<<Matt>>
Luke potrafił się zachowywać jak dziecko. Był uparty i nie szło przemówić mu do rozsądku.
Nasz stary pokój wyglądał dokładnie tak samo jak go zostawiliśmy. No... może było w nim trochę mniej kurzu.
- Długo zamierzasz się fochać? - zapytałem Luke'a.
Cisza. Westchnąłem. To mówi samo za siebie.
Przez chwilę miałem ochotę zadzwonić do Kiry i wymusić na Luku mówienie. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Nie będę aż taki.
***
Podczas kolacji Luke w ogóle się nie odzywał. Ledwo ruszył jedzenie i jak najszybciej zabrał się z powrotem do pokoju. Taa... Luke zawsze lubił dobitnie wszystkim pokazywać, gdy coś mu się nie podobało.
$$Master$$
- Jak tam stary? - rzuciłem. - Wiesz, pilnuję Kiry, budujemy fortece z książek... Wcale nie walczyliśmy z galaretką jak spotkaliśmy YoYo... Tak czy inaczej, nie wiem jak się czujesz, ale ona tęskni. Zadzwoń chociaż do niej. Martwimy się tu wszyscy. Trzymaj się.
Skończyłem nagrywać się Luke'owi na sekretarkę i schowałem telefon. Westchnąłem. Gość nie odzywał się odkąd wyjechał, a jeszcze przed wyjazdem nie chciał z nami gadać...
Zatrzymałem się przed pokojem Kiry. Zapukałem. Po chwili drzwi się otworzyły, ukazując Kirę.
- Hejo! - zawołała. - Jak tam?
- Idę na grzyby - oznajmiłem. - Dołączasz się?
Uniosła brwi.
- Do lasu? Grzyby? Po co ci? I wiesz że to niebezpieczne? Ostatnio...
- Tak, wiem, ostatnio nie mogliście stamtąd wyjść. Ale to przecież ja, poradzę sobie.
- No dobra... Ale nadal nie wiem po co ci grzyby - oznajmiła.
- A dlaczego nie? - zapytałem.
<<Matt>>
Rozwiązanie okazało się prostsze niż myśleliśmy. Wystarczyło że usłyszała kto to Kira, żeby obudził się w niej jakiś matczyny instynkt. Zaczęła zadawać pytania z prędkością co najmniej 3 na sekundę i nagle zmieniła się nie do poznania.
- Nie mogę się doczekać kiedy ją tu przyprowadzisz! - oznajmiła w końcu.
Na te słowa Luke zakrztusił się kolacją.
Ja też zacząłem kaszleć. Ale żeby zamaskować śmiech.
Tym oto sposobem nie tylko nie odeszliśmy z Akademii, ale zakupiono nam nawet bilety na powrót. No i oczywiście już zaproszono do domu Kirę.
Zapowiadało się całkiem ciekawie.
$$Master$$
To ten... Może ten las faktycznie nie był najlepszym pomysłem.
Wcale się nie zgubiłem. Wcale.
- Mówiłam że to zły plan - usłyszałem Kirę.
- Hej, plan był dobry... - mruknąłem bez przekonania.
- Tylko wykonanie nieco gorsze? - podsunęła.
Mrugnąłem do niej.
- Widzę że rozumiesz.
Po krótkiej naradzie ustaliliśmy, że północ jest tam, gdzie mech na pniach.
Chyba.
Więc poszliśmy w przeciwną stronę.
***
Udało nam się wrócić do Akademii.
Bez grzybów.
Bez koszyka.
Wcale nie zostawiłem go na jednym z postojów.
Nie, to na pewno nie byłem ja.
Na szczęście, wciąż mieliśmy fortecę z książek na pocieszenie. No i poro, z którym bawiliśmy się w przebieranki.
Tak, jestem facetem. I ninją. Ale poro wpadł do szafy Kiry i wyszedł z niej w szaliku i w okularach. Wyglądał jak wschodząca gwiazda mody.
I tak się zaczęło...
~~*~~*~~
Skye: Witamy po wielkim powrocie! Miło znowu tu pisać ^^
Master: Nom.
Skye: Tęskniłam za tym...
M: Nom.
S: A ty nie?
M: Nom.
S: ...
M: ...
S; ...
M: Nom.
S: Zabierzcie go ode mnie *wali głową w klawiaturę*
M: Nom.
wtorek, 24 listopada 2015
sobota, 15 sierpnia 2015
Pantofelkiem w twarz
~~Celestia~~
Uch...Moja głowa...Boli jak diabli, a żadnych proszków nie mam...
Spróbowałam otworzyć oczy, ale światło było zbyt rażące.
-Ludzie, proszę was, wyłączcie te jupitery...
-O, obudziła się śpiąca królewna. - usłyszałam rozbawiony głos.
-Uważaj, bo ta śpiąca królewna przywali ci pantofelkiem w twarz...
Zaśmiał się, a ja podjęłam kolejną walkę, ażeby otworzyć oczy. I tym razem mi się udało. Ave ja!
Obok łóżka siedział Matt. Uśmiechał się w moją stronę, a ja spojrzałam na ręce. Całe były zabandażowane.
-No ładnie, kolejne blizny...Powinnam się już przyzwyczaić.
-Do blizn, czy do wpadania w niezłe tarapaty?
-Do jednego i drugiego.
Nagle Matt spoważniał i zapytał:
-Gdzie ty zniknęłaś na tak długo? Martwiliśmy się.
Spojrzałam na niego w szoku. Oni się o mnie martwili...?
-Kira opatrzyła cię jak mogła, bylebyś nie padła z wykrwawienia. Luke latał jak szalony po te wszystkie bandaże, opatrunki i ekwipunek medyczny jaki wpadł mu do głowy.
-Dzięki. - opuściłam głowę tak, żeby włosy zasłoniły moją twarz.
Matko jedyna, bo na pewno nie kochana, co ja im zrobiłam, że mi pomogli?
-Szkoda, że nie widziałaś Mastera, kiedy tylko wróciliśmy do Akademii.
-Chyba mnie sporo ominęło. Opowiesz mi, co się działo?
>>*Luke*<<
- Tak? - zapytałem.
- Twoi rodzice dzwonili.
Spojrzałem na dyrektorkę z widocznym niedowierzaniem. Nagle postanowili przypomnieć sobie, że mają dzieci?
- Znaleźli wam jakąś elitarną szkołę. Mają nadzieję, że niezwłocznie ich odwiedzicie, a następnie się tam przeniesiecie.
Zakląłem w myślach. Znowu? Zacisnąłem pięści. Nie mogę tak po prostu wyjechać z Akademii! Nie wiem jak Matt, ale ja mam już dość bycia grzecznym synkiem, który na każde skinienie rodziców zmienia szkołę. Myślałem, że to miała być ostatnia...
Przede mną, na biurku pojawiło się małe pudełko. Teleport.
- Chcą, żebyście ich odwiedzili jak najszybciej. Spakujecie się później.
Odwróciłem się. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju,
~~Celestia~~
-Szkoda, że nie bardzo mogę się śmiać. Z Syberii na Saharę, współczuję wam.
Matt prychnął.
-Za to ty miałaś iście przednią zabawę. Ja ci powiedziałem, co się działo, twoja kolej.
Zagryzłam lekko dolną wargę, ale przypomniało mi się, że mam jeszcze te kasety.
-Jak chcesz, to mógłbyś nawet zobaczyć, co się działo. - powiedziałam.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, do pokoju wleciał Luke. Był strasznie blady na twarzy, a przerażenie i wściekłość zawisła w powietrzu.
-Człowieku, bo pomyślę, że to ty byłeś torturowany, a nie ja. - rzuciłam, żeby jakoś rozluźnić atmosferę, choć raczej to nie podziała.
Miałam rację.
Spojrzeli tylko na mnie podejrzliwie, marszcząc brwi.
-Już nic nie mówię. - westchnęłam.
>>*Luke*<<
Nie mogę uwierzyć, że on to wszystko przyjął tak spokojnie! Nawet nie mrugnął!
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał. - I tak obaj dobrze wiemy, że odwiedzimy rodziców.
- Ale przecież tak po prostu nie zostawimy Akademii! - zaprotestowałem.
Matt posłał mi tylko smutne spojrzenie.
- Zobaczymy.
Ugryzłem się w język. Miałem ochotę powiedzieć mu coś bardzo niemiłego. Ale był moim bratem. Nie chciałem go przepraszać. Mam swoją dumę.
Odwróciłem się. Musiałem się uspokoić. Znaleźć jakieś wyjście. Przemyśleć...
- Cześć! Jak tam? - usłyszałem znajomy głos.
Poczułem jakby moje serce spadło gdzieś w głąb brzucha. Kira. Powinienem z nią pogadać. Ale z drugiej strony, nie chciałbym jej martwić.
- Hej! - odparł Matt. - Musimy pojechać do rodziców.
Debil - przemknęło mi przez myśl.
- O, to fajnie? - bardziej zapytała niż stwierdziła. - Nigdy o nich nie mówiliście.
~~Celestia~~
Tak! Wreszcie Eve się raczyła włączyć i przyjść po mnie. Ne mówię, że było mi tu źle, ale w moim pokoju będzie mi lepiej. Nie będę się czuła tak źle, że śpię w czyimś łóżku...
Kiedy Eve wyszła na korytarz, niosąc mnie, zauważyłam Kirę, Luke'a i Matta. O ile dziewczyna była rozentuzjazmowana a Matt nieco zrezygnowany, to Luke wyglądał na wściekłego. Coś Matt wspomniał na temat ich rodziców, a humor Luke'a pogorszył się jeszcze bardziej i wyglądał tak, jakby właśnie miał trzepnąć swojego brata w łeb.
Wydaje mi się, że Luke nie jest zbyt chętny do tych odwiedzin.
- O, to fajnie? Nigdy o nich nie mówiliście.
-Luke, zamiast robić takie miny, to byś zastanowił się nad argumentami. - powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie jak na nienormalną. Westchnęłam.
-Cóż, nie wyglądasz na najszczęśliwszego, że musisz do nich jechać. Mam wrażenie, że chcesz tego uniknąć, ale nie możesz, prawda? - Luke kiwnął lekko głową. - Do tego nigdy nikomu o nich nie wspominaliście, o czym upewniła mnie Kira. Więc nie za bardzo ich lubicie, zaszli wam za skórę, czy cokolwiek. Zatem, zamiast się zapierać, to pomyśl nad jakimiś argumentami. Jakimikolwiek. Na cokolwiek. Nie wiem, o co chodzi i pewnie nie chcę wiedzieć, bo sama mam dosyć...Niemiłe doświadczenia, jeżeli chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. Nawet jeśli w to wątpię.
Eve przeszła obok nich i wniosła mnie do pokoju. Wzięła apteczkę, a ja z szafki nocnej wyjęłam proszki przeciwbólowe i zaczęłam się nimi faszerować. Nie wątpię w to, że moja noga zostanie teraz zszyta.
Po pięciu minutach robot rozwinął bandaż na mojej nodze i zaczął ją oczyszczać. Rana ciągnęła się od uda aż po kostkę. Skrzywiłam się, nie będzie to ładnie wyglądało, jak się zabliźni. Eve nawlekła nitę na igłę. No i zaczęło się zszywanie.
A ja teraz jedyne czego chciałam, to wykąpać się i położyć znowu spać.
>>*Luke*<<
Argumenty? Ta dziewczyna nie zna moich rodziców. Oni najlepiej wiedzą co jest dla nas dobre, więc nie będą nas słuchać. W końcu, osiągnięcie sukcesu w życiu jest najważniejsze, czyż nie? Każdy marzy o karierze biznesmena...
Nie miałem ochoty już z nikim gadać. Po prostu bez słowa poszedłem do pokoju.
***
- Lukie! Tęskniłam za tobą!
Mama mnie przytuliła. Odpowiedziałem tym samym. To jednak mama.
- Ale wyrosłeś!
Wzruszyłem ramionami.
Wyjechaliśmy z Akademii dwa dni po powrocie Celestii. Od tego czasu zarówno Kira jak i Matt próbowali ze mną pogadać. Nawet Master przyszedł. Oczywiście wszystko na nic.
Matt przywitał się z mamą bardziej wylewnie. Znaczy, w granicach bycia Mattem.
- Tata jeszcze jest w pracy, ale jestem pewna, że niedługo wróci.
Jak zwykle.
- Wasz pokój już na was czeka. Niedługo kolacja. Zrobiłam domową pizzę, specjalnie dla was.
- Nie jestem głodny.
Ruszyłem prosto do pokoju.
Uch...Moja głowa...Boli jak diabli, a żadnych proszków nie mam...
Spróbowałam otworzyć oczy, ale światło było zbyt rażące.
-Ludzie, proszę was, wyłączcie te jupitery...
-O, obudziła się śpiąca królewna. - usłyszałam rozbawiony głos.
-Uważaj, bo ta śpiąca królewna przywali ci pantofelkiem w twarz...
Zaśmiał się, a ja podjęłam kolejną walkę, ażeby otworzyć oczy. I tym razem mi się udało. Ave ja!
Obok łóżka siedział Matt. Uśmiechał się w moją stronę, a ja spojrzałam na ręce. Całe były zabandażowane.
-No ładnie, kolejne blizny...Powinnam się już przyzwyczaić.
-Do blizn, czy do wpadania w niezłe tarapaty?
-Do jednego i drugiego.
Nagle Matt spoważniał i zapytał:
-Gdzie ty zniknęłaś na tak długo? Martwiliśmy się.
Spojrzałam na niego w szoku. Oni się o mnie martwili...?
-Kira opatrzyła cię jak mogła, bylebyś nie padła z wykrwawienia. Luke latał jak szalony po te wszystkie bandaże, opatrunki i ekwipunek medyczny jaki wpadł mu do głowy.
-Dzięki. - opuściłam głowę tak, żeby włosy zasłoniły moją twarz.
Matko jedyna, bo na pewno nie kochana, co ja im zrobiłam, że mi pomogli?
-Szkoda, że nie widziałaś Mastera, kiedy tylko wróciliśmy do Akademii.
-Chyba mnie sporo ominęło. Opowiesz mi, co się działo?
>>*Luke*<<
- Tak? - zapytałem.
- Twoi rodzice dzwonili.
Spojrzałem na dyrektorkę z widocznym niedowierzaniem. Nagle postanowili przypomnieć sobie, że mają dzieci?
- Znaleźli wam jakąś elitarną szkołę. Mają nadzieję, że niezwłocznie ich odwiedzicie, a następnie się tam przeniesiecie.
Zakląłem w myślach. Znowu? Zacisnąłem pięści. Nie mogę tak po prostu wyjechać z Akademii! Nie wiem jak Matt, ale ja mam już dość bycia grzecznym synkiem, który na każde skinienie rodziców zmienia szkołę. Myślałem, że to miała być ostatnia...
Przede mną, na biurku pojawiło się małe pudełko. Teleport.
- Chcą, żebyście ich odwiedzili jak najszybciej. Spakujecie się później.
Odwróciłem się. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju,
~~Celestia~~
-Szkoda, że nie bardzo mogę się śmiać. Z Syberii na Saharę, współczuję wam.
Matt prychnął.
-Za to ty miałaś iście przednią zabawę. Ja ci powiedziałem, co się działo, twoja kolej.
Zagryzłam lekko dolną wargę, ale przypomniało mi się, że mam jeszcze te kasety.
-Jak chcesz, to mógłbyś nawet zobaczyć, co się działo. - powiedziałam.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, do pokoju wleciał Luke. Był strasznie blady na twarzy, a przerażenie i wściekłość zawisła w powietrzu.
-Człowieku, bo pomyślę, że to ty byłeś torturowany, a nie ja. - rzuciłam, żeby jakoś rozluźnić atmosferę, choć raczej to nie podziała.
Miałam rację.
Spojrzeli tylko na mnie podejrzliwie, marszcząc brwi.
-Już nic nie mówię. - westchnęłam.
>>*Luke*<<
Nie mogę uwierzyć, że on to wszystko przyjął tak spokojnie! Nawet nie mrugnął!
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał. - I tak obaj dobrze wiemy, że odwiedzimy rodziców.
- Ale przecież tak po prostu nie zostawimy Akademii! - zaprotestowałem.
Matt posłał mi tylko smutne spojrzenie.
- Zobaczymy.
Ugryzłem się w język. Miałem ochotę powiedzieć mu coś bardzo niemiłego. Ale był moim bratem. Nie chciałem go przepraszać. Mam swoją dumę.
Odwróciłem się. Musiałem się uspokoić. Znaleźć jakieś wyjście. Przemyśleć...
- Cześć! Jak tam? - usłyszałem znajomy głos.
Poczułem jakby moje serce spadło gdzieś w głąb brzucha. Kira. Powinienem z nią pogadać. Ale z drugiej strony, nie chciałbym jej martwić.
- Hej! - odparł Matt. - Musimy pojechać do rodziców.
Debil - przemknęło mi przez myśl.
- O, to fajnie? - bardziej zapytała niż stwierdziła. - Nigdy o nich nie mówiliście.
~~Celestia~~
Tak! Wreszcie Eve się raczyła włączyć i przyjść po mnie. Ne mówię, że było mi tu źle, ale w moim pokoju będzie mi lepiej. Nie będę się czuła tak źle, że śpię w czyimś łóżku...
Kiedy Eve wyszła na korytarz, niosąc mnie, zauważyłam Kirę, Luke'a i Matta. O ile dziewczyna była rozentuzjazmowana a Matt nieco zrezygnowany, to Luke wyglądał na wściekłego. Coś Matt wspomniał na temat ich rodziców, a humor Luke'a pogorszył się jeszcze bardziej i wyglądał tak, jakby właśnie miał trzepnąć swojego brata w łeb.
Wydaje mi się, że Luke nie jest zbyt chętny do tych odwiedzin.
- O, to fajnie? Nigdy o nich nie mówiliście.
-Luke, zamiast robić takie miny, to byś zastanowił się nad argumentami. - powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie jak na nienormalną. Westchnęłam.
-Cóż, nie wyglądasz na najszczęśliwszego, że musisz do nich jechać. Mam wrażenie, że chcesz tego uniknąć, ale nie możesz, prawda? - Luke kiwnął lekko głową. - Do tego nigdy nikomu o nich nie wspominaliście, o czym upewniła mnie Kira. Więc nie za bardzo ich lubicie, zaszli wam za skórę, czy cokolwiek. Zatem, zamiast się zapierać, to pomyśl nad jakimiś argumentami. Jakimikolwiek. Na cokolwiek. Nie wiem, o co chodzi i pewnie nie chcę wiedzieć, bo sama mam dosyć...Niemiłe doświadczenia, jeżeli chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. Nawet jeśli w to wątpię.
Eve przeszła obok nich i wniosła mnie do pokoju. Wzięła apteczkę, a ja z szafki nocnej wyjęłam proszki przeciwbólowe i zaczęłam się nimi faszerować. Nie wątpię w to, że moja noga zostanie teraz zszyta.
Po pięciu minutach robot rozwinął bandaż na mojej nodze i zaczął ją oczyszczać. Rana ciągnęła się od uda aż po kostkę. Skrzywiłam się, nie będzie to ładnie wyglądało, jak się zabliźni. Eve nawlekła nitę na igłę. No i zaczęło się zszywanie.
A ja teraz jedyne czego chciałam, to wykąpać się i położyć znowu spać.
>>*Luke*<<
Argumenty? Ta dziewczyna nie zna moich rodziców. Oni najlepiej wiedzą co jest dla nas dobre, więc nie będą nas słuchać. W końcu, osiągnięcie sukcesu w życiu jest najważniejsze, czyż nie? Każdy marzy o karierze biznesmena...
Nie miałem ochoty już z nikim gadać. Po prostu bez słowa poszedłem do pokoju.
***
- Lukie! Tęskniłam za tobą!
Mama mnie przytuliła. Odpowiedziałem tym samym. To jednak mama.
- Ale wyrosłeś!
Wzruszyłem ramionami.
Wyjechaliśmy z Akademii dwa dni po powrocie Celestii. Od tego czasu zarówno Kira jak i Matt próbowali ze mną pogadać. Nawet Master przyszedł. Oczywiście wszystko na nic.
Matt przywitał się z mamą bardziej wylewnie. Znaczy, w granicach bycia Mattem.
- Tata jeszcze jest w pracy, ale jestem pewna, że niedługo wróci.
Jak zwykle.
- Wasz pokój już na was czeka. Niedługo kolacja. Zrobiłam domową pizzę, specjalnie dla was.
- Nie jestem głodny.
Ruszyłem prosto do pokoju.
sobota, 1 sierpnia 2015
Linia Syberia-Sahara się nisko kłania, czyli wariatów dom ciąg dalszy nastąpił.
~~Celestia~~
Minęło kilka dni. Nie umiem powiedzieć ile, bo jedyne okno, jakie tu mam, prowadziło na ciemny korytarz. Co jakiś czas przychodzi do mnie ten chłopak, wyciągał z celi, kilka rundek tortur i z powrotem do celi. Za każdym razem byłam tak padnięta, że właściwie mnie wywlekano z tamtego pokoju, a zanim doczłapało się mnie do celi, mdlałam. Raany, tyle dobrego, że jestem potrzebna im żywa, a nie martwa. Co nie zmienia faktu, że wszystko mnie cholernie boli!
Ocho, przyszedł mój oprawca. I znowu od nowa...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ile razy, do cholery jasnej, mam mówić, że możesz się pieprzyć, bo i tak nic nie powiem?!
-Ile tylko zechcesz, kochana. Będziesz tu siedzieć nawet do usranej śmierci, chyba że nam powiesz wszystko, co wiesz. - powiedział bawiąc się przy tym nożem.
Pokręciłam głową. Nic nie powiem. Ot tak, z czystej złośliwości.
Uch, wygląda na to, że przejmuję cechę Shadowa - denerwowanie innych. Niedługo napiszę z tego doktorat, kurde i wyjadę do Radomia leczyć dzieci chore psychicznie.
.
..
...
Dobra, aż tak zdesperowana nie jestem.
Gościu szarpnął mnie za włosy, przybliżył miskę i zaczął mnie podtapiać. Właściwie to robi mi przysługę, w końcu nie będę taka brudna na twarzy, a zimna woda trochę mnie otrzeźwiła i lepiej się czułam.
Odkąd tutaj trafiłam, mam gorączkę, bóle serca i mięśni, trudności z oddychaniem, do tego po raz kolejny gardło mi się ściera. Zajebiście, po prostu zajebiście.
$$Master$$
Alleluja! Matt naprawił to urządzenie! Wracamy do domu!
Luke otworzył portal i poszedł przodem, zaraz za nim Kira z Poro na rękach i Matt. Zamykałem pochód.
Wyskoczyłem z portalu i zamiast zobaczyć znajomy ogród akademicki zobaczyłem...
- SAHARA?! - wydarłem się. - CZYŚ TY ZDURNIAŁ?!
Kira cofnęła się o krok, zaskoczona wybuchem, a Poro wtuliło się w jej włosy. Matt gapił się na Luke'a z mieszaniną politowania, rezygnacji i irytacji.
- Znowu żeś to rozwalił... - stwierdził, wyrywając blondynowi pudełko. - Będę musiał to naprawić.
Wciąż mierzyłem Luke'a wściekłym spojrzeniem.
- To nie moja wina! - bronił się chłopak. - Ten teleport sam tak zdecydował!
- Jasne, a ja jestem Roszpunka.
- Chłopaki, nie czas na kłótnie - wkroczyła Kira. - Lepiej poszukajmy jakiegoś miejsca, żeby się schować przed słońcem. A jeśli będziemy musieli tu nocować, to przydałoby się przynajmniej jakieś ognisko, jeśli nie chcemy zamarznąć.
Miała rację, musiałem jej to przyznać.
~*~Kira~*~
Po dość krótkim czasie spędzonym na pustyni, zaczęła mnie boleć głowa. Co chwilę miałam mroczki przed oczami i praktycznie ledwo szłam. Nie ja jedyna. Z nas wszystkich to jakoś radził sobie tylko Master. Dzielnie niósł poro i pomagał nam znajdować drogę, o ile tak można nazwać zmierzanie w tym samym kierunku i staranie się nie zacząć robić kółek.
Matt cały czas próbował naprawić teleport, ale szło mu to coraz gorzej.
W miarę jak zbliżało się południe, robiło się coraz gorzej. Szybko traciliśmy siły, byliśmy spragnieni i głodni, a schronienia nigdzie nie było widać.
Po pewnym czasie straciłam całkowicie poczucie czasu. Zresztą, praktycznie nikt oprócz Mastera nie zwracał na nic uwagi. Gdyby nie ninja, to marnie byśmy skończyli...
Nagle usłyszałam głos Mastera.
- Patrzcie!
Przed nami rozciągał się ogromny klif, rzucający ogromny cień. Ruszyliśmy w jego stronę. Wszyscy mieli już dość słońca.
~~Celestia~~
Znowu ten gość tu mi przylazł. Jakby spokoju nie mógł sobie dać, skoro i tak nic ze mnie nie wydobędzie...
-Jestem ciekaw...Jakbyś zareagowała, gdybym to ja zabił twojego chłopaka...-powiedział cicho, pewnie myśląc, że nic nie słyszę.
-Niby którego mojego chłopaka, jak to sam ująłeś? - zapytałam drwiąco.
-Shiki. - odpowiedział, zanim przemyślał całą sprawę.
Co za cham. Zatłukę go.
Nagły skok adrenaliny i przestałam czuć ból, a jedynie nieposkromioną złość i nagły przypływ siły.
Shiki był bratem bliźniakiem Tenshi'ego. Zawsze go lubiłam. A może nawet kochałam...? Był zabawny, bardziej ogarnięty od swojego brata, uroczy, miły, a jednak często sarkastyczny i wredny. Wiele razy uratował mi tyłek, a ja jego. To on znalazł mnie po tym, jak zostałam wywalona z domu na całą noc, kiedy ojciec się upił. I najwidoczniej w końcu znalazłam jego mordercę...
Wściekłość to duże niedopowiedzenie. Jednak za dużo ostatnimi czasy przeklinam, więc pominę bardziej odpowiednie słowo.
Jakimś cudem do obu dłoni pojawiły się moje sztylety. Kruk i wąż. Symbole śmierci i sprytu. Jasny gwint, kiedy ja, kurde bele, zaczęłam filozofować?! Czy jakkolwiek się to wymawia. Whatever!
Jakim cudem, tego nie wiem, ale przecięłam kajdanki i rzuciłam nożami w tego gościa. Jedno ostrze utknęło w sercu, drugie - pod pachą, przecinając jedną z żył. Jak krew trysnęła, to poleciała aż na mnie, mocno brudząc moje i tak zakrwawione resztki szmat, bo ubraniem tego nazwać już nie mogę.
Wzięłam sztylety i szybko przeszukałam trupa i zabrałam pęk kluczy. Wyszłam z pokoju.
I tutaj zaczął się mój problem - którędy, do jasnej cholery, ja mam niby stąd wyjść?!
$$Master$$
Tak! Nareszcie!
Przysięgam, nie wytrzymałbym dłużej z taką ekipą. Przyjaciele przyjaciółmi, ale co za dużo to nie zdrowo.
Matt nacisnął magiczny guziczek (oczywiście nie dał tego zrobić Luke'owi, znowu by coś zje... zepsuł. Wszyscy wskoczyliśmy do portalu. Zacisnąłem powieki, czekając aż znów stanę na twardym gruncie. Gdy poczułem ziemię pod nogami, powoli uchyliłem jedno oko.
Alleluja! Akademia!
Otworzyłem drugie oko i rozejrzałem się wokół na dobre. Akademia, a dokładniej pokój Kiry, w którym stała YoYo.
~~Celestia~~
Dobra. Zaczęłam chodzić korytarzami i zaglądałam do każdego pokoju. Jakim cudem do tej pory na nikogo nie trafiłam - nie wiem.
I tak się błąkałam, aż nie trafiłam do pokoju monitorowego.
No! Teraz mogę jakoś plan ucieczki opracować!
Podeszłam do monitorów i zaczęłam się uważnie im przyglądać, a po pięciu minutach już wiedziałam, gdzie co i jak.
Zanim wyszła, spojrzałam jeszcze na szafkę stojącą tuż obok komputera. A co mi tam.
Podeszłam do szafki i znalazłam w niej płyty. Każda była jakoś podpisana. ,,Przesłuchania", ,,Sprawy biznesowe" i tak dalej. Zabrałam wszystkie. Przynajmniej dowiem się czegoś o moim oprawcy. Co tam, że już nie żyje.
W normalnych okolicznościach pewnie byłabym przerażona faktem, że kogoś zabiłam, ale teraz to takowe okoliczności nie występują. Wyszłam z budynku.
Znacie moje szczęście, prawda?
Akurat rozległ się alarm.
~*~Kira~*~
Opowiadanie Yo co się stało trochę mi zajęło, ale było... Zabawnie.
Polubiła poro tak samo jak ja. Dość szybko osiągnięto porozumienie odnośnie jego imienia - Fuffens. Jednak nasze ochy i achy nad tym słodziakiem przerwał Matt, przypominając nam po co my właściwie polecieliśmy na Saharę! Znaczy, po co w ogóle uruchamialiśmy teleport, ta pustynia i Syberia to takie trochę faile były.
- No, więc jaki jest plan? - zapytał Master. - Tylko, błagam, niech nikt nie używa teleportów.
Chwila ciszy.
- Więc zacznijmy od wyjścia z budynku! - stwierdził z wyszczerzem Luke. - Myślę, że to będzie dobry początek.
Z racji na to, że nie mieliśmy lepszego pomysłu, po prostu wyszliśmy na zewnątrz.
~~Celestia~~
Tiaa. Moje szczęście tak bardzo.
Zaczęłam się rozglądać i w przypływie łaski z niebios znalazłam motor. Wspaniale, wiem jak zapalić i jak włączyć, ruszyć też umiem. Gorzej, że sztuka hamowania pozostawia wiele do życzenia. Ale hamulce teraz i tak nie będą przydatne.
Podeszłam. Wsiadłam. I uznałam, że włosy będą mi przeszkadzać jak cholera.
No trudno się mówi. Ale nie ma tutaj żadnego kasku, więc cały widok włosy będą mi przesłaniać.
Wyjęłam sztylet i szybkim ruchem ścięłam je dość mocno. No, trochę lepiej.
Kluczy nie ma w stacyjce. No to trzeba radzić sobie po staremu.
Odpalamy kabelkami.
Jak już to zrobiłam, dałam gaz do dechy.
O, światło reflektorów padło na mnie. Hah, jestem sławna! Odjeżdżam z wielkimi honorami!
Nawet pościg za mną dali~!
Dobra, w lewo, w prawo...Może ich zgubię...Znowu kilkukrotnie skręciłam. Boże, trzymają się jak rzep do psiego ogona!
Zmiana taktyki. Zaczęłam jechać prosto na ścianę. Nie będę skręcać. Dobrze, że dach jest nisko.
Stanęłam na siodełku i zaledwie trzy metry przed ścianą skoczyłam i turlałam się na dach. Jasny gwint, jak boli! Mało brakowało, a bym krzyknęła z bólu, ale powstrzymałam się resztami mojej silnej woli, jaka mi jeszcze pozostała.
Położyłam się płasko i spojrzałam na mój komitet gończy. Nic nie słyszałam, ale po chwili odjechali. Przynajmniej za mną idiotów wysłali, bo powinni najpierw sprawdzić, czy nie ma nigdzie moich palących się zwłok...
Dobra, chyba przestanę marudzić na moje szczęście.
Westchnęłam i otworzyłam teleport, kiedy tylko byłam pewna, że nikt mnie nie zobaczy i przeszłam przez niego. Krew zaczęła płynąć jeszcze mocniej.
Robiłam się senna. Tak bardzo chce mi się spać...
Otworzyłam drzwi do Akademii i podparłam się ściany. O matko, sprzątaczka będzie miała niezły problem z domyciem tej plamy, którą właśnie zostawiłam na podłodze...
Przede mną stanął Matt. A kiedy on tutaj wyrósł?! Kolejny ninja się znalazł?!
Byłam już tak zmęczona tym wszystkim, że upadłam. A raczej bym tak zrobiła, gdyby Matt mnie nie przytrzymał.
-Celestia, co się stało?
Tak bardzo chce mi się spać...
-Cele...
-Cel...
Nic już nie słyszę...Chcę tylko spać...
Zamknęłam oczy i odpłynęłam w przyjemną ciemność.
Minęło kilka dni. Nie umiem powiedzieć ile, bo jedyne okno, jakie tu mam, prowadziło na ciemny korytarz. Co jakiś czas przychodzi do mnie ten chłopak, wyciągał z celi, kilka rundek tortur i z powrotem do celi. Za każdym razem byłam tak padnięta, że właściwie mnie wywlekano z tamtego pokoju, a zanim doczłapało się mnie do celi, mdlałam. Raany, tyle dobrego, że jestem potrzebna im żywa, a nie martwa. Co nie zmienia faktu, że wszystko mnie cholernie boli!
Ocho, przyszedł mój oprawca. I znowu od nowa...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ile razy, do cholery jasnej, mam mówić, że możesz się pieprzyć, bo i tak nic nie powiem?!
-Ile tylko zechcesz, kochana. Będziesz tu siedzieć nawet do usranej śmierci, chyba że nam powiesz wszystko, co wiesz. - powiedział bawiąc się przy tym nożem.
Pokręciłam głową. Nic nie powiem. Ot tak, z czystej złośliwości.
Uch, wygląda na to, że przejmuję cechę Shadowa - denerwowanie innych. Niedługo napiszę z tego doktorat, kurde i wyjadę do Radomia leczyć dzieci chore psychicznie.
.
..
...
Dobra, aż tak zdesperowana nie jestem.
Gościu szarpnął mnie za włosy, przybliżył miskę i zaczął mnie podtapiać. Właściwie to robi mi przysługę, w końcu nie będę taka brudna na twarzy, a zimna woda trochę mnie otrzeźwiła i lepiej się czułam.
Odkąd tutaj trafiłam, mam gorączkę, bóle serca i mięśni, trudności z oddychaniem, do tego po raz kolejny gardło mi się ściera. Zajebiście, po prostu zajebiście.
$$Master$$
Alleluja! Matt naprawił to urządzenie! Wracamy do domu!
Luke otworzył portal i poszedł przodem, zaraz za nim Kira z Poro na rękach i Matt. Zamykałem pochód.
Wyskoczyłem z portalu i zamiast zobaczyć znajomy ogród akademicki zobaczyłem...
- SAHARA?! - wydarłem się. - CZYŚ TY ZDURNIAŁ?!
Kira cofnęła się o krok, zaskoczona wybuchem, a Poro wtuliło się w jej włosy. Matt gapił się na Luke'a z mieszaniną politowania, rezygnacji i irytacji.
- Znowu żeś to rozwalił... - stwierdził, wyrywając blondynowi pudełko. - Będę musiał to naprawić.
Wciąż mierzyłem Luke'a wściekłym spojrzeniem.
- To nie moja wina! - bronił się chłopak. - Ten teleport sam tak zdecydował!
- Jasne, a ja jestem Roszpunka.
- Chłopaki, nie czas na kłótnie - wkroczyła Kira. - Lepiej poszukajmy jakiegoś miejsca, żeby się schować przed słońcem. A jeśli będziemy musieli tu nocować, to przydałoby się przynajmniej jakieś ognisko, jeśli nie chcemy zamarznąć.
Miała rację, musiałem jej to przyznać.
~*~Kira~*~
Po dość krótkim czasie spędzonym na pustyni, zaczęła mnie boleć głowa. Co chwilę miałam mroczki przed oczami i praktycznie ledwo szłam. Nie ja jedyna. Z nas wszystkich to jakoś radził sobie tylko Master. Dzielnie niósł poro i pomagał nam znajdować drogę, o ile tak można nazwać zmierzanie w tym samym kierunku i staranie się nie zacząć robić kółek.
Matt cały czas próbował naprawić teleport, ale szło mu to coraz gorzej.
W miarę jak zbliżało się południe, robiło się coraz gorzej. Szybko traciliśmy siły, byliśmy spragnieni i głodni, a schronienia nigdzie nie było widać.
Po pewnym czasie straciłam całkowicie poczucie czasu. Zresztą, praktycznie nikt oprócz Mastera nie zwracał na nic uwagi. Gdyby nie ninja, to marnie byśmy skończyli...
Nagle usłyszałam głos Mastera.
- Patrzcie!
Przed nami rozciągał się ogromny klif, rzucający ogromny cień. Ruszyliśmy w jego stronę. Wszyscy mieli już dość słońca.
~~Celestia~~
Znowu ten gość tu mi przylazł. Jakby spokoju nie mógł sobie dać, skoro i tak nic ze mnie nie wydobędzie...
-Jestem ciekaw...Jakbyś zareagowała, gdybym to ja zabił twojego chłopaka...-powiedział cicho, pewnie myśląc, że nic nie słyszę.
-Niby którego mojego chłopaka, jak to sam ująłeś? - zapytałam drwiąco.
-Shiki. - odpowiedział, zanim przemyślał całą sprawę.
Co za cham. Zatłukę go.
Nagły skok adrenaliny i przestałam czuć ból, a jedynie nieposkromioną złość i nagły przypływ siły.
Shiki był bratem bliźniakiem Tenshi'ego. Zawsze go lubiłam. A może nawet kochałam...? Był zabawny, bardziej ogarnięty od swojego brata, uroczy, miły, a jednak często sarkastyczny i wredny. Wiele razy uratował mi tyłek, a ja jego. To on znalazł mnie po tym, jak zostałam wywalona z domu na całą noc, kiedy ojciec się upił. I najwidoczniej w końcu znalazłam jego mordercę...
Wściekłość to duże niedopowiedzenie. Jednak za dużo ostatnimi czasy przeklinam, więc pominę bardziej odpowiednie słowo.
Jakimś cudem do obu dłoni pojawiły się moje sztylety. Kruk i wąż. Symbole śmierci i sprytu. Jasny gwint, kiedy ja, kurde bele, zaczęłam filozofować?! Czy jakkolwiek się to wymawia. Whatever!
Jakim cudem, tego nie wiem, ale przecięłam kajdanki i rzuciłam nożami w tego gościa. Jedno ostrze utknęło w sercu, drugie - pod pachą, przecinając jedną z żył. Jak krew trysnęła, to poleciała aż na mnie, mocno brudząc moje i tak zakrwawione resztki szmat, bo ubraniem tego nazwać już nie mogę.
Wzięłam sztylety i szybko przeszukałam trupa i zabrałam pęk kluczy. Wyszłam z pokoju.
I tutaj zaczął się mój problem - którędy, do jasnej cholery, ja mam niby stąd wyjść?!
$$Master$$
Tak! Nareszcie!
Przysięgam, nie wytrzymałbym dłużej z taką ekipą. Przyjaciele przyjaciółmi, ale co za dużo to nie zdrowo.
Matt nacisnął magiczny guziczek (oczywiście nie dał tego zrobić Luke'owi, znowu by coś zje... zepsuł. Wszyscy wskoczyliśmy do portalu. Zacisnąłem powieki, czekając aż znów stanę na twardym gruncie. Gdy poczułem ziemię pod nogami, powoli uchyliłem jedno oko.
Alleluja! Akademia!
Otworzyłem drugie oko i rozejrzałem się wokół na dobre. Akademia, a dokładniej pokój Kiry, w którym stała YoYo.
~~Celestia~~
Dobra. Zaczęłam chodzić korytarzami i zaglądałam do każdego pokoju. Jakim cudem do tej pory na nikogo nie trafiłam - nie wiem.
I tak się błąkałam, aż nie trafiłam do pokoju monitorowego.
No! Teraz mogę jakoś plan ucieczki opracować!
Podeszłam do monitorów i zaczęłam się uważnie im przyglądać, a po pięciu minutach już wiedziałam, gdzie co i jak.
Zanim wyszła, spojrzałam jeszcze na szafkę stojącą tuż obok komputera. A co mi tam.
Podeszłam do szafki i znalazłam w niej płyty. Każda była jakoś podpisana. ,,Przesłuchania", ,,Sprawy biznesowe" i tak dalej. Zabrałam wszystkie. Przynajmniej dowiem się czegoś o moim oprawcy. Co tam, że już nie żyje.
W normalnych okolicznościach pewnie byłabym przerażona faktem, że kogoś zabiłam, ale teraz to takowe okoliczności nie występują. Wyszłam z budynku.
Znacie moje szczęście, prawda?
Akurat rozległ się alarm.
~*~Kira~*~
Opowiadanie Yo co się stało trochę mi zajęło, ale było... Zabawnie.
Polubiła poro tak samo jak ja. Dość szybko osiągnięto porozumienie odnośnie jego imienia - Fuffens. Jednak nasze ochy i achy nad tym słodziakiem przerwał Matt, przypominając nam po co my właściwie polecieliśmy na Saharę! Znaczy, po co w ogóle uruchamialiśmy teleport, ta pustynia i Syberia to takie trochę faile były.
- No, więc jaki jest plan? - zapytał Master. - Tylko, błagam, niech nikt nie używa teleportów.
Chwila ciszy.
- Więc zacznijmy od wyjścia z budynku! - stwierdził z wyszczerzem Luke. - Myślę, że to będzie dobry początek.
Z racji na to, że nie mieliśmy lepszego pomysłu, po prostu wyszliśmy na zewnątrz.
~~Celestia~~
Tiaa. Moje szczęście tak bardzo.
Zaczęłam się rozglądać i w przypływie łaski z niebios znalazłam motor. Wspaniale, wiem jak zapalić i jak włączyć, ruszyć też umiem. Gorzej, że sztuka hamowania pozostawia wiele do życzenia. Ale hamulce teraz i tak nie będą przydatne.
Podeszłam. Wsiadłam. I uznałam, że włosy będą mi przeszkadzać jak cholera.
No trudno się mówi. Ale nie ma tutaj żadnego kasku, więc cały widok włosy będą mi przesłaniać.
Wyjęłam sztylet i szybkim ruchem ścięłam je dość mocno. No, trochę lepiej.
Kluczy nie ma w stacyjce. No to trzeba radzić sobie po staremu.
Odpalamy kabelkami.
Jak już to zrobiłam, dałam gaz do dechy.
O, światło reflektorów padło na mnie. Hah, jestem sławna! Odjeżdżam z wielkimi honorami!
Nawet pościg za mną dali~!
Dobra, w lewo, w prawo...Może ich zgubię...Znowu kilkukrotnie skręciłam. Boże, trzymają się jak rzep do psiego ogona!
Zmiana taktyki. Zaczęłam jechać prosto na ścianę. Nie będę skręcać. Dobrze, że dach jest nisko.
Stanęłam na siodełku i zaledwie trzy metry przed ścianą skoczyłam i turlałam się na dach. Jasny gwint, jak boli! Mało brakowało, a bym krzyknęła z bólu, ale powstrzymałam się resztami mojej silnej woli, jaka mi jeszcze pozostała.
Położyłam się płasko i spojrzałam na mój komitet gończy. Nic nie słyszałam, ale po chwili odjechali. Przynajmniej za mną idiotów wysłali, bo powinni najpierw sprawdzić, czy nie ma nigdzie moich palących się zwłok...
Dobra, chyba przestanę marudzić na moje szczęście.
Westchnęłam i otworzyłam teleport, kiedy tylko byłam pewna, że nikt mnie nie zobaczy i przeszłam przez niego. Krew zaczęła płynąć jeszcze mocniej.
Robiłam się senna. Tak bardzo chce mi się spać...
Otworzyłam drzwi do Akademii i podparłam się ściany. O matko, sprzątaczka będzie miała niezły problem z domyciem tej plamy, którą właśnie zostawiłam na podłodze...
Przede mną stanął Matt. A kiedy on tutaj wyrósł?! Kolejny ninja się znalazł?!
Byłam już tak zmęczona tym wszystkim, że upadłam. A raczej bym tak zrobiła, gdyby Matt mnie nie przytrzymał.
-Celestia, co się stało?
Tak bardzo chce mi się spać...
-Cele...
-Cel...
Nic już nie słyszę...Chcę tylko spać...
Zamknęłam oczy i odpłynęłam w przyjemną ciemność.
sobota, 27 czerwca 2015
"Normalny" dzień
Zdawało mi się, że to będzie normalny dzień, bynajmniej w miejscu takim jak to.
Miałem racje, mimo że dziwiły mnie pewne rzeczy, np. uczniowie niechodzący na lekcje jak i krwiożercze galaretki w kuchni, na które natknąłem się przypadkiem, nie wyszły z tego cało. Najbardziej urzekły mnie jednak zajęcia prowadzone przez indywidualnego nauczyciela.
Mój poranek wyglądał tak jak zazwyczaj, czyli po przebudzeniu się wziąłem szybki prysznic, po którym udałem się do "stołówki" na "śniadanie", jednak gdy zobaczyłem tą maź na talerzu, odechciało mi się jeść. Swoje kroki skierowałem do sekretariatu, żeby zapytać o drogę do sali, w której miały się odbywać moje zajęcia. Po otrzymaniu potrzebnych informacji skierowałem się w tamtym kierunku.
~~~~~~
Gdy trafiłem w wyznaczone miejsce byłem zdziwiony, był to pokój, a w nim dwie ławki i dwa krzesła, jedno nauczycielskie, a drugie uczniowskie, była także tablica na której widniały nieudolne próby tworzenia znaków alchemicznych, a nad nią wisiał obraz przedstawiający Szatana, nie tego czerwonego człowieczka z rogami, lecz prawdziwego, wskazującego jedną ręką w górę, a drugą w dół z łacińskim podpisem "Ut supra, ita infra", czyli jak w niebiosach, tak i w piekle. Z niecierpliwością wyczekiwałem nauczyciela, aż go zobaczę i poznam.
~~~~~~
Po dłuższe chwili wyczekiwania przyszedł nauczyciel, jego wygląd był wręcz zbijający z nóg. Był on pół elfem o ciemnych, zdumiewająco matowych włosach. Zdziwił się jak mnie zobaczył, uprzedzono go, że uczniowie nie mają w zwyczaju chodzić na lekcje, wspomnieli mu również o tym, że jestem aniołem i że raczej mnie już niczego nadzwyczajnego nie nauczy. Pierwszym poruszonym naszym tematem był znak na tablicy, który w oczekiwaniu zdążyłem poprawić. dyskutowaliśmy o bytach wyższych, gdyż nigdy wcześniej nie miał z nimi kontaktu. Zanim się spostrzegliśmy zapadł wieczór, co oznaczało, że lekcje dawno się skończyły. Niestety.Wróciłem do swojego pokoju, zasnąłem bez problemu, nie mogąc się doczekać kolejnego dnia.
sobota, 20 czerwca 2015
Trzeba iść do przodu.
***Tatsu***
Zapukałem do drzwi i po usłyszeniu odpowiedzi wszedłem do środka. Gabinet dyrektorki ani trochę się nie zmienił - te same meble, nieciekawy kolor ścian i brązowy dywan i zawalone papierami biurko, za którym siedziała starsza kobieta w marynarce i długiej spódnicy.
-Chciałeś czegoś?- zapytała bez większych emocji, nawet na mnie nie patrząc.
Wziąłem głęboki oddech jeszcze raz zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł.
-Tak. Wypisać się z akademii.- stwierdziłem w końcu.
Razem z tymi słowami coś ze mnie uleciało. Poczułem się swobodniej i lżej niż zwykle. Prawda jest taka, że od początku się tu nie odnajdowałem. Może nie wyglądam, ale mam bardzo antyspołeczną naturę i wciąż powiększająca się liczba uczniów tylko mnie przytłaczała. Zwłaszcza, że wcześniej byłem uczony w domu. Nigdy nie uczęszczałem do szkoły, a jedyną moją rówieśnicą zawsze była Will. Właściwie... to nawet będzie mi jej brakować.
Dyrektorka oderwała wzrok od jakiegoś dokumentu zapisanego tak drobnym druczkiem, że aż dziw bierze, że nie czytała go przez lupę. Spojrzała na mnie znad okularów.
-Jesteś pewien?- To pytanie było czystą formalnością i oboje o tym wiedzieliśmy.
Skinąłem głową.
-Widzę, że już zabrałeś swoje rzeczy, więc oddaj klucz do pokoju i możesz iść.
Położyłem żądany przedmiot na jej biurku i wyszedłem, nie oglądając się.
***Will***
Poprawiłam plecak na ramionach. Nie był ciężki, bo miałam raptem cztery stroje, które nosiłam na zmianę i parę mniejszych pierdół tych potrzebnych, jak i nie. To i tak sporo. Kiedy pojawiłam się w akademii nie miałam ze sobą nic poza tym, w czym stałam.
Uśmiechnęłam się do siebie i oparłam tyłkiem o bramę główną.
Nie musiałam długo czekać. Już po chwili zobaczyłam blond czuprynę Tatsu, kiedy żwawym krokiem zmierzał w moją stronę. Ten krok przestał być taki pewny, gdy w końcu mnie zobaczył.
-Co ty tu...?- wydukał.
-Serio chciałeś pójść beze mnie?- Wygięłam usta w podkówkę, udając smutną. Nie minęła sekunda, a wyraz mojej twarzy diametralnie się zmienił.- I myślałeś, że się nie dowiem?
Westchnął.
-Will.- zaczął.- Tu jest twoje miejsce. Twój dom.
-Dom jest tam, gdzie serce twe.- odparłam, krzyżując ręce na piersiach.
Spróbował innej taktyki.
-Nie szkoda ci przyjaciół? Luka? Mistle? Kiry?
-A tobie?
Zawsze umiałam skutecznie zamknąć mu usta.
Co to za pytanie? Oczywiście, że mi szkoda. Nam obu. Akademia Niezwykłości jest rajem, ale nie można w niej spędzić całego życia. Trzeba iść do przodu.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przeszłam przez bramę, a brat ruszył za mną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to.... do zobaczenia? ^^
Zapukałem do drzwi i po usłyszeniu odpowiedzi wszedłem do środka. Gabinet dyrektorki ani trochę się nie zmienił - te same meble, nieciekawy kolor ścian i brązowy dywan i zawalone papierami biurko, za którym siedziała starsza kobieta w marynarce i długiej spódnicy.
-Chciałeś czegoś?- zapytała bez większych emocji, nawet na mnie nie patrząc.
Wziąłem głęboki oddech jeszcze raz zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł.
-Tak. Wypisać się z akademii.- stwierdziłem w końcu.
Razem z tymi słowami coś ze mnie uleciało. Poczułem się swobodniej i lżej niż zwykle. Prawda jest taka, że od początku się tu nie odnajdowałem. Może nie wyglądam, ale mam bardzo antyspołeczną naturę i wciąż powiększająca się liczba uczniów tylko mnie przytłaczała. Zwłaszcza, że wcześniej byłem uczony w domu. Nigdy nie uczęszczałem do szkoły, a jedyną moją rówieśnicą zawsze była Will. Właściwie... to nawet będzie mi jej brakować.
Dyrektorka oderwała wzrok od jakiegoś dokumentu zapisanego tak drobnym druczkiem, że aż dziw bierze, że nie czytała go przez lupę. Spojrzała na mnie znad okularów.
-Jesteś pewien?- To pytanie było czystą formalnością i oboje o tym wiedzieliśmy.
Skinąłem głową.
-Widzę, że już zabrałeś swoje rzeczy, więc oddaj klucz do pokoju i możesz iść.
Położyłem żądany przedmiot na jej biurku i wyszedłem, nie oglądając się.
***Will***
Poprawiłam plecak na ramionach. Nie był ciężki, bo miałam raptem cztery stroje, które nosiłam na zmianę i parę mniejszych pierdół tych potrzebnych, jak i nie. To i tak sporo. Kiedy pojawiłam się w akademii nie miałam ze sobą nic poza tym, w czym stałam.
Uśmiechnęłam się do siebie i oparłam tyłkiem o bramę główną.
Nie musiałam długo czekać. Już po chwili zobaczyłam blond czuprynę Tatsu, kiedy żwawym krokiem zmierzał w moją stronę. Ten krok przestał być taki pewny, gdy w końcu mnie zobaczył.
-Co ty tu...?- wydukał.
-Serio chciałeś pójść beze mnie?- Wygięłam usta w podkówkę, udając smutną. Nie minęła sekunda, a wyraz mojej twarzy diametralnie się zmienił.- I myślałeś, że się nie dowiem?
Westchnął.
-Will.- zaczął.- Tu jest twoje miejsce. Twój dom.
-Dom jest tam, gdzie serce twe.- odparłam, krzyżując ręce na piersiach.
Spróbował innej taktyki.
-Nie szkoda ci przyjaciół? Luka? Mistle? Kiry?
-A tobie?
Zawsze umiałam skutecznie zamknąć mu usta.
Co to za pytanie? Oczywiście, że mi szkoda. Nam obu. Akademia Niezwykłości jest rajem, ale nie można w niej spędzić całego życia. Trzeba iść do przodu.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przeszłam przez bramę, a brat ruszył za mną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to.... do zobaczenia? ^^
sobota, 13 czerwca 2015
Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów?
~~Celestia~~
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam do łazienki. Wyjęłam z szafki kilka jasnych pasemek i wpięłam je we włosy, związałam w wysoką kitkę, po czym wyjęłam soczewki i je również założyłam. Wyszłam z łazienki i odłożyłam okulary na biurko, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam krótkie czarne spodenki, białą bluzkę na krótki rękaw i po chwili zastanowienia także lekką czarną kurtkę sięgającą mi do połowy talii(nie ma to jak brak pomysłu opisu-dop.aut.). Wrzuciłam portfel do kieszeni i wyszłam z pokoju.
Po drodze na nikogo się nie natknęłam, co było mi nawet na rękę. Przynajmniej nie mam teraz odpytki z mojej rozmowy telefonicznej. Wyszłam z Akademii i kiedy przechodziłam przez portal poczułam, że ktoś mnie obserwuje, ale było już za późno - zostałam wchłonięta przez wir.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Luna!
Po chwili coś, a może raczej ktoś, zwalił mnie z nóg. Po burzy czerwonych włosów rozpoznałam, że była to Itani.
-Zarąbiście ciebie znowu zobaczyć, moja droga! - zawołała. - I wreszcie Tenshi będzie miał kogo przytulić.
Parsknęłam z rozbawieniem. Odkąd pamiętam ten chłopak kochał po prostu przytulać się do każdej dziewczyny, nie ważne, czy wolna czy zajęta. Tenshi powiedział, że to wszystko przez to, że nigdy nie miał siostry, więc na zmianę przytula się do mnie lub do Itani. Ewentualnie do swojej obecnej dziewczyny.
Itani odsunęła się, tylko po to, żeby teraz właśnie Tenshi mnie zabił w swoim uścisku.
O ile Itani była delikatna i drobna (a i tak jest śmiertelnie niebezpieczna), to Tenshi był wysoki, umięśniony i ładnie opalony. Fioletowe włosy miał związane w kitkę, a magentowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
-Miło cię znowu zobaczyć, Luna. W końcu możemy się o coś założyć!
Zaśmiałam się i pokiwałam głową.
-O co tym razem?
-Hmm...Kto więcej wypije najgorszego drinka Shadowa?
-Nie, to już było. - odpowiedziałam. - A tak w ogóle to gdzie ten denerwujący osobnik jest?
-Nadal jest związany na krześle. - wyszczerzyła się Itani.
Pokręciłam głową, a czerwonowłosa wskazała Shadowa.
Ma tylko jedną zaletę. Jest przystojny.
Delikatne rysy twarzy, czarne oczy i półdługie blond włosy. Dziewczyny się za nim uganiają, i z tego, co zauważyłam, nie tylko one.
Może przesadzam z tym, że to jego jedyna zaleta, ale na dłuższą metę tak to wygląda. Denerwuje wszystkich dookoła, robi głupie żarty, brak mu instynktu samozachowawczego, zachowuje się jak dziecko. Ale z drugiej strony to właśnie Shadow - jeżeli będzie zachowywał się inaczej, trzeba zacząć podejrzewać o jakąś podmianę. Jemu inna osobowość po prostu nie pasuje.
Właśnie blondyn siedział zakneblowany i związany na krześle. Uśmiechnęłam się wrednie i wyjęłam aparat.
-Będzie kiedyś z tego niezły szantaż. A myślał, że nigdy nie da się związać!
Reszta się zaśmiała, tylko Shadow wyglądał na wielce oburzonego stwierdzeniem. Rany, jak ja za nimi tęskniłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wyszłam z klubu, machając wszystkim na pożegnanie. To był zdecydowanie męczący dzień.
Było już ciemno, kiedy szłam główną ulicą. Przechodząc koło wąskiej uliczki usłyszałam pojękiwania. I śmiech. Zmarszczyłam brwi i po cichu weszłam do zaułka.
Dwóch facetów właśnie znęcało się nad trzecim gościem. Biedak był cały we krwi. Wściekłam się.
No jak tak można słabszego atakować!
Podeszłam do nich od tyłu, po czym podcięłam jednemu nogi, a drugiego zdzieliłam pięścią przez łeb. Leżącego kopnęłam odpowiednio w skroń, po chwili drugiego też pozbawiłam przytomności. Podeszłam do tamtego gościa i spytałam:
-Nic ci nie jest?
Podałam mu rękę, ten ją przyjął i uśmiechnął się nieco przerażająco.
-O tak, teraz tak...
I po chwili poczułam mocne uderzenie w głowę. Przed oczami mi pociemniało, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak tamten gościu mówił:
-No to zobaczymy, co ta lala nam powie o swoich znajomych z mocami...
~*~Kira~*~
Gdy Celestia nie pojawiła się drugi dzień z rzędu, postanowiliśmy jej poszukać. Master widział jak wchodziła do jakiegoś portalu, ale nie wiedział dokąd on prowadził. Zresztą, nie mieliśmy pojęcia jak jej szukać.
Na szczęście, Master postanowił nas oświecić. Mam nadzieję, że rozumiecie, że to "szczęście" wcale takie szczęśliwe nie było.
Ninja zwinął skądś teleport i zabrał ze sobą mnie, Luke'a i Matta. Mieliśmy iść do miasta, szukać Celestii.
Niestety, zamiast do miasta trafiliśmy na... Syberię? Islandię? Nie byłam pewna. Wiedziałam tylko jedno - jeśli skądś nie wytrzasnę czegoś cieplejszego niż moja koszulka z krótkim rękawem, to zaraz zamarznę. Śnieg do kolan, a my ubrani na lato...
- Ups... - mruknął Master. - Chyba coś nie pykło.
- Ch-chyba? - zapytałam, cała się trzęsąc.
Bracia, ubrani podobnie do mnie, wyglądali na delikatnie mówiąc niezadowolonych.
$$Master$$
Spojrzałem na przemarzniętą Kirę. Jako jedyna miała na sobie krótki rękaw. Cała się trzęsła. Przeniosłem wzrok na braci, którzy, gdyby mogli, pewnie by mnie teraz dusili. Na szczęście, obecność Kiry ich od tego powstrzymała.
- Nie chciałem? - rzuciłem.
Wszystkim było już BARDZO zimno, a my zamiast się ruszyć, staliśmy na środku jakiegoś zaśnieżonego pola.
Zdjąłem kurtkę i zarzuciłem ją na Kirę.
- A teraz idziemy na południe! - zarządziłem.
- Dlaczego akurat tam? - zapytał Matt.
- Bo na południu jest ciepło.
W tym momencie chyba naprawdę było im ciężko powstrzymać się przed zabiciem mnie.
~~*~~
Po Jakichś trzydziestu minutach znalazłem jaskinię, w której się schroniliśmy. Bracia rozpalili ognisko i skupili się na ogrzewaniu siebie nawzajem i Kiry.
Gdy wszystkim było już na tyle ciepło na ile to możliwe, postanowiłem sprawdzić co się kryje w głębi jaskini (tak, wiem, genialny plan, zwłaszcza że siedzieliśmy w niej już jakiś czas).
Kira chciała mi towarzyszyć. Nie obchodziło mnie dlaczego. Zgodziłem się, głównie po to żeby wkurzyć Luke'a, chociaż topór wojenny już zakopaliśmy.
Szliśmy rozmawiając o planach na wydostanie się z tej śnieżnej pustyni. Nic nie przychodziło mi do głowy, ale Kira za żadne skarby nie chciała przyznać, że jej też.
W pewnym momencie gdzieś nad nami rozległ się pisk i nagle z sufitu coś spadło. Prosto w ręce szatynki.
W pierwszym odruchu chciałem to coś strząsnąć, ale uprzedził mnie pisk Kiry.
- Jaki słodziak!
No, takiej to jej jeszcze nie słyszałem.
Podszedłem do niej i przyjrzałem się stworzonu na jej rękach. Była to okrągła, biała kupka kłaków z dużymi oczami i językiem wysuniętym z uchylonego pyszczka. Bez problemu mieścił się na rękach dziewczyny.
Kira podrapała go za długim, miękkim uchem, a on w odpowiedzi zamruczał i oblizał jej twarz.
- Właśnie znalazłaś legendarnego Poro - rzuciłem, przypominając sobie nazwę stworka. - Podono świetni z nich obrońcy. Chociaż nie potrafię sobie wyobrazić tego tutaj w roli psa obronnego...
Nie byłem pewny czy dziewczyna usłyszała moje słowa, całkowicie pochłonięta nowym przyjacielem.
- Master, możemy go zatrzymać?
Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Po co jej to? Już miałem powiedzieć "nie", gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy. Takiej minki nie powstydziłby się nawet Puszek ze Shreka.
- Yyy... - nie byłem w stanie odmówić. - Zapytaj Matta.
Strzeliłem mentalnego facepalma, ale może chociaż brunet będzie w stanie jej przemówić do rozumu.
>>*Luke*<<
- Matt! - krzyk Kiry rozległ się echem po jaskini.
Dziewczyna podbiegła do ogniska, niosąc na rękach coś białego.
- Co... - zaczął, ale przeszkodziło mu kolejne pytanie.
- Możemy go zatrzymać?
W tym momencie zorientowałem się, że to co niosła, to było jakieś zwierzątko.
Tylko nie to.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Matt na pewno się na to nie zgodzi. Znam go dobrze.
Spojrzałem an nich i dostrzegłem na twarzy Matta dziwny wyraz, jakby... Niezdecydowanie?
- Ugh... Mi to obojętne - rzucił w końcu.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Odpowiedział mi przepraszającym.
- Luke! - usłyszałem.
Och, nie. To koniec.
- Mogę go zatrzymać?
Jeśli powiem że tak, to będę musiał jej z nim pomagać. Zresztą, na co jej zwierzątko? A jeśli się nie zgodzę...
Przełknąłem ślinę. Zwierzątko zamruczało, gdy szatynka podrapała je za uchem.
- Zobacz jaki słodziak! - dodała.
Spojrzałem na Kirę. Miała BARDZO proszącą minkę. Miała minkę, której nie potrafiłem powiedzieć nie, nie bojąc się o konsekwencje.
Przełknąłem ślinę. To była prawdopodobnie najważniejsza decyzja w moim życiu.
- Ja... - zacząłem, a ona, jeśli to możliwe, zrobiła się jeszcze bardziej prosząca. - Dobrze.
Widziałem tego facepalma Mastera i rozbawiony uśmiech Matta. Jednak nie zwróciłem na to uwagi. Pochłonęła ją przytulona do mnie szatynka. I stworek, którego ani na moment nie wypuszczała z rąk.
Tak. To będzie niewątpliwie ciężki czas.
~~Celestia~~
Obudziłam się. I to jest jedyna dobra dla mnie wiadomość. Reszta jest gorsza.
Było mi niemiłosiernie zimno, a ponadto ręce miałam skute w kajdany. Tyle dobrego, że ubrania miałam jeszcze w miarę całe...Ale co z tego, skoro ubrałam się jak na lato? Ech...
Rozejrzałam się po moim więzieniu. Było, o ironio, pomalowane na zielono. Zero mebli. Jedynie co tu było to przejrzyste okno prowadzące na korytarz oraz ciemne drzwi. No i oczywiście ja i moje kajdany. Ze ścian spływała woda. Mieli tu kiepską wentylację...Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów? Chyba nie, nie mam pięknego i modnego białego ubrania z drapowaniami, potocznie zwane i znane jako kaftan bezpieczeństwa...
Nagle usłyszałam szczęk kluczy i po chwili ktoś wszedł do mojej celi.
Przede mną stanął dość niski młody mężczyzna o długich białych włosach i intensywnie zielonych oczach. Jego ubrania miały ciemny kolor. W ręku trzymał klucze, którymi aktualnie się bawił.
Podszedł do mnie i odpiął łańcuchy u góry, dzięki czemu w ten sposób nie musiał mnie rozkuwać. Cholera.
-No, lala, wreszcie się obudziłaś. Zobaczymy, co takiego nam powiesz o swoich ziomkach.
-A skąd ta myśl, że cokolwiek powiem? - zapytałam chłodno.
-Och, nie martw się, już o to zadbamy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne uderzenie. Boli, cholera. Ale nie krzyczałam. Nikogo nie wydam.
-Zacznij w końcu mówić! Ilu was jest?! Gdzie mieszkacie?!
Trzymałam buzię na kłódkę. Nic nie powiem.
Wyjął nóż. Zaczął rozcinać mi skórę na przedramionach. Nie krzyczałam, ale poczułam łzy na policzkach. Nie złamią mnie, nie zrobią tego.
-Masz ostatnią szansę, zanim zrobię ci coś gorszego...
Oplułam go.
-Nic ci nie powiem!
-Cóż, zanim cię odeślemy...
Wyjął jakąś puszkę. Otworzył ją i wysypał zawartość na moje rany. Cholera. Sól.
-Haaaa! Jasna cholera!
Łzy zaczęły spływać z nową siłą. Gwałtownie szarpnięto za łańcuchy i zostałam wręcz wywleczona z pokoju.
Nie złamią mnie. Nie złamią.
$$Master$$
Matt zajęty był naprawianiem teleportu, któremu przegrzały się jakieś kabelki czy coś (upuszczenie go w śnieg nie pomogło). Nie mogliśmy wrócić do Akademii, dopóki urządzenie nie działało.
W międzyczasie założyłem się z Lukiem o to, komu uda się oderwać uwagę Kiry od poro na więcej niż 5 minut. Chcieliśmy się jakoś rozerwać. Niestety, nie szło nam zbyt dobrze. "Słodziak" ciągle przewracał się na plecy, żądając drapania po brzuszku albo lizał ją, dając o sobie znać.
Westchnąłem.
- Luke, chyba musimy połączyć siły - mruknąłem. - Inaczej ona nigdy nawet na nas nie spojrzy.
- Chyba masz rację.
Zrezygnowani, usiedliśmy przy ognisku.
- Hej, Kira, jak go nazwiesz? - zapytałem, chcąc przełamać ciszę.
- Nie wiem. Weźmy go do Akademii i wtedy pomyślimy. Może na coś wpadnę po drodze.
To samo pytanie padło też godzinę temu. I dwie godziny temu. I trzy...
- Matt, jak ci idzie? - rzuciłem.
- Nie najgorzej. Skończę za jakieś dziesięć minut.
Pierwsza dobra wiadomość! Nareszcie!
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam do łazienki. Wyjęłam z szafki kilka jasnych pasemek i wpięłam je we włosy, związałam w wysoką kitkę, po czym wyjęłam soczewki i je również założyłam. Wyszłam z łazienki i odłożyłam okulary na biurko, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam krótkie czarne spodenki, białą bluzkę na krótki rękaw i po chwili zastanowienia także lekką czarną kurtkę sięgającą mi do połowy talii(nie ma to jak brak pomysłu opisu-dop.aut.). Wrzuciłam portfel do kieszeni i wyszłam z pokoju.
Po drodze na nikogo się nie natknęłam, co było mi nawet na rękę. Przynajmniej nie mam teraz odpytki z mojej rozmowy telefonicznej. Wyszłam z Akademii i kiedy przechodziłam przez portal poczułam, że ktoś mnie obserwuje, ale było już za późno - zostałam wchłonięta przez wir.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Luna!
Po chwili coś, a może raczej ktoś, zwalił mnie z nóg. Po burzy czerwonych włosów rozpoznałam, że była to Itani.
-Zarąbiście ciebie znowu zobaczyć, moja droga! - zawołała. - I wreszcie Tenshi będzie miał kogo przytulić.
Parsknęłam z rozbawieniem. Odkąd pamiętam ten chłopak kochał po prostu przytulać się do każdej dziewczyny, nie ważne, czy wolna czy zajęta. Tenshi powiedział, że to wszystko przez to, że nigdy nie miał siostry, więc na zmianę przytula się do mnie lub do Itani. Ewentualnie do swojej obecnej dziewczyny.
Itani odsunęła się, tylko po to, żeby teraz właśnie Tenshi mnie zabił w swoim uścisku.
O ile Itani była delikatna i drobna (a i tak jest śmiertelnie niebezpieczna), to Tenshi był wysoki, umięśniony i ładnie opalony. Fioletowe włosy miał związane w kitkę, a magentowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
-Miło cię znowu zobaczyć, Luna. W końcu możemy się o coś założyć!
Zaśmiałam się i pokiwałam głową.
-O co tym razem?
-Hmm...Kto więcej wypije najgorszego drinka Shadowa?
-Nie, to już było. - odpowiedziałam. - A tak w ogóle to gdzie ten denerwujący osobnik jest?
-Nadal jest związany na krześle. - wyszczerzyła się Itani.
Pokręciłam głową, a czerwonowłosa wskazała Shadowa.
Ma tylko jedną zaletę. Jest przystojny.
Delikatne rysy twarzy, czarne oczy i półdługie blond włosy. Dziewczyny się za nim uganiają, i z tego, co zauważyłam, nie tylko one.
Może przesadzam z tym, że to jego jedyna zaleta, ale na dłuższą metę tak to wygląda. Denerwuje wszystkich dookoła, robi głupie żarty, brak mu instynktu samozachowawczego, zachowuje się jak dziecko. Ale z drugiej strony to właśnie Shadow - jeżeli będzie zachowywał się inaczej, trzeba zacząć podejrzewać o jakąś podmianę. Jemu inna osobowość po prostu nie pasuje.
Właśnie blondyn siedział zakneblowany i związany na krześle. Uśmiechnęłam się wrednie i wyjęłam aparat.
-Będzie kiedyś z tego niezły szantaż. A myślał, że nigdy nie da się związać!
Reszta się zaśmiała, tylko Shadow wyglądał na wielce oburzonego stwierdzeniem. Rany, jak ja za nimi tęskniłam...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wyszłam z klubu, machając wszystkim na pożegnanie. To był zdecydowanie męczący dzień.
Było już ciemno, kiedy szłam główną ulicą. Przechodząc koło wąskiej uliczki usłyszałam pojękiwania. I śmiech. Zmarszczyłam brwi i po cichu weszłam do zaułka.
Dwóch facetów właśnie znęcało się nad trzecim gościem. Biedak był cały we krwi. Wściekłam się.
No jak tak można słabszego atakować!
Podeszłam do nich od tyłu, po czym podcięłam jednemu nogi, a drugiego zdzieliłam pięścią przez łeb. Leżącego kopnęłam odpowiednio w skroń, po chwili drugiego też pozbawiłam przytomności. Podeszłam do tamtego gościa i spytałam:
-Nic ci nie jest?
Podałam mu rękę, ten ją przyjął i uśmiechnął się nieco przerażająco.
-O tak, teraz tak...
I po chwili poczułam mocne uderzenie w głowę. Przed oczami mi pociemniało, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak tamten gościu mówił:
-No to zobaczymy, co ta lala nam powie o swoich znajomych z mocami...
~*~Kira~*~
Gdy Celestia nie pojawiła się drugi dzień z rzędu, postanowiliśmy jej poszukać. Master widział jak wchodziła do jakiegoś portalu, ale nie wiedział dokąd on prowadził. Zresztą, nie mieliśmy pojęcia jak jej szukać.
Na szczęście, Master postanowił nas oświecić. Mam nadzieję, że rozumiecie, że to "szczęście" wcale takie szczęśliwe nie było.
Ninja zwinął skądś teleport i zabrał ze sobą mnie, Luke'a i Matta. Mieliśmy iść do miasta, szukać Celestii.
Niestety, zamiast do miasta trafiliśmy na... Syberię? Islandię? Nie byłam pewna. Wiedziałam tylko jedno - jeśli skądś nie wytrzasnę czegoś cieplejszego niż moja koszulka z krótkim rękawem, to zaraz zamarznę. Śnieg do kolan, a my ubrani na lato...
- Ups... - mruknął Master. - Chyba coś nie pykło.
- Ch-chyba? - zapytałam, cała się trzęsąc.
Bracia, ubrani podobnie do mnie, wyglądali na delikatnie mówiąc niezadowolonych.
$$Master$$
Spojrzałem na przemarzniętą Kirę. Jako jedyna miała na sobie krótki rękaw. Cała się trzęsła. Przeniosłem wzrok na braci, którzy, gdyby mogli, pewnie by mnie teraz dusili. Na szczęście, obecność Kiry ich od tego powstrzymała.
- Nie chciałem? - rzuciłem.
Wszystkim było już BARDZO zimno, a my zamiast się ruszyć, staliśmy na środku jakiegoś zaśnieżonego pola.
Zdjąłem kurtkę i zarzuciłem ją na Kirę.
- A teraz idziemy na południe! - zarządziłem.
- Dlaczego akurat tam? - zapytał Matt.
- Bo na południu jest ciepło.
W tym momencie chyba naprawdę było im ciężko powstrzymać się przed zabiciem mnie.
~~*~~
Po Jakichś trzydziestu minutach znalazłem jaskinię, w której się schroniliśmy. Bracia rozpalili ognisko i skupili się na ogrzewaniu siebie nawzajem i Kiry.
Gdy wszystkim było już na tyle ciepło na ile to możliwe, postanowiłem sprawdzić co się kryje w głębi jaskini (tak, wiem, genialny plan, zwłaszcza że siedzieliśmy w niej już jakiś czas).
Kira chciała mi towarzyszyć. Nie obchodziło mnie dlaczego. Zgodziłem się, głównie po to żeby wkurzyć Luke'a, chociaż topór wojenny już zakopaliśmy.
Szliśmy rozmawiając o planach na wydostanie się z tej śnieżnej pustyni. Nic nie przychodziło mi do głowy, ale Kira za żadne skarby nie chciała przyznać, że jej też.
W pewnym momencie gdzieś nad nami rozległ się pisk i nagle z sufitu coś spadło. Prosto w ręce szatynki.
W pierwszym odruchu chciałem to coś strząsnąć, ale uprzedził mnie pisk Kiry.
- Jaki słodziak!
No, takiej to jej jeszcze nie słyszałem.
Podszedłem do niej i przyjrzałem się stworzonu na jej rękach. Była to okrągła, biała kupka kłaków z dużymi oczami i językiem wysuniętym z uchylonego pyszczka. Bez problemu mieścił się na rękach dziewczyny.
Kira podrapała go za długim, miękkim uchem, a on w odpowiedzi zamruczał i oblizał jej twarz.
- Właśnie znalazłaś legendarnego Poro - rzuciłem, przypominając sobie nazwę stworka. - Podono świetni z nich obrońcy. Chociaż nie potrafię sobie wyobrazić tego tutaj w roli psa obronnego...
Nie byłem pewny czy dziewczyna usłyszała moje słowa, całkowicie pochłonięta nowym przyjacielem.
- Master, możemy go zatrzymać?
Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Po co jej to? Już miałem powiedzieć "nie", gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy. Takiej minki nie powstydziłby się nawet Puszek ze Shreka.
- Yyy... - nie byłem w stanie odmówić. - Zapytaj Matta.
Strzeliłem mentalnego facepalma, ale może chociaż brunet będzie w stanie jej przemówić do rozumu.
>>*Luke*<<
- Matt! - krzyk Kiry rozległ się echem po jaskini.
Dziewczyna podbiegła do ogniska, niosąc na rękach coś białego.
- Co... - zaczął, ale przeszkodziło mu kolejne pytanie.
- Możemy go zatrzymać?
W tym momencie zorientowałem się, że to co niosła, to było jakieś zwierzątko.
Tylko nie to.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Matt na pewno się na to nie zgodzi. Znam go dobrze.
Spojrzałem an nich i dostrzegłem na twarzy Matta dziwny wyraz, jakby... Niezdecydowanie?
- Ugh... Mi to obojętne - rzucił w końcu.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Odpowiedział mi przepraszającym.
- Luke! - usłyszałem.
Och, nie. To koniec.
- Mogę go zatrzymać?
Jeśli powiem że tak, to będę musiał jej z nim pomagać. Zresztą, na co jej zwierzątko? A jeśli się nie zgodzę...
Przełknąłem ślinę. Zwierzątko zamruczało, gdy szatynka podrapała je za uchem.
- Zobacz jaki słodziak! - dodała.
Spojrzałem na Kirę. Miała BARDZO proszącą minkę. Miała minkę, której nie potrafiłem powiedzieć nie, nie bojąc się o konsekwencje.
Przełknąłem ślinę. To była prawdopodobnie najważniejsza decyzja w moim życiu.
- Ja... - zacząłem, a ona, jeśli to możliwe, zrobiła się jeszcze bardziej prosząca. - Dobrze.
Widziałem tego facepalma Mastera i rozbawiony uśmiech Matta. Jednak nie zwróciłem na to uwagi. Pochłonęła ją przytulona do mnie szatynka. I stworek, którego ani na moment nie wypuszczała z rąk.
Tak. To będzie niewątpliwie ciężki czas.
~~Celestia~~
Obudziłam się. I to jest jedyna dobra dla mnie wiadomość. Reszta jest gorsza.
Było mi niemiłosiernie zimno, a ponadto ręce miałam skute w kajdany. Tyle dobrego, że ubrania miałam jeszcze w miarę całe...Ale co z tego, skoro ubrałam się jak na lato? Ech...
Rozejrzałam się po moim więzieniu. Było, o ironio, pomalowane na zielono. Zero mebli. Jedynie co tu było to przejrzyste okno prowadzące na korytarz oraz ciemne drzwi. No i oczywiście ja i moje kajdany. Ze ścian spływała woda. Mieli tu kiepską wentylację...Czyżbym w końcu trafiła do domu wariatów? Chyba nie, nie mam pięknego i modnego białego ubrania z drapowaniami, potocznie zwane i znane jako kaftan bezpieczeństwa...
Nagle usłyszałam szczęk kluczy i po chwili ktoś wszedł do mojej celi.
Przede mną stanął dość niski młody mężczyzna o długich białych włosach i intensywnie zielonych oczach. Jego ubrania miały ciemny kolor. W ręku trzymał klucze, którymi aktualnie się bawił.
Podszedł do mnie i odpiął łańcuchy u góry, dzięki czemu w ten sposób nie musiał mnie rozkuwać. Cholera.
-No, lala, wreszcie się obudziłaś. Zobaczymy, co takiego nam powiesz o swoich ziomkach.
-A skąd ta myśl, że cokolwiek powiem? - zapytałam chłodno.
-Och, nie martw się, już o to zadbamy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne uderzenie. Boli, cholera. Ale nie krzyczałam. Nikogo nie wydam.
-Zacznij w końcu mówić! Ilu was jest?! Gdzie mieszkacie?!
Trzymałam buzię na kłódkę. Nic nie powiem.
Wyjął nóż. Zaczął rozcinać mi skórę na przedramionach. Nie krzyczałam, ale poczułam łzy na policzkach. Nie złamią mnie, nie zrobią tego.
-Masz ostatnią szansę, zanim zrobię ci coś gorszego...
Oplułam go.
-Nic ci nie powiem!
-Cóż, zanim cię odeślemy...
Wyjął jakąś puszkę. Otworzył ją i wysypał zawartość na moje rany. Cholera. Sól.
-Haaaa! Jasna cholera!
Łzy zaczęły spływać z nową siłą. Gwałtownie szarpnięto za łańcuchy i zostałam wręcz wywleczona z pokoju.
Nie złamią mnie. Nie złamią.
$$Master$$
Matt zajęty był naprawianiem teleportu, któremu przegrzały się jakieś kabelki czy coś (upuszczenie go w śnieg nie pomogło). Nie mogliśmy wrócić do Akademii, dopóki urządzenie nie działało.
W międzyczasie założyłem się z Lukiem o to, komu uda się oderwać uwagę Kiry od poro na więcej niż 5 minut. Chcieliśmy się jakoś rozerwać. Niestety, nie szło nam zbyt dobrze. "Słodziak" ciągle przewracał się na plecy, żądając drapania po brzuszku albo lizał ją, dając o sobie znać.
Westchnąłem.
- Luke, chyba musimy połączyć siły - mruknąłem. - Inaczej ona nigdy nawet na nas nie spojrzy.
- Chyba masz rację.
Zrezygnowani, usiedliśmy przy ognisku.
- Hej, Kira, jak go nazwiesz? - zapytałem, chcąc przełamać ciszę.
- Nie wiem. Weźmy go do Akademii i wtedy pomyślimy. Może na coś wpadnę po drodze.
To samo pytanie padło też godzinę temu. I dwie godziny temu. I trzy...
- Matt, jak ci idzie? - rzuciłem.
- Nie najgorzej. Skończę za jakieś dziesięć minut.
Pierwsza dobra wiadomość! Nareszcie!
czwartek, 4 czerwca 2015
No, to jak to jest być kamieniem?
$$Master$$
Gdy rano się obudziłem, była już 9! W życiu tak długo nie spałem. Mój mistrz zwykle wstawał o 4, więc zbyt dużego wyboru nie miałem...
Postanowiłem podarować sobie na razie trening i poszedłem zjeść śniadanie. Na szczęście wiedziałem już gdzie jest stołówka, więc trafienie tam nie stanowiło problemu.
Gdy tylko otworzyłem drzwi, w moją stronę zwróciły się spojrzenia obecnych, ale Luke szybko odwrócił głowę z grymasem rozczarowania.
- Co jest? - zapytałem.
- Kiry nie ma - mruknął chłopak.
- Pewnie jeszcze śpi - dodał Matt. - Wczoraj balowaliście do późna.
- Nie przeczę - wyszczerzyłem się, mimo że nikt nie był w stanie tego zobaczyć. - Ale jak tak bardzo ci zależy, to możemy iść ją obudzić.
Zanim się zorientowałem, Luke stał w drzwiach.
- Na co czekamy? - zapytał z uśmiechem.
- Na nic! - ruszyłem biegiem.
Gdy rano się obudziłem, była już 9! W życiu tak długo nie spałem. Mój mistrz zwykle wstawał o 4, więc zbyt dużego wyboru nie miałem...
Postanowiłem podarować sobie na razie trening i poszedłem zjeść śniadanie. Na szczęście wiedziałem już gdzie jest stołówka, więc trafienie tam nie stanowiło problemu.
Gdy tylko otworzyłem drzwi, w moją stronę zwróciły się spojrzenia obecnych, ale Luke szybko odwrócił głowę z grymasem rozczarowania.
- Co jest? - zapytałem.
- Kiry nie ma - mruknął chłopak.
- Pewnie jeszcze śpi - dodał Matt. - Wczoraj balowaliście do późna.
- Nie przeczę - wyszczerzyłem się, mimo że nikt nie był w stanie tego zobaczyć. - Ale jak tak bardzo ci zależy, to możemy iść ją obudzić.
Zanim się zorientowałem, Luke stał w drzwiach.
- Na co czekamy? - zapytał z uśmiechem.
- Na nic! - ruszyłem biegiem.
~~Celestia~~
Obudziłam się coś koło ósmej godziny. Rozciągnęłam się jeszcze w łóżku i założyłam okulary, po czym miałam dziwne wrażenie, że stało się coś złego. Zmarszczyłam brwi. Gdyby chodziło o Tenshi’ego, Shadowa lub Itani, moich przyjaciół z, że tak to ujmę, ,,ciemnej strony’’, to już dawno by do mnie walili drzwiami i oknami.
Uznając, że to pewnie nie jest nic ważnego, wstałam z łóżka, poszłam do łazienki, odświeżyłam i ubrałam, po czym zeszłam na śniadanie. Nikogo o tej porze nie było, więc weszłam do kuchni, widząc, że nie ma kucharki i zrobiłam sobie kanapki.
Od jakiegoś czasu mnie zastanawiało, dlaczego zawsze, ale to zawsze, kiedy idę do szkolnej kuchni nigdy nie ma kucharki. Czyżbym miała jakieś dziwną aurę czy coś tak innego, że kobieta mnie po prostu unika? Nie mam pojęcia.
Powoli wszyscy się schodzili na śniadanie. Byli już wszyscy, oprócz Kiry. To dawało do myślenia.
Zjadłam kanapki, wypiłam kawę i trochę po dziewiątej kierowałam się do mojego pokoju. Jednak uczucie niepokoju mnie nie opuściło, co więcej, nawet jest silniejsze, niż rano.
Zamiast udać się do mojego pokoju, poszłam pod 18-nastkę, czyli do pokoju Kiry. Zapukałam trzy razy i zapytałam:
-Kira? Wstałaś już?
Po chwili dołączyli do mnie Master i Luke.
-Kira, szanuję twoją prywatność, ale jak mi nie odpowiesz będę zmuszona wejść. - powiedziałam, pukając, a właściwie waląc w drzwi.
-Zwykle odzywała się za pierwszym razem. - powiedział Luke.
Zmarszczyłam brwi i chwyciłam klamkę. Otworzyłam drzwi i...
-O cholera...Chłopaki, mamy problem. Poważny.
Weszłam do pokoju, zanim zostałam staranowana przez Luke'a i obeszłam Kirę dookoła.
-Chyba Gorgona postanowiła rozpocząć zemstę. A wzięła się za Kirę, bo to ona ma książki. - zdiagnozowałam.
Spojrzałam na Luke'a.
On również wyglądał, jakby właśnie zamienił się w kamień, jednak zachowując swoje naturalne kolory. Miał otwartą buzię.
>>*Luke*<<
Minęła już godzina od kiedy wszyscy zbiegli się w pokoju Kirci, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Czułem się pusty w środku i w trakcie gdy reszta dyskutowała co teraz zrobić, siedziałem na łóżku szatynki i gapiłem się w ścianę. Tak, wiem, to do mnie nie podobne. Nawet Mito mnie próbował pocieszyć, co chyba oznaczało, że jest BARDZO źle.
Ale co ja tam wiem.
- Więc co teraz robimy? - zapytała po raz kolejny Celestia.
Znów podniósł się gwar głosów. Tym razem jednak uciszyła go Mistle.
- Czy zamienienie Meduz w kamień, tak jak zrobiłby to Perseusz nie pomogłoby? - zamilkła na chwilę. - W sumie to nie jestem pewna...
- Ja mogę ją odmienić - usłyszeliśmy głos z progu.
Uniosłem głowę, tylko po to by złapać spojrzenie nowego.
- Sora! - zawołałem.
- Mógłbym użyć alchemii - dodał anioł.
I tak oto zaczęły się powitania. Szczerze to trochę mnie wkurzyło, że zamiast pomagać wszyscy tak po prostu sobie gadają.
Ale co ja tam wiem.
;-;Sora;-;
Co prawda, jako dumny adept alchemii mogłem pomóc Kirze, ale potrzebowałbym do tego trochę czasu. Nie byłem w tym mistrzem, ale panowałem lepiej nad przyzywaniem. Najpierw musiałem jednak odwiedzić gabinet dyrektorki, zapamiętałem, że posiadała ona książki w biblioteczce za sobą, a później wrócić do mojego pokoju gdzie czekała na mnie reszta. Najpierw jednak musiałbym poprosić dyrektorkę o pozwolenie na pożyczenie jej. Co prawda nawet nie wiedziałem czego szukać, ale miałem pewne przeczucie, że znajdę tam książkę, w której znalazłbym coś pożytecznego. Nie pomyliłem się. Znalazłem książkę, dość sporą, oprawioną w skórę, z ręcznie wykaligrafowanymi literami "Uite, Ignis, Alchimia", dzieło idealne dla mnie. Podziękowałem więc dyrektorce i skierowałem się do pokoju.Dzieło opowiadało o życiu-przywoływaniu, ogniu i alchemii, czyli jedynymi działami magii, którymi się zajmuję. Niestety potrzebowałem czasu, żeby ją przeczytać. Wszyscy mnie pospieszali, ja nie mogłem na to pozwolić, naprawdę potrzebowałem czasu. Pod presją pracowało mi się gorzej.Musiałem jednak przyspieszyć, jako jedyny wiedziałem, że nie pozostało jej dużo czasu. Po pewnym czasie zauważyłem stronę na której były zaklęcia dotyczące rytuałów pomagających do przyzwania czegoś zwanego "Patriarchą". Miała to być postać wielkiego maga, miał on pomóc nam, znać wszystkie tajniki magii. Ale najpierw musiałem przygotować rytuał. potrzebowałem kilku przedmiotów, na szczęście posiadałem je przy sobie. Potrzebne było nam pióro anioła, których posiadałem mnóstwo. Język jaszczurki, których mi nie brakowało oraz włos ofiary, na szczęście Luke znalazł kilka włosów pozostawionych przez Kirę. Narysowałem więc na ścianach potrzebne znaki i wypowiedziałem potrzebne zaklęcia. Przez chwilę myślałem, że nic się nie stanie, jednak jej postać nagle się rozświetliła. Za bardzo, normalny człowiek nie mógł patrzeć na tego typu rzeczy. Po pięciu sekundach zaczęła świecić za bardzo nawet dla mnie. Kazałem wszystkim wyjść z pokoju i zostawić Kirę w środku. Zaraz po tym jak wyszliśmy światło rozbłysło, a Kira wyszła stamtąd o własnych siłach.
$$Master$$
Kirę jako tako, gdy już nie była kamieniem, widziałem może... sekundę? Nie, to chyba nawet za dużo. Luke Przyspieszył i zrobiło się ckliwie. Taaa... Pozwolicie że ja może to ominę.
Gdy więc wszyscy już się nacieszyli ożywioną Kirą, wszyscy już podziękowali Sorze i zabrano Kirę do pokoju, musiało paść najważniejsze pytanie.
- No, to jak to jest być kamieniem?
Miałem wrażenie, że z tym pytaniem wszystko wróciło do normy.
Zabraliśmy Kirę na stołówkę, bo ominęła śniadanie, a potem po prostu włóczyliśmy się znudzeni po korytarzach, starannie omijając bibliotekę.
~~Celestia~~
Włóczyłam się z resztą po korytarzach bez żadnego konkretnego celu. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to robię.
Tak serio to się zastanawiam, dlaczego reszta nie zaczęła mnie sugestywnie odcinać od siebie, w końcu nie byłam do tej pory do nikogo zbyt przyjaźnie nastawiona. Mam jednak nadzieję, że nie uważają mnie za bezduszną osobę.
Po prostu nie lubię się dzielić uczuciami z innymi.
I w tym momencie zadzwonił mój telefon.
Podeszłam do ściany i zaczęłam walić głową w mur.
-Dlaczego, dlaczego, ja się pytam, świat mnie nienawidzi aż tak bardzo, żeby on musiał do mnie dzwonić przy każdej nadarzającej się okazji!
Z miną męczennika odebrałam.
-Czego chcesz, ty draniu? - zapytałam chłodno.
-Oj kochana, nie bądź taka zimna, okay?
-Itani? Byłam pewna, że to Shadow dzwonił, choćby z tego względu, że to jego komórka. - odpowiedziałam.
-Faktycznie, komórka jest jego, ale aktualnie siedzi związany na krześle z zakneblowanymi ustami.
-Co ci tym razem zrobił, że posunęłaś się aż do związania go? - zapytałam rozbawiona.
-No cóż, próbował ze mnie żartować w sprawie nagłego ,,obcięcia'' włosów. Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że tamten gościu mi je podpalił.
-Byłaś nieostrożna. A teraz, jaką masz sprawę, że do mnie dzwonisz, bo chyba nie po to, żeby pogadać.
-Potrzebuję odreagować. Przyjdź do nas, dawno nie było całej paczki w jednym miejscu.
-Właściwie to czemu nie? Będę za...Dwadzieścia minut.
-Spoko. I lepiej zmień co nieco wygląd, twój ojciec cię wszędzie szuka.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Czyżby nagle się odezwał jego ojcowski instynkt do chronienia potomka? Nie, to nie było to, nie po tym wszystkim, co mi zrobił.
Bezwiednie dotknęłam moich pleców, na których znajdowały się trzy szerokie blizny.
-Luna? - zapytała Itani.
-Nic mi nie jest. Będę miała zielone soczewki. Bez okularów. No i kilka pasemek. Potrwa to trochę dłużej, zanim do was dojdę, ale nie chcę, żeby mnie znaleźli.
-To do zobaczenia~! - Itani momentalnie odzyskała humor, śpiewnie kończąc rozmowę.
-Na razie. - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
Czas się zbierać.
Spojrzałam na Luke'a.
On również wyglądał, jakby właśnie zamienił się w kamień, jednak zachowując swoje naturalne kolory. Miał otwartą buzię.
>>*Luke*<<
Minęła już godzina od kiedy wszyscy zbiegli się w pokoju Kirci, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Czułem się pusty w środku i w trakcie gdy reszta dyskutowała co teraz zrobić, siedziałem na łóżku szatynki i gapiłem się w ścianę. Tak, wiem, to do mnie nie podobne. Nawet Mito mnie próbował pocieszyć, co chyba oznaczało, że jest BARDZO źle.
Ale co ja tam wiem.
- Więc co teraz robimy? - zapytała po raz kolejny Celestia.
Znów podniósł się gwar głosów. Tym razem jednak uciszyła go Mistle.
- Czy zamienienie Meduz w kamień, tak jak zrobiłby to Perseusz nie pomogłoby? - zamilkła na chwilę. - W sumie to nie jestem pewna...
- Ja mogę ją odmienić - usłyszeliśmy głos z progu.
Uniosłem głowę, tylko po to by złapać spojrzenie nowego.
- Sora! - zawołałem.
- Mógłbym użyć alchemii - dodał anioł.
I tak oto zaczęły się powitania. Szczerze to trochę mnie wkurzyło, że zamiast pomagać wszyscy tak po prostu sobie gadają.
Ale co ja tam wiem.
;-;Sora;-;
Co prawda, jako dumny adept alchemii mogłem pomóc Kirze, ale potrzebowałbym do tego trochę czasu. Nie byłem w tym mistrzem, ale panowałem lepiej nad przyzywaniem. Najpierw musiałem jednak odwiedzić gabinet dyrektorki, zapamiętałem, że posiadała ona książki w biblioteczce za sobą, a później wrócić do mojego pokoju gdzie czekała na mnie reszta. Najpierw jednak musiałbym poprosić dyrektorkę o pozwolenie na pożyczenie jej. Co prawda nawet nie wiedziałem czego szukać, ale miałem pewne przeczucie, że znajdę tam książkę, w której znalazłbym coś pożytecznego. Nie pomyliłem się. Znalazłem książkę, dość sporą, oprawioną w skórę, z ręcznie wykaligrafowanymi literami "Uite, Ignis, Alchimia", dzieło idealne dla mnie. Podziękowałem więc dyrektorce i skierowałem się do pokoju.Dzieło opowiadało o życiu-przywoływaniu, ogniu i alchemii, czyli jedynymi działami magii, którymi się zajmuję. Niestety potrzebowałem czasu, żeby ją przeczytać. Wszyscy mnie pospieszali, ja nie mogłem na to pozwolić, naprawdę potrzebowałem czasu. Pod presją pracowało mi się gorzej.Musiałem jednak przyspieszyć, jako jedyny wiedziałem, że nie pozostało jej dużo czasu. Po pewnym czasie zauważyłem stronę na której były zaklęcia dotyczące rytuałów pomagających do przyzwania czegoś zwanego "Patriarchą". Miała to być postać wielkiego maga, miał on pomóc nam, znać wszystkie tajniki magii. Ale najpierw musiałem przygotować rytuał. potrzebowałem kilku przedmiotów, na szczęście posiadałem je przy sobie. Potrzebne było nam pióro anioła, których posiadałem mnóstwo. Język jaszczurki, których mi nie brakowało oraz włos ofiary, na szczęście Luke znalazł kilka włosów pozostawionych przez Kirę. Narysowałem więc na ścianach potrzebne znaki i wypowiedziałem potrzebne zaklęcia. Przez chwilę myślałem, że nic się nie stanie, jednak jej postać nagle się rozświetliła. Za bardzo, normalny człowiek nie mógł patrzeć na tego typu rzeczy. Po pięciu sekundach zaczęła świecić za bardzo nawet dla mnie. Kazałem wszystkim wyjść z pokoju i zostawić Kirę w środku. Zaraz po tym jak wyszliśmy światło rozbłysło, a Kira wyszła stamtąd o własnych siłach.
$$Master$$
Kirę jako tako, gdy już nie była kamieniem, widziałem może... sekundę? Nie, to chyba nawet za dużo. Luke Przyspieszył i zrobiło się ckliwie. Taaa... Pozwolicie że ja może to ominę.
Gdy więc wszyscy już się nacieszyli ożywioną Kirą, wszyscy już podziękowali Sorze i zabrano Kirę do pokoju, musiało paść najważniejsze pytanie.
- No, to jak to jest być kamieniem?
Miałem wrażenie, że z tym pytaniem wszystko wróciło do normy.
Zabraliśmy Kirę na stołówkę, bo ominęła śniadanie, a potem po prostu włóczyliśmy się znudzeni po korytarzach, starannie omijając bibliotekę.
~~Celestia~~
Włóczyłam się z resztą po korytarzach bez żadnego konkretnego celu. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego to robię.
Tak serio to się zastanawiam, dlaczego reszta nie zaczęła mnie sugestywnie odcinać od siebie, w końcu nie byłam do tej pory do nikogo zbyt przyjaźnie nastawiona. Mam jednak nadzieję, że nie uważają mnie za bezduszną osobę.
Po prostu nie lubię się dzielić uczuciami z innymi.
I w tym momencie zadzwonił mój telefon.
Podeszłam do ściany i zaczęłam walić głową w mur.
-Dlaczego, dlaczego, ja się pytam, świat mnie nienawidzi aż tak bardzo, żeby on musiał do mnie dzwonić przy każdej nadarzającej się okazji!
Z miną męczennika odebrałam.
-Czego chcesz, ty draniu? - zapytałam chłodno.
-Oj kochana, nie bądź taka zimna, okay?
-Itani? Byłam pewna, że to Shadow dzwonił, choćby z tego względu, że to jego komórka. - odpowiedziałam.
-Faktycznie, komórka jest jego, ale aktualnie siedzi związany na krześle z zakneblowanymi ustami.
-Co ci tym razem zrobił, że posunęłaś się aż do związania go? - zapytałam rozbawiona.
-No cóż, próbował ze mnie żartować w sprawie nagłego ,,obcięcia'' włosów. Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że tamten gościu mi je podpalił.
-Byłaś nieostrożna. A teraz, jaką masz sprawę, że do mnie dzwonisz, bo chyba nie po to, żeby pogadać.
-Potrzebuję odreagować. Przyjdź do nas, dawno nie było całej paczki w jednym miejscu.
-Właściwie to czemu nie? Będę za...Dwadzieścia minut.
-Spoko. I lepiej zmień co nieco wygląd, twój ojciec cię wszędzie szuka.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Czyżby nagle się odezwał jego ojcowski instynkt do chronienia potomka? Nie, to nie było to, nie po tym wszystkim, co mi zrobił.
Bezwiednie dotknęłam moich pleców, na których znajdowały się trzy szerokie blizny.
-Luna? - zapytała Itani.
-Nic mi nie jest. Będę miała zielone soczewki. Bez okularów. No i kilka pasemek. Potrwa to trochę dłużej, zanim do was dojdę, ale nie chcę, żeby mnie znaleźli.
-To do zobaczenia~! - Itani momentalnie odzyskała humor, śpiewnie kończąc rozmowę.
-Na razie. - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.
Czas się zbierać.
czwartek, 28 maja 2015
Czego to nie uczą w tych szkołach dla ninja!
>>*Luke*<<
- Kirciaaaa... - szedłem za dziewczyną. - Nie idziesz znowu do miasta!
- A to niby czemu? - zdziwiła się.
Przyspieszyłem i stanąłem przed nią. Szatynka wpadła na mnie. Chciała się cofnąć, ale przytrzymałem ją, zmuszając, by spojrzała mi w oczy.
- Bo ostatnio mało nie zginęłaś - powiedziałem poważnie.
Kircia już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy przerwał nam krzyk.
- O! Tu jesteście! Szukałem was!
Niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i posłałem chłopakowi mordercze spojrzenie.
- Co tam u was? - zapytał Master.
- Wszystko w jak najlepszym porządku... Możesz już iść - mruknąłem na tyle cicho, żeby mnie nie usłyszał. Denerwowało mnie jego zachowanie w stosunku do Kiry.
- Nie mam co robić - stwierdziła za to szatynka. - Nie mam co czytać, nie mam co ze sobą zrobić.
Zachichotałem. Kira, mimo że lubiła czytać, nigdy nie przeznaczała na to całego swojego czasu.
- W takim razie musimy pójść do... - oznajmił ninja - Biblioteki!
- To my tu takie coś mamy? - zapytałem zdezorientowany.
Kircia strzeliła facepalma.
- Jasne że tak - oznajmiła. - Tylko że pilnuje jej Gorgona. raczej nie mam szans tam wejść i nie zamienić się w kamień. No, niby noszą te czapki, ale coś jej nie ufam...
- Czy ktokolwiek ufa tutaj personelowi? - zapytał Master.
- Raczej nie - odparłem szybko. - I galaretce też nie. Ona tylko wydaje się być nieszkodliwa.
- Możemy kiedyś na nią zapolować - zaproponowała z uśmiechem Kira.
- Aha... - mruknął chłopak, a ja zachichotałem. - Wiecie co jest najważniejsze w przeprowadzeniu po ninjowemu akcji takich jak włamanie do biblioteki?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz nam wyjaśnisz - rzuciłem.
- Przebranie! - oznajmił dumnie i mógłbym przysiąc, że za tą maską pojawił się szeroki uśmiech.
- Kirciaaaa... - szedłem za dziewczyną. - Nie idziesz znowu do miasta!
- A to niby czemu? - zdziwiła się.
Przyspieszyłem i stanąłem przed nią. Szatynka wpadła na mnie. Chciała się cofnąć, ale przytrzymałem ją, zmuszając, by spojrzała mi w oczy.
- Bo ostatnio mało nie zginęłaś - powiedziałem poważnie.
Kircia już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy przerwał nam krzyk.
- O! Tu jesteście! Szukałem was!
Niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i posłałem chłopakowi mordercze spojrzenie.
- Co tam u was? - zapytał Master.
- Wszystko w jak najlepszym porządku... Możesz już iść - mruknąłem na tyle cicho, żeby mnie nie usłyszał. Denerwowało mnie jego zachowanie w stosunku do Kiry.
- Nie mam co robić - stwierdziła za to szatynka. - Nie mam co czytać, nie mam co ze sobą zrobić.
Zachichotałem. Kira, mimo że lubiła czytać, nigdy nie przeznaczała na to całego swojego czasu.
- W takim razie musimy pójść do... - oznajmił ninja - Biblioteki!
- To my tu takie coś mamy? - zapytałem zdezorientowany.
Kircia strzeliła facepalma.
- Jasne że tak - oznajmiła. - Tylko że pilnuje jej Gorgona. raczej nie mam szans tam wejść i nie zamienić się w kamień. No, niby noszą te czapki, ale coś jej nie ufam...
- Czy ktokolwiek ufa tutaj personelowi? - zapytał Master.
- Raczej nie - odparłem szybko. - I galaretce też nie. Ona tylko wydaje się być nieszkodliwa.
- Możemy kiedyś na nią zapolować - zaproponowała z uśmiechem Kira.
- Aha... - mruknął chłopak, a ja zachichotałem. - Wiecie co jest najważniejsze w przeprowadzeniu po ninjowemu akcji takich jak włamanie do biblioteki?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz nam wyjaśnisz - rzuciłem.
- Przebranie! - oznajmił dumnie i mógłbym przysiąc, że za tą maską pojawił się szeroki uśmiech.
$$Master$$
- Jestem pewien że masz tu coś odpowiedniego –
mruknąłem, przeszukując szafę Kiry.
- Przypomnij mi jeszcze raz, kiedy się zgodziłam,
żebyś mi grzebał w szafie? – zapytała, unosząc jedną brew.
Posłałem jej mój promienny uśmiech, którego nie
mogła zobaczyć przez maskę, ale mogła się domyślić, po oczach.
- Kiedy zgodziłaś się na mój plan – rzuciłem. – Aha!
Rzuciłem
na parę siedzącą na łóżku czarne rurki dziewczyny i koszulkę, z której zrobię
jej maskę.
- Masz
jakąś czarną bluzę? – zapytałem.
- Nie
bardzo – odparła.
- To
idź przebrać spodnie – mruknąłem.
***
Gdy
Kira została zaopatrzona w bluzę z kapturem Luke’a, a chłopak miał już na sobie
swój komplet ciuchów, pomogłem dziewczynie związać włosy. Na szczęście, miałem
styczność z długimi włosami i potrafiłem zapleść warkocz. Czego to nie uczą w tych
szkołach dla ninja! Następnie założyłem im maski.
Słuchajcie.
Plan jest taki…
***
-
Cześć, Celes – mruknąłem, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi. Mógłbym
przysiąc, że gdzieś w tle widziałem piorun. – Promiennie dziś wyglądasz.
-
Czego chcesz? – zapytała podejrzliwie.
- Więc
tak… - oznajmiłem, wyciągając z kieszeni listę. – 14 przenośnych kamer, 4 twoje
niesamowite krótkofalówki 2.0, 1 lub 2 tablety, oczywiście z obrazem z tych
kamer, jakiegoś robota, który szybko biega i jest silny i uniesie książki…
Właściwie to kilka robotów i nie pogniewam się jeśli dorzucisz jeszcze jakiegoś
robota na przynętę i dodatkowe kamery. A, no i ciebie – wyszczerzyłem się do
niej.
W
tamtej chwili mógłbym przysiąc, że zaraz zatrzaśnie mi drzwi przed nosem.
~~Celestia~~
Wiem, co myśli. Ale nie dam mu tej satysfakcji.
Zobaczyłam z tyłu Luke’a i Kirę, ubranych na czarno. Chyba wiem, w co muszę się ubrać…
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam:
-Wchodzę w to. Ale masz mi nie grzebać w szafach, sama wszystko wezmę. Wejdziecie? – zapytałam, a Master wyglądał tak, jakby mu właśnie szczęka z zaskoczenia opadła. Popatrzyłam na niego rozbawiona.
Wpuściłam ich, a sama zaczęłam grzebać w szafie. Czarne spodnie, czarny podkoszulek i czarna bluza z głębokim kapturem. Master podchodził do mnie z zamiarem zrobienia maski pewnie.
-Później, teraz sprzęt. - powiedziałam i podeszłam do kolejnej szafki przeznaczoną na moje zabawki. Otworzyłam ją i powoli wyjmowałam i kładłam na łóżko wszystkie potrzebne rzeczy.
-Czy ty tu nie masz czasem kilku bomb? - zapytał Luke.
-Bomby, pistolety, paralizatory, roboty, gazy bojowe i cała reszta...Dobra, to będzie wszystko. Eve, idziesz z nami.
Robot wyszedł ze swojego stałego miejsca przy oknie.
-Ona jest wystarczająco silna, Master, uniesie wagę 200 kilo. Co do przynęty...Dajcie mi chwilę, szybko zrobię.
Podeszłam do biurka, wyjęłam kilka narzędzi i potrzebnych materiałów. Popatrzyłam na nie chwilę i uznałam, że dobre będą w miarę duży robot, najlepiej denerwujący i szybko biegający. Jeżeli się rozwalą, to trudno.
Padło na małpę.
-Hmmm...Dajcie mi 10 minut.
I wzięłam się do roboty, nie słuchając nikogo.
Eve puściła w tle muzykę, dzięki czemu umilało mi to pracę, a reszta chyba się nieco rozluźniła.
-Dobra, już. - powiedziałam. - Nawet wgrałam wkurzające, żeby nie powiedzieć wkurwiające, oprogramowanie. Napisałam je kiedyś po kolejnej akcji mojego znajomego. On we wkurzaniu innych ma profesurę napisaną. Luke, nie tykaj tego! - krzyknęłam. - Ta bomba może wysadzić kawał Akademii, jeżeli ją gwałtowniej potrząśniesz!
Chłopak spojrzał na bombę i ją odłożył na miejsce.
-To delikatny sprzęt, człowieku...-pokręciłam głową. - No to jak, idziemy?
>>*Luke*<<
Przyspieszyłem i zwinąłem Celes trzy bomby. Mogą się przydać. Poza tym i tak nikt nie widział. Celestia pewnie się zorientuje, ale co tam.
Dziewczyna szybko się przebrała. Master dał jej znak i, gdy podeszła, zrobił maskę, a następnie wytłumaczył gdzie co rozstawić, kiedy uruchomić przynętę i pozostałe szczegóły. Zaskoczyła mnie dokładność planu wymyślonego w kilka sekund. Wydawał się całkiem profesjonalny. Jednego mi tylko brakowało w jego planie. Pójścia na żywioł.
***
Szczerze mówiąc, moim marzeniem nigdy nie było czołganie się wentylacją nad bibliotekę. Kirci najwyraźniej też nie. Było tu dość ciemno, co wywoływało u niej strach, na który nie byłem w stanie nic poradzić. Pewnie w tej chwili zazdrościła Celestii, która siedziała sobie wygodnie w jej pokoju (który już chyba na zawsze zostanie naszą bazą wypadową) i nadzorowała wszystko z kamer. Specjalne krótkofalówki 2.0, które dziewczyna stworzyła, mieliśmy przymocowane do uszu. Raz na jakiś czas ktoś się odzywał.
- Master - usłyszałem w słuchawce - teraz w lewo i będziecie już prawie na miejscu. Gdzieś w połowie korytarza powinna być kratka.
Jako że ninja szedł pierwszy, to do niego kierowane były wszystkie wskazówki.
Pomoc dziewczyny okazała się niezastąpiona, Kircia widocznie odetchnęła z ulgą, widząc światło wpadające przez otwór. Master przesunął się na drugą stronę i, nie mam pojęcia jakim cudem, obrócił się o 180 stopni, leżąc (bo cały czas się czołgaliśmy) twarzą twarz z Kirą. Ja byłem kawałek z tyłu.
- Celes, jesteśmy gotowi - powiedział.
Nagle usłyszeliśmy huk. Potem jakieś dziwne dźwięki, aż w końcu krzyk Meduzy i jej głośne kroki w korytarzu.
- Czysto.
Ninja jednym szybkim ruchem wyrzucił kratkę i wyskoczył z otworu. Po drodze na ziemię oczywiście musiał zrobić salto. Po prostu musiał się popisać. Zaraz za nim skoczyła Kircia. Ona użyła swoich mocy i zgrabnie wyhamowała przed samą ziemią. Gdy przyszła kolej na mnie, po prostu Przyspieszyłem i pojawiłem się za nimi.
- Do dzieła! - zawołałem.
Gdzieś pojawił się robot Celestii, który miał nosić wszystkie tomy. Przyspieszyłem i w czasie, gdy Kircia i Master obeszli jeden regał, ja zająłem się resztą. Nie całkiem według planu, ale było skuteczne.
Tym sposobem zwinęliśmy z biblioteki około dwustu książek fantastycznych. Jedyny problem stanowiło wyjście z pomieszczenia - nie licząc wentylacji, do której nie mieliśmy szans sięgnąć, było tylko jedno. To właśnie w nim zniknęła Meduza.
- Pospieszcie się. Ona wraca - oznajmił głos w słuchawce.
- Biegiem - oznajmił Master.
Złapał Kirę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Odrobinkę mnie to wkurzyło.
Przyspieszyłem. Czas jakby stanął w miejscu. Wziąłem Kirę na ręce i przebiegłem do jej pokoju. Postawiłem ją na ziemi.
Gdy czas znów płynął normalnie, szatynka z rozpędu na mnie wpadła. Potem, zaskoczona, rozejrzała się po swoim pokoju.
Nachyliłem się nad nią.
- Zaraz wracam - szepnąłem i cmoknąłem ją w policzek.
W podobny sposób pomogłem robotowi Celestii. Tak samo jak Masterowi, po prostu pozwoliłem poruszać się w czasie z moją prędkością.
W ciągu sekund byliśmy w naszej bazie wypadowej.
>>*Luke*<<
Przyspieszyłem i zwinąłem Celes trzy bomby. Mogą się przydać. Poza tym i tak nikt nie widział. Celestia pewnie się zorientuje, ale co tam.
Dziewczyna szybko się przebrała. Master dał jej znak i, gdy podeszła, zrobił maskę, a następnie wytłumaczył gdzie co rozstawić, kiedy uruchomić przynętę i pozostałe szczegóły. Zaskoczyła mnie dokładność planu wymyślonego w kilka sekund. Wydawał się całkiem profesjonalny. Jednego mi tylko brakowało w jego planie. Pójścia na żywioł.
***
Szczerze mówiąc, moim marzeniem nigdy nie było czołganie się wentylacją nad bibliotekę. Kirci najwyraźniej też nie. Było tu dość ciemno, co wywoływało u niej strach, na który nie byłem w stanie nic poradzić. Pewnie w tej chwili zazdrościła Celestii, która siedziała sobie wygodnie w jej pokoju (który już chyba na zawsze zostanie naszą bazą wypadową) i nadzorowała wszystko z kamer. Specjalne krótkofalówki 2.0, które dziewczyna stworzyła, mieliśmy przymocowane do uszu. Raz na jakiś czas ktoś się odzywał.
- Master - usłyszałem w słuchawce - teraz w lewo i będziecie już prawie na miejscu. Gdzieś w połowie korytarza powinna być kratka.
Jako że ninja szedł pierwszy, to do niego kierowane były wszystkie wskazówki.
Pomoc dziewczyny okazała się niezastąpiona, Kircia widocznie odetchnęła z ulgą, widząc światło wpadające przez otwór. Master przesunął się na drugą stronę i, nie mam pojęcia jakim cudem, obrócił się o 180 stopni, leżąc (bo cały czas się czołgaliśmy) twarzą twarz z Kirą. Ja byłem kawałek z tyłu.
- Celes, jesteśmy gotowi - powiedział.
Nagle usłyszeliśmy huk. Potem jakieś dziwne dźwięki, aż w końcu krzyk Meduzy i jej głośne kroki w korytarzu.
- Czysto.
Ninja jednym szybkim ruchem wyrzucił kratkę i wyskoczył z otworu. Po drodze na ziemię oczywiście musiał zrobić salto. Po prostu musiał się popisać. Zaraz za nim skoczyła Kircia. Ona użyła swoich mocy i zgrabnie wyhamowała przed samą ziemią. Gdy przyszła kolej na mnie, po prostu Przyspieszyłem i pojawiłem się za nimi.
- Do dzieła! - zawołałem.
Gdzieś pojawił się robot Celestii, który miał nosić wszystkie tomy. Przyspieszyłem i w czasie, gdy Kircia i Master obeszli jeden regał, ja zająłem się resztą. Nie całkiem według planu, ale było skuteczne.
Tym sposobem zwinęliśmy z biblioteki około dwustu książek fantastycznych. Jedyny problem stanowiło wyjście z pomieszczenia - nie licząc wentylacji, do której nie mieliśmy szans sięgnąć, było tylko jedno. To właśnie w nim zniknęła Meduza.
- Pospieszcie się. Ona wraca - oznajmił głos w słuchawce.
- Biegiem - oznajmił Master.
Złapał Kirę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Odrobinkę mnie to wkurzyło.
Przyspieszyłem. Czas jakby stanął w miejscu. Wziąłem Kirę na ręce i przebiegłem do jej pokoju. Postawiłem ją na ziemi.
Gdy czas znów płynął normalnie, szatynka z rozpędu na mnie wpadła. Potem, zaskoczona, rozejrzała się po swoim pokoju.
Nachyliłem się nad nią.
- Zaraz wracam - szepnąłem i cmoknąłem ją w policzek.
W podobny sposób pomogłem robotowi Celestii. Tak samo jak Masterowi, po prostu pozwoliłem poruszać się w czasie z moją prędkością.
W ciągu sekund byliśmy w naszej bazie wypadowej.
~~Celestia~~
Usiadłam przed laptopem w pokoju Kiry. Wszystkie kamery ustawiły Arachne, a małpa była na miejscu.
,,Połamałam” sobie palce i wzięłam się do roboty.
-Dobra, którędy macie zamiar wejść?
-Wentylacją. – odpowiedział Master.
Czego ci ninja nie wymyślą…Łatwiej już byłoby chociażby oknem, ale skoro chcą wentylacją…
-Spoko. Jest jedno wejście do niej tuż obok biblioteki, po prawej jakieś 10 metrów od drzwi.
Dostałam sygnał od Eve, że już jest na miejscu. Ona weszła oknem, które było otwarte. Najwidoczniej Meduza lubi świeże powietrze.
-Celes, jesteśmy. – przekazał Master.
-Jak już wejdziecie, to musicie skręcić dwa razy w lewo.
-Jasne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-No more I’m taking this hatred from you. You make me feel dead when I’m talking to you… - nuciłam przy wyłączonym mikrofonie.
-Celes, jesteśmy gotowi. – powiedział Master, a ja wydałam komendę małpie.
Robot najpierw przebiegł przed Meduzą, pomachał jej i zaczął tańczyć, po czym wstał, pokazał środkowe palce i wykrzyczała głosem Shadowa:
-Nie złapiesz mnie, madafaka!
Ledwo się powstrzymałam przed śmiechem. Jednak po całej akcji będę musiała wywalić z robota to oprogramowanie, bo inaczej będzie wszystkich wkurzać.
Przez kamerę widziałam, że Meduza zaczęła wściekła gonić małpę. Włączyłam mikrofon i powiedziałam:
-Czysto.
I wszyscy po kolei wskakiwali do biblioteki.
Tak w ogóle muszę powiedzieć Luke’owi, jakie będą konsekwencje, jeżeli zdetonuje te bomby tam, gdzie nie trzeba. I nie zwieje mi nawet na drugi koniec świata, bo i tak go znajdę.
Wzięli, co trzeba i już mieli wychodzić…
-Wiejcie, ona wraca! – powiedziałam.
Luke natychmiast pojął sytuację i przeniósł Kirę do mnie, pocałował ją w policzek, zawrócił, przyprowadził robota, a na koniec Mastera.
-Dzięki za pomoc, Celes. – powiedział z wyszczerzem Master. Tak, na pewno się szczerzył, widać to było pomimo maski.
-Tak, tak, dozgonna wdzięczność i tak dalej…-powiedziałam znudzona. – Kira, jak już coś przeczytasz, to pożyczysz mi kilka? Książki fantasy rządzą. – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Nie, kolejna. – jęknął Luke.
-Jasne. – odpowiedziała Kira.
-Luke, możemy porozmawiać? W cztery oczy. – od razu zastrzegłam.
-Taa…-powiedział i wyszliśmy na korytarz.
-Słuchaj, możesz zatrzymać te bomby…-zaczęłam.
-Naprawdę?
-Nie przerywaj mi! Tak, naprawdę, ale jeżeli je zdetonujesz nie tam, gdzie trzeba, to cię znajdę i dogłębnie wyjaśnię, dlaczego nie powinieneś tego robić, jasne? – powiedziałam chłodno.
-Rozumiem…
-Cieszę się z tego. – powiedziałam i wróciłam do pokoju Kiry. – Zabieram laptopa i Eve i już mnie nie ma.
~*~Kira~*~
Po kilku godzinach układania książek w wieże na podłodze, a następnie budowania z nich fortu, chłopacy w końcu stwierdzili, że ich czas nadszedł i muszą iść spać. Jako że była to pierwsza w nocy, to obudzili po drodze Mistle, która nie omieszkała im wytknąć ich indolencji intelektualnej i z trzaskiem zamknąć drzwi. Jeszcze przez jakiś czas słychać było na korytarzu hałasy, ale byłam spokojna, bo stosunki chłopaków znacznie się ociepliły podczas budowy. Ja sama miałam ochotę jeszcze poczytać, ale nie miałam już siły, więc po prostu odłożyłam książki na miejsce. Przez chwilę przysłuchiwałam się hałasom, aż w końcu zdecydowałam się położyć spać. Gdy już miałam wskoczyć pod kołdrę, usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiło mnie kto mógłby tu przyjść o takiej porze, ale w sumie od kiedy mój pokój stał się "bazą wypadową" takie rzeczy miały miejsce częściej. Rozmyślania przerwało mi kolejne, bardziej natarczywe pukanie. Tym razem po prostu podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, co widzę. Dopiero gdy moje ciało przeszyło zimno i cała zesztywniałam, zrozumiałam. Uniosłam ręce przed twarz, próbując zasłonić widok, ale było za późno. Blask, który pojawił się przed moimi oczami był niczym innym, jak tylko...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, zanim nie straciłam zdolności myślenia.
~*~Kira~*~
Po kilku godzinach układania książek w wieże na podłodze, a następnie budowania z nich fortu, chłopacy w końcu stwierdzili, że ich czas nadszedł i muszą iść spać. Jako że była to pierwsza w nocy, to obudzili po drodze Mistle, która nie omieszkała im wytknąć ich indolencji intelektualnej i z trzaskiem zamknąć drzwi. Jeszcze przez jakiś czas słychać było na korytarzu hałasy, ale byłam spokojna, bo stosunki chłopaków znacznie się ociepliły podczas budowy. Ja sama miałam ochotę jeszcze poczytać, ale nie miałam już siły, więc po prostu odłożyłam książki na miejsce. Przez chwilę przysłuchiwałam się hałasom, aż w końcu zdecydowałam się położyć spać. Gdy już miałam wskoczyć pod kołdrę, usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiło mnie kto mógłby tu przyjść o takiej porze, ale w sumie od kiedy mój pokój stał się "bazą wypadową" takie rzeczy miały miejsce częściej. Rozmyślania przerwało mi kolejne, bardziej natarczywe pukanie. Tym razem po prostu podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, co widzę. Dopiero gdy moje ciało przeszyło zimno i cała zesztywniałam, zrozumiałam. Uniosłam ręce przed twarz, próbując zasłonić widok, ale było za późno. Blask, który pojawił się przed moimi oczami był niczym innym, jak tylko...
Nie zdążyłam dokończyć myśli, zanim nie straciłam zdolności myślenia.
środa, 27 maja 2015
Uriel- upadek
Pewnego dnia obudziłem się, to musiało kiedyś nastąpić, Bóg zesłał mnie na Ziemię, aby karać ludzi. Nie potrafiłem. Nie byłem już pod Jego władzą. Byłem wolny. Jednak zawsze gdy patrzę w lustro, przypominam sobie wszystko, to przez te skrzydła, one tworzą ze mnie potwora, "anioła". Nadal przypomina mi się rozkaz wydany przez Niego."Zniszcz niewiernych". Nie mogłem go wykonać. Ruszyłem więc w świat szukając miejsca dla mnie, usłyszałem wtedy o przybytku zwanym "Akademią Niezwykłości". Wyleciałem więc w jej poszukiwaniu, nie zważałem na zmęczenie, niepotrzebnie, po zbyt długim locie wyczerpałem całą siłę. Zacząłem spadać, nie wiem nawet kiedy, z tego co pamiętam uderzyłem w coś twardego. W chwili, kiedy się obudziłem zobaczyłem nad sobą dziurę w suficie oraz zauważyłem, że mimo braku specjalnie poważnych ran złamałem jedno z czterech skrzydeł. Ja przeżyłem, niestety. Ja sam nie mogę zginąć, jestem wieczny, ale mogę moje życie oddać za przyjaciół. W zamian za wezwanie mojej armii Bóg mnie zniszczy. Tak też trafiłem tutaj, spadając znowu na ziemię, przez sufit.
***
Tak wytłumaczyłem to jej, ona, dyrektorka spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy sięgając po coś w szufladzie biurka. Podała mi plan lekcji, który przyjąłem z pokorą oraz klucz do pokoju numer 4, skierowała mnie również w jego kierunku. Nie było w tym nic dziwnego, ale i tak wiedziałem, że coś tu jest nie tak. Zapytałem się więc gdzie jest reszta uczniów, dyrektorka bez zastanowienia odpowiedziała, że zapewne siedzą w swoich pokojach. Możliwe,że była to prawda, ale coś i tak mi się tu nie zgadzało. Powoli wszedłem do swojego pokoju i rozejrzałem się w nim. Był idealny, przestronne cztery ściany tylko dla mnie. pierwszą rzeczą, którą zrobiłem było namalowanie na ścianie paru znaków ochronnych, tak na wszelki wypadek. W ten sposób spędziłem cały dzień na malowaniu różnych znaków, wieczorem postanowiłem wziąć dłuższy prysznic, tak więc zrobiłem. Po przemyciu się miałem zamiar położyć się do łóżka, zauważyłem jednak, że ktoś na nim siedzi, był to ciemny blondyn o niebieskich oczach. Przedstawił się jako Lukas i prosił, żeby mówić o nim Luke. Chciał mnie poznać. Nowego ucznia Akademii Niezwykłości.
Wstępniak ninjy
Mocniej naciągnąłem kaptur na głowę. Musiałem się spieszyć. Przewaga, którą udało mi się osiągnąć, nie była wystarczająco duża. Nie byłem bezpieczny.
Skręciłem w jedną z bardziej zatłoczonych ulic, starając się wtopić w tłum. Zwolniłem i pochyliłem głowę. Tym sposobem traciłem moją przewagę, ale zyskiwałem szansę, że tak po prostu mnie miną.
Nie znałem tej okolicy, więc postanowiłem trzymać się za pierwsza lepszą parą dziewczyn, które spotkałem. Najwyraźniej były na zakupach. Nie obchodziły mnie szczególnie.
W pewnym momencie obie skręciły w jedną z mniejszych uliczek, a ja podążyłem za nimi. Zagapiłem się i nie zorientowałem w porę, że wchodzę w ślepy zaułek.
Szybko odwróciłem się z zamiarem opuszczenia tego miejsca, jednak na mojej drodze stała już piątka innych osób. Mówiąc konkretniej, pięciu ninja już na mnie czekała.
- Siema! - zawołałem, wiedząc, że teraz już nie ucieknę. - Jak tam?
- Nate - jeden z nich posłał mi mordercze spojrzenie. - Długo kazałeś nam czekać.
Kątem oka zauważyłem, że dziewczyny nadal stoją w zaułku i przyglądają nam się podejrzliwie. Może zadziałały by jako odwrócenie uwagi?
- I przyprowadziłeś nam dwie nowe zabawki! - zawołał kolejny.
Właśnie dlatego mnie gonili. Dla klanu złotego tygrysa każdy, kto nie był ninją, zostawał uznany za niższy gatunek. Byli odpowiedzialni za handel ludźmi w całej Europie. Gonili mnie, bo uratowałem cały ich poprzedni "transport". Nie mogłem pozwolić, żeby złapali też te dziewczyny.
- Nawet o tym nie myśl - warknąłem.
W ułamku sekundy w stronę bandy poszybowały shruikeny, a ja odskoczyłem.
- Zabierajcie się stąd jak tylko będziecie mieć okazję - poleciłem zszokowanym nastolatkom.
Ninja odskoczyli i rozpętała sie prawdziwa walka.
***
Zablokowałem cios i odskoczyłem. Za sobą usłyszałem krzyk. Najwyraźniej dziewczyny nie były bezpieczne. Skupiłem się jeszcze bardziej i udało mi się powalić jednego z nich. Dwójka skupiła się na dziewczynach, co bardzo ułatwiło mi zadanie. Powalenie następnych kosztowało mnie tylko kilka minut.
Gdy odwróciłem się by pomóc, jak mi się zdawało, bezbronnym istotom za mną, zamiast dwóch nastolatek, zobaczyłem jedną, która mocno obrywa w głowę i wilka. Warto dodać, że zwierze walczyło całkiem dzielnie i mocno poharatało jednego z napastników. Drugiego dokończyłem ja, a gdy się odwróciłem, na moich oczach, wilk stał się drugą dziewczyną.
Ta z kolei natychmiast podbiegła do swojej towarzyszki.
- Kira? Kira, słyszysz mnie? - zapytała spokojnie.
Nieprzytomna szatynka wydała z siebie jakieś nieokreślone mruknięcie i nic poza tym. Westchnąłem.
- Musimy ją stąd zabrać - powiedziałem, podchodząc do nich. - Oni nie będą tu wiecznie leżeć.
***
Wziąłem szatynkę na ręce, a Mistle, jak zdążyłem się już dowiedzieć, otworzyła jakiś portal. Przeszliśmy przez niego i znaleźliśmy się w ogromnym budynku.
- Witaj w Akademii Niezwykłości - mruknęła brunetka. - Do pokoju Kiry na lewo.
Podążałem za nią labiryntem korytarzy. Po jakichś kilkunastu minutach dał się słyszeć krzyk.
- Kira!
Obok nas niespodziewanie pojawił się jakiś blondyn, który nachylił się nad szatynką.
Czy ten dzień może się stać dziwniejszy?
- Ninja proszony do gabinetu dyrektorki! - rozległo się z głośników przymocowanych do sufitu.
Jednak może.
Skręciłem w jedną z bardziej zatłoczonych ulic, starając się wtopić w tłum. Zwolniłem i pochyliłem głowę. Tym sposobem traciłem moją przewagę, ale zyskiwałem szansę, że tak po prostu mnie miną.
Nie znałem tej okolicy, więc postanowiłem trzymać się za pierwsza lepszą parą dziewczyn, które spotkałem. Najwyraźniej były na zakupach. Nie obchodziły mnie szczególnie.
W pewnym momencie obie skręciły w jedną z mniejszych uliczek, a ja podążyłem za nimi. Zagapiłem się i nie zorientowałem w porę, że wchodzę w ślepy zaułek.
Szybko odwróciłem się z zamiarem opuszczenia tego miejsca, jednak na mojej drodze stała już piątka innych osób. Mówiąc konkretniej, pięciu ninja już na mnie czekała.
- Siema! - zawołałem, wiedząc, że teraz już nie ucieknę. - Jak tam?
- Nate - jeden z nich posłał mi mordercze spojrzenie. - Długo kazałeś nam czekać.
Kątem oka zauważyłem, że dziewczyny nadal stoją w zaułku i przyglądają nam się podejrzliwie. Może zadziałały by jako odwrócenie uwagi?
- I przyprowadziłeś nam dwie nowe zabawki! - zawołał kolejny.
Właśnie dlatego mnie gonili. Dla klanu złotego tygrysa każdy, kto nie był ninją, zostawał uznany za niższy gatunek. Byli odpowiedzialni za handel ludźmi w całej Europie. Gonili mnie, bo uratowałem cały ich poprzedni "transport". Nie mogłem pozwolić, żeby złapali też te dziewczyny.
- Nawet o tym nie myśl - warknąłem.
W ułamku sekundy w stronę bandy poszybowały shruikeny, a ja odskoczyłem.
- Zabierajcie się stąd jak tylko będziecie mieć okazję - poleciłem zszokowanym nastolatkom.
Ninja odskoczyli i rozpętała sie prawdziwa walka.
***
Zablokowałem cios i odskoczyłem. Za sobą usłyszałem krzyk. Najwyraźniej dziewczyny nie były bezpieczne. Skupiłem się jeszcze bardziej i udało mi się powalić jednego z nich. Dwójka skupiła się na dziewczynach, co bardzo ułatwiło mi zadanie. Powalenie następnych kosztowało mnie tylko kilka minut.
Gdy odwróciłem się by pomóc, jak mi się zdawało, bezbronnym istotom za mną, zamiast dwóch nastolatek, zobaczyłem jedną, która mocno obrywa w głowę i wilka. Warto dodać, że zwierze walczyło całkiem dzielnie i mocno poharatało jednego z napastników. Drugiego dokończyłem ja, a gdy się odwróciłem, na moich oczach, wilk stał się drugą dziewczyną.
Ta z kolei natychmiast podbiegła do swojej towarzyszki.
- Kira? Kira, słyszysz mnie? - zapytała spokojnie.
Nieprzytomna szatynka wydała z siebie jakieś nieokreślone mruknięcie i nic poza tym. Westchnąłem.
- Musimy ją stąd zabrać - powiedziałem, podchodząc do nich. - Oni nie będą tu wiecznie leżeć.
***
Wziąłem szatynkę na ręce, a Mistle, jak zdążyłem się już dowiedzieć, otworzyła jakiś portal. Przeszliśmy przez niego i znaleźliśmy się w ogromnym budynku.
- Witaj w Akademii Niezwykłości - mruknęła brunetka. - Do pokoju Kiry na lewo.
Podążałem za nią labiryntem korytarzy. Po jakichś kilkunastu minutach dał się słyszeć krzyk.
- Kira!
Obok nas niespodziewanie pojawił się jakiś blondyn, który nachylił się nad szatynką.
Czy ten dzień może się stać dziwniejszy?
- Ninja proszony do gabinetu dyrektorki! - rozległo się z głośników przymocowanych do sufitu.
Jednak może.
- Co jej jest? – zapytał chłopak.
- Powalił ją blask mej zajebistości –
odparłem.
Blondyn rzucił mi spojrzenie, które
najwyraźniej miało wyrażać najwyższą pogardę dla mojej osoby. Zanim jednak
zdążył cokolwiek zrobić, wcisnąłem mu nieprzytomną szatynkę na ręce.
- Słyszałeś, wołają mnie – oznajmiłem i
ruszyłem przed siebie.
***
Znalezienie gabinetu dyrektorki okazało
się trudniejsze niż przewidziałem. Jednakże, po kilkudziesięciu minutach
błądzenia, doszedłem do wniosku, że może warto byłoby kogoś o to zapytać.
Problem polegał jednak na tym, że nikogo nie spotkałem. Na szczęście udało mi
się znaleźć pomieszczenie całkiem niedługo po tymże postanowieniu.
- Dzień dobry – mruknąłem, wchodząc.
- Ach, witaj, Nathan. Czekałam na ciebie –
powiedziała siwowłosa kobieta. – Oto twój numer pokoju i plan lekcji.
Prawdopodobnie poznałeś już najodpowiedzialniejszą tutaj osobę, więc przygotuj
się, że będzie tylko gorzej.
Miałem szczerą nadzieję, że w tym
momencie nie mówiła o blondynie, którego wcześniej spotkałem. Nie wyglądał na
godnego zaufania.
- Zajęcia zaczynacie za dwa miesiące, gdy
tylko nauczycielki wrócą z urlopu.
Długi mają ten urlop.
- Ach, zapomniałabym. Nikt nieproszony
tutaj nie wejdzie, więc jesteś bezpieczny.
- Fajnie – mruknąłem tylko, co wydało mi
się bardzo głupie. Dlaczego akurat teraz musiało zabraknąć mi słów? To nie
fair.
***
Okazało się, że pokój 17 znajduje się
dokładnie naprzeciwko pokoju szatynki, którą spotkałem w mieście. Postanowiłem
tam zajrzeć. Stanąłem w drzwiach i zapukałem. Otworzyła mi Mistle.
- Jak tam twoja koleżanka? – zapytałem.
- Obudziła się – mruknęła.
Nawet nie wiem jak to się stało, ale po
krótkiej rozmowie zostałem wpuszczony do środka. Dziewczynie i chłopakowi,
który siedział obok niej wyjaśniono kim jestem.
- Kira – po zakończonej historii
przedstawiła się dziewczyna. – A to Luke.
- Jej chłopak – dodał blondyn.
Chciało mi się śmiać, ale uznałem to za
świetny pretekst, żeby trochę go podenerwować.
- Jestem Master, ale ty, piękna, możesz
mówić mi Nate – zamiast uścisnąć jej dłoń pochyliłem się tak, jakbym chciał ją
ucałować, czego oczywiście zrobić nie mogłem. Nie ma to jak maska. Jednak i tak
wywołało to pożądany efekt – Lukas mało się na mnie nie rzucił. Dziewczyna za
to zarumieniła się i szybko zabrała dłoń.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to mieszkam
w pokoju obok – mrugnąłem do niej i wyszedłem.
W drzwiach odwróciłem się jeszcze i
zobaczyłem, jak usta Luke’a układają się w idealne „o”, podobnie jak te Kiry i
Mistle.
Będzie zabawnie.
poniedziałek, 25 maja 2015
#KT Lustro
~~*Kira*~~
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzdłuż ściany biegły rzędu luster, wszystkie wyższe i szersze niż ktokolwiek z nas. Były w czarnych bogato zdobionych ramach. Jak w transie wszyscy ruszyli w ich stronę. Jedno z luster zdawało się mnie wołać, po prostu czułam, że mam do niego podejść. Tak też zrobiłam.
Gdy tylko znalazłam się naprzeciwko, moje odbicie także się pojawiło. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, to byłam ja, ale nie ja. Bardzo konkretne określenie, ale ciężko je zastąpić czymkolwiek innym ze względu na to, jak dobrze oddaje sytuację.
Dziewczyna w lustrze miała niebieskie włosy upięte w wysoki kucyk. Jej oczy wydawały się emitować czerwone światło. Miała ostry makijaż, którego ja nigdy bym sobie nie zrobiła - po pierwsze nie nosiłam makijażu, po drugie był zbyt mocny. Oprócz tego jej skóra była dużo bledsza niż moja, co jeszcze bardziej podkreślało jak bardzo jest umalowana. Miała na sobie krótkie spodenki i koszulkę, a oprócz tego pas, do którego przypięte były krótkie miecze. Nie były one proste. Wzdłuż ostrzy i wewnątrz znajdował się skomplikowany wzór. Rękojeść była ciemnoszara, a ostrza lśniły bielą. Wszystkie ubrania dziewczyny były czarne.
Ale najbardziej przerażający był uśmiech.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dosłownie. Jeśli widzieliście kiedyś film "Alicja w Krainie Czarów" z Johnnym Deppem i pamiętacie jak wygląda kot z Cheshire to zrozumiecie co mam na myśli.
Dziewczyna stała na tle jakiegoś starego, opuszczonego biura, które wydawało mi się dziwnie znajome. Byłam pewna, że nie ma go nigdzie w Akademii...
- Cześć - powiedziała i, o ile to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Tęskniłaś?
Nagle doznałam olśnienia. Dawno temu, zanim trafiłam do Akademii, wpadłam, w jak to mówią rodzice, złe towarzystwo. Oprócz tego, że nauczyłam się strzelać z łuku, broni palnej i walczyć moimi krótkimi mieczami, nie przyniosło mi to zbyt wiele dobrego. Raczej złe cechy i nawyki. Ale zanim się stamtąd zabrałam, co zajęło mi trochę, ze względu na próby unikania ciotki, która w tamtym czasie się mną opiekowała, poznałam pewną dziewczynę, która postanowiła zostać moją mentorką. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, widzę, że nie była ona najlepszym wzorem do naśladowania, ale wtedy wydawała mi się idealna. Miała długie włosy, zawsze pofarbowane na niebiesko i uwielbiała czarny kolor. Namówiła mnie nawet, żebym zaczęła ubierać się podobnie.
- Dawno cię nie widziałam - odparłam.
- Wiem że tęskniłaś - rzuciła tamta, przybliżając się do tafli.
- Szczerze, to miałam nadzieję, że potrwa to dłużej.
Dziewczyna nadęła policzki i odsunęła się.
- Dobra, dobra, a teraz rób miejsce! Mam zamiar tam wrócić! - zawołała. - Było mi u ciebie całkiem wygodnie...
- Wybacz, ale lubię moje ciało. Nie zamierzam się stąd ruszać - oświadczyłam, krzyżując ręce na piersi.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Twoje są martwe w środku, wiesz? - zapytała. Odpowiedziałam jej zaskoczonym spojrzeniem. - Oczy. Wypaliłaś się już. Więc zrób mi miejsce, żebym mogła na nowo rozpalić w nas ogień!
Te słowa mnie zaskoczyły.
- Niestety, nie przepadam za tym samym co ty - mruknęłam.
- Oj, weź przestań! Jesteśmy takie same! Lubimy to samo! Tylko ja jestem ta odważniejsza - przyjrzała mi się krytycznym okiem. - I ładniejsza.
- Nie masz prawa mówić, że jesteśmy takie same. Nie masz w sobie nic z człowieka!
- Robiłaś co mogłaś, żeby się przede mną ukryć, ale teraz widzisz nas w całej okazałości! - zawołała tamta.
- Możesz robić co chcesz, ale nigdy nie będę taka jak ty!
- Nie musisz - rzuciło moje odbicie. - Zawsze byłaś.
***
- Nie możesz opierać mi się całą wieczność!
- Nie będę marionetką w twojej grze! Jesteś przeszłością! Nie ma dla ciebie miejsca w przyszłości!
- Wyjdę tam, choćbym miała cię związać! Będziesz gdzieś tam, głęboko, w kostiumie ze swojego ciała, który ja założę!
- Mów co chcesz, ale dzisiaj to ja stąd wyjdę!
***
Zbliżyłam się o krok do lustra.
- Nie zrobisz mi tego! Nie odważysz się! - krzyknęła tamta.
Postąpiłam o krok do przodu.
- Założysz się?
Dziewczyna sięgnęła do paska i wyciągnęła stamtąd pistolet.
- Jeszcze krok... - zagroziła, mierząc we mnie.
"Ale co może mi zrobić odbicie w lustrze?" pomyślałam.
Nie spodziewałam się, że cokolwiek dopóki w moich uszach nie odbił się huk wystrzału, a mojego brzucha nie przeszyła fala bólu.
- Och...
Jęknęłam i złapałam się za ranę. Widziałam sączącą się z niej krew. Poczułam jak nogi się pode mną uginają i zaczęłam upadać...
- Kira!
Nagle gdzieś obok mnie znalazła się Mistle. Uklękła obok mnie.
- Co się stało? - zapytała.
Spojrzałam na mój brzuch i nagle poczułam się zupełnie inaczej. Cały ból zniknął. Nie było też ani krwi, ani rany.
- Wiem co tu się stało - powiedziała śpiewnie dziewczyna z lustra.
Przymknęłam oczy. Dlaczego tak się dzieje?
- To sprawia, że wariujesz - usłyszałam z lustra.
Dziewczyna siedziała po turecku naprzeciwko mnie i uśmiechała się.
- Nie możesz wymazać swojej przeszłości.
Stałam w naszej starej kryjówce, opuszczonym biurze. Obok mnie stała moja mentorka. Obie miałyśmy w dłoniach pistolety i ukrywałyśmy się za ścianą.
- Gotowa na dobrą zabawę? - zapytała z uśmiechem.
Skinęłam głową i odpowiedziałam jej tym samym. Uśmiech znaczył w naszym języku bardzo dużo. Zbyt dużo, żeby dało się to jakkolwiek wytłumaczyć.
Wychyliłyśmy się zza ściany. Stało tam dwóch chłopaków, którzy mierzyli też w nas. Położyłam palec na spust, gotowa pociągnąć, gdy nagle naszła mnie pewna myśl.
Jeśli to zrobię nie będzie już odwrotu.
Czy ja naprawdę chcę ich zabić?
Nie byłam w stanie strzelić. Usłyszałam kule gdzieś obok mnie, ale czas jakby zwolnił. Patrzyłam na chłopaka, a on na mnie i oboje nagle zrozumieliśmy - nie byliśmy w stanie kogokolwiek zabić. Nie pasowaliśmy tu.
Nagle rozległ się huk i chłopak padł na ziemię. Na ściany prysnęła jego krew. Zaskoczona, upuściłam pistolet.
- Kurde, Kira, coś ty sobie myślała?! - krzyknęła dziewczyna. - Chciałaś żebyśmy zginęły?!
Ale nie byłam w stanie skupić się na tym, co ona mówi. Widziałam tylko krew chłopka, spływającą powoli wzdłuż jednego z plakatów.
"Ta krew... To nie ja... Prawda? To nie ja go zabiłam..."
~*~Mistle~*~
Postać w lustrze wyglądała jakby była na haju.
>>*Luke*<<
W lustrze zobaczyłem... innego siebie. Miałem na sobie kolorowe ubrania, żółtą podkoszulkę i czerwono-pomarańczowe szorty. Na plecach przyczepioną miałem wyrzutnię rakiet. Chłopak za to celował właśnie z AWP do jakichś ludzi w oddali. Cały świat za nim miał dziwne kolory - zielone niebo, różowe drzewa, czerwona trawa, itd.
- Haha! Cześć, mały! Miło cię widzieć! Wręcz wystrzałowo! - postać w lustrze zaśmiała się z własnego żartu. - Kapujesz? - wskazał na snajperkę.
- Niestety - mruknąłem.
- Hah! - zawołał. - Wiedziałem że się dogadamy! W końcu jesteśmy tacy sami! To to ja a ja to ty!
- Czyli ja to ja? - zapytałem.
- Nie - odparł. - Ja to ja.
- A ty to ty.
- Ja to ja.
- Rozumiem - odparłem. Doskonale wiedziałem, co miał na myśli. - Chociaż nie powiedziałbym, że jesteśmy tacy sami.
Chłopak. Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić. Po chwili jednak rozchmurzył się i sięgnął po wyrzutnię rakiet.
- Sprawdźmy - powiedział.
Machnął ręką i obraz zamigotał. Po kilku sekundach, lustro było jakby prawdziwe. Widziałem siebie, widziałem innych, stojących plecami do mnie, zapatrzonych w swoje odbicia. Jednakże, coś było nie tak. W moich dłoniach pojawiła się wyrzutnia rakiet, którą przed chwilą trzymał chłopak. Gdy spojrzałem w dół, okazało się, że ja także ją mam. Luke z lustra uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się i zaczął mierzyć wyrzutnią w... Kirę.
Po chwili, kompletnie nie kontrolując co robię, powtórzyłem gest chłopaka. Z lustra dobiegł mnie huk. Chciałem krzyczeć i ostrzec szatynkę, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a nie byłem w stanie się poruszyć. Sam nie wiem kiedy, nacisnąłem spust. Zamknąłem oczy. Po chwili dobiegł mnie głośny dźwięk i krzyk Kiry. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją leżącą na ziemi.
- Widzisz? Jesteśmy tacy sami - postać w lustrze znów się uśmiechnęła, po czym zamigotała i zniknęła. Rama została pusta, a ja poczułem, że znów mogę się ruszać.
- Kira! - zawołałem i pobiegłem w jej stronę.
<<Matt>>
- Siemka! - zawołał chłopak z lustra.
Może i był do mnie podobny, ale... Prawie w ogóle. Miał czerwone włosy, a także soczewki, sprawiające, że posiadał złote tęczówki, a zamiast źrenic cienki pasek. Upodabniało to jego oczy do kocich. Miał na sobie żółtą, fluorescencyjną koszulkę i jasne jeansy z czerwonym paskiem. Za nim zatknięta była jakaś broń.
- Ale z ciebie sztywniak, Mattie! - dorzucił. - W ogóle nie wykorzystujesz swojego potencjału! Masz w sobie mnie, a ty tak po prostu mnie ignorujesz! Jak możesz być taki nijaki?
- Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu - rzuciłem.
- Popatrz na siebie! Co ty robisz ze swoim życiem? Nie możesz wiecznie kryć się w cieniu swojego brata! Jego też kiedyś zabraknie! Gdyby zależało to ode mnie, to stałoby się to nawet szybciej niż później...
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Mimo że Luke nie był wzorowym bratem, to nie pozwoliłbym go zabić.
- No już, nie udawaj takiego świętego! Dobrze wiesz, że on potrafi być utrapieniem!
- Nie przeczę - odparłem. - Nie zmienia to faktu, że jest moim młodszym bratem i nie ważne co zrobi, zawsze nim będzie i zawszę będę go chronił.
- Durna odpowiedzialność starszego - mruknął chłopak. - Tylko tego nauczyli cię rodzice! Nie masz może ochoty wreszcie się od tego uwolnić? Od wiecznego poczucia obowiązku?
- Nie - stwierdziłem. - Jego ktoś musi pilnować. Równie dobrze to mogę być ja.
Odwróciłem się i zacząłem odchodzić.
- Czekaj! Gdzie idziesz? Znowu kryć się w cieniu braciszka? - zawołał. - Wracaj tu! To nie koniec!
Włożyłem ręce w kieszenie i więcej już go nie słuchałem.
~~Celestia~~
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzdłuż ściany biegły rzędu luster, wszystkie wyższe i szersze niż ktokolwiek z nas. Były w czarnych bogato zdobionych ramach. Jak w transie wszyscy ruszyli w ich stronę. Jedno z luster zdawało się mnie wołać, po prostu czułam, że mam do niego podejść. Tak też zrobiłam.
Gdy tylko znalazłam się naprzeciwko, moje odbicie także się pojawiło. Co w tym wszystkim najzabawniejsze, to byłam ja, ale nie ja. Bardzo konkretne określenie, ale ciężko je zastąpić czymkolwiek innym ze względu na to, jak dobrze oddaje sytuację.
Dziewczyna w lustrze miała niebieskie włosy upięte w wysoki kucyk. Jej oczy wydawały się emitować czerwone światło. Miała ostry makijaż, którego ja nigdy bym sobie nie zrobiła - po pierwsze nie nosiłam makijażu, po drugie był zbyt mocny. Oprócz tego jej skóra była dużo bledsza niż moja, co jeszcze bardziej podkreślało jak bardzo jest umalowana. Miała na sobie krótkie spodenki i koszulkę, a oprócz tego pas, do którego przypięte były krótkie miecze. Nie były one proste. Wzdłuż ostrzy i wewnątrz znajdował się skomplikowany wzór. Rękojeść była ciemnoszara, a ostrza lśniły bielą. Wszystkie ubrania dziewczyny były czarne.
Ale najbardziej przerażający był uśmiech.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dosłownie. Jeśli widzieliście kiedyś film "Alicja w Krainie Czarów" z Johnnym Deppem i pamiętacie jak wygląda kot z Cheshire to zrozumiecie co mam na myśli.
Dziewczyna stała na tle jakiegoś starego, opuszczonego biura, które wydawało mi się dziwnie znajome. Byłam pewna, że nie ma go nigdzie w Akademii...
- Cześć - powiedziała i, o ile to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Tęskniłaś?
Nagle doznałam olśnienia. Dawno temu, zanim trafiłam do Akademii, wpadłam, w jak to mówią rodzice, złe towarzystwo. Oprócz tego, że nauczyłam się strzelać z łuku, broni palnej i walczyć moimi krótkimi mieczami, nie przyniosło mi to zbyt wiele dobrego. Raczej złe cechy i nawyki. Ale zanim się stamtąd zabrałam, co zajęło mi trochę, ze względu na próby unikania ciotki, która w tamtym czasie się mną opiekowała, poznałam pewną dziewczynę, która postanowiła zostać moją mentorką. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, widzę, że nie była ona najlepszym wzorem do naśladowania, ale wtedy wydawała mi się idealna. Miała długie włosy, zawsze pofarbowane na niebiesko i uwielbiała czarny kolor. Namówiła mnie nawet, żebym zaczęła ubierać się podobnie.
- Dawno cię nie widziałam - odparłam.
- Wiem że tęskniłaś - rzuciła tamta, przybliżając się do tafli.
- Szczerze, to miałam nadzieję, że potrwa to dłużej.
Dziewczyna nadęła policzki i odsunęła się.
- Dobra, dobra, a teraz rób miejsce! Mam zamiar tam wrócić! - zawołała. - Było mi u ciebie całkiem wygodnie...
- Wybacz, ale lubię moje ciało. Nie zamierzam się stąd ruszać - oświadczyłam, krzyżując ręce na piersi.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Twoje są martwe w środku, wiesz? - zapytała. Odpowiedziałam jej zaskoczonym spojrzeniem. - Oczy. Wypaliłaś się już. Więc zrób mi miejsce, żebym mogła na nowo rozpalić w nas ogień!
Te słowa mnie zaskoczyły.
- Niestety, nie przepadam za tym samym co ty - mruknęłam.
- Oj, weź przestań! Jesteśmy takie same! Lubimy to samo! Tylko ja jestem ta odważniejsza - przyjrzała mi się krytycznym okiem. - I ładniejsza.
- Nie masz prawa mówić, że jesteśmy takie same. Nie masz w sobie nic z człowieka!
- Robiłaś co mogłaś, żeby się przede mną ukryć, ale teraz widzisz nas w całej okazałości! - zawołała tamta.
- Możesz robić co chcesz, ale nigdy nie będę taka jak ty!
- Nie musisz - rzuciło moje odbicie. - Zawsze byłaś.
***
- Nie możesz opierać mi się całą wieczność!
- Nie będę marionetką w twojej grze! Jesteś przeszłością! Nie ma dla ciebie miejsca w przyszłości!
- Wyjdę tam, choćbym miała cię związać! Będziesz gdzieś tam, głęboko, w kostiumie ze swojego ciała, który ja założę!
- Mów co chcesz, ale dzisiaj to ja stąd wyjdę!
***
Zbliżyłam się o krok do lustra.
- Nie zrobisz mi tego! Nie odważysz się! - krzyknęła tamta.
Postąpiłam o krok do przodu.
- Założysz się?
Dziewczyna sięgnęła do paska i wyciągnęła stamtąd pistolet.
- Jeszcze krok... - zagroziła, mierząc we mnie.
"Ale co może mi zrobić odbicie w lustrze?" pomyślałam.
Nie spodziewałam się, że cokolwiek dopóki w moich uszach nie odbił się huk wystrzału, a mojego brzucha nie przeszyła fala bólu.
- Och...
Jęknęłam i złapałam się za ranę. Widziałam sączącą się z niej krew. Poczułam jak nogi się pode mną uginają i zaczęłam upadać...
- Kira!
Nagle gdzieś obok mnie znalazła się Mistle. Uklękła obok mnie.
- Co się stało? - zapytała.
Spojrzałam na mój brzuch i nagle poczułam się zupełnie inaczej. Cały ból zniknął. Nie było też ani krwi, ani rany.
- Wiem co tu się stało - powiedziała śpiewnie dziewczyna z lustra.
Przymknęłam oczy. Dlaczego tak się dzieje?
- To sprawia, że wariujesz - usłyszałam z lustra.
Dziewczyna siedziała po turecku naprzeciwko mnie i uśmiechała się.
- Nie możesz wymazać swojej przeszłości.
Stałam w naszej starej kryjówce, opuszczonym biurze. Obok mnie stała moja mentorka. Obie miałyśmy w dłoniach pistolety i ukrywałyśmy się za ścianą.
- Gotowa na dobrą zabawę? - zapytała z uśmiechem.
Skinęłam głową i odpowiedziałam jej tym samym. Uśmiech znaczył w naszym języku bardzo dużo. Zbyt dużo, żeby dało się to jakkolwiek wytłumaczyć.
Wychyliłyśmy się zza ściany. Stało tam dwóch chłopaków, którzy mierzyli też w nas. Położyłam palec na spust, gotowa pociągnąć, gdy nagle naszła mnie pewna myśl.
Jeśli to zrobię nie będzie już odwrotu.
Czy ja naprawdę chcę ich zabić?
Nie byłam w stanie strzelić. Usłyszałam kule gdzieś obok mnie, ale czas jakby zwolnił. Patrzyłam na chłopaka, a on na mnie i oboje nagle zrozumieliśmy - nie byliśmy w stanie kogokolwiek zabić. Nie pasowaliśmy tu.
Nagle rozległ się huk i chłopak padł na ziemię. Na ściany prysnęła jego krew. Zaskoczona, upuściłam pistolet.
- Kurde, Kira, coś ty sobie myślała?! - krzyknęła dziewczyna. - Chciałaś żebyśmy zginęły?!
Ale nie byłam w stanie skupić się na tym, co ona mówi. Widziałam tylko krew chłopka, spływającą powoli wzdłuż jednego z plakatów.
"Ta krew... To nie ja... Prawda? To nie ja go zabiłam..."
~*~Mistle~*~
Postać w lustrze wyglądała jakby była na haju.
Czerwone pasemka, wyglądające jakby namalowano je sprayem odcinały się na tle czarnych włosów. Na głowie miała fioletowego fullcapa. W uszach miała kolczyki w kształcie okręgów o średnicy około pięciu centymetrów, do których przyczepiła różnokolorowe pióra. O jej makijażu i reszcie ubrań już nie wspomnę.
- Cześć Mistle! Chcesz się zabawić? - zapytała z szerokim uśmiechem. Dopiero teraz zauważyłam że na plecach ma zawieszony jakiś dziwny przedmiot. Ale cóż, różnie to bywa z takimi krzywymi lustrami.
- Nie, dzięki.
- Oj, no weź! Nie bądź taka sztywna! Chociaż raz się trochę rozerwij!
Usłyszałam jakiś jęk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak szatynka upada na ziemię.
- Kira!
Podbiegłam do niej kompletnie zapominając o lustrze. Uklękłam obok.
- Co się stało? - zapytałam, przyglądając się dziewczynie.
Trochę zdezorientowana rozejrzała się wokół i w końcu znów spojrzała na mnie.
- Nic takiego - mruknęła.
Pomogłam jej wstać i razem odeszłyśmy od luster.
>>*Luke*<<
W lustrze zobaczyłem... innego siebie. Miałem na sobie kolorowe ubrania, żółtą podkoszulkę i czerwono-pomarańczowe szorty. Na plecach przyczepioną miałem wyrzutnię rakiet. Chłopak za to celował właśnie z AWP do jakichś ludzi w oddali. Cały świat za nim miał dziwne kolory - zielone niebo, różowe drzewa, czerwona trawa, itd.
- Haha! Cześć, mały! Miło cię widzieć! Wręcz wystrzałowo! - postać w lustrze zaśmiała się z własnego żartu. - Kapujesz? - wskazał na snajperkę.
- Niestety - mruknąłem.
- Hah! - zawołał. - Wiedziałem że się dogadamy! W końcu jesteśmy tacy sami! To to ja a ja to ty!
- Czyli ja to ja? - zapytałem.
- Nie - odparł. - Ja to ja.
- A ty to ty.
- Ja to ja.
- Rozumiem - odparłem. Doskonale wiedziałem, co miał na myśli. - Chociaż nie powiedziałbym, że jesteśmy tacy sami.
Chłopak. Spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zabić. Po chwili jednak rozchmurzył się i sięgnął po wyrzutnię rakiet.
- Sprawdźmy - powiedział.
Machnął ręką i obraz zamigotał. Po kilku sekundach, lustro było jakby prawdziwe. Widziałem siebie, widziałem innych, stojących plecami do mnie, zapatrzonych w swoje odbicia. Jednakże, coś było nie tak. W moich dłoniach pojawiła się wyrzutnia rakiet, którą przed chwilą trzymał chłopak. Gdy spojrzałem w dół, okazało się, że ja także ją mam. Luke z lustra uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się i zaczął mierzyć wyrzutnią w... Kirę.
Po chwili, kompletnie nie kontrolując co robię, powtórzyłem gest chłopaka. Z lustra dobiegł mnie huk. Chciałem krzyczeć i ostrzec szatynkę, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, a nie byłem w stanie się poruszyć. Sam nie wiem kiedy, nacisnąłem spust. Zamknąłem oczy. Po chwili dobiegł mnie głośny dźwięk i krzyk Kiry. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją leżącą na ziemi.
- Widzisz? Jesteśmy tacy sami - postać w lustrze znów się uśmiechnęła, po czym zamigotała i zniknęła. Rama została pusta, a ja poczułem, że znów mogę się ruszać.
- Kira! - zawołałem i pobiegłem w jej stronę.
<<Matt>>
- Siemka! - zawołał chłopak z lustra.
Może i był do mnie podobny, ale... Prawie w ogóle. Miał czerwone włosy, a także soczewki, sprawiające, że posiadał złote tęczówki, a zamiast źrenic cienki pasek. Upodabniało to jego oczy do kocich. Miał na sobie żółtą, fluorescencyjną koszulkę i jasne jeansy z czerwonym paskiem. Za nim zatknięta była jakaś broń.
- Ale z ciebie sztywniak, Mattie! - dorzucił. - W ogóle nie wykorzystujesz swojego potencjału! Masz w sobie mnie, a ty tak po prostu mnie ignorujesz! Jak możesz być taki nijaki?
- Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu - rzuciłem.
- Popatrz na siebie! Co ty robisz ze swoim życiem? Nie możesz wiecznie kryć się w cieniu swojego brata! Jego też kiedyś zabraknie! Gdyby zależało to ode mnie, to stałoby się to nawet szybciej niż później...
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Mimo że Luke nie był wzorowym bratem, to nie pozwoliłbym go zabić.
- No już, nie udawaj takiego świętego! Dobrze wiesz, że on potrafi być utrapieniem!
- Nie przeczę - odparłem. - Nie zmienia to faktu, że jest moim młodszym bratem i nie ważne co zrobi, zawsze nim będzie i zawszę będę go chronił.
- Durna odpowiedzialność starszego - mruknął chłopak. - Tylko tego nauczyli cię rodzice! Nie masz może ochoty wreszcie się od tego uwolnić? Od wiecznego poczucia obowiązku?
- Nie - stwierdziłem. - Jego ktoś musi pilnować. Równie dobrze to mogę być ja.
Odwróciłem się i zacząłem odchodzić.
- Czekaj! Gdzie idziesz? Znowu kryć się w cieniu braciszka? - zawołał. - Wracaj tu! To nie koniec!
Włożyłem ręce w kieszenie i więcej już go nie słuchałem.
~~Celestia~~
W lustrze zobaczyłam…Siebie. Ale jednocześnie to nie byłam ja. W odbiciu nie miałam grzywki, cera była bardzo blada, oczy były czerwone i dziwnie wesołe, a uśmiech szeroki i psychiczny. Wzdrygnęłam się.
No niby to ja, a jednak nie!
-Co jest, Yumi? - odezwało (?) się odbicie. - Chyba się mnie nie boisz, co~? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Po prostu uśmiechasz się w taki sposób, że aż można uznać, że jesteś szalona i powinni cię w psychiatryku zamknąć. - powiedziałam, poprawiając okulary.
-No weź~! W końcu jestem częścią twojej duszy! Ranisz mnie.
-Nie kłam.
-Też racja ^^. A teraz powiedz mi: czemu trzymasz z tymi ludźmi. - ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem.
-Daj spokój, to tylko tak na chwilę...
-Ale ty już się do nich w miarę przyzwyczaiłaś! Pewnie udają jak reszta. Pamiętasz? Chociażby ten psycholog. Niby chciał pomóc, a tylko pogorszył sytuację. Prawie do psychiatryka nas wysłał! Zapomniałaś o naszej nienawiści do ludzi? Za to, że nie obchodzi ich nic prócz własnej wygody i nic innego ich nie obchodzi? - Uff, wreszcie zakończyła swoją tyradę, po czym skądś wytrzasnęła kosę i zaczęła nią ciąć niewidzialne osoby. Przyglądałam się temu z politowaniem.
Rozejrzałam się dookoła. Każdy był zajęty swoimi odbiciami, pewnie oni również widzą swoje inne ,,opcje". Fajnie, przynajmniej mnie nie usłyszą.
-Wiesz co? Jednak mam z ludźmi coś wspólnego. Dbam wyłącznie o siebie!
Odwróciłam się od lustra, a po chwili część moich robotów wyszła z kieszeni i zakryły lustro, w pewnym sensie zamykając ,,drugą'' Yumi.
Poczułam dotknięcie na ramieniu. Zrzuciłam brutalnie rękę osobnika, który postanowił mi ją położyć i odwróciłam się. To był Luke.
-Nie dotykaj mnie. - wysyczałam.
Z mojej kieszeni nagle zaczęła lecieć muzyka. Włożyłam rękę i wyjęłam małego ptaka, który poderwał się z mojej dłoni i zaczął krążyć pod sufitem wokół pokoju.
-And I've lost, who I am. And I can't understand, why my heart is so broken...
Wszyscy wlepili spojrzenia w robota. Był moim pierwszym, jaki zbudowałam. Prędzej go zniszczę, niż komuś oddam.
-Who I am...From the start...Take me home, to my heart.
Zaśpiewał, krążąc nad moją głową.
-There's the light, there's the sun...
Robot usiadł na mojej dłoni i przestał ,,śpiewać''.
Schowałam go do kieszeni.
Chciałam już po prostu wrócić do pokoju i zamknąć się tam na cztery spusty, żeby wszyscy dali mi święty spokój.
~<<YoYo>>~
Spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic niezwykłego, po prostu...ja.
Nie rozumiem...czemu tu stoi zwykłe lustro, podeszłam i oparłam dłonie o jego taflę. Nagle usłyszałam trzask, odgłos tuczonego szkła, a przede mną pojawiła się dziewczyna bardzo podobna do mnie, tyle, że o zielonych oczach i czerwonych włosach, w dłoniach trzymała sztylety.
-BU!- Usłyszałam.
-Co ty tu robisz, przecież nie jesteś mną, więc co robisz w lustrze?
-Hahahaha, ty naprawdę nie jarzysz co?- Powiedziała dziewczyna wyraźnie rozbawiona.- Ty mnie nie znasz, lecz ja znam ciebie, jestem tam, w tobie.- wskazała bronią w moim kierunku.- zazwyczaj siedzą tam próbujesz mnie zwalczać, ale wreszcie jestem wolna.
-Czy to znaczy, że jak teraz odejdę to Ty także znikniesz?
- O nie, nie, nie, nie.- Dziewczyna spoważniałą.- Tak łatwo to nie ma. Ja nigdy nie zniknę, zaakceptuj to.
-Ok, miło było, ale na jakoś tak odechciało mi się na ciebie patrzeć, uściskałabym cię na pożegnanie, ale cóż jesteś w lustrze- Uśmiechnęłam się i obróciłam na pięcie.- Papa!
-To się jeszcze okażę.
Wreszcie poczułam co znaczy "wbić komuś nóż w plecy", a właściwie to sztylet, nie miłe uczucie, a właściwie to straszny ból. Upadłam.
-HAHAHHAHAHAHA!.-Usłyszałam śmiech rodem zakładu zamkniętego.
~~*Kira*~~
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się. Znów byłam w moim pokoju. Czy to możliwe że to był tylko sen?
Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju. Kierowałam się w stronę stołówki. Gdy tylko tam trafiłam, zorientowałam się, że pozostali już tam są. Dosiadłam się. Przy stole panowała iście grobowa atmosfera. Nikt się nie odzywał ani nic nie jadł.
- Hej - mruknęłam. - Też śniła wam się...
- Komnata? - dokończył Luke. - Tak.
Westchnęłam.
Spojrzałam w lustro, nie zobaczyłam nic niezwykłego, po prostu...ja.
Nie rozumiem...czemu tu stoi zwykłe lustro, podeszłam i oparłam dłonie o jego taflę. Nagle usłyszałam trzask, odgłos tuczonego szkła, a przede mną pojawiła się dziewczyna bardzo podobna do mnie, tyle, że o zielonych oczach i czerwonych włosach, w dłoniach trzymała sztylety.
-BU!- Usłyszałam.
-Co ty tu robisz, przecież nie jesteś mną, więc co robisz w lustrze?
-Hahahaha, ty naprawdę nie jarzysz co?- Powiedziała dziewczyna wyraźnie rozbawiona.- Ty mnie nie znasz, lecz ja znam ciebie, jestem tam, w tobie.- wskazała bronią w moim kierunku.- zazwyczaj siedzą tam próbujesz mnie zwalczać, ale wreszcie jestem wolna.
-Czy to znaczy, że jak teraz odejdę to Ty także znikniesz?
- O nie, nie, nie, nie.- Dziewczyna spoważniałą.- Tak łatwo to nie ma. Ja nigdy nie zniknę, zaakceptuj to.
-Ok, miło było, ale na jakoś tak odechciało mi się na ciebie patrzeć, uściskałabym cię na pożegnanie, ale cóż jesteś w lustrze- Uśmiechnęłam się i obróciłam na pięcie.- Papa!
-To się jeszcze okażę.
Wreszcie poczułam co znaczy "wbić komuś nóż w plecy", a właściwie to sztylet, nie miłe uczucie, a właściwie to straszny ból. Upadłam.
-HAHAHHAHAHAHA!.-Usłyszałam śmiech rodem zakładu zamkniętego.
~~*Kira*~~
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się. Znów byłam w moim pokoju. Czy to możliwe że to był tylko sen?
Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju. Kierowałam się w stronę stołówki. Gdy tylko tam trafiłam, zorientowałam się, że pozostali już tam są. Dosiadłam się. Przy stole panowała iście grobowa atmosfera. Nikt się nie odzywał ani nic nie jadł.
- Hej - mruknęłam. - Też śniła wam się...
- Komnata? - dokończył Luke. - Tak.
Westchnęłam.
sobota, 23 maja 2015
#KT Ene due rike fake?
~~Celestia~~
Drzwi jednak nie były zamknięte, ale trochę ciężko się je otwierało. W komnacie było ciemno, więc wyjęłam z kieszeni komórkę i oświetliłam najbliższą ścianę. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam...Kontakt! Żarówki w takim miejscu to chyba niecodzienność, chociażby ze względu na to, co było na samym początku, w pierwszej komnacie...Ale co ja będę marudzić, nie ma co wybrzydzać. Nawet to lepiej, dzięki temu nie musimy używać komórek do oświetlania. Włączyłam światło i...
-Ale jaja. - powiedziałam rozbawiona.
Znaleźliśmy się w pokoju, który przypomina trochę ten gabinet ochrony z monitorami i tak dalej. Podeszłam bliżej i włączyłam monitory. Działa!
-Mamy podgląd na całe, że tak to ujmę, podziemia Akademii. - powiedziałam i jestem pewna, że w tym momencie zaświeciły mi się oczy z zafascynowania.
-A tak by the way...Gdzie jest Ilied? - zapytała Kira.
Rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, smoczycy nigdzie nie było. Wzruszyłam ramionami.
-Mało osób potrafi wytrzymać moje towarzystwo. - powiedziałam. - Ale nie sądzę, żeby to było powodem braku Ilied.
>>*Luke*<<
- Wooow - mruknąłem, rozglądając się. - Nieźle.
Pełno monitorów, pełna profeska. Podszedłem do jednego ze stołów i zacząłem obserwować podziemia.
Gdy inni zajęli się zastanawianiem, gdzie może być Ilied, ja sprawdzałem po kolei stanowiska.
- Tu są! - krzyknąłem.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Kto? - zapytała Kira.
- No, pozostali - odparłem. - Z wyjątkiem Fiera.
Tym sposobem wszyscy zaczęli przyglądać się obrazowi. Temat Fiera i Ilied odszedł na dalszy plan, zastąpiony przez ważniejszy - gdzie teraz mamy iść?
~~*Kira*~~
- Powinniśmy jakoś postarać się z nimi spotkać - stwierdziłam. - Może oni wiedzą, co się stało z Fierem i Ilied.
- Tylko którędy mamy iść?
Faktycznie, do tego pokoju prowadziło wiele korytarzy. Nie było gwarancji, że wybierzemy ten właściwy.
- Ymm... Ene due rike fake? - zapytał z uśmiechem Luke.
- Postaram się to jakoś rozszyfrować - oznajmiła Celestia. - Dajcie mi chwilę.
Mito w tym czasie stał gdzieś w tle, najwyraźniej znudzony. Luke tymczasem wyglądał jakby wpadł na jakiś głupi pomysł i zastanawiał się czy dobrym pomysłem jej wprowadzenie go w życie.
- Nawet nic nie próbuj - zgasiłam jego zapał. - Nie mamy czasu na wkurzanie siebie nawzajem.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, gdy przerwał mu okrzyk Celestii:
- Mam!
Wskazała palcem jedno z wyjść.
- To tam!
Wszyscy ruszyliśmy w tamtą stronę.
~~Celestia~~
Wyszliśmy drzwiami wskazanymi przeze mnie, za którymi znajdował się zwyczajny korytarz, taki jak w AN Głównym (brzmi to jak nazwa dworca w Toruniu XD), co mnie lekko zdziwiło po tym wszystkim, co się tu działo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Postanowiłam po drodze przejrzeć broń, która tak nagle pojawiła się w moich dłoniach stosunkowo niedawno. Były to sztylety, dokładniej sztuk sześć. Każdy z nich miał inaczej przyozdobioną rękojeść - pierwszy miał ,,owinięty'' wokół siebie wąż z czerwonym oczkiem, rękojeść była srebrna, tak samo jak wąż. Drugi z kolei miał kruka z czarnym oczkiem. Rękojeść i zwierzę były białe. Trzeci miał orła z żółtym oczkiem. Całość była czarna. Kolejny sztylet miał z kolei sowę z białym oczkiem, rękojeść i ptak były złote. Następny sztylet posiadał lisa z zielonym oczkiem, czerwień była kolorem tego ostrza. Ostatni ze sztyletów miał na sobie, o dziwo, królika. Żadne z poprzednich zwierząt nie było w końcu roślinożerne, większość była drapieżnikami. Tak czy inaczej, to zwierzę miało granatowe oczko, a reszta była pomarańczowa.
-Co jest, do cholery...-szepnęłam, marszcząc brwi.
Nagle sztylety w mojej dłoni zamieniły się w kolczyki, dokładniej we wkręty. Każdy miał inny kolor i inne oczko.
-Co jest? - zapytał Mito.
-Nic takiego, ale moje sztylety zmieniły się w kolczyki. - odpowiedziałam.
Wszyscy podeszli do mnie i spojrzeli ponad ramieniem.
~~*Kira*~~
Gdy wszyscy skończyli podziwiać kolczyki Celestii, zajęli się własnymi "prezentami".Ja dostałam łuk i kołczan pełen strzał, co całkiem mnie ustawiało, bo potrafiłam się nim posługiwać. Nie widziałam szczególnego pożytku w oglądaniu go dziesięć minut, więc po prostu zmobilizowałam resztę i zmusiłam do dalszej drogi.
W trakcie rozmawialiśmy i porównywaliśmy "prezenty". Mniej więcej po jakiejś godzinie, chociaż ciężko powiedzieć czy byłam nawet blisko, usłyszeliśmy krzyk:
-Kira!
I tak oto spotkaliśmy pozostałych.
Po jakimś czasie, gdy wszystko zostało już opowiedziane, ruszyliśmy dalej. Dość szybko natrafiliśmy na ogromne drzwi.Wyglądały na ciężkie, ale gdy tylko do nich podeszliśmy, same się otworzyły. Spojrzeliśmy po sobie. Mistle jako pierwsza weszła do środka, ja zaraz za nią.
Drzwi jednak nie były zamknięte, ale trochę ciężko się je otwierało. W komnacie było ciemno, więc wyjęłam z kieszeni komórkę i oświetliłam najbliższą ścianę. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam...Kontakt! Żarówki w takim miejscu to chyba niecodzienność, chociażby ze względu na to, co było na samym początku, w pierwszej komnacie...Ale co ja będę marudzić, nie ma co wybrzydzać. Nawet to lepiej, dzięki temu nie musimy używać komórek do oświetlania. Włączyłam światło i...
-Ale jaja. - powiedziałam rozbawiona.
Znaleźliśmy się w pokoju, który przypomina trochę ten gabinet ochrony z monitorami i tak dalej. Podeszłam bliżej i włączyłam monitory. Działa!
-Mamy podgląd na całe, że tak to ujmę, podziemia Akademii. - powiedziałam i jestem pewna, że w tym momencie zaświeciły mi się oczy z zafascynowania.
-A tak by the way...Gdzie jest Ilied? - zapytała Kira.
Rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, smoczycy nigdzie nie było. Wzruszyłam ramionami.
-Mało osób potrafi wytrzymać moje towarzystwo. - powiedziałam. - Ale nie sądzę, żeby to było powodem braku Ilied.
>>*Luke*<<
- Wooow - mruknąłem, rozglądając się. - Nieźle.
Pełno monitorów, pełna profeska. Podszedłem do jednego ze stołów i zacząłem obserwować podziemia.
Gdy inni zajęli się zastanawianiem, gdzie może być Ilied, ja sprawdzałem po kolei stanowiska.
- Tu są! - krzyknąłem.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Kto? - zapytała Kira.
- No, pozostali - odparłem. - Z wyjątkiem Fiera.
Tym sposobem wszyscy zaczęli przyglądać się obrazowi. Temat Fiera i Ilied odszedł na dalszy plan, zastąpiony przez ważniejszy - gdzie teraz mamy iść?
~~*Kira*~~
- Powinniśmy jakoś postarać się z nimi spotkać - stwierdziłam. - Może oni wiedzą, co się stało z Fierem i Ilied.
- Tylko którędy mamy iść?
Faktycznie, do tego pokoju prowadziło wiele korytarzy. Nie było gwarancji, że wybierzemy ten właściwy.
- Ymm... Ene due rike fake? - zapytał z uśmiechem Luke.
- Postaram się to jakoś rozszyfrować - oznajmiła Celestia. - Dajcie mi chwilę.
Mito w tym czasie stał gdzieś w tle, najwyraźniej znudzony. Luke tymczasem wyglądał jakby wpadł na jakiś głupi pomysł i zastanawiał się czy dobrym pomysłem jej wprowadzenie go w życie.
- Nawet nic nie próbuj - zgasiłam jego zapał. - Nie mamy czasu na wkurzanie siebie nawzajem.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, gdy przerwał mu okrzyk Celestii:
- Mam!
Wskazała palcem jedno z wyjść.
- To tam!
Wszyscy ruszyliśmy w tamtą stronę.
~~Celestia~~
Wyszliśmy drzwiami wskazanymi przeze mnie, za którymi znajdował się zwyczajny korytarz, taki jak w AN Głównym (brzmi to jak nazwa dworca w Toruniu XD), co mnie lekko zdziwiło po tym wszystkim, co się tu działo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Postanowiłam po drodze przejrzeć broń, która tak nagle pojawiła się w moich dłoniach stosunkowo niedawno. Były to sztylety, dokładniej sztuk sześć. Każdy z nich miał inaczej przyozdobioną rękojeść - pierwszy miał ,,owinięty'' wokół siebie wąż z czerwonym oczkiem, rękojeść była srebrna, tak samo jak wąż. Drugi z kolei miał kruka z czarnym oczkiem. Rękojeść i zwierzę były białe. Trzeci miał orła z żółtym oczkiem. Całość była czarna. Kolejny sztylet miał z kolei sowę z białym oczkiem, rękojeść i ptak były złote. Następny sztylet posiadał lisa z zielonym oczkiem, czerwień była kolorem tego ostrza. Ostatni ze sztyletów miał na sobie, o dziwo, królika. Żadne z poprzednich zwierząt nie było w końcu roślinożerne, większość była drapieżnikami. Tak czy inaczej, to zwierzę miało granatowe oczko, a reszta była pomarańczowa.
-Co jest, do cholery...-szepnęłam, marszcząc brwi.
Nagle sztylety w mojej dłoni zamieniły się w kolczyki, dokładniej we wkręty. Każdy miał inny kolor i inne oczko.
-Co jest? - zapytał Mito.
-Nic takiego, ale moje sztylety zmieniły się w kolczyki. - odpowiedziałam.
Wszyscy podeszli do mnie i spojrzeli ponad ramieniem.
~~*Kira*~~
Gdy wszyscy skończyli podziwiać kolczyki Celestii, zajęli się własnymi "prezentami".Ja dostałam łuk i kołczan pełen strzał, co całkiem mnie ustawiało, bo potrafiłam się nim posługiwać. Nie widziałam szczególnego pożytku w oglądaniu go dziesięć minut, więc po prostu zmobilizowałam resztę i zmusiłam do dalszej drogi.
W trakcie rozmawialiśmy i porównywaliśmy "prezenty". Mniej więcej po jakiejś godzinie, chociaż ciężko powiedzieć czy byłam nawet blisko, usłyszeliśmy krzyk:
-Kira!
I tak oto spotkaliśmy pozostałych.
Po jakimś czasie, gdy wszystko zostało już opowiedziane, ruszyliśmy dalej. Dość szybko natrafiliśmy na ogromne drzwi.Wyglądały na ciężkie, ale gdy tylko do nich podeszliśmy, same się otworzyły. Spojrzeliśmy po sobie. Mistle jako pierwsza weszła do środka, ja zaraz za nią.
piątek, 22 maja 2015
#KT Zniknął? Tak po prostu?
~*~Mistle~*~
Najpierw myślałam, że Fier stroi sobie żarty, ale teraz już wiem, że po prostu mnie tu zostawił. Samą, w korytarzu. Fajnie. Nie żebym sama sobie rady dać nie mogła, wręcz przeciwnie, no ale to miłe nie było. Tak czy tak, Ostatnią rzeczą, którą teraz miałabym zrobić to siedzieć i płakać. Po prostu pozbierałam się z ziemi i zaczęłam wędrować dalej.
Szłam dość długo, a korytarz zaczynał się zmieniać. Im dalej, tym robiło się ciemniej, ściany w niektórych miejscach pękały, odpadał tynk. Robiło się chłodniej. Po jakimś czasie wszystko znów wróciło do normy. Droga znów była taka sama, nic się nie zmieniało. Straciłam poczucie czasu i ile szłam byłam w stanie określić jedynie po bólu nóg.
W pewnym momencie miałam już dość chodzenia. Byłam zmęczona. Postanowiłam na chwilę usiąść i odpocząć pod ścianą.
***
- Hej, Mistle, w porządku? - ktoś mną potrząsał.
Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam twarz Matta. Rozejrzałam się. Obok stał Tatsu. Korytarz ani trochę się nie zmienił.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam.
- Tak, tak - zapewniłam. - Co wy tu robicie?
- Szliśmy dość długo i w końcu na ciebie wpadliśmy - odparł Tatsu.
- Gdzie Fier? - zapytał Matt.
- Nie wiem. Zniknął gdzieś po drodze - mruknęłam.
<<Matt>>
Zniknął? Tak po prostu? Trzeba będzie pogadać z dyrektorką, jak tylko wrócimy...
Swoją drogą wciąż dziwnie się czułem, wiedząc, że Gertrude to tak w rzeczywistości ciotka Kiry... Z charakteru nie były ani trochę podobne, ale na tamtym obrazie były prawie identyczne.
- Wiecie może która godzina? - zapytała Mistle.
- Niestety. Mój zegarek nie działa. Nie poruszył się od dawna - odparłem.
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - oznajmił Tatsu.
Podałem Mistle rękę i pomogłem jej wstać. Potem ruszyliśmy dalej.
***
- Cicho. Słyszeliście to? - zapytałem, stając w miejscu.
Pozostali też stanęli. Po chwili znów usłyszałem. To brzmiało jak śmiech...
Dźwięki zbliżały się w naszą stronę. Tatsu był pierwszym, który zorientował się czym one są.
- Will! - zawołał.
- Tatsu? - padła odpowiedź.
Chłopak rzucił się biegiem. Spojrzałem na Mistle. Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła za nim. Ja także.
Po chwili spotkaliśmy nie tylko Will, ale także YoYo.
- W porządku? - zapytałem.
- Tak - mruknęła Will, a YoYo potwierdziła to skinieniem głowy.
~*~Mistle~*~
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - powiedziałam.
Nikt nie miał nic przeciwko, więc po prostu odwróciłam się i poszłam przed siebie. Gdzieś za mną Tatsu rozmawiał z Will, a Matt zagadywał YoYo. Czułam się taka aspołeczna w ich towarzystwie!
Postanowiłam nie zawracać sobie tym na razie głowy i skupiłam się na wypatrywaniu niebezpieczeństw. Droga jednak była na tyle monotonna, że szybko znowu zachciało mi się spać - a może to miejsce tak na mnie działało?
Po jakimś czasie usłyszałam jakiś szelest. Okazało się, że przed nami pojawił się zakręt, za którym było skrzyżowanie. Naprzeciwko nas stali pozostali.
- Kira! - zawołałam. - Wszystko u was w porządku?
I tak oto rozpoczęły się powitania i opowiadania.
Najpierw myślałam, że Fier stroi sobie żarty, ale teraz już wiem, że po prostu mnie tu zostawił. Samą, w korytarzu. Fajnie. Nie żebym sama sobie rady dać nie mogła, wręcz przeciwnie, no ale to miłe nie było. Tak czy tak, Ostatnią rzeczą, którą teraz miałabym zrobić to siedzieć i płakać. Po prostu pozbierałam się z ziemi i zaczęłam wędrować dalej.
Szłam dość długo, a korytarz zaczynał się zmieniać. Im dalej, tym robiło się ciemniej, ściany w niektórych miejscach pękały, odpadał tynk. Robiło się chłodniej. Po jakimś czasie wszystko znów wróciło do normy. Droga znów była taka sama, nic się nie zmieniało. Straciłam poczucie czasu i ile szłam byłam w stanie określić jedynie po bólu nóg.
W pewnym momencie miałam już dość chodzenia. Byłam zmęczona. Postanowiłam na chwilę usiąść i odpocząć pod ścianą.
***
- Hej, Mistle, w porządku? - ktoś mną potrząsał.
Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam twarz Matta. Rozejrzałam się. Obok stał Tatsu. Korytarz ani trochę się nie zmienił.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam.
- Tak, tak - zapewniłam. - Co wy tu robicie?
- Szliśmy dość długo i w końcu na ciebie wpadliśmy - odparł Tatsu.
- Gdzie Fier? - zapytał Matt.
- Nie wiem. Zniknął gdzieś po drodze - mruknęłam.
<<Matt>>
Zniknął? Tak po prostu? Trzeba będzie pogadać z dyrektorką, jak tylko wrócimy...
Swoją drogą wciąż dziwnie się czułem, wiedząc, że Gertrude to tak w rzeczywistości ciotka Kiry... Z charakteru nie były ani trochę podobne, ale na tamtym obrazie były prawie identyczne.
- Wiecie może która godzina? - zapytała Mistle.
- Niestety. Mój zegarek nie działa. Nie poruszył się od dawna - odparłem.
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - oznajmił Tatsu.
Podałem Mistle rękę i pomogłem jej wstać. Potem ruszyliśmy dalej.
***
- Cicho. Słyszeliście to? - zapytałem, stając w miejscu.
Pozostali też stanęli. Po chwili znów usłyszałem. To brzmiało jak śmiech...
Dźwięki zbliżały się w naszą stronę. Tatsu był pierwszym, który zorientował się czym one są.
- Will! - zawołał.
- Tatsu? - padła odpowiedź.
Chłopak rzucił się biegiem. Spojrzałem na Mistle. Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła za nim. Ja także.
Po chwili spotkaliśmy nie tylko Will, ale także YoYo.
- W porządku? - zapytałem.
- Tak - mruknęła Will, a YoYo potwierdziła to skinieniem głowy.
~*~Mistle~*~
- W takim razie powinniśmy ruszać dalej - powiedziałam.
Nikt nie miał nic przeciwko, więc po prostu odwróciłam się i poszłam przed siebie. Gdzieś za mną Tatsu rozmawiał z Will, a Matt zagadywał YoYo. Czułam się taka aspołeczna w ich towarzystwie!
Postanowiłam nie zawracać sobie tym na razie głowy i skupiłam się na wypatrywaniu niebezpieczeństw. Droga jednak była na tyle monotonna, że szybko znowu zachciało mi się spać - a może to miejsce tak na mnie działało?
Po jakimś czasie usłyszałam jakiś szelest. Okazało się, że przed nami pojawił się zakręt, za którym było skrzyżowanie. Naprzeciwko nas stali pozostali.
- Kira! - zawołałam. - Wszystko u was w porządku?
I tak oto rozpoczęły się powitania i opowiadania.
sobota, 16 maja 2015
#KT To tylko ty
♦♥♦Ilied♦♥♦
Poczułam czyjąś dłoń na grzbiecie. Bez mniejszego zastanowienia przytuliłam się do Kiry.
- Ilied wszystko w porządku?
- Nie zbliżaj się do mnie! - syknęłam na podchodzącą Celestie.
- Spokojnie. - Kira próbowała mnie ogarnąć.
- Nie będę spokojna! - fuknęłam.
- Fier, Ilied nam panikuje. Nie wiemy jak ją uspokoić. - Cels mówiła do krótkofalówki.
- Zasłońcie jej czymś oczy. To powinno złagodzić nieco sytuacje. I uważajcie, żeby was przypadkiem nie dziabła.
Zanim zdarzyłam cokolwiek zrobić, otoczyła mnie ciemność. Czułam na twarzy dotyk materiału. Fier miał rajcę uspokoiłam się trochę.
Poczułam czyjąś dłoń na grzbiecie. Bez mniejszego zastanowienia przytuliłam się do Kiry.
- Ilied wszystko w porządku?
- Nie zbliżaj się do mnie! - syknęłam na podchodzącą Celestie.
- Spokojnie. - Kira próbowała mnie ogarnąć.
- Nie będę spokojna! - fuknęłam.
- Fier, Ilied nam panikuje. Nie wiemy jak ją uspokoić. - Cels mówiła do krótkofalówki.
- Zasłońcie jej czymś oczy. To powinno złagodzić nieco sytuacje. I uważajcie, żeby was przypadkiem nie dziabła.
Zanim zdarzyłam cokolwiek zrobić, otoczyła mnie ciemność. Czułam na twarzy dotyk materiału. Fier miał rajcę uspokoiłam się trochę.
~~Celestia~~
Jestem ciekawa, ilu już ludzi doprowadziłam do tego, że nawet nie chcieli mnie widzieć na oczy.
To, że Ilied jest smokiem nie zmienia postaci rzeczy.
Z kieszeni wyszedł pająk i drasnął mnie w szyję. Mocno, muszę dodać.
Ale dzięki temu przynajmniej otrzeźwiałam z tego mode’a szaleńca. No co ja wam na to poradzę, że czasem tak już mam?!
Kap, kap, kap.
Krew powoli spływała mi z szyi i kapała na podłogę. Kira podeszła do smoczycy i ją przytuliła. Mimo, że nie podchodziłam, to i tak Ilied krzyknęła, że mam się nie zbliżać. Westchnęłam, po czym wyjęłam krótkofalówkę.
-Fier, Ilied nam panikuje, nie wiemy, jak ją uspokoić.
-Zasłońcie jej czymś oczy. To powinno złagodzić nieco sytuacje. I uważajcie, żeby was przypadkiem nie dziabła.
Spojrzałam błagalnie na Kirę, a ta zrozumiała, o co chodzi.
-A tak w ogóle jak to się stało? – dopytywał Fier.
-Włączył mi się tryb szaleńca, to wszystko. – odpowiedziałam, jakby to było coś zwyczajnego.
-Acha…To na razie.
-Pa.
Schowałam krótkofalówkę do kieszeni i rozejrzałam się dookoła.
-Hej, Celestia, krew ci leci…-powiedziała cicho Kira.
Zerknęłam na dziewczynę, po czym szybko dotknęłam szyi. Faktycznie, zapomniałam o tym…Już pół bluzki miałam zakrwawioną.
Wyjęłam z kieszeni gazę i bandaż, po czym opatrzyłam moje nacięcie. Tak właściwie obeszłoby się i bez tego, ale nie chcę innych straszyć bardziej, niż to zamierzone w ogóle było.
Ponownie rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że pojawiły się kolejne drzwi.
Zmarszczyłam brwi, po czym z kieszeni wyjęłam pistolet, powoli do nich podeszłam, po czym, jak nie usłyszałam żadnego dźwięku, kopnęłam je z całej siły tak, że wyleciały z zawiasów.
Lata treningów nie poszły na marne, kurde.
Stanęłam przed drzwiami, mierzyłam pistoletem w przestrzeń. Ale nikogo tam nie było.
Za to wszędzie dookoła było tak zielono, że bardziej chyba być nie mogło.
Żywopłot po lewo, żywopłot po prawo, przede mną…
-Wygląda na to, że trafiłyśmy do labiryntu…-powiedziałam, po czym wypuściłam pająki i przeszłam przez drzwi, nadal trzymając broń w pogotowiu.
~*~Kira~*~
Podeszłam do drzwi i spojrzałam na Ilied.
- Idziesz? - zapytałam.
- Będę zaraz za tobą - odparła.
Skinęłam głową i podążyłam za Celestią, która, poruszając się w iście żółwim tempie, sprawdzała wszystkie zakamarki, jakby zaraz coś miało z nich wyskoczyć.
Gdy dokładniej przyjrzałam się temu miejscu, zorientowałam się, że nie jesteśmy już w żadnym korytarzu. Wokół nas rozpościerał się labirynt z żywopłotu, a nad nami świeciły gwiazdy. Zaskoczyło mnie to, ale pomyślałam, że najwidoczniej trafiłyśmy do jakiegoś teleportu albo czegoś, jak poprzednio.
Przypomniałam sobie wcześniejszą komnatę i jednak w duchu ucieszyłam się, że Celestia wzięła ze sobą broń i sprawdzała wszystkie możliwe kryjówki.
- Jak się czujesz? - zapytałam Ilied, która wydawała mi się blada.
- Boję się - odparła.
- Nie martw się - powiedziałam. - Nic nam nie będzie - nie byłam ani trochę pewna moich słów, ale nadrabiałam miną.
Ilied nie wydawała się przekonana, ale mój spokój, przynajmniej zewnętrzny, chyba trochę jej się udzielił.
Podeszłam do drzwi i spojrzałam na Ilied.
- Idziesz? - zapytałam.
- Będę zaraz za tobą - odparła.
Skinęłam głową i podążyłam za Celestią, która, poruszając się w iście żółwim tempie, sprawdzała wszystkie zakamarki, jakby zaraz coś miało z nich wyskoczyć.
Gdy dokładniej przyjrzałam się temu miejscu, zorientowałam się, że nie jesteśmy już w żadnym korytarzu. Wokół nas rozpościerał się labirynt z żywopłotu, a nad nami świeciły gwiazdy. Zaskoczyło mnie to, ale pomyślałam, że najwidoczniej trafiłyśmy do jakiegoś teleportu albo czegoś, jak poprzednio.
Przypomniałam sobie wcześniejszą komnatę i jednak w duchu ucieszyłam się, że Celestia wzięła ze sobą broń i sprawdzała wszystkie możliwe kryjówki.
- Jak się czujesz? - zapytałam Ilied, która wydawała mi się blada.
- Boję się - odparła.
- Nie martw się - powiedziałam. - Nic nam nie będzie - nie byłam ani trochę pewna moich słów, ale nadrabiałam miną.
Ilied nie wydawała się przekonana, ale mój spokój, przynajmniej zewnętrzny, chyba trochę jej się udzielił.
~~Celestia~~
Szłam pierwsza. Pistolet nadal trzymałam w pogotowiu, bo nigdy nic nie wiadomo, co to za dziwadło może wyskoczyć zza rogu.
Kira szła tuż za mną, a Ilied na samym końcu. Chyba nadal była tak jakby w szoku.
Muszę zacząć bardziej kontrolować moje zmiany nastroju, że tak to ujmę.
Nagle usłyszałam jakiś szmer w jednej ze ścieżek przed nami, po prawej stronie. Podniosłam zaciśniętą pięść, która oznaczała, żeby reszta stanęła w miejscu i podeszłam do ściany labiryntu prawie się o nią opierając i przygotowałam pistolet, po czym bardzo szybko wyszłam na ścieżkę, w której usłyszałam szmer i już prawie nacisnęłam spust, kiedy się okazało, że to był...
-To tylko ty, Luke.
-Jak to: To tylko ty? Daj spokój, mnie można opisać na różne sposoby, ale tylko? Obrażam się! - i odwrócił się do mnie tyłem.
-Prawie go zastrzeliłam, a on się focha o moje zdanie...I mówi się, że to dziewczyny są niezrozumiałe. - schowałam twarz w dłonie. Cóż, artyści chodzą swoimi drogami, ale czy Luke była artystą, to tego nie mogłam powiedzieć.
-Szkoda byłoby je rozwalać, jeżeli są zamknięte...No to co? Wbijamy? - zapytałam resztę.
Jednak po chwili Luke z powrotem się przekręcił, powiedział ciche ,,żartowałem” i już leciał do Kiry, po czym ją podniósł i wyściskał. Mocno. Ciekawe, czy jej kości połamie.
Po chwili odłożył Kirę na ziemię, ucałował w dwa policzki i powiedział:
-Stęskniłem się Kirciu! Te kilka godzin bez ciebie to było cierpienie, utrapienie…Ten gościu nie ma poczucia humoru!
-Luke, pobawisz się w poetę kiedy indziej. – powiedział Mito.
-Spadaj, jesteś po prostu zazdrosny, że nie ma tu Mistle. – Luke pokazał język chłopakowi, a ja powstrzymałam Mito przed rzuceniem się na Wright’a.
Tuż niedaleko nas były drzwi. Nie były jakieś specjalnie duże, ale za to bogato zdobione.-Szkoda byłoby je rozwalać, jeżeli są zamknięte...No to co? Wbijamy? - zapytałam resztę.