środa, 3 września 2014

Ratujmy Akademię! #2

~~*Kira*~~
Upadłam na ziemię, przyciągając lewe kolano do klatki piersiowej. Ból promieniował z niego na całą nogę. Poślizgnęłam się i z rozpędu uderzyłam chwilę wcześniej kolanem w kant betonowego słupa. Niezbyt przyjemne doświadczenie.
Po kilkunastu sekundach podniosłam się z ziemi i oparłam o ścianę. Ciężko oddychałam. Zebrałam się w sobie i oderwałam od ściany. Kulejąc, ruszyłam w stronę mieszkania.

***

Przyjrzałam się ogromnemu siniakowi i opuchliźnie. Moje kolano miało chyba wszystkie kolory oznaczające, że coś niedobrego się z nim stało - zaczynając od fioletowo-różowego, przez śliwkowy, do szaro-zielonego. Westchnęłam. Bez dwóch zdań - stłuczenie.
Wstałam, ignorując ból i nie zadając sobie trudu opatrzenia kolana. Jakoś udało mi się dojść do łóżka. Rzuciłam się na nie ciężko i pogrążyłam w myślach.
Minął już dobry tydzień, jak nie więcej, od kiedy odeszłam z Akademii. Wciąż irytowała mnie myśl o tym jak wszyscy ją zostawili. Wymigiwali się brakiem czasu i innymi takimi. Rzadko można było ich spotkać, jeszcze rzadziej rozmawialiśmy. Gdy prosiłam ich, aby poświęcili Akademii trochę czasu udawali, że nie słyszą. Przynajmniej niektórzy.
Nie, nie ma już co ratować. Nawet jeśli nam się uda, atmosfera już nigdy nie będzie taka sama jak na początku - każdy miał mnóstwo pomysłów, którymi chętnie się dzielił, często rozmawialiśmy i się widywaliśmy...
Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Musiałam czymś zająć myśli. Nie chciałam końca, ale nie sądziłam, żeby cokolwiek dało się jeszcze zrobić.


~*~Mistle~*~
Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę. W powietrzu dało się wyczuć zapach jesieni, musiał więc być i deszcz. I to nie byle jaki. Ulewa jakich mało.
Nawet niebo płacze z powodu Akademii pomyślałam.
Przemoczona do suchej nitki, weszłam do pierwszej lepszej kafejki. Zajęłam miejsce przy oknie i zamówiłam herbatę. Zdjęłam bluzę i powiesiłam ją na grzejniku, żeby szybciej wyschła.
Za szybą cały świat był szary i ponury. Chodniki zmieniły się w rzeki, ludzie pochowali się w domach. Nawet zwierzęta gdzieś zniknęły.
Kelnerka postawiła przede mną parujący napój. Podziękowałam cicho i owinęłam dłonie wokół kubka, próbując się ugrzać. Po chwili podniosłam herbatę do ust i upiłam mały łyk. Nie lubiłam pić tak ciepłych napojów, ale tym razem zrobiłam wyjątek, aby się rozgrzać. Przyjemne ciepło w żołądku było wystarczającą nagrodą, bym przestała dbać o poparzony język.
Znów przypomniała mi się Akademia. Rozumiałam złość Kiry - poświęciła temu miejscu tyle czasu, a my je kompletnie zignorowaliśmy. Sama pewnie zareagowałabym podobnie.
Spojrzałam za okno, zastanawiając się czy jeszcze kiedyś tam wrócimy i czy znów będzie tak jak dawniej. Chciałbym, aby tak się stało, jednak zdawałam sobie sprawę, że szanse są niewielkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz