajęty swoimi odbiciami, pewnie oni również widzą swoje inne ,,opcje". Fajnie, przynajmniej mnie nie usłyszą.
-Wiesz co? Jednak mam z ludźmi coś wspólnego. Dbam wyłącznie o siebie!
Odwróciłam się od lustra, a po chwili część moich robotów wyszła z kieszeni i zakryły lustro, w pewnym sensie zamykając ,,drugą'' Yumi.
Poczułam dotknięcie na ramieniu. Zrzuciłam brutalnie rękę osobnika, który postanowił mi ją położyć i odwróciłam się. To był Luke.
-Nie dotykaj mnie. - wysyczałam.
Z mojej kieszeni nagle zaczęła lecieć muzyka. Włożyłam rękę i wyjęłam małego ptaka, który poderwał się z mojej dłoni i zaczął krążyć pod sufitem wokół pokoju.
-And I've lost, who I am. And I can't understand, why my heart is so broken...
Wszyscy wlepili spojrzenia w robota. Był moim pierwszym, jaki zbudowałam. Prędzej go zniszczę, niż komuś oddam.
-Who I am...From the start...Take me home, to my heart.
Zaśpiewał, krążąc nad moją głową.
-There's the light, there's the sun...
Robot usiadł na mojej dłoni i przestał ,,śpiewać''.
Schowałam go do kieszeni.
Chciałam już po prostu wrócić do pokoju i zamknąć się tam na cztery spusty, żeby wszyscy dali mi święty spokój.
~<<YoYo>>~
Spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic niezwykłego, po prostu...ja.
Nie rozumiem...czemu tu stoi zwykłe lustro, podeszłam i oparłam dłonie o jego taflę. Nagle usłyszałam trzask, odgłos tuczonego szkła, a przede mną pojawiła się dziewczyna bardzo podobna do mnie, tyle, że o zielonych oczach i czerwonych włosach, w dłoniach trzymała sztylety.
-BU!- Usłyszałam.
-Co ty tu robisz, przecież nie jesteś mną, więc co robisz w lustrze?
-Hahahaha, ty naprawdę nie jarzysz co?- Powiedziała dziewczyna wyraźnie rozbawiona.- Ty mnie nie znasz, lecz ja znam ciebie, jestem tam, w tobie.- wskazała bronią w moim kierunku.- zazwyczaj siedzą tam próbujesz mnie zwalczać, ale wreszcie jestem wolna.
-Czy to znaczy, że jak teraz odejdę to Ty także znikniesz?
- O nie, nie, nie, nie.- Dziewczyna spoważniałą.- Tak łatwo to nie ma. Ja nigdy nie zniknę, zaakceptuj to.
-Ok, miło było, ale na jakoś tak odechciało mi się na ciebie patrzeć, uściskałabym cię na pożegnanie, ale cóż jesteś w lustrze- Uśmiechnęłam się i obróciłam na pięcie.- Papa!
-To się jeszcze okażę.
Wreszcie poczułam co znaczy "wbić komuś nóż w plecy", a właściwie to sztylet, nie miłe uczucie, a właściwie to straszny ból. Upadłam.
-HAHAHHAHAHAHA!.-Usłyszałam śmiech rodem zakładu zamkniętego.
~~*Kira*~~
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się. Znów byłam w moim pokoju. Czy to możliwe że to był tylko sen?
Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju. Kierowałam się w stronę stołówki. Gdy tylko tam trafiłam, zorientowałam się, że pozostali już tam są. Dosiadłam się. Przy stole panowała iście grobowa atmosfera. Nikt się nie odzywał ani nic nie jadł.
- Hej - mruknęłam. - Też śniła wam się...
- Komnata? - dokończył Luke. - Tak.
Westchnęłam.
Spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic niezwykłego, po prostu...ja.
Nie rozumiem...czemu tu stoi zwykłe lustro, podeszłam i oparłam dłonie o jego taflę. Nagle usłyszałam trzask, odgłos tuczonego szkła, a przede mną pojawiła się dziewczyna bardzo podobna do mnie, tyle, że o zielonych oczach i czerwonych włosach, w dłoniach trzymała sztylety.
-BU!- Usłyszałam.
-Co ty tu robisz, przecież nie jesteś mną, więc co robisz w lustrze?
-Hahahaha, ty naprawdę nie jarzysz co?- Powiedziała dziewczyna wyraźnie rozbawiona.- Ty mnie nie znasz, lecz ja znam ciebie, jestem tam, w tobie.- wskazała bronią w moim kierunku.- zazwyczaj siedzą tam próbujesz mnie zwalczać, ale wreszcie jestem wolna.
-Czy to znaczy, że jak teraz odejdę to Ty także znikniesz?
- O nie, nie, nie, nie.- Dziewczyna spoważniałą.- Tak łatwo to nie ma. Ja nigdy nie zniknę, zaakceptuj to.
-Ok, miło było, ale na jakoś tak odechciało mi się na ciebie patrzeć, uściskałabym cię na pożegnanie, ale cóż jesteś w lustrze- Uśmiechnęłam się i obróciłam na pięcie.- Papa!
-To się jeszcze okażę.
Wreszcie poczułam co znaczy "wbić komuś nóż w plecy", a właściwie to sztylet, nie miłe uczucie, a właściwie to straszny ból. Upadłam.
-HAHAHHAHAHAHA!.-Usłyszałam śmiech rodem zakładu zamkniętego.
~~*Kira*~~
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się. Znów byłam w moim pokoju. Czy to możliwe że to był tylko sen?
Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju. Kierowałam się w stronę stołówki. Gdy tylko tam trafiłam, zorientowałam się, że pozostali już tam są. Dosiadłam się. Przy stole panowała iście grobowa atmosfera. Nikt się nie odzywał ani nic nie jadł.
- Hej - mruknęłam. - Też śniła wam się...
- Komnata? - dokończył Luke. - Tak.
Westchnęłam.
Gratuluję wszystkim skończenia KT! A przynajmniej tym, którym się udało ;) Zacny post i oby tak dalej.
OdpowiedzUsuń